Gdybym chciała żartobliwie podsumować tę ścieżkę, powiedziałabym, że to smutna opowieść o człowieku, który był zazdrosny o buty. Ale nawet wtedy wątek Shiraishiego uważam za jeden z najbardziej potrzebnych w grze. Poprzednia część zostawiła nas w zasadzie bez odpowiedzi: co się stało z ekscentrycznym profilerem, po tym, jak porzucił Ichikę? Jak faktycznie wyglądało szkolenie agentów Adonisa? Dlaczego Mikuni dał się zabić? O co chodziło ze szpiegiem z prologu? I wreszcie: jaki naprawdę jest Shiraishi? Gdzie się zaczyna jego charakter, a gdzie postać, którą odgrywa, by lepiej wywiązywać się z pracy uśpionego agenta? Wtedy mówiłam zresztą o niekonsekwencji. Dzisiaj mogę spokojnie stwierdzić, że rozwiano wszystkie moje wcześniejsze wątpliwości. W ścieżce Shiraishiego w „Collar x Malice Unlimited” jest znacznie więcej „fabuły” niż zwykłego „fanserwisu”. Dla niektórych może więc to być powód rozczarowania, ale mnie w sumie ucieszyło, by chyba opowieść żadnej postaci aż tak rozpaczliwie nie potrzebowała kontynuacji!
Z oczywistych względów w tej ścieżce będziemy mieli sporo retrospekcji. Ichika i Shiraishi zostali bowiem rozdzieleni po tym, jak udało się wyleczyć dziewczynę z amnezji (po trwającej prawie rok terapii). Przypomnijmy jeszcze, że stało się tak dlatego, bo Ichika dała się zranić, aby pokonać lidera Adonisa – Zero. W efekcie zabiła swojego dawnego przyjaciela – Saekiego, powstrzymała terrorystów i uwolniła wreszcie dzielnicę od przymusowej izolacji. Spokój powrócił więc do jej rodzinnych stron, ale nie do jej serca. Shiraishi oddał się w ręce policji, a skoro tak, to nie mogli być razem, nawet gdy MC odzyskała już wszystkie wspomnienia.
Początkowo więc obserwujemy, jak osamotnieni kochankowie wspominają swoje wspólne chwile. Ichika dalej chodzi do ulubionego przez Shiraishiego miejsca, aby opiekować się bezdomnymi kotami. Cofa się też myślami do wydarzenia, w którym facet był zazdrosny o „pocałunek”, jaki skradł jej kot, w wyniku czego, sam również musiał dać jej buziaka w policzek. I właśnie ze względu na pamięć o ukochanym, Ichika decyduje się wrócić do pracy w policji. Skoro Shiraishi poświęcił tyle, aby mogła być „dawną sobą”, to chciała mu udowodnić, że te starania nie poszły na próżno. Że dalej może pracować i żyć jak przed wypadkiem. Nawet jeśli dopada ją przygnębienie w tęsknoty, a jedyny kontakt z profilerem ma dzięki listom adresowanym do Yanagiego. To w nich Shiraishi pyta się o zdrowie swojego ulubionego, czarnego kota, aby nie narobić Ichicę kłopotów i nie ujawnić, że ich więź jest silniejsza, niż policja mogłaby podejrzewać.
W tym samym czasie Shiraishi przebywa w odosobnieniu. Może nie w więzieniu, ale jest przez policję izolowany. Przede wszystkim dlatego, że stróże prawa nie chcą, by do opinii publicznej dotarła informacja, że przez lata mieli w swoich szeregach szpiega terrorystów. To zdecydowanie zdyskredytowałoby ich świeżo co ogłoszony sukces. Profiler jest również na swój sposób ciągle dla nich przydatny, a przynajmniej bardziej niż gdyby przebywał za zwykłymi kratami. Shiraishi zdradza istotne szczegóły na temat funkcjonowania Adonisa, pomaga pochwycić innych agentów, wciąż analizuje dla policji tropy. Innymi słowy, wygodniej było trzymać go po prostu pod obserwacją niż doprowadzić do sądu i ogłoszenia wyroku. Nawet jeśli nie było to zbyt sprawiedliwe względem ofiar.
