Lezette to jedyny człowiek wśród trójki dostępnych love interest w grze o tajemniczo brzmiącym tytule „The Second Reproduction”. Jest on wiernym przyjacielem bohaterki i jej ochroniarzem. Poznali się jako nastolatkowie, gdy wspólnie walczyli przeciwko bandytom i od tego momentu stali się praktycznie nierozłączni. Lezette nie tylko pilnował czempionki, ale wykonywał również jej rozkazy, był powiernikiem sekretów i… skrycie kochał się w księżniczce. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest jej godzien, ale jednocześnie nie potrafił zdusić w sobie swoich uczuć. W końcu dla niego stanowiła ucieleśnienie wszystkich cnót i nazywał ją nawet w myślach „Boginią Wojowników”, bo była odważna, silna, prawa, zdeterminowana i nieugięta.
W każdym razie mężczyzna nie ujawniał się ze swoimi uczuciami, bo nie przyniosłoby to niczego dobrego. Doskonale zdawał sobie sprawę z różnicy społecznej, która dzieliła go od ukochanej. Lezette pochodził z gminu, a Christina była przecież córką królowej Almenan, kompletnie nieświadomą w sprawach damsko-męskich jako wyznawczyni Heterodoxismu, a i jeszcze magicznie zmanipulowaną przez własną matkę – o czym dowiemy się z fabuły później.
W każdym razie rycerz towarzyszy naszej MC, gdy ta udaje się z misją do królestwa demonów, bo dostała rozkaz, aby zakończyć wojnę pomiędzy obiema rasami poprzez zgładzenie lorda Gardisa. Christina wie, że to może być trudne i początkowo zamierza wyruszyć sama, ale Lezette, naturalnie, jej na to nie pozwala. Choćby miał tę całą misję przypłacić życiem. Bohaterowie podróżują więc do domeny demonów, głównie zamknięci w beczkach, co już samo przez siebie jest dla rycerza torturą, bo ciężko być obojętnym na różne ocierające się o niego krągłości, aż wreszcie docierają do stolicy, a potem do zamku. To tam po raz pierwszy krzyżują ostrza z Gardisem, co kończy się dla nich sromotną porażką. Christina zostaje pokonana (i trochę zmolestowana – co jest chyba jakimś standardem dla tej gry), a Lezette kończy z magiczną obręczą wokół szyi – niczym pies. Jak tłumaczy Król Demonów, to zabezpieczenie, aby mężczyzna nie uciekł z jego krainy. Jeśli bowiem tylko przekroczy granicę, to zostanie przez artefakt zabity. Nie sądzi jednak, by to miało miejsce, bo Gardis szybko orientuje się w sytuacji i zauważa, że rycerz jest w swojej pani beznadziejnie zakochany, więc na 100% jej nie opuści.
Potem jednak relacje pomiędzy ludźmi a Maou zaczynają się poprawiać. Chociaż zostają przymusowymi gośćmi na jego zamku, to kolejne skrytobójcze ataki nie przynoszą rezultatu, aż zaczynają przeradzać się w coś w rodzaju przyjacielskiego droczenia. To również wtedy Christina zaczyna mieć dziwne sny, w których widzi siebie, brudną od krwi, w jakiejś zniszczonej przez wojnę wiosce. Dziewczyna nie wie wtedy, co to oznacza, ale dzieli się opowieścią o swoim koszmarze z Lezette, a ten… z nieznanych powodów mówi jej wtedy, że ją kocha, że musi odejść, a niedługo potem umiera, bo próbował uciec za granicę. Co było dla mnie wystarczającym powodem do głośnego zapytania „WTF?!” i jednak kontynuowania gry, bo nie ukrywam, że „The Second Reproduction” nie powaliło mnie na kolana. Chciałam jednak przynajmniej poznać prawdę, skąd ta nagła decyzja o samobójstwie. Na dodatek połączonym z wyznaniem miłosnym, aby Christinę jeszcze bardziej to wszystko bolało i zdezorientowało.
