Karma (co jest akronimem od jego wyjątkowo wielu imion: Klaude Aidric Renaldi Nattheus Almonte ) to kolejny z love interest, których możemy spotkać w grze „Cinderella Phenomenon” i najłatwiej opisać go po prostu jako… narcyza? Mężczyzna kocha piękno i elegancje w każdym aspekcie swojego życia, dlatego nawet tak prozaiczne czynności, jak jedzenie, są w jego wykonaniu doprowadzone do perfekcji i pełne gracji. (Znam kogoś podobnego w życiu prywatnym i powiem Wam, że tak eleganckie jedzenie fast foodów, i to bez ubrudzenia się, przeczy dla mnie prawom fizyki… no ale są ludzie, którzy faktycznie tak potrafią. Pozostaje mi tylko zazdrość i zawiść!).
MC poznaje go jednak najpierw w przebraniu, bo mężczyzna boryka się z pewną, przykrą przypadłością. Tak jak większość mieszkańców królestwa po wojnie jest pod wpływem baśniowej klątwy i każda kobieta, która go ujrzy, z miejsca zapała do mężczyzny fanatyczną miłością. Aby więc uniknąć przykrego obowiązku uciekania przed każdą przedstawicielką płci pięknej, bez względu na jej stan, wiek i zobowiązania, na co dzień Karma ukrywa się w niewieścim kostiumie, za makijażem i setką sekretów. A chociaż jego perfekcyjne przebranie zwraca uwagę również panów, to Karma bardzo agresywnie reaguje na jakąkolwiek atencje z ich strony, o czym dobitnie przekonał się, próbujący go uwieść Rumpel.
Czy mi to przeszkadzało? Absolutnie nie. W końcu o męskości postaci znaczy coś więcej niż jej odzienie czy makijaż, jakie nosi. Karma jest przy tym wszystkim świetnym szermierzem i nie raz czy dwa, udowodnił, że nawet najlepsi rycerze królestwa nie mają szans dorównać mu pola. A skoro już o Zakonie wspomniałam, to czas też szerzej ogólnie opowiedzieć o głównym problemie tego wątku.
Naszą MC jest w tej opowieści księżniczka Lucette – nazywana osobą o „lodowym sercu”. Dziewczyna była wychowana przez bardzo surową matkę, która nauczyła ją nie ufać nikomu, gardzić słabością, emocjami. To dlatego księżniczka jest samotna, ale kompletnie pozbawiona empatii i dobra wiedźma postanawia dać jej nauczkę. Rzuca na Lucettę klątwę „Kopciuszka”, która sprawia, że całe otoczenie zamku zapomina o jej istnieniu. Aby odzyskać dawny status, Lucette musi przełamać klątwę, dokonując trzech dobrych uczynków. Co nie jest wcale taką prostą sprawą, gdy zaczyna się od zera i nawet nie wie się, czym w zasadzie jest to całe dobro. To dlatego Lucette szuka sobie do pomocy partnera w zaczarowanej tawernie Marchen. A jej wybór pada na Karmę, choć dziewczyna szybko zaczyna powątpiewać, czy była to właściwa decyzja. Mężczyzna twierdzi bowiem, że dobro to nic innego, jak być pięknym na zewnątrz i wewnątrz, a chociaż nie może pomóc jej bezpośrednio, to obiecuje szukać jej sposobności do dokonania dobrych uczynków.
Tak zaczyna się ich nietypowa przyjaźń, ale muszę przyznać, że lubiłam dynamikę tej parki. Zimna, zdystansowana i pragmatyczna postawa Lucette dobrze kontrastowała z gadatliwą, otwartą i ekspresyjną osobowością Karmy. Chociaż trochę żałuję, że nigdy w sumie nie wyjaśniono tajemniczej odporności księżniczki na klątwę mężczyzny. Przypomniało mi to trochę o motywie ze świata Pik z „Amnesii” (ale ta gra ogólnie na sporo nawiązań do produkcji Otomate). W końcu Lucette widziała go bez przebrania już na samym początku fabuły – gdy ćwiczył nocą szermierkę razem z rycerzami, a mimo to pozostawała zupełnie obojętna na jego wdzięki. Czy to ze względu na jej tajemnicze pochodzenie? Tak czy inaczej, można tylko zgadywać. W każdym razie to właśnie jej niewrażliwość wzbudza zainteresowanie Karmy, do tego stopnia, że coraz chętniej spędza z nią czas. Praktycznie każdego wieczora – podczas treningów.
