Corvin był postacią, której projekt podobał mi się najmniej – był zbyt anielski – spodziewałam się więc, że przechodzenie wątku może być męczarnią. Tymczasem to chyba jedna z najlepszych ścieżek. Przede wszystkim dlatego, że chociaż wprowadzono do „Changeling” niezbyt ciekawych czarodziei i wiedźmy, to jednak wymyślono dla nich nawet sensowne umiejętności, przez co urozmaicili przedstawione w grze uniwersum. Wreszcie coś, co nie było stereotypem lub nie zostało skopiowane prosto z legend czy mitologii. Ot, bycie czarodziejem w tym świecie nie należy do łatwych zadań i wiąże się z odkrywaniem sekretów i badaniem cudzych wspomnień.
Corvin jest zarazem pierwszym z love interest, który zaprzyjaźnia się z Norą (= domyślne imię protagonistki) z bardziej skomplikowanych pobudek. To nie tak, że „wpadła mu w oko od pierwszego wejrzenia”, jak niektórym z chłopców. Nie, czarodziej miał do wykonania pewne, odziedziczone po ojcu zadanie, a tak się szczęśliwie złożyło, że MC była mu potrzebna. Stąd – przynajmniej początkowo – w ogóle możemy wątpić w szczerość jego intencji.
Zwłaszcza że mówiący wszystkim nieustanne litanie komplementów blondyn, bynajmniej nie wzbudza zaufania naszej bohaterki. Nora co prawda nie uważa go za groźnego. Na to Corvin wydaje się jej zbyt ciapowaty. Co chwila się o coś potyka albo uderza, ale nie zmienia to faktu, że odbiera go jako osobę, która lubi innym wchodzić słówkami w tyłek. Szczególnie że przynajmniej część z jego komplementów zaczynała się powtarzać, a większość wydawała się jej niesamowicie banalna. Zwłaszcza te pod własnym adresem. Traktowała je więc jak absolutnie nieudolną formę flirtu, choć to nie tak, że nie dostrzegała urody swojego niezdarnego kolegi.
Warto jeszcze nadmienić, że Nora wróciła do swojej dawnej szkoły, bo jej rodzina musiała zaopiekować się podupadającym na zdrowiu dziadkiem. To jednak nie tak, że rodzince Lewisów spieszyło się znowu zamieszkać w tych stronach, bo mieli z okolicą bardzo złe wspomnienia. Lata temu to właśnie w tych lasach zaginęły ich dzieci, z czego bliźniaczy brat bohaterki – Spencer – stracił dodatkowo wzrok w jednym oku. Od tego tragicznego wydarzenia zdawał się darzyć siostrę szczerą nienawiścią. Nie chciał jednak nigdy zdradzić, co właściwie stało się tamtego dnia, a protagonistka nie była w stanie sama odkryć prawdy przez problemy z pamięcią.
Kiedy więc Nora wraca do stron znanych ze swojego dzieciństwa, jedynie częściowo może liczyć na ciepłe przywitanie. Jedna z jej starych przyjaciółek, Kara, również zdaje się mieć do niej o coś żal i nie przestaje obrażać protagonistki przy każdej nadarzającej się okazji. Co początkowo MC interpretuje po prostu jako zazdrość o uwagę Corvina. W końcu czarodziej cały czas powtarza jej, jaka jest wyjątkowa i ładna. Szybko jednak dziewczyna nabiera podejrzeń, że coś jest nie tak, gdy nachodzi nastolatka w bardzo dziwnej, niezręcznej sytuacji. Początkowo wydaje się jej, że napadł na dziewczynę. Widzi go bowiem ukrytego w magazynie z jakąś nieprzytomną uczennicą. Zostaje jednak wyprowadzona z błędu, gdy Corvin prosi, aby mu zaufała. Nie może jej co prawda zdradzić od razu wszystkich sekretów, ale to nie tak, że potrafiłby czy chciał kogokolwiek skrzywdzić.
Norę zaczynają również dziwić liczne obrażenia, jakie znajduje na jego ciele (zwłaszcza tajemnicze, czarne ślady na twarzy), a które wciąż tłumaczy swoją niezręcznością. A to spadł ze schodów, a to się w coś uderzył… Kawałki układanki powoli więc składają się w zgrabną całość. Zwłaszcza gdy odkrywa, że nawet okulary czarodzieja są tylko atrapą, bo nie ma wady wzroku, a szkła mają go tylko bronić przed zobaczeniem więcej, niż by chciał, z otaczającego ich nadnaturalnego świata. Tym sposobem Nora dowiaduje się wreszcie więcej na temat niezwykłej umiejętności Corvina i powodu, dlaczego był dla wszystkich zawsze taki miły. Aż do stopnia, w którym wydawało się jej to po prostu sztuczne.
