Były wampiry to czas na wilkołaki! Nie mam pojęcia, skąd biorą się początki motywu walki lykantropów z krwiopijcami. Próbowałam to prześledzić, ale szybko zabrakło mi zapału, zresztą mam wrażenie, że to wymysł czysto filmowy. W każdym razie Danny, czyli nasz następny LI i zarazem wilkokłak w jednym, odcina się od tych stereotypów wszystkimi łapami. Nie tylko jego najlepszym kumplem jest wampir Elliot, ale chłopak ogólnie był postacią tak przyjazną, opiekuńczą, ugodową i „och i ach”, że aż miejscami… no… mdłą? Trudno więc wyobrazić go sobie w centrum jakiegokolwiek konfliktu.
Myślę też sobie, że pewnie w innym wypadku spojrzałabym na niego przychylniej, bo czasami tacy „bohaterowie bez skazy” wpisują się ładnie w coś, co nazywamy z angielskiego guilty pleasure. Ale, niestety, tym razem chłopak nie przekonał mnie do siebie. I nawet nie chodzi o to, że fabuła tej ścieżki była zła. Nope, wręcz przeciwnie. Po prostu Danny jako Love Interest średnio mnie interesował. Za mało było w nim osobowości, a za dużo gloryfikowania przez wszystkie postaci poboczne. Z założenia zaś im więcej cheerleaderek czy obrońców, którzy harują na korzyść LI, tym szybciej tracę zainteresowanie.
Przypomnijmy jeszcze, że fabuła gry „Changeling” opowiada o młodej dziewczynie o domyślnym imieniu Nora. MC przeprowadziła się z rodziną do miasteczka, w którym zamieszkiwała w dzieciństwie, aby zaopiekować się podupadłym na zdrowiu dziadkiem. Nora nie ma jednak z tego miejsca wielu dobrych wspomnień. Przede wszystkim, w tajemniczych okolicznościach, zaginęła w przeszłości jako dziecko w okolicznych lasach, a jej brat stracił wtedy wzrok w jednym oku. Dziewczyna niewiele jednak z tego pamięta i dopiero dołączenie do szkolnego klubu pomaga jej odkryć, że być może jest tytułowym changelingiem, po naszemu „odmieńcem”, czyli dzieckiem podrzuconym przez wróżki, niczym kukułcze jajo, w zastępstwie uprowadzonej osoby. To dlatego bliźniaczy brat Spencer darzy ją nienawiścią i traktuje podle. Prawdopodobnie pamięta z wydarzeń przed laty więcej od samej Nory, ale uparcie strzeże swoich sekretów.
Nora dowiaduje się również, że do jej szkoły chodzi cała masa istot nadnaturalnych, jak wampiry, wilkołaki, wróżki czy magowie i wiedźmy. Musi się więc w tej nowej rzeczywistości odnaleźć – co jest o tyle trudne, że ciągnie się za nią zła reputacja. Na szczęście MC szybko znajduje sobie pocieszenie w postaci przystojnego Danniego, który jest również jej sąsiadem. Chociaż ich pierwsze spotkanie odbywa się w dość bolesnych okolicznościach, bo Nora dosłownie obrywa piłką w łeb. Od tej pory dzieciaki mają się jednak ku sobie i Danny sam stwierdzi potem, że dziewczyna „wpadła mu w oko” od pierwszego wejrzenia. Zaczynają więc spędzać razem coraz więcej czasu w szkole i po, poznając nawzajem swoje troski, zalety i wady. Danny wspiera Norę w poszukiwaniu prawdy o pochodzeniu, ale sam niechętnie angażuje ją w politykę wilkołaczej społeczności. Co może i byłoby dla niej nawet lepszym rozwiązaniem, gdyby nie to, że antagoniści sami nie dawali o sobie zapomnieć.
Chociaż Danny był tylko zarażony lykantropią, a nie urodził się jako zwierzo-człek – stąd jego żółte oczy – to miał wszelakie predyspozycje do zostania naturalnym „alfą = liderem”. To dlatego klany wilkołaków stawały wręcz na głowie, czy też wyły z rozpaczy do Księżyca, jak go zrekrutować. W tej grze społeczności wilkołaków tworzyły bowiem „stadka” i wspólnie chroniły swoich interesów, będąc w ciągłym konflikcie z innymi rasami. Tyle że Danniego bynajmniej nie interesowało dołączenie do żadnego z klanów. Podobnie jak nie chciał budować nowej formacji z Derekiem i Seanem, dwójką „samotników”, którzy czuli się przez brak wsparcia swojej rasy ciągle zagrożeni. Zwłaszcza że ostatnimi czasy wilkołaki bez „stada” ginęły w dziwnych okolicznościach. Seanowi zaś nie pomagało, że wcześniej, przed zarażeniem wilkołactwem, należał do grupy łowców i dał się różnym bestiom poznać jako wróg. Mógł więc w sumie zapomnieć o ciepłej posadzce w klanie, Derekowi z kolei oberwało się za sam fakt rozmawiania z ex-łowcą.
