Uwaga: Każda ścieżka w grze posiada wersje „Stay” i „Non-Stay”. Oznacza to, że Alice może: albo mieszkać na tym samym terytorium (Posiadłość Kapelusznika, Zamek Kier, Wesołe Miasteczko, Wieża Zegarowa), co postać, której ścieżkę chcemy poznać, albo mieszkać na obszarze innego terytorium i jedynie danego bohatera odwiedzać. W przypadku niektórych postaci pojawiają się też dodatkowe endingi i sub-eventy – ale w ramach tej serii recenzji będę o nich wspominać tylko, jeśli mają jakieś istotniejsze znaczenie.
Króliki i koty cieszą się jakimiś specjalnymi przywilejami w grach otome, bo zawsze jest ich pełno. Stąd nawet tutaj – w Anniversary no Kuni no Alice ~Wonderful Wonder World~ – musiało się pojawić aż dwóch. Chociaż Elliot March, to w zasadzie zając, nie królik. Nie czepiajmy się jednak szczegółów! A ponieważ był kolejną postacią, którą całkiem dobrze pamiętałam z historii o oryginalnej Alicji (jako jednego z gości na tea party Szalonego Kapelusznika, który złamał zasady dobrego wychowania), to zabrałam się za jego ścieżkę w następnej kolejności.
W tym wydaniu Elliot jest numerem 2, jeśli chodzi o struktury wonderlandowej mafii, i jest absolutnie oddany swojemu szefowi, Bloodowi Dupre. Czemu? Bo ten uwolnił go z więzienia, gdy zając został skazany za zepsucie jakiegoś zegarka. Na tym etapie ich backstory jest jednak jeszcze bardzo enigmatyczne. Wiadomo tylko, że Elliot nienawidzi się z Juliusem i że zabije każdego, kto chociaż spróbuje obrazić Blooda, bo ma wobec Kapelusznika dług wdzięczności. Co ciekawe, panów łączy też dziwaczna przysięga. Blood obiecał Elliotowi, że kiedyś go zabije – i to w taki sposób, by zając nie został „zastąpiony”. Podejrzewam więc, że w True Endingu dowiemy się na ten temat więcej, ale wychodzi na to, że wszyscy mieszkańcy Wonderlandu jedynie pełnią jakieś funkcje i zawsze mogą zostać wymienieni. To by się zgadzało z tym, o czym gadała służba i o czym wspominał Mary Gowland w subeventach.
W każdym razie początki znajomości Elliota z Alicją nie są zbyt różowe. I nic w tym dziwnego, bo dziewczyna jest już na tym etapie mocno uprzedzona do królików. Jak potem stwierdza, wszyscy wonderlandowcy z długimi uszami są absolutnie popieprzeni. A zważywszy, że w tym świecie praktycznie każdy był w jakimś stopniu wariatem, to wyróżnienie specjalnej grupy szaleńców, oznacza po prostu osobne standardy. Coś jak „11” na skali do „10”. Ale cofnijmy się na moment do samego prologu. W odróżnieniu od książkowego pierwowzoru, w Anniversary no Kuni no Alice ~Wonderful Wonder World~ bohaterka została najzwyczajniej przez białego królika (Petera White’a) porwana, a potem zmuszona do udziału w grze. Zadaniem dziewczyny jest napełnić flakonik, dzięki czemu będzie mogła wrócić do domu. Aby to zrobić, MC musi budować więzi z mieszkańcami krainy… co sprawia, że mimowolnie jej chęć powrotu słabnie, bo – prawdę powiedziawszy – nie czeka ją tam nic specjalnego. Alicja jest zazdrosna o swoją dobrą i piękną siostrę, jej ojciec jest zawsze zapracowany, matka nie żyje itd. Niemniej dziewczyna nie ma ochoty być manipulowana, no i kieruje nią poczucie obowiązku. To dlatego – koniec końców – bierze udział w wyzwaniu, a gdy nogi zaprowadziły ją w okolicę siedziby Kapelusznika, to o mało nie została tam zamordowana. Najpierw Bliźnięta próbowały ją pokroić, potem Elliot zastrzelić, a na koniec tylko interwencja Blooda ocaliła „outsiderkę”.