Na szczęście bądź nie, ta gra ma dziwny motyw z cofnięciem się czasu w połowie fabuły, więc i tym razem Christina używa jakoś swoich mocy i przenosi nas do momentu, w którym rycerzom dopiero co nie udał się pierwszy z ataków. Jest oczywiście świadoma tego, że Lezette ją kocha, ale skoro facet i tak niczego nie pamięta w tej alternatywnej wersji historii, to nasza bohaterka nie porusza tematu, bo sama nie jest przekonana, co właściwie czuje. Wydaje się jej, że odwzajemnia miłość rycerza, ale jednocześnie brakuje jej życiowego doświadczenia, aby sobie z czymś takim poradzić.
Opowieść więc się powtarza i wraca nam na znane tory. Ludzie ponownie odbudowują przyjaźń z Gardisem i przekonują się dzięki niemu, że ten cały konflikt na tle rasowym nie ma żadnego sensu. Że obie strony cierpią równie mocno i demony nie są żadnym grzechem tej ziemi, ale chcą być po prostu zostawione w spokoju. Zresztą sam Gardis, pomimo zakochania się w Christinie (a kto w tej grze jej nie uwielbiał?), wyraźnie kibicuje romansowi ludzi. Pokpiwa sobie z Lezette’a, udzielając mu porad łóżkowych (co irytuje MC, bo myśli, że panowie rozmawiają o technikach walki i nie chcą z jakiegoś powodu jej wtajemniczyć) albo celowo go prowokuje, np. próbując się wprosić do komnat kobiety, co kończy się tym, że Lezette i Christina sypiają odtąd razem w jednym łożu, bo rycerz stoi na straży jej czystości. Co niby znowu jest dla niego torturą, ale z czasem taki układ bardzo mu odpowiada. Zresztą to przez gadanie dziewczyny przez sen dowiaduje się, że ona również go kocha, ale nie robi z tym wyznaniem nic konkretnego. (To był ogólnie bardzo ślimakowaty romans…).
A my musimy śledzić te ich podchody dość długo, bo Christina i Lezette angażują się w ochronę granic królestwa demonów przed wszystkimi rabusiami czy zbuntowanymi rycerzami, którzy mogliby chcieć skrzywdzić niewinnych wieśniaków w ramach jakiejś fanatycznej krucjaty. Odrzucają więc wszystko, w co wierzyli do tej pory, byle tylko żyć odtąd w zgodzie z własnym sumieniem. A ich uczucie rozwija się topornie, ale sukcesywnie, bo z czasem Christina nie ma żadnych oporów, by kleić się do swojego rycerza i na koniec przejąć inicjatywę i sprowokować go do wspólnego spędzenia nocy. W końcu Lezette cały czas był o kogoś zazdrosny, najczęściej o Gardisa, więc chciała mu tym samym dać dowód swoich uczuć. No i podkreślić, że absolutnie nie przejmuje się dzielącą ich różnicą stanową. Btw. Lezette w wersji utyskującego nastolatka, który obrażał się nawet o to, że Christina osłoniła własnym ciałem Gardisa, by zabójczą raną i zawsze jest gotowa mu pomóc, był naprawdę trudny do znoszenia. Szczególnie że z jakiegoś powodu głos tej postaci jest nagrany donośniej niż pozostałych, więc w wielu scenach niepotrzebnie krzyczy…
Wreszcie też poznajemy prawdę kryjącą się za koszmarami i decyzją Lezette’a z pierwszej połowy gry. Okazuje się, że królowa Almenan rzuciła na swoją córkę zaklęcie, by ta nie pamiętała, że brała udział w rzezi królestwa Croft. (W żyłach obu kobiet płynie krew demonów – stąd ta nienawiść do całej rasy). A wszystko dlatego, by ludzie mogli oskarżyć o tę zbrodnię Gardisa i przekonać inne państwa do wojny przeciwko demonom. Lezette jednakże znał prawdę i był przez królową Helaris szantażowany. Dlatego trzymał gębę na kłódkę, rzekomo dla bezpieczeństwa Chris, i ślubował, że jeśli kobieta kiedykolwiek pozna prawdę, to ją opuści. Powiem szczerze, że kompletnie nie rozumiałam jego podejścia w tym całym układzie. Dlaczego był bardziej lojalny królowej niż Chris i dlaczego popełnił wtedy samobójstwo…? Przecież to nie tak, że Helaris by o czymkolwiek się dowiedziała i mogła go wtedy z tego rozliczyć. Na dodatek zostawiał w takich okolicznościach MC zupełnie samą: zszokowaną, z traumą i jeszcze w obcym królestwie. No, ale nieważne. Logika nie jest mocną stroną tej fabuły. W każdym razie Christina przekonuje się, że jej cała religia była jedną, wielką bzdurą i że teraz, jak poznała demony, faktycznie ciąży na niej ciężar ogromnego grzechu za zbrodnie, której się dopuściła w przeszłości, ale zamierza ją odpokutować. (Szczególnie po tym, że w nowoodkrytych wspomnieniach potwierdza, iż zabiła męża demonicy, z którą udało się jej zaprzyjaźnić).