To również znajomość z dwójką wykopanych z Zakonu rycerzy sprawia, że Lucette ma szanse dokonać swojego pierwszego, dobrego uczynku. Okazuje się, że Garlan od zawsze kochał się w Jurien. Brakowało mu tylko odwagi, aby wyznać jej, co czuje, bo bał się, że wtedy może stracić to, co posiadali. Początkowo Lucette uważa jego postawę za tchórzostwo i nie chce się w to angażować. Zresztą nie wie nawet, czym jest miłość, więc trudno, by się z takimi problemami identyfikowała. Potem jednak – gdy sama staje się znacznie cieplejszą osobą – zachęca Garlana, by nie rezygnował z potencjalnego szczęścia, jakie może go czekać, jeśli jego uczucia zostaną odwzajemnione. Co prowadzi do tego, że Karma i Lucette kibicują i wspierają inną parę, automatycznie zbliżając się też do siebie.
Drugi dobry uczynek udaje się księżniczce zrealizować, gdy samodzielnie próbuje zdobyć jakieś informacje o sytuacji w pałacu na mieście. Okazuje się, że ser Alcaster knuje jakiś spisek, mający pozbawić króla Genaro korony, nim jednak cała intryga zostaje ujawniona, najpierw Lucette odkrywa, że jest przez rycerzy poszukiwana i o mało nie wpada w ich łapy. Z pomocą przychodzi jej oczywiście Karma, który w tej ścieżce specjalizował się w byciu księciem na białym koniu, który zawsze pojawia się z odsieczą. Jakiś czas później dziewczyna może mu się jednak za ratunek odwdzięczyć – nie była więc to sytuacja zupełnie jednostronna. Kiedy przypadkowo wpadają na tłum zakochanych w nim kobiet, to Lucette chwyta Karmę za rękę i zmusza go do ucieczki, bo mężczyzna stracił wolę walki i nie zamierzał wtedy zrobić już nic… i co? Dać się zmolestować? Co by się w sumie tam wydarzyło? XD W każdym razie, ponieważ MC nie zwiała sama, ale pomyślała też o innych, to kolejny dobry uczynek zostaje tym samym odhaczony.
Co zaś się tyczy trzeciego, to będziemy musieli się nieco naczekać i odkryć wcześniej backstory obu bohaterów. Najpierw Karma ujawnia, że tak naprawdę nazywa się Klaude Aidric Renaldi Nattheus Almonte i jest zaginionym księciem z sąsiedniego królestwa Brugantia. Został ukarany klątwą przez wiedźmę za swoją próżność. Zbałamucił bowiem rozkochaną w sobie kobietę, uczynił swoją kochanką, a potem chciał porzucić jak rzecz. Upokorzony i zawstydzony książę opuścił ojczyznę, aby nie pokazywać się nikomu w takim stanie, bo hipnotyzowanie kobiet było też po części niebezpieczne. Zwłaszcza że potrafiły mu się naprzykrzać nawet mężatki. To dlatego postanowił, że nie wróci, póki nie znajdzie sposobu na przełamanie zaklęcia, a pomóc mu miał w tym nie kto inny, jak nasza Lucette…
…która w swoje 18-naste urodziny miała posiąść moc pozwalającą jej zdejmować wszystkie klątwy. Dlaczego? Bo w rzeczywistości była jedyną córką Złej Królowej – wiedźmy, która zamierzała w przyszłości uczynić ją jedyną spadkobierczynią magicznego kryształu. Tak naprawdę Karma mógł więc tylko poczekać i zdobyć sobie sympatię księżniczki z egoistycznych pobudek. Tymczasem dla Lucette to odkrycie jest niezłym szokiem. Nagle rozumie bowiem, czemu wszyscy poddani jej nienawidzili. Jej matka była tyranką. To dlatego również nie zaznała żadnego ciepła ze strony ojca – zmuszonego do związku z wiedźmą, a zakochanego od zawsze w Opheli. A chociaż światopogląd się chwilowo dziewczynie burzy, to szybko odzyskuje swoją zimną krew. Może i ludzie mają postawy, aby się jej bać i posądzać, że pójdzie w ślady matki, ale MC ma własne plany.