Nora mimowolnie zostaje więc zmuszona znosić nachalne zachowanie Dereka i Seana, którzy przezywają ją „little red” i są wyraźnie zazdrośni o uwagę, jaką Danny jej poświęca. W ich głowach uroiła się teoria, że gdyby usunąć przeszkody typu dziewczyna i kumpel Danniego (= wampir Elliot), to z pewnością już dawno założyliby z chłopakiem nowy klan. Nie wystarczyło więc im, że Danny porzucił już drużynę sportową, chociaż granie było czymś, co uwielbiał i za czym bardzo tęsknił. Postanowili, że będą powolutku odcinać go również od innych, kłopotliwych więzi, aż nie zostanie mu już nic, jak tylko bycie ich liderem i obrońcą. Musimy więc tego Pinkiego i Móżdżka znosić przez całą fabułę, bo lepszych antagonistów nie dostaniemy. Potem jest tylko gorzej.
Tymczasem Nora ani myśli rezygnować ze swojego rozkwitającego romansu. Zwłaszcza po scenie, w której znowu lunatykowała, trafiła do lasu i tam spotkała Danniego w jego zwierzęcej formie. Chłopak następnie przemienił się w człowieka i zaprezentował się MC bez koszulki, z całym dobrodziejstwem inwentarza, było więc wiadome, że dziewczyna nie podda się bez walki – skoro wszystko wskazywało, że ten chodzący Adonis też jest nią zainteresowany. Na tyle, by zabrać ją w ramionach do domu i słuchać szeregu żartów na temat swoich spodni.
Przy okazji dowiedzieliśmy się, że chociaż w zwierzęcej formie Danny jest anatomicznym wilkiem, to jednak jakoś potrafi mówić, a tatuaże na jego ciele nawiązują do kultury ludów Samoa z grupy polinezyjskiej. Swoją drogą, to dość swobodne podejście, by zrobić sobie tatuaże, na które w danej kulturze trzeba najpierw zasłużyć – bo są oznaką jakiejś tam inicjacji, tylko po to, by to fajnie wyglądało… Podejrzewam, że przez przedstawicieli kultury polinezyjskiej mogłoby to być potraktowane jako obraza tradycji, jedynie w celu epatowania własną indywidualnością. Taki wóz przed koniem, jak mawiają. Ale scenarzystka pewnie nie postrzegała tego jako coś negatywnego, bo sam Danny opowiada o znaczeniu symboli bez większych refleksji. Chodziło więc pewnie jedynie o ciekawszy design postaci.
Choć i tak bardziej rozbawiły mnie lekcje literatury z tego wątku, bo przerabianie jednego dramaciku przez tyle zajęć wyglądało przekomicznie. Na dodatek jeszcze czytali wszystko wspólnie. Jeśli tak faktycznie przebiega amerykańska edukacja humanistów, to oni przez rok może skończą nieco Szekspira… i nic więcej. Ale bardziej chodziło mi o scenę, w której Elliot ma problem ze słowem „signore”. Wiecie, gostek sam nam opowiadał wcześniej, że jego ojciec jest Włochem… i autorka o tym zapomniała czy co? Jakim cudem jej bohater nie zna nawet tak banalnych zwrotów? Chyba każdy człowiek na Ziemi rozpoznaje jakieś tam najbardziej utarte sformułowania. Nie trzeba np. studiować j. japoński, by wiedzieć, co oznacza „sayonara” ani j. francuskiego, by rozpoznawać „merci”. Trudno mi zatem uwierzyć, że Elliot, w całym swoim życiu i w domu, gadając ze staruszkiem, nigdy nie zetknął się z podstawami języka włoskiego. Dlatego nie wiem, czy Elliot miał tu wyjść na absolutnego bałwana, czy też scenarzystka się zagalopowało, ale coś tu nie zagrało – a dokładniej zasada prawdopodobieństwa.
