Jeśli do tej pory irytowało Was, że w każdej ścieżce zaledwie poznawaliśmy wierzchołek góry lodowej „o co z tymi wróżkami, do cholery, chodzi?”, to mam dla Was dobrą wiadomość. Ścieżka Ewana wykłada wreszcie kawę na ławę i to z niej dowiemy się wszystkiego, co pozwoli nam ułożyć kolejne wydarzenia fabuły w zgrabną całość. Jest zatem, tak jakby, „kanoniczna” i warto zostawić ją sobie na sam koniec. W przeciwnym wypadku możecie się potem serdecznie wynudzić. I, co tu dużo ukrywać, ma najwięcej sensu. Dlaczego? Bo od początku drażniło mnie w „Changeling” to pomieszanie z poplątaniem wszystkich motywów i kultur oraz literackich inspiracji. W efekcie powstało coś, co nazywam „fantasy-śmietnikiem”, gdzie autor wrzuca do uniwersum wszystko, co nawinęło mu się pod ręce bez żadnej kontroli nad światem przedstawionym… Ale więcej na ten temat znajdziecie w głównej recenzji. Więc odstawiam psioczenie na bok i skupiam się na Ewanie. Czyli tak naprawdę dopiero tutaj dostaliśmy to, co było w całej grze najważniejsze – perspektywę Fae, głównych antagonistów i sprawców całego nieszczęścia MC.
Przypomnijmy, że nastoletnia Nora Lewis (= domyślne imię bohaterki) nie ma z okolicą dobrych wspomnień. Wróciła z rodziną w dawne strony, znane ze swojego dzieciństwa i do starej szkoły, bo jej dziadek się rozchorował i rodzice chcieli zapewnić mu opiekę. Właśnie dlatego Nora musi odnaleźć się ponownie na „starych śmieciach”. Odnowić przyjaźnie sprzed lat… jak również spotkać się ze sporą dawką wrogości ze strony innych uczniów. Czemu? Ano, bo bliźniacze rodzeństwo Lewis – Nora i Spencer – są dość dziwni. Najpierw w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął chłopiec, potem dziewczynka, a potem oboje, z czego po ostatnim powrocie Spencer stracił wzrok w jednym oku i zaczął darzyć swoją siostrę podejrzaną nienawiścią…
Oczywiście, dzieciaki nie mają pojęcia, co naprawdę przytrafiło się im w lasach, ale po tym, jak Nora dowiaduje się o istnieniu drugiego, magicznego świata równoległego do ludzkiego, to teoria jej nowych znajomych (wiedźm, wampirów czy wilkołaków) jest niebywale prosta: wszystkiemu winne są Fae. Tak, nadprzyrodzony, tajemniczy lud odpowiada prawdopodobnie za większość jej nieszczęść, bo znani są z uprowadzania dzieciaków już od zamierzchłych czasów.
Nim jednak rozwikłamy wszystkie zagadki, co dokładnie się stało, Nora musi znosić ataki wściekłości braciszka i tym sposobem, pewnego razu, ten odjeżdża i zostawia ją samą w szkole – chociaż z polecenia rodziców miał robić za jej podwózkę. Przygnębiona MC nie może tego dnia już dłużej powstrzymywać łez. Nie wie czemu rodzeństwo, z którym była kiedyś tak blisko, teraz szczerze jej nienawidzi. A kiedy tak sobie łka przed wejściem do budynku, spotyka ją przystojny Ewan, który proponuje przejażdżkę na swoim motorze. (Yhhh… nie znoszę motorów, ale postaram się na potrzeby recenzji, przymknąć oko na moje prywatne uczulenia). Stąd, jeśli chcemy odblokować możliwość późniejszego romansu, musimy się zgodzić. I tym sposobem Nora poznaje pierwszego, przyjaznego jej osobie Fae.
