Uwaga: ze względu na to, że „Obey me!” nie posiada indywidualnych ścieżek postaci (a jedynie krótkie scenki fabularne z kart kolekcjonerskich) nie jest to recenzja konkretnej historii, ale ogólna analiza postaci w oparciu o dostępne w aplikacji rozdziały. (Zawiera spoilery!).
Na potrzeby recenzji zakładam również, że MC to kobieta, ale w grze jest zupełna dowolność, jeśli chodzi o wybór płci bohatera/bohaterki.
Leviathan, czyli trzeci z demonicznego rodzeństwa, to bardzo oryginalny typ love interest. Przede wszystkim jest 100% otaku i hikikomori, a to oznacza, że praktycznie cały czas spędza w swoim pokoju, oglądając anime, grając w gry i kolekcjonując figurki. Nie lubi i nie potrzebuje świata zewnętrznego. A przynajmniej tak twierdził – póki nie poznał MC. Łatwo bowiem wpada w gniew, a częstym powodem jego ataków, jest najzwyczajniejsza zazdrość o braci, osoby, które są „normalne” (w odróżnieniu od niego) lub wściekłość, gdy uszkodzą coś z jego cennej kolekcji.
Jako awatara zazdrości Levi ma tendencje do nieustannego użalania się nad sobą i bywa także nieco nieśmiały – chociaż tutaj twórcy pokazują jego postać niekonsekwentnie. Czasami ma opory, by chwycić główną bohaterkę za rękę bez rumienienia się, to znowu sprzedaje jej dość odważne gadki na podryw, które usłyszał w jakiejś serii i wtedy jest przedstawiony, jako całkiem odważny. Chyba o żadnym, innym bohaterze nie wiadomo tak niewiele sprzed czasu jego upadku. Nie mamy zatem pojęcia jakim był wcześniej aniołem, ani co skłoniło go do przyłączenia się do buntu. Leviathan ma jednak jeszcze jedną, potężną moc, która odróżnia go od braci. Potrafi przyzwać gigantycznego potwora morskiego – Lotana, przez co niejeden raz zaleje i niszczy the House of Lamentation ku wściekłości Lucyfera.
Gdy bohaterka poznaje Leviathana po raz pierwszy, ten – tradycyjnie, jak wszyscy bracia – nie jest nią w najmniejszym stopniu zainteresowany. Chce jednak odzyskać swój dług od Mammona i postanawia wykorzystać w tym celu człowieka. To Levi podsuwa MC plan, aby zawarła z jego bratem „pakt”, nie spodziewając się, że będzie to początkiem jej haremowej kolekcji. Ostatecznie więc dziewczyna odzyskuje kartę kredytową awatara chciwości, zawiązuje z nim magiczną umowę, a ten postanawia… odegrać się na Leviathanie. W jaki sposób? Ano, również zmuszając go do zawarcia z ludzką kobietą paktu!
Aby tego dokonać, dziewczyna musi obejrzeć kultową dla demonów i aniołów serię — Tale of the Seven Lords (aka TSL), której awatar zazdrości jest absolutnym fanem i wyzwać go na quiz/pojedynek z wiedzy, w którym nagrodą miał być przedmiot z kolekcji demona. Zależy jej bowiem na zdobyciu płyty, którą mogłaby następnie pożyczyć Lucyferowi i odwrócić jego uwagę od schodów, gdzie przebywa tajemniczy więzień. Ostatecznie przebrnięcie przez cały maraton zajmuje bohaterce, Mammonowi i Beelzebubowi (który przyszedł jedynie dla popcornu) aż 12 godzin. Można jednak zauważyć, że po tym wydarzeniu zbliżyli się do siebie. Niestety, samo zobaczenie wszystkich odcinków nie wystarcza, w końcu Levi zna je na pamięć, dziewczyna potrzebuje więc jeszcze asa w rękawie. W tym celu może skorzystać z rady jednego z demonicznych braci – Beelzebuba (by wprowadzić Leviego w szał zazdrości) albo Szatana (by zapytać Simeona o niewydaną jeszcze część serii).