W każdym razie głównym antagonistą tego wątku będzie ten sam pacan, którego mieliśmy okazje poznać również w prologu do gry – czyli agent nr 13, Kurose. Nie mam pojęcia, jakim cudem on zdołał zbiec z więzienia. Zresztą jego ucieczka to chyba najsłabszy element całego scenariusza. Nikt się tym zbytnio nie przejmuje, nikt tego nie bada i nawet Shiraishi jest początkowo niezbyt zaskoczony, że jakiemuś agentowi udało się czmychnąć. Sprawa robi się dużo poważniejsza, gdy poznajemy swoistą obsesję Kurose. A jest nią zazdrość o Mikuniego. Przypomnijmy, że tak jak Zero, Mikuni był jednym z najważniejszych liderów Adonisa. Odziedziczył tę fuchę po swojej matce i tak był czymś w rodzaju przywódcy sekty religijnej. Stąd wydawało się im, że jako bogowie mają prawo wymierzać sprawiedliwość grzesznikom, a ich agenci – których nazywali lalkami – to tylko skazane na „poświęcenie dla sprawy” narzędzia. Nieważne, że tak naprawdę prowadzili nielegalny ośrodek, w których szkolili szpiegów, torturowali, manipulowali, prali mózgi i ogólnie znęcali się nad sierotami.
Mikuni był jednak inny od innych sekciarzy. W sensie zdarzało mu się okazywać „lalkom” przyjazne gesty, jak np. gdy zapytał Nr 14, czego pragnie, albo gdy chwalił ich za postępy. O ile na Shiraishim nie robiło to aż tak dużego wrażenia – w sensie, cieszył się, że był potrzebny i ktoś dostrzegł jego istnienie, o tyle u Nr 13 przerodziło się to w obsesje. Kurose był zazdrosny o swojego rywala, a kiedy jeszcze później dowiedział się, że to Shiraishi odpowiada za śmierć Mikuniego, postanowił, że go zniszczy i sprawi mu tyle bólu, ile to tylko możliwe. Zaczynając od ponownego „zaobrożowania” Ichiki.
Tak, nasza MC, jak skończona idiotka po raz kolejny daje się wciągnąć w pułapkę i założyć sobie tym razem bransoletę z bombą. Ja rozumiem, że scenarzyści potrzebowali mocnego pretekstu, dlaczego Ichika i Shiraishi będą się mogli wreszcie spotkać – ładunek wybuchowy był jakoś powiązany z siatkówką Nr 14, więc – aby nie doprowadzić do eksplozji – musiał on na tę głupią ozdobę, co jakiś czas spoglądać… to nie zmienia to faktu, że sama realizacja wołała o pomstę do nieba. Ichika porzuca jakiekolwiek środki ostrożności, zostawia swojego ochroniarza i pędzi za Numerem 13, jakby zupełnie już zapomniała, jak niebezpieczny był Adonis. Na dodatek ma to miejsce chwile po tym, gdy wszyscy odkrywają, że Mukai także została zaatakowana. I chociaż sam pomysł jest absurdalny, to policji nie pozostaje nic innego, jak wysłać Ichikę do celi Shiraishiego, aby przynajmniej na jakiś czas powstrzymać problem z bombą i opracować rozwiązanie.
No to kochankowie wreszcie padają sobie w ramiona? A gdzie tam! Ich reakcje są bardzo… oszczędne. W końcu mówimy o Shiraishim, więc musiało być trochę dziwnie, nerwowo i ekscentrycznie. Facet jest najpierw mocno podejrzliwi i zazdrosny, gdy dziewczyna nie chce mu wprost powiedzieć, co właściwie zrobił jej Nr 13. Kiedy zaś mylnie odczytuje jej wahanie, jako przyznanie się do pocałunku, jest mocno rozczarowany, bo sam „nigdy nie dotarł z nią tak daleko”, chce to natychmiast naprawić, ale najpierw musi odkazić jej usta przy pomocy… etanolu. Dobrze więc, że Ichika w porę sprostowała, że Kurose pocałował jedynie jej zabójczą-bransoletkę. Jak przystało na podjaranego swoim mrocznym planem creepa. Potem parka dzieli wreszcie kilka miłych chwil. Mogą wspólnie zejść (a właściwie to spróbować się nakarmić – Shiraishiego bierze bowiem chęć na testowanie porad z wątpliwych lektur podrzuconych mu przez Enomoto), dziewczyna suszy mu również włosy (bo Shiraishi nie dba o siebie), aby na koniec zasnąć pod obserwacją (bo jako szpieg, Nr 14 był uczony obejść się bez odpoczynku kilka dni, może więc się wtedy bezkarnie pogapić na drzemiącą ukochaną).