Odtąd Alicja mogła albo u nich zamieszkać (w stay route), albo tylko ich odwiedzać (w non-stay route), ale w obu wypadkach zaczęła pałać do swoich niedawnych zabójców sympatią. Taka z niej wyluzowana babka. Nie chowa długo urazy. Co w zasadzie owocuje tym, że Elliot praktycznie już w następnej scence oznajmia, że ją lubi. Zresztą on miał trochę charakter psa (może dlatego wolał być za takiego uważany, niż za królika?) – był bezwzględnie lojalny tym, których zaakceptował i niebezpieczny wobec wrogów. Do tego stopnia, że nie robiło mu, czy miał zabić kobietę, czy mężczyznę, jeśli tylko zagrażali jego kochanemu Bloodowi. (Albo Alice – w późniejszym etapie). W każdym razie dziewczyna wykorzystuje tę naiwność i wierność zająca bezlitośnie ciągnąc go za uszy, ilekroć ma ochotę. W tej ścieżce często będzie uważała go za uroczego, a co się z tym wiąże, znęcała nad nim jak nad jakąś zabawką. Ale nawet pomimo ogromnego bólu Elliot wybaczy jest dosłownie wszystko tak długo, póki MC będzie potwierdzała, że dalej go lubi i nie ma między nimi konfliktu. (Btw. nigdy nie wyjaśniono, o co chodzi z tym jego lękiem przed byciem nienawidzonym… może dowiem się tego z innej ścieżki, ale tutaj jedynie non stop gadał o czymś, czego scenarzyści tak naprawdę nigdy nie rozwinęli).
Wzajemna sympatia przeradza się w potrzebę spędzania ze sobą większej ilości czasu. Niestety ten płynie w Wonderlandzie w sposób nieprzewidywany. Dlatego Elliot dostaje zwykle wolne tylko na kilka zmian i nie sposób przez to zaplanować żadnej randki. Ostatecznie, tak jak w przypadku Blooda i nieszczęsnej sofy, tak akcja u Elliota przeniesie się do jego pokoju na dłuższy czas. W czym zając albo będzie spał, wtulony beztrosko w Alice, albo z nią rozmawiał (o dziwo!) na różne i dość osobiste tematy. Ogólnie miałam przez to wrażenie, że ich relacja jest znacznie cieplejsza i bardziej naturalna niż ta, która dzieliła np. MC z Kapelusznikiem. W każdym razie Alice opowie Elliotowi o swojej siostrze i o tym, że czuje się o nią zazdrosna, ale jednocześnie doskonale wie, że jest zbyt leniwa, by zmienić coś w sobie, dlatego woli tkwić zamiast tego w zawiści. Co ciekawe, zając jako jedyny love interest zauważa, że dziewczyna ma na palcach ślady po ciężkiej pracy. Okazuje się bowiem, że Alice – w sekrecie przed rodziną – dorabiała sobie na boku w dolnym mieście, aby móc się potem uniezależnić i wyprowadzić. A chociaż wiedziała, że to pewnie złamałoby jej siostrze serce, to postanowiła jednak kierować się własnym dobrem. Na co Elliot zaproponował, że mógłby dla niej nawet zabić Lorinę, gdyby tego chciała… eee… wiecie, ten wątpliwy profit z umawiania się z mafiosem.
W każdym razie Alice martwi powracające zmęczenie przyjaciela (i to, że przez to tkwi ciągle uwięziona w jego ramionach podczas każdej drzemki – a zając sporo waży. I – jak ironicznie zgaduję – pewnie miał niedobory żelaza przy tej „pomarańczowej” diecie :P), więc idzie pogadać na ten temat najpierw z bliźniakami – a ci stwierdzają, że Elliot nie jest tak głupi, jak się wydaje, bo tylko udaje przed nią wiele rzeczy i tak naprawdę dziewczyna nie ma pojęcia, jaka naprawdę jest jego osobowość… Hę? Znowu: po co scenarzyści wprowadzają coś, czego nigdy potem nie rozwijają? Jak się bowiem przekonamy i w stay route, i w non-stay route, i w eventach, ten wątek absolutnie donikąd nie prowadzi. Potem zaś Alice wybiera się na skargę do Blooda, a on nieoczekiwanie okazuje swoją wrażliwszą stronę. To znaczy: tak samo, jak dziewczyna jest wrednym, przebiegłym i dwulicowym manipulantem, ale – nawet jeśli to ukrywa – to widać, że ma słabość do Elliota i pozwala mu na więcej. To dlatego nie chce, by MC w jakiś sposób zraniła jego kumpla. Ale nie jest na tyle wyrozumiały, by np. nie wystawiać biednego marchewkożerce na próby – w tym na tyle poważne, jak groźba, że zastrzeli Alice tylko po to, by zobaczyć, jak Elliot na to zareaguje i komu pozostanie lojalny. Cóż, typowe rozrywki szalonych wonderlandowców. Nie ma co próbować ich zrozumieć. To absolutna strata czasu.