Martwi ją tylko, że Karma zaczyna się od niej oddalać i coraz częściej wpada w apatyczne lub gniewne nastroje. Do tego stopnia, że drażni go widok zakochanych rycerzy – Garlana i Jurien. Nie chce jednak na temat swojego stanu rozmawiać i tylko przypadkowe ujrzenie jego tatuażu na piersi, róży obleczonej w większą ilość kolców, upewnia Lucette, że jest to jakoś powiązane z jego klątwą. Dziewczyna próbuje nawet załagodzić sytuacje, kupując Klaudowi biżuterię z ukrytą notatką, ale dochodzi między nimi do kłótni. Książę wspomina tylko coś o kobiecie z przeszłości, która była cudowna i dobra, ale koniec końców, porzuciła go jak wszystkie inne…
Potem sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo dochodzi do najdurniejszego puczu, jaki od dawna w grach widziałam. Alcaster wyciąga króla na targ, a ten deklaruje tym kilku przypadkowym sprzedawcom jajek, kapusty i marchwi, że z powodów zdrowotnych zrzeka się korony i dziękuję za wierną służbę. Ponieważ księżniczka jest za młoda (ma na myśli Emelaigne, bo o Lucette nikt nie pamięta), to nie może przejąć władzy i jako swojego następcę wyznacza głowę Zakonu. Eeee… okej? Jasne, logiczne, że nikt nie miałby nic przeciwko. W tym królestwie nie ma żadnej szlachty z własnymi wojskami, które mogłyby np. dojść do wniosku, że warto wydać synalka za Emelaigne i tym samym sięgnąć po koronę. Co więcej, tak zadeklarowane info o zmianie zarządu na najwyższych szczeblach na pewno dotarłoby do wszystkich… Chyba że to całe królestwo Angielle składało się z jednego miasteczka. Kupcy przyjmują więc ten fakt do wiadomości, jak informacje o pogodzie, a Alcaster wraca do zamku. Przy okazji do Marchen wpada przyszywane rodzeństwo MC, które uciekło przy pomocy Fritza. To oni ujawniają, że rycerz zmusił króla do wypełniania swoich rozkazów, bo wziął na zakładniczkę Ophelię.
Drużyna organizuje więc jakąś kilkuosobową ekipę ratunkową, aby odbić Genaro. Cóż, sensowność fabuły leci już od tego momentu na łeb i szyje – ale to dotyczy wszystkich wątków z antagonistami w tej grze. Są nieprawdopodobnie wręcz cartoonowi. Oczywiście, Lucette też chce im wtedy towarzyszyć, bo wzięła od Klauda/Karmy przyśpieszony kurs samoobrony. Pomimo więc błagań ukochanego, aby została w domu i nie utrudniała sprawy, to jest zbyt uparta, by siedzieć na tyłku, bo nie chce być „damą w opałach”. Tak czy inaczej, w sumie dobrze się stało, bo dzięki mocy narrativum to właśnie ten moment klątwa Karmy wybrała sobie na odpowiedni, aby się uaktywnić. Co doprowadza w sumie do tego, że w zamku – ta ta ta dam! – pojawia się bestia!
Antagoniści wpadają w popłoch, bo nie wiedzą, która z wiedźm przywołała potwora. Lucette również jest przerażona i w bad endingu dźga tego cudacznego stwora prosto w serce, gdy tylko ma ku temu okazje. Co doprowadza do śmierci Klauda i opóźnionego uświadomienia sobie przez bohaterkę, że właśnie zamordowała swojego love boya. W pozytywnym zakończeniu MC rozpoznaje w bestii młodego księcia za sprawą naszyjniku z różą, którą kiedyś mu podarowała. Dziewczyna wtedy obiecuje, że będzie go zawsze kochać, bez względu na formę, co daje nam podwójne combo, bo i klątwa Lucette (za pomoc w naprawieniu sytuacji na zamku) i Klauda zostają anulowane! Mythros umiera offscreenowo, Fritz również, bo się poświęca, by obronić księżniczkę, z Alcasterem także się żegnamy… a to prowadzi nas to radosnego finału, w którym Karma prezentuje się przed swoim przyszłym teściem, jako potencjalnie najgorszy kandydat na zięcia w historii Angielle, bo w swoim lovey-dovey trybie jest jeszcze trudniejszy do zniesienia niż zazwyczaj.