Mamy więc wreszcie swój wyczekany fanserwis, okraszony jeszcze jedną, istotną informacją. Być może scenarzyści zorientowali się, że we wcześniejszej części zachowanie LI faktycznie bywało nieco… sprzeczne? Tym razem postanowili więc wprost – ustami Ichiki jako narratorki – wyjaśnić nam, że ciekawska natura Shiraishiego sprawia, że często sam prowokuje on jakieś sytuacje, sprawiając przy tym wrażenie bardzo pewnego siebie i doświadczonego, by następnie szybko się spłoszyć i zakłopotać, gdy przychodzi, co do czego. Zupełnie jakby dopiero po chwili zauważał, że eksperyment wymknął mu się spod kontroli. To dlatego w poprzedniej części gry facet wydawał się czasami aż nadto flirciarski… a po chwili zapewniano nas, że on niewiele wie o ludzkich emocjach i w sumie kompletnie nie rozumie, z czego wynika zakłopotanie MC, jak również sam bardzo łatwo się peszy. Cieszę się więc, że ktoś się nad tym pochylił i naprawił tę projektową wtopę, bo teraz ma to przynajmniej jakieś ręce i nogi. A dla nas – jako odbiorców – było przy okazji źródłem sporej ilości zabawnych scenek, gdy Shiraishi prosił Ichikę, o coś, co robią kochankowie, a gdy już się dla niego zdobywała na odwagę, to facet się wycofywał, bo był jednak zbyt zakłopotany – jak w sytuacji z karmieniem się jedzeniem.
Shiraishi dołącza wkrótce potem do śledztwa i wraz z Ichiką muszą przez jakiś czas pograć według zasad narzucanych przez terrorystę. To dlatego – pod nadzorem policji — udają się do wesołego miasteczka, aby dowiedzieć się, czego naprawdę chcę Kurose. Co prowadzi w sumie do kolejnej mini gry. Musimy rozwiązać zagadki, aby odkryć kryjówkę numeru 13 i miejsce, gdzie ma dojść do finalnego starcia. Polecam jednak zawalić sprawę, by zobaczyć sobie wcześniej bad ending. Okazuje się wtedy, że Nr 13 od początku zamierzał Shiraishiego wrobić. Dochodzi do zamachu w wesołym miasteczku, policja uznaje, że profiler od początku to planował, jako zemstę za Adonisa, być może nawet w porozumieniu z Kurose i tym razem nie mają już dla niego żadnego zrozumienia. Można więc powiedzieć, że wtedy faktycznie stracił wszystko.
Jeśli jednak jesteśmy na dobrej drodze do happy endingu, to Shiraishi spędzi z Ichiką miły czas na zabawach i czułościach – wymieniając m.in. całusy na diabelskim młynie, a potem odkryje – wielka mi niespodzianka – że Nr 13 czeka na niego w dawnym kompleksie szkoleniowym. Policja organizuje więc pułapkę na terrorystę, ale i tak Shiraishi i Ichika muszą tam udać się sami, aby jeszcze chwile poudawać, że Kurose ma nad nimi kontrolę i aby nie nabrał podejrzeń.
Przy okazji bardzo podobała mi się scena, w której się rozdzielają, bo Shiraishi musi zakończyć sprawę z przeszłości, a Ichika odpowiada mu na to, ze łzami w oczach, po prostu „idź”. To byłoby w sumie nawet fajne zakończenie, skoro lot i tak nie jest dla tej parki łaskawy. Zamiast tego dostajemy sporo tradycyjnego prania po pyskach, bo agenci zaczynają ze sobą walczyć. Nr 13 odkrywa, że bransoletka Ichiki już dawno została unieszkodliwiona przez Takeru, więc zostaje mu tylko próba zabicia Nr 14, wylewając przy tym wszystkie żale. Że to on powinien być ulubionym agentem Mikuniego, bo tak się dla niego starał i dlaczego ich wspaniały lider tylko Shiraishiemu podarował buty. Cóż… ja rozumiem, że przez swoje dziwaczne szkolenie agenci mieli jakieś braki w rozwoju emocjonalnym, ale to poważnie był argument obrażonego 5-latka.
Niemniej Shiraishi wygrywa starcie i jeszcze zdołał fanatykowi wyjaśnić, że od początku źle zinterpretował on wolę Mikuniego. Po tym jak lider ich sekciarskiej rodzinki odkrył, że Zero jest szurnięty i nigdy się nie dogadają, wiedział już, że Adonis jest skazany na porażkę. To dlatego pozwolił on się zabić Shiraishiemu, aby ten mógł spełnić swoje marzenie o wolności, a wcześniej jeszcze próbował wyzwolić spod prania mózgu innych agentów. Taką cudowną osobą okazał się na koniec… Ah, i jeszcze wysłał Shiraishiemu drugą parę butów, ale te trafiły do Yanagiego i miały zostać przekazane, dopiero gdy Nr 14 faktycznie na nie zasłuży. (Czy tylko mnie tak rozbawił ten obuwiowy dramat?).