Niemniej Elliot dalej chyba tkwi w swoim śnie zimowym, bo długo się nie przebudza, a gdy wreszcie mu się to udaje, to po pierwsze jest zazdrosny o Blooda (wydaje mu się, że Alice bardziej lubi Kapelusznika od niego i wcale mu się to nie podoba), a po drugie gryzie Alice, bo „jest słodsza od marchewek”. Hmm… może to była zemsta za szarpanie za uszy? Tak czy inaczej, to prowadzi do kolejnej, pseudo romantycznej sceny, w której Elliot dochodzi do wniosku, że najwyższa pora jakoś dookreślić ich związek. Dlatego daje dziewczynie wybór: może albo zostać oficjalnie jego kobietą teraz, albo trochę później, ale skoro czekanie będzie mu się dłużyć, to może to być dla niej męczące = pewnie więcej gryzienia, napastowania i używania jako poduszki do snu. No to MC, właściwie pozbawiona wyboru, przystaje na opcję pierwszą, bo co innego jej pozostało?
Potem jest jeszcze trochę dramy związanej z potencjalnym odejściem dziewczyny. W końcu gdzieś tam, z tyłu głowy, Alice pamiętała, że ma obowiązki w innym świecie, a jej ukrywanie się w Wonderlandzie to tylko odwlekanie nieuniknionego. To dlatego Alice próbuje oszukać Elliota i mówi mu, że co prawda odejdzie, ale kiedyś wróci – chociaż w gruncie rzeczy wie, że to byłoby niemożliwe. Wtedy jednak zając straszy ją, że umrze z samotności, a przerażona dziewczyna uświadamia sobie, iż kiedyś faktycznie czytała, że króliki tak potrafią, dlatego koniec końców decyduje się zostać. No, nie powiem, rozbrajająca motywacja XD.
W non-stay route akcja wygląda w zasadzie identycznie z paroma nowymi elementami: Alice ponownie martwi niebezpieczny tryb życia przyjaciół i to, jak często widzi ich upaćkanych we krwi. Udaje się też z Elliotem na obiecaną w przeszłości randkę (to była chyba kolejna rzecz, o której twórcy zapomnieli – bo przypominam, że non-stay route zostało dodane dopiero w jubileuszowym wydaniu gry, więc w normalnej edycji nigdy byśmy tego nie ujrzeli… yhhh…). W każdym razie okazuje się, że tym wyrąbiście fajnym miejscem, które koniecznie musieli odwiedzić, była restauracja stricte dla króliko-ludzi, gdzie podawano wszystko z marchewek. Alice nie ma jednak o to żalu, bo bawi się dobrze. Potrawy, klienci, jej chłopak, klimat – to wszystko wydaje się jej aż nieprawdopodobnie słodkie.
A później i tak nie bardzo chce się angażować w żaden związek emocjonalnie, bo uważa, że byłoby to niebezpieczne i nierozsądne w obcym świecie, dlatego próbuje uniemożliwić Elliotowi wyznanie miłosne, zapychając go jedzeniem, ale potem się poddaje. Po pierwsze: trudno jej udawać, gdy królik atakuje ją z zaskoczenia pocałunkiem, że wcale się jej to nie podoba, a po drugie: dochodzi do wniosku, że to wszystko i tak może być tylko snem, więc niech się dzieje, co chce.
Ogólnie miałam wrażenie, że w tej wersji MC jest jakaś taka milsza i bardziej opiekuńcza. Zmęczonemu zającowi oferowała wielokrotnie masaż, a potem piekła jeszcze dla niego ciasteczka. Była też poważnie zaniepokojona, ilekroć wracał ze swojej „misji”. A chociaż ubrania mieszkańców zaczarowanej krainy naprawiały się automatycznie, to i tak wolała je dla niego zszywać, aby okazywać tym samym troskę. I może dlatego łatwiej było mi zrozumieć, dlaczego on się nią tak silnie zauroczył (wyliczając, oczywiście, prawo, że wszyscy outsiderzy wydawali się tubylcom niebywale atrakcyjni). Podejrzewałam bowiem, że nikt w tym świecie nie okazał mu aż tyle życzliwości. Elliot przecież wspominał, że był sierotą, nie miał krewnych, i tylko z Bloodem – szefem łączyła go jakakolwiek więź. Nic zatem dziwnego, że nie chciał stracić ukochanej/przyjaciółki – i oboje stali się dla siebie metodą na leczenie samotności.
Stąd pewnie dlatego sprawa powrotu dziewczyny jest w tej ścieżce znacznie bardziej rozbudowana. W non-stay route Alice jest zdeterminowana, by opuścić Wonderland. Elliot udaje się więc po poradę do Petera White’a i króliki długo ze sobą rozmawiają i walczą jednocześnie. Pierwszy Minister jest nieco zazdrosny – w końcu to on sprowadził dziewczynę do ich krainy, ale nie zdobył uczuć MC – dlatego kpi sobie z Elliota, że nie udało mu się przekonać Alice do porzucenia myśli o domu, więc najwyraźniej ich więź nie jest dostatecznie silna. Koniec końców, zając postanawia zrobić dokładnie to, co Peter odstawił w prologu, czyli zabiera bohaterce flakonik i zmusza ją do wypicia zawartości pocałunkami. A ja powiem szczerze, nie bardzo kumam, jaka jest techniczna różnica w tym, czy MC wypije zawartość sama i dobrowolnie, ale najwidoczniej to jakiś kruczek prawny zapisany małym druczkiem, bo jest po tym skazana na ponowną próbę wypełnienia flakoniku i nici z biletu powrotnego.