Ewan jest bowiem pół człowiekiem, a pół dullahanem, czyli wywodzącym się z irlandzkiego folkloru, upiornym jeźdźcem bez głowy, powiązywanym z bogiem Cromem Dubh. Autorka wrzuciła go jednak do tego samego worka, co wszystkie wróżki, aes sídhe, gnomy, elfy i cholera wie, co jeszcze – czyniąc z nich jedną rasę: Fae. Czyli magiczny lud, specjalizujący się w iluzji, który stanowił taki miszmasz pomiędzy tym, co znajdziecie w XIX-wiecznej literaturze (zwłaszcza popularnych wtedy zbiorach opowieści o duszkach), u Szekspira, mitologii goidelskiej i irlandzko-szkocko-walijskim folklorze. Do wyboru, do koloru!
Niemniej Ewan bardzo z powodu swojego pochodzenia cierpi. Przede wszystkim jego głowa ma brzydką tendencję odpadać, kiedy jest narażony na silniejsze emocje, co m.in. sprawiło, że chłopak zaczął się izolować od ludzi. Nigdy nie wie, kiedy ich wystraszy, zupełnie jak Norę przy ich pierwszym spotkaniu, gdy głowa zniknęła mu po tym, jak wszedł do pokoju klubu. Na dodatek mocno ograniczyło mu to możliwość uczestniczenia w jakichkolwiek szkolnych aktywnościach. Wcześniej należał do koła teatralnego i kochał występować na scenie, ale potem… cóż, kolejny wypadek sprawił, że musiał zrezygnować z tej ścieżki, a nawet zmienić szkołę. Ewan jest więc początkowo dość posępny, chociaż nigdy nie odmawia dziewczynie pomocy.
Szczególnie że podwózka szybko okazuje się jej znowu potrzebna, bo Spencer dosłownie wywala ją z samochodu na jakimś zadupiu… wszystko dlatego, że go zirytowała, bo uparcie odmawiała powiedzenia prawdy o wydarzeniach sprzed lat. (O których MC nie pamięta). Spencer podejrzewa jednak, że Nora tak naprawdę nie jest jego siostrą, ale tylko się pod nią podszywa. Choć nie zna wszystkich szczegółów. Ale suma summarum, chłopak ma dobre przeczucie, bo jak dowiemy się w fabule potem, bohaterka faktycznie jest tytułowym changelingiem, czyli po naszemu: odmieńcem.
Nim jednak dojdzie do ujawnienia mrocznego sekretu, wcześniej Nora pokręci się trochę przy Ewanie, bo okaże się, że mają całkiem sporo wspólnego. Podobne poczucie humoru, miłość do dramatów i… tendencje do wyciągania siebie z depresji. Gdy pewnego dnia, w szkole, Ewanowi nagle zacznie znikać głowa, MC dosłownie rzuci się, aby go pocałować i tym samym odwrócić uwagę pozostałych uczniów od tego dziwnego zjawiska. Co doprowadzi między nimi najpierw do kłótni, bo chłopak był zbyt zaszokowany i zawstydzony, by z miejsca podziękować za takie wsparcie, a potem do spalenia mostów, bo będą sobie znacznie bliżsi i od tej pory Ewan chętnie będzie korzystał z bliskości Nory, ilekroć znowu znajdzie się w niezbyt bezpiecznej dla siebie sytuacji. Na przykład: zacznie rozpadać się ponownie, tym razem w trakcie odwiedzin w domu bohaterki, na oczach jej matki. MC szybko jednak go przekona, że nie powinien ze strachu przed swoim pochodzeniem unikać innych ludzi. Tak długo, póki jest obok, zawsze wymyśli jak mu pomóc.
W efekcie Ewan odwdzięcza się jej nie mniej, bo umożliwia spotkanie ze swoim ojcem – wygnańcem z Dworu Fae i byłym wojownikiem oraz członkiem hordy Sluagh. Logan – bo z jakiegoś powodu stwór z irlandzkiego folkloru został szkotem – porzucił dawne życie i służbę, bo zakochał się w ludzkiej kobiecie. (Którą kiedyś nawet uprowadził, ale potem to ona owinęła go sobie wokół palca i otworzyli razem piekarnie). A potem doczekał się z nią syna – Ewana, który od zawsze wzbudzał zainteresowanie innych Fae, więc wielokrotnie próbowały go porwać, odkąd obudziły się w nim jego moce. Zawsze jednak coś stawało im na drodze. Czy to Logan (prawdziwy, 100% dullahan, który nawet miał kiedyś broń z kręgosłupa), czy cioteczka Brenna (cat sìth), która wielokrotnie w tej ścieżce ratowała też tyłek Norze.
