Trudno to nawet nazwać pełną recenzją, bo ścieżki z „Locked Heart” są naprawdę króciutkie. Niemniej Sol to drugi co do wielkości z pluszowych miśków, którego bohaterka spotyka w przeklętej posiadłości i prześmiewczo nazywa „Mama Bear”. (Nawiązując do opowieści o Złotowłosej). A chociaż ma zabawne, puchate ciałko, jak każda z ożywionych przytulanek, to Sol jest bardzo uprzejmy, wyróżnia się nienagannymi manierami i wydaje się najbardziej rozgarnięty z całej grupy.
Spokojnie tłumaczy Aurze (= domyślne imię MC), że tak naprawdę wszystkie zabawki były kiedyś ludźmi, zanim został rzucony na nich okrutny czar. Stało się to po tym, jak ojciec Sola i Deona, lord D’Lockes, rozkazał wyrzucić za próg szukającą schronienia przed złą pogodą twórczynię zabawek. (Co jest wątkiem żywcem skopiowanym z disney’owskiej wersji baśni o „Pięknej i Bestii”). Potem sytuacja tylko się pokomplikowała. Lord zmarł, a wszyscy mieszkańcy odkryli, że nie mogą opuścić posiadłości z powodu otaczającej ich magicznej bariery, która zabijała każdego śmiałka, próbującego uciec i poszukać pomocy. Nie tylko więc stali się spersonifikowanymi przedmiotami, ale byli tak de facto uwięzieni i zapomniani przez cały świat. Szybko więc porzucili nadzieję i przestali wierzyć, że ich sytuacja kiedykolwiek się odmieni.
I to właśnie dlatego Sol nie ma pojęcia, jak Aurze udało dostać się do środka. Wydawało mu się bowiem, że to niemożliwe. Z prologu wiemy jednak, że dziewczyna zabłądziła w lesie, w drodze do nowej restauracji, gdzie miała zostać kucharką i zrealizować swoje marzenia o karierze, nim natrafiła na ponurą posiadłość D’Locków. Nie miała przy tym dość odwagi, by ponownie testować swoje szczęście z barierą, a tym samym została uwięziona, tak jak reszta, i skazana na ich towarzystwo. Chociaż to nie tak, że w przypadku wszystkich było jej ono absolutnie niemiłe. Tak naprawdę sprzeczała się tylko z lokajem i męczyły ją komentarze Deona, ale z Solem zaprzyjaźniła się praktycznie od razu.
W czym tę ścieżkę można w zasadzie podzielić na dwa wątki.
Pierwszym jest ogólne zauroczenie kobiet tym, jakim dżentelmenem i cudowną osobą jest ich „książę”. Sol od lat udaje, że nie zauważa uczuć Lille Mills, pokojówki-lalki, która uważa go za chodzący ideał. Szybko więc staje się zazdrosna, gdy jej „ukochany” zaczyna okazywać jakiekolwiek zainteresowanie Aurą. A to odprowadza ją do pokoju, a to rozmawiają na różne tematy, a to chce uszyć dla niej sukienkę. Początkowo MC całą tę sytuację uważa za zabawną i nawet uroczą. Nie postrzega się bowiem w żadnym razie za rywalkę w starciach o serce młodego lorda, ale kiedy jej własne uczucia się zmieniają, bardzo martwi ją fakt, że może tym samym zerwać swoją przyjaźń z Lille. Choć tak naprawdę ledwo się znały, ale to i tak miło, że nie była obojętna na ewentualne miłosne cierpienie młodszej kobiety. Lille szybko jednak zapewniła Aurę, że nie pozwoli, by coś takiego je poróżniło. Co było również odświeżające, po tych wszystkich babkach, które w grach otome skaczą sobie do gardła i nie mają w swoim otoczeniu żadnych koleżanek.