Ale to nie wszystko! Później Elliot porywa jeszcze ukochaną z jej aktualnego miejsca zamieszkania – nieważne, że ona już wtedy sama zdecydowała, że chce się w przyszłości przeprowadzić do Kapelusznika – no, ale i tak robi to w iście pokazowym stylu, bo włamuje się na teren wrogów i wynosi Alice w ramionach. Taka z niego romantyczna dusza… Ciekawe, co by zrobił, jakby MC się sprzeciwiła albo zmieniła zdanie? Ale może lepiej tego nie testować, bo jak pisałam wielokrotnie, wszyscy w tej krainie byli szurnięci.
Z Elliotem powiązane jest także kilka subeventów, np. jeśli bohaterka nie flirtowała z Peterem na balu u Królowej Kier, to potem spędzi z zającem upojny wieczór – co było miłą odmianą, że cała ta ścieżka nie kręciła się tylko wokół sypiania ze sobą. Ale jeśli pozwoliła sobie skraść całusa, to tak jak wszyscy wonderlandowcy, Elliot pokaże jej swojej bardziej yandere oblicze i wyjątkowo daruje jej tym razem, ale będzie zdeterminowany zabić Petera. Jakby bowiem na to nie patrzeć, należał do mafii i miał bardzo proste podejście do rozwiązywania problemów. A miał też masę innych powodów, aby być zazdrosnym o pozostałych chłopaków. Szczególnie o Juliusa, do którego był absolutnie wrogo nastawiony za sprawę z zegarkiem i swoje uwięzienie. Do tego stopnia, że zamordowałby go, gdyby tylko mógł.
I tym sposobem przechodzimy do podsumowania. Nie sądziłam, że ta postać mi się spodoba, bo była trochę gapowata i brakowało jej charyzmy, a wolę jednak takich bardziej przebiegłych i wygadanych typów. Mimo to uważam, że ta parka miała o wiele lepszą dynamikę, a i ich relacje rozwijały się bardziej wiarygodnie niż to, co widziałam w grze do tej pory u innych panów. Było widać, zwłaszcza w scenkach, gdy Alice sobie czytała, a Elliot odpoczywał, że lubią spędzać razem czas, dobrze się im gada (nawet o bolesnych czy trudnych kwestiach) i potrafią się wspierać: zając był siłą, a Alice mózgiem tego układu. Również ta bardziej sympatyczna, delikatna strona MC, była miłym odświeżeniem, bo chociaż jej cięte komentarzyki bywają zabawne, to fajnie ujrzeć ją także w nieco innym wydaniu. W końcu ile czasu można słuchać jej wewnętrznych monologów o tym, że jest podłą osobą i nie zasługuje na szczęście?
Jeśli więc miałabym się czegoś przyczepić, to tych wszystkich wymienionych przypadków amnezji u scenarzystów. Jest to bowiem jedna z zasad na poziomie elementarnym, że w tekście nie powinno pojawić się nic, czego nie zamierza się użyć, bo zaburza to narracje. Mam więc wrażenie, że powrzucali to wszystko z intencją późniejszego rozwinięcia w dodatkach, ale trudno mi ocenić ich zamiary bez dostępu do kontynuacji, mogę więc tylko na tym etapie utyskiwać na niezgrabne zagranie.
Ogólnie wychodzi na to, że to była kolejna, sympatyczna, choć niezbyt bogata w akcje ścieżka. Zaczynam podejrzewać, że wszystkie będą wyglądały bardzo podobnie – w sensie, że jakieś sytuacje pseudo romantyczne zdominują faktyczną fabułę tej gry, bo na pierwszym planie w sumie nic się nie dzieje, ale jeśli Wam to nie przeszkadza, to Anniversary no Kuni no Alice ~Wonderful Wonder World~ dalej skutecznie broni się ciekawym światem przedstawionym… no i tym bogatym wyborem yandere. Nawet Elliot – taki zdawać by się mogło miły, puchaty zajączek – potrafił wpaść w szał zazdrości, jeśli tylko ktoś próbował mu zwinąć jego ulubioną marchewkę (= Alice) sprzed nosa. A wtedy okazuje się, że nawet humanoidalny uszatek może być niebezpieczny. W końcu nie ma do ataku tylko siekaczy, ale solidne, magiczne spluwy. Dlatego suma summarum to nie była zła ścieżka, ale znowu mam wrażenie, że nie wykorzystano potencjału wymyślonego uniwersum, pokazując i opowiadając nam wszystko bardzo pobieżnie.