Ah, Rumpel! Gostek, który ciekawił mnie najbardziej, bo miał bardzo enigmatyczne „wejście”. Pojawił się w fabule dosłownie znikąd, cierpiał na skutek amnezji, no i jeszcze jego klątwa nawiązywała do dość pokręconej baśni – o magicznym karle z germańskiego folkloru ludowego. Spodziewałam się więc naprawdę wiele, dostałam z tego nieco mniej, ale i tak trafiło się kilka interesujących wątków, które pozytywnie mnie zaskoczyły.
Zacznijmy jednak tradycyjnie od krótkiego wprowadzenia. W „Cinderella Phenomenon” wcielamy się w nastoletnią Lucette, która jest tym wszystkim, czym zwykle bohaterki otome zwykle nie są. Hę? Ano tak! Dziewczyna jest zimna, arogancka, nieufna, pozbawiona współczucia i zyskała sobie przydomek księżniczki „o lodowym sercu”. Wszystko za sprawą surowej matki, która nauczyła Lucette, że świat to okrutne, zdradzieckie miejsce, pełne ludzi, którzy będą próbowali ją oszukać i wykorzystać. Na swoje więc szczęście (bądź nie) Lucette pada ofiarą klątwy rzuconej przez dobrą wiedźmę Delorę. Wskutek magii wszyscy zapominają o istnieniu dziewczyny, traci ona status i staje się nędzarką, niczym tytułowy Kopciuszek, a aby odzyskać, co jej zabrano, musi dokonać trzech dobrych uczynków. Tym sposobem Lucette trafia do Marchen, tawerny gdzie ukrywają się inni mieszkańcy z „baśniowymi klątwami” i szuka wśród jej odwiedzających pomocy…
A ponieważ każdy z gości Marchen pracuje w parach, to Lucette przypada w udziale współpraca z Rumpelem, odpychającym gościem, który już pierwszego dnia starał się flirtować z Karmą (bo pomylił go z kobietą), a potem komplementował dosłownie każdą niewiastę w zasięgu. Rumpel jest bowiem towarzyski, gadatliwy, namolny, optymistyczny i zawsze ma do powiedzenia jakieś miłe słowo. Jest też bardzo przyjacielski wobec księżniczki i nie obraża się, gdy ta początkowo pokazuje mu się z jak najgorszej strony, bo nie wie, czym jest życzliwość, ani dobro. Stąd nie raz, nie dwa, dość krytycznie oceniała zachowanie swojego partnera i wprost mówiła mu, że nie ma z niego żadnego pożytku.
Niemniej, aby przełamać swoją klątwę i odzyskać wspomnienia, Rumpel także potrzebuje zebrać 3 rzeczy: tym razem chodzi o wpisy do dziennika. Dopiero wtedy w pełni odzyska to, co stracił i zrozumie, jak właściwie padł ofiarą zaklęcia. Jego przeszłość jest bowiem na tym etapie owiana tajemnicą, a Lucette jest wystarczająco samolubna, aby skupiać się tylko na sobie i nie brać pod uwagę, jakby tu pomóc towarzyszowi. Co w sumie nawet nie było potrzebne, bo Rumpel zbiera pierwszą notatkę błyskawicznie, podczas wspólnego wypadu na zakupy, po zioła. (Z tej ścieżki dowiadujemy się, że Annice Willowe jest całkiem niezła uzdrowicielka). W każdym razie: napotkany po drodze chłopiec rozpoznaje w LI doktora, który kiedyś go uratował i któremu wszystko zawdzięczał.
Od tego momentu zmienia się nieco funkcja Rumpela w Marchen, bo skoro przypomniał sobie, że potrafi leczyć, to staje się odpowiedzialny za zdrowie wróżki Parfait – a jego nagły sukces każę Lucette zastanowić się nad własnymi postępami. Dziewczyna dochodzi do wniosku, że może niepotrzebnie tak krytykowała Rumpela, a powinna raczej faktycznie mu się przyglądać, aby nauczyć czegoś o dobrych uczynkach – zwłaszcza że ten chętnie z nią rozmawia i pokazuje różne miejsca – zamiast tylko osądzać. W Marchen pojawia się jednak nowy konflikt, bo Rumpel i Karma dosłownie skaczą sobie do gardeł i to z pozornie błahego powodu. Karmie nie podoba się to, że Rumpel flirtuję z każdą kobietą, dając jej złudne nadzieje, a doktor dochodzi do wniosku, że szermierz musi być po prostu o niego zazdrosny. W końcu z powodu własnej klątwy Karma musi się ukrywać i nie może swobodnie rozmawiać z płcią piękną, ale ich narastającą kłótnię przerywa wreszcie rycerz Jurien, nim posuną się za daleko.