Drugim, znacznie poważniejszym problemem dla Sola, jest ciężar, jaki wiąże się z odpowiedzialnością spoczywającą na przyszłym lordzie D’Lockes. Chociaż młodszy z braci, to Sol został wybrany przez ich ojca na głowę rodu, po tym, jak Deon zaczął bardzo luzacki i swobodny sposób życia. A chociaż Sol długo tego po sobie nie pokazywał, to tak naprawdę miał żal do rodzeństwa, że przez to wszystko nie mógł realizować własnych marzeń. Chłopina ma nawet koszmary z ojcem w roli głównej, możemy więc tylko sobie wyobrazić, jak wyglądało jego szkolenie z rodzicem-tyranem. Tymczasem jego największą pasją, odkąd kiedyś udał się na wycieczkę do miasta, było szycie wszelkiej maści ubrań. To dlatego był taki szczęśliwy, gdy Aura zgodziła się zostać jego modelką, a potem jeszcze była u jego boku, po kolejnym z nieprzyjemnych snów.
Szybko więc okazuje się, że na drodze do zdjęcia klątwy z posiadłości stoi w zasadzie sam Sol, który nie jest gotowy na przejęcie dawnych obowiązków i zostanie panem D’Lockes. To dlatego zaklęcie twórczyni zabawek nie mija, nawet gdy Aura odkrywa, że naszyjnik otrzymany od zmarłej matki jest kluczem do uratowania szlacheckiej rodziny. Aby było jednak zabawniej, wszystkie konflikty rozwiązują się tu zasadniczo w trakcie jednej sceny na korytarzu – a mianowicie kłótni braci. Sol wyrzuca wreszcie Deonowi, co mu ciążyło na sercu i jaki ma do niego ogromny żal. Ten zaś zwierza się dopiero Aurze, że tak naprawdę nie zawsze się tak zachowywał – był nieodpowiedzialny i egoistyczny – ale ojciec go takim uczynił, a potem te cechy jakby się do niego „przykleiły”. Tylko w sumie po co? – moglibyście zapytać. Ano, lord D’Lockes od początku planował pozbyć się Deona i uczynić swoim dziedzicem Sola. Cholera jednak wie, po co w tym celu potrzebował aż tak zawiłej intrygi, by zmusić swojego pierworodnego do zszargania sobie reputacji… ale może dowiemy się więcej na ten temat z opowieści białego miśka.
W każdym razie, dzięki interwencji MC, bracia się wreszcie godzą, wyjaśniają sobie nieporozumienie i klątwa zostaje zdjęta, co przywraca do życia również najmłodszą z rodzeństwa – złotowłosą Gold, w której kochał się lokaj Royal.
A co z zakończeniami? Tutaj w zasadzie mamy dwa potencjalne scenariusze. W jednym z nich Sol postanawia nie rezygnować z wyuczonej funkcji przyszłego lorda i uczynić to, czego zmarły ojciec od niego oczekiwał. Jednocześnie nie chce rozstawać się jednak z Aurą, która, pomimo że nie dorównuje mu urodzeniem, to zdobyła jego serce i chce mieć ją zawsze u swego boku. W innym zakończeniu Deon uwalnia brata od ciężaru, jakim jest funkcja dziedzica i powraca na zabrane mu niegdyś miejsce. Szczęśliwy Sol oświadcza się wtedy Aurze, która przymierzała wcześniej suknie, specjalnie zaprojektowaną dla niej przez ukochanego, i dostajemy taki 100%, bajkowy happy ending, gdzie wszyscy żyją długo i szczęśliwie. No… może poza Lille. Ona w żadnym z zakończeń nie dostaje swojego wymarzonego finału, a faceta sprzed nosa zgarnia jej konkurentka, ale przynajmniej nie musi dłużej męczyć się z ciałem szmacianej laleczki. Mogłaby więc zostawić posiadłość D’Lockes i udać się na podbój świata.
Jak wspominałam wcześniej: nie ma tu za bardzo czasu na jakieś bardziej skomplikowane wątki czy ewolucje postaci. Ale też nie spodziewałam się wiele po tak krótkiej grze. Sol jest nieco nudny. Jednowymiarowy. Faktycznie, jak taki książę Czaruś z baśni, co to przyjeżdża na rumaku, z różą w zębach – z tym że ten od ratowania księżniczek, wolał dla nich szyć garderobę, bo na pokonywaniu smoków się średnio znał, a z igłą i nicią w dłoniach, potrafił tworzyć magię. Nawet sympatycznie się to przechodziło, ale nie da się na ten temat powiedzieć nic więcej. Ot, poprawna mini-baśń, która idealnie sprawdzi się, jako jakiś przerywnik między cięższymi tytułami.
Projekt na postać fajny, ogólnie charakter, ale kreska.. Nie powala