To od nich dowiadujemy się wreszcie prawdy o sytuacji Nory. Tak, była takim kukułczym jajem. Wróżki zabrały jej ciało i ukryły w swojej krainie, w zamian za to umieściły jej dusze w ciele jednej z nich. Wszystko dlatego, że Spencer za dzieciaka znalazł drogę do ich świata, zjadł magiczne jadło i miał tam w ramach zapłaty utknąć na zawsze, ale Nora zgodziła się zająć jego miejsce. A co z tego miały Fae? Naturalnie, materiał do rozmnażania, bo ich własna energia życiowa jest bardzo niska i potrzebują od czasu do czasu krzyżować się z ludźmi, aby przedłużyć swój gatunek. Stąd zamiana jednego bliźniaka na drugiego nie była takim problemem, póki mogły zrealizować swój cel.
Logan i Brenna używają jednak na Norze magicznej mikstury, która umożliwia zerwanie kontraktu z przeszłości. (Nie ma to jak podpisywać umowę, nie będąc pełnoletnim). Dziewczyna jest więc po powrocie do swojego własnego ciała nieco skołowana i ma nawet amnezje. Stąd nie poznaje od razu Ewana, ale potem przypomina sobie, że to przecież jedyny „wróżek”, któremu ufa i odzyskuje opanowanie. Chyba że policzymy jeszcze zamieszkującego jej dom duszka-opiekuna Brownie, który też był w porządku. A przynajmniej tak długo, póki ktoś nie skopał jego magicznego kręgu z grzybków. Wszystkie Fae w tej grze są jednak strasznie dziwne i mają tendencje do obsesji. Np. gdy tylko Ewan zbliżył się nieco do Nory, automatycznie robił się zazdrosny nawet o Elliota. Wszystkim im zdarzało się również przechodzić błyskawicznie z jednego emocjonalnego stanu w drugi np. z radości w furie. (Choć akurat sytuacja z Ewanem jest nieco bardziej skomplikowana, bo głównie obraził się na Ally – przyjaciółkę Nory, która w obawie o jej delikatny stan kazała mu się trzymać od niej z daleka. Chłopak więc szczerze obawiał się, że straci jedyną osobę, która go rozumiała i z którą w końcu się dogadywał, po długim czasie borykania z samotnością).
Niemniej nawet po rozwiązaniu problemu z zamianą ciał, nasi bohaterowie nie dostają od razu happy endingu. Okazuje się, że wkurzone Fae nie odpuszczają i uprowadzają Spencera, a zdesperowany, aby coś zrobić Ewan, podąża ich śladem, przez co sam również zostaje uwięziony. Cóż, nie była to najlepsza decyzja w jego życiu, ale to przynajmniej jedna z nielicznych ścieżek w całej grze, w których to Nora nie zostaje gdzieś zabrana przez antagonistów i nie czeka na swojego LI na ratunek.
Bohaterce nie pozostaje zatem nic innego, jak zorganizować swoją własną Drużynę Pierścienia i ruszyć wprost do siedziby Fae. Jeśli do tej pory wybieraliśmy najlepsze odpowiedzi w grze, to towarzyszy nam całkiem sporo sojuszników i to oni odpowiadają na dziwaczne zagadki kolejnych wróżek, które są niczym strażnicy etapów i uniemożliwiają nam udanie się w dalszą drogę bez zdania ich dziwnych testów.
Jeśli jednak mieliśmy pecha… to cóż, musimy nagłowić się nad odpowiedziami, a każda pomyłka wprowadzi nas do innego bad endingu: a to Fae postanawiają zostawić sobie Daniela, bo wilkołak może dołączyć do Sluaghu, a to uwiążą wszystkich towarzyszy, ale pozwolą odejść Norze, a to oślepią oboje z bliźniaków, ale wykopią ich ze swojej domeny, a to innym razem Nora wpadnie jednemu z przystojnych Fae w oko i wróżek postanowi ją sobie zatrzymać… Poważnie, tych złych zakończeń jest całkiem sporo, więc po sposób odblokowania ich wszystkich zapraszam do solucji. Najciekawsze jest jednak chyba to, w którym Fae postanawiają, że wszyscy mogą uciec, ale zatrzymają Ewana, bo wtedy dostajemy na pocieszenie ciekawe CG z jego „przemienioną” postacią.