Corvin, w zastępstwie swojego zmarłego ojca, zajmuje się egzorcyzmowaniem istot znanych jako orai. Jest to rodzaj… duchów albo demonów, które tak naprawdę stanowią spersonifikowany, oderwany fragment czyjejś duszy. Orai może w zasadzie pochodzić od czegokolwiek – nawet fragmentów wspomnień, marzeń czy emocji. Cokolwiek znajdowało się blisko serca. Czasami odrywają się od swojego „właściciela” i udają w podróż z nieznanych powodów, ale nawet wtedy wpływają na daną osobę i jej codzienne życie. Do zamykania i oczyszczania Orai Corvin używał magicznego grymuaru, który Nora zauważyła już pierwszego dnia i tym samym ujawniła, że przynależy do nadnaturalnego świata. Zwykłe człowiek nie dostrzegłby bowiem magicznej księgi. Niestety robota Corvina stawała się coraz trudniejsza, bo powoli kończyły mu się strony, na których mógłby zamykać stworzenia. Co więcej, bardziej dbał o powodzenie swojej misji niż o własne zdrowie, co bardzo martwiło jego liczne kuzynostwo. I to do tego stopnia, że Merle poprosi Norę, by nie zawracała chłopakowi głowy i nie dodawała mu zmartwień swoją osobą.
Niemniej, z jakiegoś tajemniczego powodu, Corvin zawsze znajduje się akurat tam, gdzie Nora potrzebuje jego pomocy, bo ściga ją jakiś tajemniczy orai. Nie ma pojęcia, czego istota od niej chce, i w jaki sposób zawiniła osobie, do której ten fragment duszy należy. Szybko przekonuje się jednak, że na Corvinie można polegać, jak również uczy się więcej na temat wad i zalet jego umiejętności. Facet cały czas musi radzić sobie z tym, że widzi w zasadzie wszystkie sekrety każdej osoby, jaką poznaje. Często są to rzeczy przygnębiające i takie, których wolelibyśmy nie ujawniać przed światem. To dlatego zaczął komplementować otaczające go osoby, by chociaż w ten sposób przypominać im „kim naprawdę są i ile znaczą”. By nie dawały się swoim traumom, złym emocjom i doświadczeniom zwyciężyć. A że ludzi naturalnie do niego ciągnęło ze względu na jego umiejętności, to już zupełnie inna sprawa.
Nora przekonuje się wtedy, że z czarodzieja jest tak naprawdę bardzo empatyczna i dobra osoba. Zaczyna więc pałać do niego uczuciem… i to chyba pierwszy raz, gdy dostajemy tak nieśmiałe wydanie MC. Jasne, w innych ścieżkach też zdarzało się jej rumienić, ale tylko tutaj jest tak młodzieńczo nieporadna, gdy musi sobie radzić z kiełkującym zakochaniem. Co było w sumie urocze i bardziej wiarygodne od tej jej ciągle pyskatej i dominującej osobowości. Pozwoliło nam przypomnieć sobie, że w gruncie rzeczy też jest tylko nastolatką.
A Corvin bynajmniej nie ułatwiał sprawy. Zwłaszcza gdy przyszedł do jej domu. Dostaliśmy wtedy klasyczną scenkę z „potknęliśmy się tak nieszczęśliwie, że upadliśmy na sobie”. Co w zasadzie zdarza się tylko w grach otome czy anime – bo wymaga specjalnych zasad działania fizyki. Ponownie jednak sprawiło, że serce Nory zabiło szybciej, bo Corvin jest przy tym dość pewny siebie i nie zrażają go ani odcinki kolegów, ani komentarze rozentuzjazmowanej matki. A chociaż już wtedy zaczął sam coś do Nory czuć, to powód jego pojawienia się był znacznie bardziej skomplikowany i nie wynikał ze zwykłej chęci odwiedzin.
Okazuje się, że od samego początku Corvin polował na orai, które z jakiegoś powodu podążało za Norą. To dlatego nie omieszkał kilkakrotnie użyć jej jako przynęty, aby przyciągnąć stworzenie. Co, oczywiście, sprawiło, że MC poczuła się zdradzona. Uznała, że czarodziejowi nigdy nie zależało na niczym innym, wciąż miał przed nią wiele sekretów i tak naprawdę posłużył się nią, jak jakimś narzędziem. Smutna i zniechęcona, zamierzała wtedy go przez jakiś czas unikać, ale że w międzyczasie dowiadywała się również więcej o sobie, to jej życie szybko stało się bardzo skomplikowane.