Ale odbiegam od głównego problemu! Wróćmy do antagonistów. Derek i Sean postanowili pozbyć się Nory, a jak pomyśleli – tak zrobili. Pomogła im w tym Brenna, inna Fae, która przekonała ich, aby zmusili changelinga do ujawnienia się, to wtedy „odejdzie” i problem z głowy. Nie powiedziała jednak chłopakom, że w sumie zrobią MC przysługę, jeśli pozbawią ją tego kłopotu, a sama dziewczyna bynajmniej nie zniknie z życia Danniego, bo rytuał nie działa w ten sposób. Derek i Sean uprowadzają więc Norę, zmuszają do wypicia jakiegoś podejrzanego specyfiku i zrywają w jej imieniu kontrakt z Fae. Wróżka jest nieco wkurzona, ale dotrzymuje słowa i odchodzi w cholerę. My zaś dowiadujemy się, że sprawa była bardziej zagmatwana, bo Fae trzymały w swojej krainie jedynie ciało Nory, a potem dokonały „transferu dusz”. W efekcie – po rytuale – Nora wraca do swojego pierwotnego ciała, podstępna Fae odchodzi i odgraża się zemstą w przyszłości, a Derek i Sean zostają z niczym… No, zyskują nowych wrogów, bo Danny po odkryciu prawdy jest na nich nieźle wkurzony. I to do tego stopnia, że o mało nie dochodzi do bójki w szkole. My zaś wreszcie mamy okazje zobaczyć go w nowej formie. Szkoda, że tylko tak krótko i że ktoś musiał prawie zabić Norę, aby wykrzesać z niego jakąś osobowość.
Btw. wciąż zachwyca mnie rozumowanie chłopaków… Oni poważnie uważali, że nawet jeśli Nora by zniknęła, to Danny, by ich nigdy nie podejrzewał i pierwsze, co by zrobił, to popędził do nich z ofertą założenia klanu? Zwłaszcza że już wampiry – Elliot i Marc – przyłapali ich na grożeniu dziewczynie, więc bardzo łatwo byłoby o świadków? (Co w sumie już wtedy o mało nie skończyło się rękoczynami, choć Elliot do końca próbował być dla buraków przyjazny). Norze dało zaś pretekst, by trochę pokpić ze stereotypów. Choć i tak trochę dziwił mnie spokój, z jakim znosiła ich rosnącą agresję względem siebie. Na jej miejscu byłabym np. bardziej zaniepokojona, gdybym się zorientowała, że Sean i Derek spacerują sobie obok mojego domu bez powodu… Zwłaszcza gdy już potwierdziła, jak bezwzględna potrafi być ta nadnaturalna społeczność. Z Seana musiał też być przy okazji tragiczny łowca, skoro tak wyglądało jego planowanie…
Ale, niestety, jak wiadomo, jedno uprowadzenie głównej bohaterki, to trochę za mało jak na scenariusz, więc Nora wkrótce znowu padnie ofiarą innego wilkołaka – Liama. Tym razem uprowadzi ją przedstawiciel jednego z wilkołaczych klanów, który przy okazji uwięził też Dereka, bo – jak się okazuje – facet od początku polował na samotne wilki i to za plecami swojego stadka, zaś do dziewczyny i byłego łowcy czuł szczególną nienawiść. Tak, proszę Państwa, mamy wreszcie main antagonistę. (A nie ostrzegałam, że Pinki i Móżdżek byli lepsi?). Jak wszyscy w tej ścieżce, Liam chciał mieć cudownego Danniego tylko dla siebie i też pojął, że nie osiągnie tego bez pozbycia się przeszkód. (Czy Danny na 100% był wilkołakiem, czy może miał jakąś moc uwodzenia?). Co więcej, facet ubolewał, że nie może MC po prostu przemienić. Najwidoczniej nie można zarazić lykantropią innych istot nadnaturalnych, bo wtedy wszyscy mogliby tworzyć jedną, piękną i szczęśliwą rodzinę. (Poza Seanem, ten miał i tak umrzeć). No, aha… Jasne, Danny na bank by się z takiego rozwiązania ucieszył! Dziwne, że Sean i Derek sami na to nie wpadli! Chociaż w sumie nie. Nie dziwne. Nie po tym poziomie, jakie zaprezentowali. Może gdyby Brenna im to zasugerowała…?
W pozytywnym zakończeniu Nora nie zostawia Dereka na pastwę losu (choć bogowie wiedzą, że na to zasłużył) i rozwiązuje krępujące go liny. Potem bohaterowie wspólnie ruszają do walki, bo z odsieczą przychodzi Danny i spółka, czyli reszta uczniów z ich nadnaturalnej społeczności. (Mniejsza o to, jak wytropili Liama). Nora wspomaga chłopaka przy pomocy świeżo co przetestowanej i wyuczonej od koleżanki magii. (Aby nie było, że jest tylko panną w opałach). W efekcie klanowe wilkołaki dostają po tyłku, a potem muszą jeszcze za swoje zbrodnie ponieść karę = wynieść na inny teren. Co pewnie skończyłoby się tym, że przestaliby na 100% sprawiać problemy. A przynajmniej tak twierdzi Agencja ds. kontroli istot nadnaturalnych. Eeee… Że co? Jaki był w tym sens? Przecież teraz po prostu będą wkurzali ludzi w innego miasta. Ale rozumiem, że jeśli są poza jurysdykcją Agencji, to nikogo to już nie obchodzi?