Co prowadzi nas do podsumowania, a część wniosków już w zasadzie Wam zespoilerowałam. Ponownie rozczarowali mnie antagoniści i ich intrygi, bo wszystkie ich działania ledwo nosiły znamiona jakiegokolwiek sensu. Że niby królestwo musi być rządzone przez strach, bo jest wtedy bardziej „produktywne”? I że dzięki temu „za Złej Królowej było lepiej”? Od kiedy z Alcastera taki ekonomista się zrobił? I jak on to zasadniczo wyliczył? A potem jeszcze ten sojusz z Mythrosem i zabawa w to, kto kogo zdradzi pierwszy…
Na szczęście to moje jedyne zastrzeżenia. Za przewrotny i w sumie ciekawy uważałam pomysł połączenia dwóch postaci w jedno, czyli Pięknej i Bestii. W efekcie, chociaż w Karmie wszyscy z łatwością się zakochiwali, to porzucali go z przerażeniem dokładnie w momencie, gdy poznawali jego tajemnicę. A mężczyzna zmieniał się w potwora, ilekroć próbował odwzajemniać czyjeś uczucia, co reprezentował tatuaż. To dlatego w końcówce gry był taki markotny. Wiedział, że zadurzył się w Lucettę, ale spodziewał się dokładnie tego samego finału, co zawsze. Tak naprawdę niewiele więc różnił się od wyszydzanego Garlana, który także nie chciał ryzykować zranienia.
Podobały mi się też zasadniczo wszystkie sceny stricte romansowe. Karma/Klaude zalicza się do mojego ulubionego typu postaci, które są bardziej asertywne. To dlatego bezwstydnie próbował oczarować księżniczkę, czy to komplementami, czy całując jej rękę, czy trenując razem walkę lub próbując jej zaimponować swoją gracją. Zabawnie się więc przez to oglądało, jak jego próby początkowo odbijały się od Lucette, jak od lodowej ściany. Dziewczyna miała bowiem jego wysiłki dosłownie za nic, co tylko bardziej mu imponowało i cieszył się, gdy np. go odtrącała.
Wreszcie śmierć Fritza, który był niczym dobry, opiekuńczy duszek w tle, ale zapłacił za to najwyższą cenę, również dorzuciła do finału nieco goryczy, ale przy okazji uczyniła całą opowieść ciekawszą. Nie trzeba być nie wiadomo jakim mózgiem, aby domyślić się prawdy i połączyć kropki, jeśli chodzi o jego tajemniczą osobowość, ale tym bardziej po tym wystąpieniu nabrałam ochoty, aby przejść jego ścieżkę.
Z Klauda z kolei okazał się w finale – wbrew pozorom – nawet całkiem niezły filozof, bo jego rozważania na temat szczęścia bardzo fajnie wpisywały się w tradycje baśniowego morału. Nie można pomagać bezinteresownie innym, jeśli nie jest się samemu zadowolonym ze swojego życia. Żal, gorycz, smutek, gniew, zazdrość… to wszystko sprawiają, że nawet najszlachetniejsze czyny tracą na znaczeniu, jakby zostały wypaczone. I chociaż nie jest to może najgłębsza myśl, to jednak miło, że narracja starała się pozostawać wierna wybranej konwencji.
A że przy okazji mam sentyment do literackiego pierwowzoru ze względu na moją przygodę z nim w trakcie studiów, to nie mogłam tej ścieżki ocenić inaczej, jak Wam ją szczerze zarekomendować. Jasne, nie jest idealnie, ale wciąż imponuję mi poziom jakości scenariusza, jeśli weźmiemy pod uwagę, że dostajemy tę grę absolutnie za darmo. Zarówno Lucette, jak i Klaude, są złożeni, sympatyczni i łatwo się im kibicuje. Do tego stopnia, że po przejściu drugiej ścieżki, nie będę miała oporów, by zapoznać się też z zapowiedzianą przez twórców kontynuacją. No i ukończyć wątki reszty panów.
Miejsce w rankingu? Numer 1. Czepiałam się parę rzeczy, ale koniec końców to właśnie Karmę/Klauda polubiłam najbardziej. Może dlatego, że z wszystkich panów miał najbardziej złożoną osobowość i tyleż samo wad, co zalet? Właśnie dlatego wydawał mi się najbardziej realistyczny. A i zderzenie tak różnych charakterów wyszło naszej main parce tylko na dobre.