Tak, Nora była tytułowym „Changelingiem”, czyli po naszemu odmieńcem. Aby uratować swojego brata, który zjadł jedzenie wróżek i miał przez to zostać zabrany do ich krainy, zawarła kontrakt z Fae. Od tej pory jej dusza zamieszkiwała w ciele wróżki, a jej prawdziwe ciało wciąż było w magicznej krainie, gdzie się powolutku starzało. Po jakimś czasie Nora miała odzyskać swoją fizyczną formę, ale już na zawsze zostać z Fae. Prawdopodobnie, aby rodzić im potomstwo, bo wróżki z natury były dużo mniej żywotne. Na szczęście przed tym okrutnym losem ratuje ją Brenna, czyli cat sith, która ma własne powody, by nie lubić „Dworu”. To dlatego podaje Norze specyfik, dzięki któremu można zerwać kontrakt.
W pozytywnym zakończeniu: Nora nie musi jednak polegać na sztuczkach. Towarzyszy Corvinowi w ostatnim starciu z orai i odkrywa, że od początku stworzenie było fragmentem duszy Kary. Dawna przyjaciółka miała do niej żal o zmarnowanie kariery pianistki, na którą ciężko pracowała i którą po części wymuszała na niej zaborcza matka. Nagle zniknięcie Nory sprawiło jednak, że koncert okazał się ogromną klapą, Kara była zbyt zestresowana, a matka tak się nią rozczarowała, że nie pozwoliła jej podjąć kolejnych prób. W efekcie całą swoją wściekłość dziewczyna skierowała na koleżankę z dzieciństwa, a to ostatecznie doprowadziło do powstania potwora. Corvin i Nora zamykają więc orai w księdze, ale w wyniku walki ich życie zostaje zagrożone. A wtedy z pomocą bohaterom przychodzi Reul, czyli de facto, Fae, której ciało zamieszkiwała dusza dziewczyny. Nie tylko ratuje Norę, zrywa kontrakt z „Dworem” w nagrodę za „siłę jej czystego serca”, ale jeszcze odnawia księgę Corvina, dzięki czemu znowu ma puste strony.
Efektem ubocznym takiego rozwiązania jest to, że Nora po nagłym powrocie do ciała jest jak lalka, pozbawiona wspomnień i reagująca tylko na podstawowe polecenia. Corvin opiekuje się nią zatem w pocie czoła, wykorzystując swoje zdolności, by – kawałek po kawałku – przywracać fragmenty jej duszy do ciała np. przy pomocy notatnika z rysunkami, gdzie odkrywa masę szkiców przedstawiających jego osobę. W końcu jednak chłopina ma kryzys, zalewa się łzami, przeprasza za wszystko i mówi, że nawet rzuci szkołę… Jakby nie było, obwiniał się bowiem o jej stan i to, że ją okłamywał, a wtedy dochodzi do cudownego przebudzenia Nory, która wraca do siebie po tym szczerym przyznaniu do win.
Była więc to chyba zarazem najdłuższa i najciekawsza forma zerwania kontraktu z Fae. We wszystkich innych ścieżkach odbywało się to ekspresowo i trochę, jakby wróżkom nie zależało. Coś tam się odgrażały, że kiedyś się zemszczą, ale w sumie nie pojawiały się żadne efekty uboczne.
Z kolei w jednym ze smutnych zakończeń, Corvin poświęca się i umiera, byle za wszelką cenę dopełnić zadania, które powierzył mu staruszek. Norze pozostaje więc tylko go pożegnać i zostać u jego boku w ostatnich chwilach życia. Samej MC zdarza się dla odmiany umrzeć w zakończeniach, w których źle odgadnie, ile kropli specyfiku od Brenny potrzeba, aby mieć Fae raz na zawsze z głowy. Jak zatem widać, jakiekolwiek umowy z tą rasą są mniej więcej tak bezpieczne, jak branie chwilówek od podejrzanych firm czy organizacji.
Mimo jednak delikatnych przytyków z mojej strony to w sumie podobała mi się ta ścieżka. Ma dużo więcej CG niż inne i wydaje się najbardziej dopracowaną. Nie wiem, czy nad scenariuszem pracowała tutaj inna osoba, czy po prostu ktoś się przy niej dużo lepiej bawił, dlatego jest solidniej napisana. Widać to chociażby po tym, że zarówno Corvin, jak i Nora nie mają tutaj tak płaskiej osobowości. Oboje bywają zagubieni, zabawni, odważni, gadatliwi lub milczący, kiedy trzeba itd. Stąd moje początkowe zniechęcenie okazało się zupełnie niepotrzebne. Jeśli już chcielibyście przetestować „Changeling”, to dajcie Corvinowi szansę. Niech nie zrazi Was do niego dziwaczny, wprost niebiański, wygląd.