W szczęśliwym zakończeniu bohaterom udaje się wydostać na zewnątrz i zerwać kontrakt, ale Ewan jest nieprzytomny. Brenna informuje wtedy Norę, że tylko pocałunek miłości może wybudzić go z magicznego snu, co naturalnie okazuje się kolejnym, typowym dla wróżek kłamstwem, ale cioteczka i ojciec (bo Logan też tam jest), chcieli się po prostu przekonać, czy Nora faktycznie to zrobi. Wiecie, taki ich prywatny teścik, jak bardzo nastolatkowie są w sobie zakochani. Co jest nawet zabawne, bo wcześniej, w fabule w zasadzie cały czas ktoś im przerywał podejście do drugiego pocałunku. Już, już… robiła się odpowiednia atmosfera, a to zawsze jakaś postać z trzeciego, czy czwartego planu, napatoczyła się do sceny.
Ostatecznie więc Ewan i Nora zostają oficjalnie parą, Spencer godzi się z siostrą, wszyscy wracają bez szwanku, a wróżki się wreszcie odczepiły. Z ciekawszych rzeczy dowiedzieliśmy się w tej ścieżce, że w rodzinie bliźniąt już był jakiś changeling wcześniej (stąd ta obsesja Fae, że dzieci do nich należały) i że Brenna jest spokrewniona z Ewanem i też ma na pieńku z Dworem, stąd jej tendencja do pomagania protagonistce w najniebezpieczniejszych momentach. Jak np. gdy powstrzymała ją przed samotnymi wędrówkami przy moście.
Stąd, gdybym miała przejść do tego, co mi się nie podobało, byłaby to zapewne jedna scena z konfliktu Nory z Kiarą. Nie bardzo rozumiem, z czego wynika absolutna akceptacja społeczeństwa na to, że MC dała drugiej dziewczynie w twarz. Nawet jeśli była wkurzona za obrażanie jej brata, to od wyzwisk do rękoczynów jest daleka droga. Dlatego zdziwiło mnie, że scenarzystka przedstawiła tu naszą heroiny jako ofiarę, bo jednak pewnych granic, a już zwłaszcza fizycznej, się nie przekracza. Jak ktoś ci powie na ulicy „twój stary!”, to nie rzucasz się na niego od razu z pięściami, jeśli jesteś poczytalny. 😉
Za zabawny zabieg uważam również sprawienie, że jedna z najważniejszych postaci w grze – Logan, który jakby nie było, objaśnia nam zawiłości fabularne, mówi w czymś, co ma imitować szkocki dialekt. Trzeba było się nieźle nagłowić, co ten facet próbuje przekazać. Co może i nie stanowiłoby problemu dla natywnych użytkowników języka, ale przecież grono odbiorców gry jest znacznie szersze. Uważam więc taki pomysł w konstrukcji postaci za mało trafny i chyba przez twórczynię nieprzemyślany. (A mówię to jako osoba, która pracuje na co dzień w zespole, w którym ma ludzi ze wszystkich zakątków Brytanii, więc to nie tak, że nie jestem z różnymi pokaleczonymi czy niecodziennymi wersjami angielskiego oswojona…).
Podsumowując: ścieżka Ewana to opowieść, która z fabularnego punktu widzenia ma po prostu najwięcej sensu i uważam, że cała gra by tylko zyskała, gdyby zamiast skakać po różnych motywach mitologicznych czy z folkloru, zawężono bohaterów świata przedstawionego do samych Fae. Jest to zarazem bardzo sympatyczny LI. Jeszcze nieporadny, potrafiący się bez powodu sfochować, ale równie szybko przyznać do błędu. Wiarygodny w swojej konstrukcji, chociaż może nie jakoś niebywale oryginalny. Wciąż… ilu znacie bohaterów, których największym problemem jest to, że szybko tracą głowę? I to nie tylko dla bohaterki?