A ja muszę ze swojej strony dodać, że w tym całym sporze popierałam obie strony konfliktu. Miłe jest czasem usłyszeć coś pozytywnego, a nie tylko żale, gdy ktoś przypomni nam o naszej wartości albo po prostu o radosnych aspektach życia. Z drugiej, zgadzam się, że wysyłanie komuś sprzecznych sygnałów, gdy kompletnie nie jest się nim zainteresowanym, to działanie czysto okrutne. W rozmowie z Lucette Rumpel wyznaje jednak, że kierują nim tylko te pierwsze powody. Nie chodzi o uwodzenie kobiet, ale po prostu – przypominanie ludziom o ich różnych zaletach, aby poprawić im humor. Czasami bowiem nie chodzi tylko o leczenie ciała, ale też ducha. A on naprawdę lubił ludzi, więc komplementowanie sprawiało mu radość.
Jakiś czas później bohaterowie spotykają innego potencjalnego pacjenta: kaszlącego mężczyznę, którego nie stać na lekarstwa. Rumpel próbuje przekazać choremu, jak może załagodzić objawy domowymi sposobami, ale koniec końców stwierdza, że to tylko odwlekanie nieuniknionego bez odpowiednich lekarstw. (Propaganda branży farmaceutycznej musi być w Angielle bardzo silna). Wreszcie sytuacja jest na tyle poważna, że mężczyzna trafia do Marchen, ale doktor nie może mu pomóc. A przynajmniej tak mu się wydaje, póki Lucette nie używa własnych pieniędzy – czym dokonuje swojego pierwszego, dobrego uczynku. Dziwi ją jednak nieco, że Rumpel odmawia jakiejkolwiek nagrody za pomoc, twierdząc, że uratowanie życia, to już wszystko, czego potrzebuje. Hmm, a może byś tak mógł wziąć to na poczet budżetu na lekarstwa dla innych w przyszłości, dude? Cóż, to nie jest najbystrzejszy z love interest. (Btw. z czego oni w tym świecie robią leki, skoro twierdzą, że zioła to za mało? Skrzydełek wróżek, łzy jednorożca i oczu ropuchy? XD).
Ogólnie ta ścieżka porusza bardzo interesujący problem, jakim jest fanatyczna ofiarność. Coś, z czym nie często spotykamy się w grach otome, które jednak promują bycie chaotycznie dobrym. Jak okazuje się potem, przy okazji spotkania z kolejną kobietą – Brią, która rozpoznaje doktora, Rumpel miał kiedyś narzeczoną! A ta jest nawet w posiadaniu jego dzienników, które mogłyby okazać się pomocne w odzyskaniu wspomnień, ale między Brią, a jej rzekomym ukochanym, da się wyczuć jakieś napięcie. No i Lucette nie czuje się z tym reunion małżeństwa komfortowo, bo zaczęła patrzeć na doktora inaczej, a tu nagle spod ziemi wyrosła jej rywalka. Lucette próbuje więc dowiedzieć się czegoś o tajemniczej Brii, wypytując o nią na mieście, przez co w pierwszej kolejności dostaję całą masę plotek. Wiadomo – mili sąsiedzi. Nie lubią się wtrącać, ale „uprzejmie donoszą”. W każdym razie ludzie twierdzą, że Bria zdradziła dobrego doktora z jakimś szlachcicem i przedstawiają ją w jak najgorszym świetle. Lucette zaś – zamiast to przemyśleć – dąży do konfrontacji, byle Rumpel tylko szybko poznał prawdę i nie dał się przypadkiem okłamać niewdzięcznej ex.
Tyle że ta historia ma także drugą stronę medalu. Okazuje się, że małżeństwo na początku było całkiem szczęśliwe… do momentu aż Rumpel zaczął poświęcać dosłownie wszystko dla swojej misji. Nigdy nie brał żadnej zapłaty za swoje usługi, aż jego połowica zaczęła żyć w nędzy. Sama musiała ścigać dawnych pacjentów i prosić o jakieś wynagrodzenie, aby mieć środki na życie, doznając nieustannego upokorzenia. Z czasem Rumpel zaczął też wyprzedawać ich majątek. Najpierw były to pamiątki rodowe, potem ślubne, a na koniec zaczął korzystać z usług wiedźmy-lekarki, która rzuciła na niego klątwę, w zamian za swoją pomoc, gdy życie Brii też znalazło się w niebezpieczeństwie. Rumpel nie potrafił po prostu pogodzić się z niemocą, jako lekarz, i nie chciał być zmuszony obserwować, jak traci któregokolwiek ze swoich pacjentów. To ostatecznie pchnęło Brię do zdrady i ich małżeństwo się rozpadło, a choć Lucette próbowała ostrzec Rumpela, to zupełnie niepotrzebnie, bo odzyskał on już wspomnienia, z których wynikało, że dawno nie kocha żony.