Gdy następnego dnia bohaterowie spotykają się na konkursie, to do samego księcia Diavolo należy czuwanie nad przestrzeganiem zasad. Jest to zarazem zabawna scena, bo kiedy MC dostaje pytania ogólne, o tyle Leviemu trafiają się rzeczy w stylu „powiedz jakie słowo było na trzeciej stronie, w 14-stym wersie…” itd. Niemniej pojedynek kończy się, jak można było przewidzieć, konfliktem. Leviathan nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może być większym fanem od niego i wpada w szał, gdy dziewczyna opowiada o wydarzeniach z serii, jakie jeszcze nie zostały opublikowane. Nie obchodzi się więc bez interwencji Lucyfera, który powstrzymuje brata przed zamordowaniem człowieka. Jednak potem – gdy już emocje opadają – awatar zazdrości kapituluje i przystaje na pakt. W końcu zamierza dotrzymać słowa.
My zaś powoli przekonujemy się, że jest on dość serdecznym i uleglejszym z braci. Zostawiony w spokoju Levi bardzo rzadko robił bohaterce jakieś problemy, chyba że odpalał jedną ze swoich dziwacznych gier, co sprawiało, że cały dom zamieniał się w labirynt albo przenosił do innego wymiaru. Kiedy zaś zaufał MC na tyle, by postrzegać ją jako swojego przyjaciela, zaczął się nawet cieszyć, że ma z nią identyczną relację jak jego ulubiony literacki, demoniczny bohater ze swoim ludzkim kumplem – Henrym. (Przy okazji jest to również imię, jakie nadaje swoim „zwierzaczkom” – monstrualnym wężom, z czego najstarszy, wersja 1.0. uciekł i skrywał się gdzieś w książęcym zamku).
Leviathan nie jest jednak bohaterem, który ma potem szczególnie duży wpływ na główną fabułę. W zasadzie – jedynie, gdy odpala kolejną niebezpieczną grę, spędza z bohaterką trochę więcej czasu. Tym razem było to Doji⭐️Maji⭐️Memorium, która wyróżniała się tym, że po zarejestrowaniu „wciągała” uczestników do wnętrza cyfrowego uniwersum. Klasycznego daiting sim. Następnie zadaniem uczestników było zdobycie serce głównej bohaterki… czyli w sumie naszej MC. Lucyfer, Mammon, Leviathan i Szatan rywalizują zatem ze sobą – udając uczniów – aby po prostu się wydostać. I chyba tylko Levi bawił się w trakcie przechodzenia naprawdę dobrze, bo naoglądał się tyle anime w konwencji szkolnych romansów, że znał wszystkie chwyty.
Mam przez to wrażenie, że jeśli chodzi o development postaci, to nasz biedny awatar chciwości jest przez twórców nieco zaniedbany. Więcej na temat jego charakteru dowiadujemy się z jakiś tam kolekcjonerskich kart czy eventów, bo bardzo rzadko dostaje dla siebie czas antenowy w głównym wątku np. całe wydarzenie o Ruri-chan – ukochanej idolce Leviego, której posiada 36 figurek, jest tylko powracającym eventem, więc wielu z graczy może na niego nigdy nie natrafić.
Paradoksalnie, pomimo swojej potęgi i bycia „trzecim”, Levi nie jest również zbyt wysportowany. (A przynajmniej tak wszyscy twierdzą, bo na obrazkach wygląda jak młody bóg). Czasami bierze go chęć, aby coś z tym zrobić, ale to głównie ze względu na zazdrość o braci. Raz poprosił np. bohaterkę, aby pomogła mu w ćwiczeniach, ale szybko dostał zadyszki i się poddał. Nawet przebywając z rodzeństwem na plaży, szybciej znajdzie się go schowanego w cieniu, na hamaku, z mangą w szponach niż na jakiś wodnych aktywnościach. Co jest o tyle zabawne, że przecież cały jego koncept postaci jest mocno powiązany z wodą. Levi ma nawet w swoim pokoju – do którego można dostać się tylko po wypowiedzeniu hasła – wielkie akwarium. (Z kolejnym Henrym – tym razem rybką).