Co ciekawe, wielką niewiadomą tego endingu pozostaje los Spencera. W ramach zakopywania topora wojennego, MC powiedziała w tej ścieżce bliźniakowi całą prawdę i nawet poprosiła o pomoc w zrozumieniu swojej dziwnej sytuacji. Niestety chłopak został zraniony przez wilkołaki. Nie wiadomo więc, czy również się nie zaraził i jaki czekał go los. Możliwe jednak, że tak jak jego siostra, Spencer wyrobił sobie pewną odporność przez bliski kontakt ze światem Fae. To by znaczyło jednak, że plan Liama był tak dupowaty, że nawet jednej osoby nie zdołał zwilkołaczyć. Może lykantropia powoduje też spadek IQ do poziomu burka, który nie wie jak trzymać kijek w pysku i jednocześnie przejść przez drzwi, by nie zahaczyć o framugę.
Jeśli chodzi o bad endingi, to warto wspomnieć tylko o jednym – tym z CG. W złym zakończeniu fabuły Nora może wpaść w łapy cienia, którego spotykaliśmy też w innych ścieżkach. Tym razem zostaje jednak przez niego uprowadzona i uwięziona permanentnie. (Po raz trzeci XD). Stąd lepiej już użerać się z wilkołakami niż uciekać przez las na własną rękę. W pozostałych zakończeniach dziewczyna po prostu ginie w różnych okolicznościach np. wpadając prosto na wściekłe stado. Nie ma jednak zbytniego sensu się nad nimi rozpisywać, bo niewiele się różniły.
I tym sposobem przechodzę do podsumowania. Fajnie, że w tej wersji opowieści szczegółowo wyjaśniono nam, na czym w zasadzie polegał problem z odmieńcami, co się wydarzyło w przeszłości, a bliźniak nawet wykazał się bardzo zdroworozsądkowym podejściem i zamiast po prostu pluć jadem, próbował poznać prawdę. Taką wersję Spencera nawet dało się polubić i łatwo było w końcówce z nim sympatyzować, czy martwić się o jego los. Ogólnie więc główny wątek fabularny został poprowadzony przyzwoicie.
Nie przeszkadzały mi też niezbyt bystre, antagonistyczne chłopaki, bo dzięki nim dostaliśmy dość wiarygodne rozwiązanie problemu z podmianą ciał. I byli w sumie zabawni w swej nieporadności. Bardziej rozczarowywała sama końcówka, gdy już ujawnił się prawdziwy Straszny Wilk, bo wszystko to było takie pośpieszne i wtórne. Jego motywacji i planom brakowało sensu. Jeśli faktycznie chciał się pozbyć Nory i Seana, to czemu nie zrobił tego od razu? Zamiast tego zaciągnął gdzieś, znowu porwał, a potem jeszcze ględził o swoich planach. Zupełnie jakby celowo dał czas protagonistom na przybycie z odsieczą.
Miałam też problem z polubieniem Danniego. Właśnie przez to, że w sumie był kreacją bardzo nijaką. Jego największą wadą było to, że zbytnio martwił się o innych… czyli w sumie to znowu bardziej zaleta niż przywara. (Trochę jak opowiadanie o swoich słabościach na rozmowie kwalifikacyjnej…). W pozytywnym zakończeniu chłopak postanowił też powiedzieć wreszcie rodzinie prawdę o swoim stanie, ale aż szkoda, że to tylko taka wzmianka w epilogu i do niczego to nie prowadziło. Stąd Danny był idealny do samego końca. Porzucił drużynę – bo jego moce sprawiały, że nie był fair wobec innych graczy. Troszczył się o Dereka i Seana, chociaż dla wszystkich innych byli oni wrzodami na tyłku. Dla Nory miał niekończące się rezerwy komplementów, cierpliwości i zrozumienia… Może dlatego tak szybko stał mi się obojętny, bo dostaliśmy postać bardzo papierową. Aż prosiło się, aby wlać w ten twór nieco krwi. (Mamy wampiry do pomocy – jakby trzeba było kłów).
Czy to zarazem oznacza, że nie polecam tej ścieżki? Jest ok, chociaż nie spadną Wam z zachwytu kapcie. Wiele rzeczy określiłabym jako scenariuszowo „poprawne”, poza samą końcówką, na którą wyraźnie zabrakło już pomysłu – stąd te niefortunne powtórzenie motywu. Na pewno nie jest to najmocniejsza ze ścieżek w „Changeling”, ale to nie znaczy, że będziecie się przy niej źle bawić. Ot, po prostu opowieść Danniego to jedna z tych, o których szybko się zapomina, ale nie ma po niej koszmarów. A dzięki Derekowi i Seanowi pewnie uda się Wam też trochę pośmiać.