Od tej pory Lucette rozumie, że jeśli chce kontynuować swoją romantyczną relację z Rumpelem, to należy wymusić na nim, by zmienił swoje postępowanie. Że bycie ślepo dobrym, potrafi być tak samo szkodliwe, jak jej lodowe serce. I chociaż oboje ciężko pracują potem, aby coś z tego wyszło, to powiem szczerze, że trudno uwierzyć mi w magiczną przemianę osobowości doktora. W końcu on kierował się tą swoją ofiarną filozofią od zawsze i już raz poświęcił dla niej miłość. (Był dostatecznie egoistyczny, by pomimo swoich priorytetów zawodowych zakładać związek). Nie bardzo więc rozumiałam, czemu w przypadku Lucette miało być inaczej? W czym była lepsza od Brii? W każdym razie to MC zdobywa wreszcie od ex brakujące pamiętniki doktora, dzięki czemu odzyskuje on wspomnienia, przypomina sobie, że nazywał się Chevalier du Mont, a Lucette ma na koncie kolejny, dobry uczynek.
Btw. w międzyczasie tych wszystkich słodkości, obietnic i wyznań miłosnych, MC dowiaduje się także od wiedźmy Delory i wróżki Parfait prawdy o swoim pochodzeniu. Że tak naprawdę matka, którą kochała, była Złą Królową i wiedźmą w jednym, i że Hildyr terroryzowała królestwo oraz mieszała we wspomnieniach córki, aby zrobić z niej posłuszne narzędzie. A ponieważ Lucette, jako jej dziedziczka, miała w 18. urodziny przejąć kontrolę nad magicznym kryształem ciemności – Tenebrarum, to klątwa z dobrymi uczynkami służyła tylko temu, aby upewnić się, że dziewczyna nie pójdzie w ślady rodzicielki.
Co więcej, na zamku doszło do powstania, a złe wiedźmy, pod dowództwem byłego ucznia Hildyr – Mythrosa, uwięziły rodzinę królewską. Lucette i Chevalier pomagają potem rannym w klinikach, a gdy wracają do Marchen, bohaterka pyta o najłatwiejszy sposób odebrania komuś życia. Jako lekarz, Chevalier podkreśla, że każde morderstwo uważa za zbrodnie, ale gdyby znalazła się kiedyś w sytuacji zagrożenia i nie miała wyjścia, to powinna atakować przeciwnika w szyję, bo wtedy najszybciej straci dużo krwi. ( = Strzelba Czechowa przygotowana).
Kilka nocy później, księżniczka zostaje porwana przez Mythrosa, który próbuje zmusić ją do pomocy we wskrzeszeniu królowej. Co oczywiście spotyka się z oporem ze strony sojuszników z Marchen, którzy przybywają przyjaciółce na ratunek. Rumpel pomaga księżniczce uciec, gdy w tym czasie inni walczą z kontrolowanymi przez wiedźmy rycerzami.
W smutnym zakończeniu: Mythros zmusza rycerzy, którzy nie walczą z grupą ratowniczą, do zaatakowania Lucette – po tym, jak MC podniosła miecz, a Rumpel został zahipnotyzowany (co było dla mnie absolutnie niezrozumiałe, bo przecież potrzebował jej do rytuału… dlaczego więc nagle próbował ją zabić?!). W każdym razie doktor ocknął się w porę i zrobił to, co kochał najbardziej: czyli poświęcił się i przyjął na siebie morderczy cios. Załamana Lucette rezygnuje wtedy z dalszej walki, a wiedźmy ją otaczają. Możemy więc spokojnie założyć, że reszta akcji potoczyła się dalej po myśli Mythrosa. Czyli doszło pewnie do powrotu Hildyr.
W szczęśliwym zakończeniu: podobnie jak w przypadku złego zakończenia, Mythros zmusza rycerzy do walki ze sobą i rzuca zaklęcie na Chevaliera. Ale tym razem księżniczka pamięta obietnicę, że nikogo nie zabije, więc wyrywa go z transu uderzeniem. Walka przenosi się do sali tronowej, gdzie dołączają Delora, dorosły Waltz (po drodze zdjął z siebie klątwę) i Parfait. Mythros jest już wtedy na kolanach i ma się poddać, bo Lucette waha się przed odebraniem mu życia. Zdrajca atakuje jednak po raz ostatni znienacka – jak przystało na dążącego do samozagłady antagonistę — by zostać powstrzymanym przez Rumpela (i tak za późno, bo Parfait umarła), który wbija mu ostrze w szyje. Może i w sprzeczności ze swoją filozofią, co kosztuje go potem traumę i koszmary, ale przynajmniej uratował ukochaną. The end? Ano tak.