Jeśli jednak liczyliście, że za pomoc w zatrzymaniu kolejnego terrorysty Shiraishi oczyścił się z zarzutów… to nie. Best ending jest w sumie słodko-gorzki. W nagrodę za pomoc Ichika i Shiraishi mogą spędzić ze sobą w celi jeszcze jeden dzień, który poświęcają na wspólne robienie kulek ryżowych. Taka iluzja normalności w nietypowych warunkach. Sielankę przerywa jednak atak rozpaczy, gdy Shiraishi uświadamia sobie, jak jeszcze wiele pracy go czeka, nim zapłaci za swój grzech i będzie mógł być z ukochaną. MC zaś nie pozostaje nic innego, jak go pocieszyć i po raz kolejny zapewnić, że będzie czekać, że jest szczęśliwa i taki układ jej odpowiada.
Później – w ciągu kolejnych lat – nasz profiler wychodzi jedynie na „przepustki”, w trakcie których czyta dzieciom z sierocińca (uratowanych m.in. z placówek Adonisa) książki. I to właśnie podczas wspólnego wieszania prania, parka dochodzi do wniosku, że w sumie chcieliby kiedyś mieć własną rodzinę – co było w ich wypadku odpowiednikiem zaręczyn. Ile będą musieli czekać? Nie wiadomo. Czy takie rozwiązanie mnie rozczarowało? Również nie. Fajnie, że w zasadzie nie wszystko zostało Shiraishiemu tak po prostu wybaczone i że za swoje zbrodnie musiał najpierw zapłacić. Rozumiem, że były pewne okoliczności łagodzące np. był manipulowany od dziecka, ale mimo to, ucieszyło mnie, że nie skorzystano z najprostszej drogi do happy endingu, bo dzięki temu historia była dojrzalsza.
Dalej uważam, że ten epilog był w zasadzie niezbędny i jedynie Nr 13 działał mi na nerwy. Cały jego antagonizm został przedstawiony bardzo powierzchownie, stąd szkoda, że nie skorzystano z okazji, by ukazać jakoś ciekawiej Adonisa. Niestety, okazali się tak bezbarwną grupą stereotypowych villianów, rodem z pierwszego lepszego fantasy, jak na początku podejrzewałam. Gloryfikacja Mikuniego – w momencie, gdy wiemy, za jak wiele przestępstw odpowiadał – również była ciężka do przełknięcia, bo w zasadzie facet niewiele zrobił poza okazjonalnym empatycznym gestem dla niektórych agentów. Czy to już czyniło z niego osobę wartą wspominania z takim rozrzewnieniem? No, Shiraishi był usprawiedliwiony, ale my jako gracze? …Nie jestem przekonana. Naturalnie, możemy docenić jego finalne poświęcenie się, ale z drugiej strony wybrał rozwiązanie znacznie szybsze i łatwiejsze od Shiraishiego. Ten drugi faktycznie musiał odpracować swoje winy – a Mikuni trochę rozdał zabawki i się zmył, bo to wszystko, po konflikcie z Zero, go przerosło. Trudno mi więc patrzeć na niego tak pozytywnie tylko za te przeklęte buty.
Muszę jednak przyznać, że pomimo dość subtelnie dawkowanego fanserwisu, bardzo podobała mi się „platoniczność” tej ścieżki. W dodatkach Ichika zastanawia się nawet, czy może Shiraishi nie jest „tymi sprawami” w ogóle zainteresowany. (Co jak się okazuje, nie jest prawdą – po prostu potrzebuje więcej czasu, aby zrozumieć samego siebie i swoje pragnienia). Tak jak bowiem wspominałam na początku recenzji, ich spotkaniom zawsze towarzyszy pewien dystans. Ot, wymieniali pocałunki, ale to nie tak, że 24 na dobę nie mogli się od siebie odkleić. No i nigdy nie zrobili niczego więcej. Co, jak się tak zastanowić, bardzo pasowało do postaci o tak skomplikowanej przeszłości. Stąd miło, że ktoś się nad tym zastanowił i zaplanował, że Shiraishi i Ichika bardzo powoli będą przesuwać w swojej relacji granicę intymności. A jeśli pewnych nigdy nie przekroczą? Nic straconego! Ich związek nie tracił przez to ani na romantyzmie, ani sile, ani wiarygodności. Może dlatego tak lubię tę parkę? Są zupełnie inni od stereotypów, do których przyzwyczaiły mnie gry.
A gdyby jeszcze ta fabuła była mniej przewidywalna, a cała sprawa z Sanboxem i szkoleniem agentów mniej szablonowa, to już w ogóle byłabym zachwycona. Tymczasem to wciąż jedna z lepszych ścieżek w „Collar x Malice Unlimited”. Co jest dla mnie tym większym zaskoczeniem, że Shiraishi, przy pierwszym kontakcie z grą, wydawał mi się najnudniejszą postacią. Przykład jak bardzo można się czasem w ocenie pomylić. I znów pozostaje mi pewnie czekać na jakiś fandisc 2. Znowu mam wrażenie, że jego ścieżka potrzebuje dopowiedzenia!