Przez swoje otaku skłonności jest też w porównaniu z rodzeństwem bardziej dziecinny, pomimo przynależności do grupy „starszych braci”. W jego sypialni roi się od zabawek (na które cholera wie, jak zarabia, ale raczej nie należy do tych, którzy są uzależnieniu od kieszonkowego od Lucyfera). Nie lubi uczestniczyć w żadnych istotnych wydarzeniach, bo obawia się, że nie zobaczy odcinka jakiejś ulubionej serii albo wolałby w tym czasie poczytać teorie spiskowe na jakimś forum. Zazwyczaj więc angażuje się w problemy braci tylko, jeśli MC już i tak jest w nie zamieszana (i chce jej pomóc/jest zazdrosny o jej uwagę) albo jeśli nie ma wyjścia, bo np. Lucyfer go zmusi.
Warto też zauważyć, że w zasadzie poza Mammonem, Leviathan nie jest zbyt blisko żadnego ze swoich braci. Miałam wrażenie, że są oni mu zupełnie obojętni i tylko awatar chciwości systematycznie go odwiedza, aby w coś razem pograć albo obejrzeć – pomimo ich ciągłego sporu o niespłacone długi. Może głównie dlatego, że gdy Levi wpada w swoje fanowskie monologi, pozostali bracia bardzo często nie mają pojęcia, o czym on w zasadzie mówi? Ja, przyznam szczerze, też miałam niekiedy ten problem. To nie tak jednak, że demon nie jest świadomy swojej społecznej ułomności, bo kiedy nie obraża „normalnych”, to sam sobie wrzuca, że jest tylko „bezwartościowym otaku”.
Zresztą niejeden, nie dwa razy, MC będzie go pocieszać, mówiąc mu np. że to nieprawda lub zwracając jego uwagę na wyjątkowe talenty np. jak to, że świetnie szyje (głównie na potrzeby cospley’ów) albo nieźle tańczy (= układy z anime). Demon kocha również karaoke – ale pozostali nie chcą mu wtedy towarzyszyć, bo mają dość słuchania jego ulubionych piosenek. Tak czy inaczej, w 99% przypadków każdą swoją porażkę Levi uważa za wynik „pecha” albo „niesprawiedliwości”. Chociaż pozornie wydaje się opanowany i raczej zimny, to łatwo go zawstydzić czy sprawić, aby wpadł we wściekłość, gdy tylko odpali się jego kompleks mniejszości. A wtedy prawdopodobnie zacznie grozić, że zaraz przyzwie Lotana i zniszczy wszystko wokół. (Pomimo tego powiedziałabym, że Leviathan – jak na demoniczną paczkę – jest dość karny i praktycznie nie sprzeciwia się Lucyferowi, chyba że chodzi o takie zagrażające otaku rzeczy jak „ban na dostęp do internetu”).
Muszę jednak przyznać, że lubię Leviathana… ale jako postać poboczną. Mam wrażenie, że na tle braci faktycznie wypada dość niekorzystnie. Nie ze względu na projekt, ale przez to, że praktycznie zawsze jest przez nich przyćmiony. Póki więc twórcy nie dadzą mu wreszcie jakichś rozdziałów tylko dla siebie, to obawiam się, że moja opinia długo się nie zmieni. W czym nie mam na myśli modyfikacji jego charakteru. W żadnym razie! Leviathan jest fajny takim, jakim go wymyślono. Byłoby jednak miło, gdyby przestał istnieć tylko na jakimś marginesie fabuły. Inaczej bardzo łatwo w ogóle zapomnieć, że on tam z nimi wszystkimi jest… szczególnie, gdy zaszyje się w swoim pokoju.