Ogólnie, nie ukrywam, że podobał mi się pomysł, by poruszyć problem szkodliwego wpływu „nadmiernej dobroci”. Pokrętnie pokazano to zwłaszcza w zakończeniu, gdzie litość bohaterów zwraca się przeciwko nim i daje antagoniście szansę, by dokonać zemsty. Co nie jest przecież typowe dla bajkowej konwencji – bo za dobre uczynki spodziewamy się raczej nagrody, a nie kary – a tutaj wahanie bohaterki sprawiło, że wróżka straciła życie.
Wciąż z przykrością przyznaję, że bawiłam się dobrze tylko przy jakiś 50% fabuły. Początek był bardzo ciekawy. Naprawdę liczyłam na fajną zagadkę, stojącą za amnezją doktora i Bria pod tym względem nie zawiodła. Problem małżeństwa był – na szczęście – bardziej skomplikowany, a wina nie tylko jednostronna. To nie tak, że nie potrafiliśmy sympatyzować ze zmęczoną i upokorzoną żoną, zwłaszcza gdy ta zrozumiała, że została przez partnera najzwyczajniej oszukana. Że zawsze będzie dla Rumpela tylko osobą na drugim planie, mniej ważną od wszystkich jego pacjentów, choćby konała z nędzy i głodu, a nie na to się przecież pisała. W sensie zdrada jest zawsze czymś potwornym (można się przecież rozwieść, zamiast ranić), ale przynajmniej rozumiemy jej motywację. Potem jednak, niestety, pojawili się tradycyjnie, ci cartoonowi złoczyńcy i moja przyjemność z grania osłabła.
Co ciekawe, ku własnemu zaskoczeniu, polubiłam Rumpela jako bohatera. Nie spodziewałam się tego kompletnie, ale przynajmniej, w porównaniu do innych love interest z tej gry, był znacznie bardziej skomplikowany i przypominał mi nieco Karmę, z którym aż tak się nie lubił. Chociaż, paradoksalnie, Karma został ukarany za egoizm, a doktor za swoją ofiarność, czyli byli jakby przeciwnymi dla siebie biegunami. Cała więc jego przeszłość i irytujący charakter sprawiały, że początek ścieżki bynajmniej mi się nie dłużył i chciałam się dowiedzieć na jego temat więcej. Ale i tak uważam, że potencjał, jaki niosła ze sobą jego baśń, mógł zostać jeszcze lepiej wykorzystany. A choć sam Rumpel kilkakrotnie mnie rozbawił, to jednak trudno było mi patrzeć na niego, jako potencjalnego love interest dla Lucette. Mam takie przykre wrażenie, że ona zrobiła dla niego więcej, niż od dla niej i nie bardzo wiem przez to, z czego wynikało to całe zakochanie? Głównie bowiem skupialiśmy się na rozwiązywaniu problemów doktora, a przeszłość księżniczki zaatakowała nas tak trochę znienacka.
Ale i tak na obronę tej ścieżki dodam, że to jedyna, która podjęła próbę nadania Mythrosowi jakiejś głębi. Okazało się, że od zawsze był on przez Hildyr bardzo źle traktowany i chociaż zabiegał o jej uznanie, to był tylko narzędziem, które z lekkim sercem się wyrzucało, gdy przestawało być potrzebne. Stąd, nawet jeśli dalej uważam go raczej za komicznego antagonistę, to chociaż mogliśmy na niego wreszcie spojrzeć w nieco innym świetle. (Co Rumpel sprytnie wykorzystał, próbując go okłamać, ale to już taki szczegół…).
Czy polecam tę ścieżkę? Z tego, co widziałam po ogólnych opiniach, to jest raczej nielubiana/oceniana jako najgorsza, choć w moim odczuciu nie była znowu taka zła, by w ogóle nie dać jej szansy. Myślę po prostu, że dość trudno polubić Rumpela za jego irytujący charakter… Ale i tak ciekawi mnie, jak dalej potoczy się ta historia. W końcu jakby nie było, szykuje nam się trochę dramy. Bo czy prosty, biedny doktor, naprawdę jest wart ręki przyszłej królowej i możliwe, że najpotężniejszej użytkowniczki magii w całym Angielle? Zobaczymy.