W pozytywnym zakończeniu rycerze są z Gardisem do końca i walczą u jego boku przeciwko ludziom. Helaris udaje, że chce przeprowadzić pokojowe negocjacje i próbuje zaprosić córkę na spotkanie. Kiedy jednak ta ma ją objąć, królowa chce wbić swojej latorośli sztylet w plecy, by ukarać ją za zdradę. No… ok? I jak to niby wpłynęłoby na wynik wojny? W każdym razie plan się nie udaje, bo Lezette ochrania swoją ukochaną, a wkrótce potem Christina zostaje nową władczynią. Czemu ona, a nie jej siostry, skoro miała reputację kogoś zmanipulowanego przez demony? Też nie wiadomo. Ale to wreszcie doprowadza do wyczekiwanego pokoju między wszystkimi stronnictwami. Lezette długo musi się jednak jeszcze naczekać, aż za zasługi zostaje wreszcie uznany przez radę i staje się dostatecznie godny, by zostać królewskim małżonkiem. Co więcej, Christina przywraca poprzednie wyznanie – w wersji Ortodoksyjnej, by powstrzymać rozwój fanatyzmu religijnego, a na koniec parka zostaje rodzicami, by zachować ciągłość ich wspaniałej dynastii. (Tak, warto było ją kontynuować). A w tej wersji zakończenia biedny Gardis jest już na zawsze usychającym z tęsknoty kawalerem, bo nigdy nie wyleczył się z miłości do srebrnowłosej, ludzkiej królowej.
W negatywnym zakończeniu: Gardis poświęca się, pozwalając, by Lezette go rzekomo zabił, i by tym samym jego ludzcy przyjaciele nie byli postrzegani przez swoich jako zdrajcy. To umożliwia im powrót do Almenan i powolne zbieranie sojuszników. Christina staje na czele armii, znana odtąd jako „The Human Demon Lady”, i wraz z wszystkimi swoimi siłami, z Lezette u boku, dążą do pomszczenia śmierci przyjaciela i powstrzymania raz na zawsze ludzkiej dominacji i fanatyzmu. Nie bardzo wiadomo, jaka łączy ich w tym endingu relacja, poza dzieleniem nienawiści do Helaris, ale przyznaje, że było to nieoczekiwanie interesujące rozwiązanie fabularne z wykopem. No i CG też prezentowało się ciekawie.
Czy polecam Wam tę ścieżkę? Łeee… Chyba nie opłaca się w nią bawić tylko dla jednego, całkiem spoko bad endingu. Ta gra wyraźnie shippuje Christinę z Gardisem i jeśli już koniecznie chcecie ją przetestować, to polecałabym po prostu ograć historię chłopca/demona z plakatów i tyle. Lezette był tylko smutnym dodatkiem, bez ciekawej osobowości czy developmentu, a w samej opowieści była masa dziur logicznych, których przyznam – już z czystego lenistwa – nie chciało mi się wymieniać. To nie tak, że jest absolutnie zła. Miała zabawne momenty np. gdy Lezette mówił, jak wielką rodzinę zamierza posiadać lub, gdy musiał zdawać królowi demonów raport ze swoich postępów z Christiną, ale było tego za mało i przez większą część rozdziałów wiało nudą. Może oceniłabym ją pozytywniej, gdyby to była jedna z moich pierwszych gier otome, ale – jak wiadomo – człowiek staje się z czasem bardziej wybredny i potrzebuje czegoś więcej niż bazowania na stereotypach.