Uwaga: w grze pojawia się motyw z przemocą i uzależnieniami.
Po sympatycznym wampirze Elliocie pomyślałam sobie: „dobra, idźmy za ciosem… miejmy ścieżkę drugiego krwiopijcy za sobą!”. O ile jednak w przypadku pierwszego bawiłam się wyjątkowo dobrze, tak tym razem trafił mi się love interest w stylu wrednego dupka. Takiego, przez którego bohaterka często (i ja – jako odbiorca) musiałam część fabuły przecierpieć – i to bynajmniej nie w wyniku romantycznych ugryzień, ale jego odtrącającej osobowości.
Marc jest 100%, stereotypowym wampirem z opowieści dla nastolatków: jest przystojny, bogaty, dobrze się uczy i jeszcze posiada potężne moce, co sprawia, że zachowuje się arogancko i łatwo przychodzi mu patrzenie na innych z góry. Jest też rasistą. Nie lubi ludzi, bo to przez ich „nieuzasadniony strach i ignorancje” na społeczeństwo wampirów sprowadzono różnego rodzaju ograniczenia. Wszystko po to, by chronić słabszych, nie myśląc w ogóle o potrzebach całej rasy. (No bu hu hu… zaprawdę masz powód do łez, bo musisz pić krew z kartonika, zamiast z czyjejś szyi. Niesamowita niewygoda! Rozumiałam problem antagonisty, ale poważnie… Taka postawa to jak gadanie z internetowymi trollami o wolności słowa. „Demokratyczne prawo pozwala mi wylewać na innych hejt!”).
Tak czy inaczej, Marc pomimo swojej zajebistości czuje się przedstawicielem grupy uciśnionej. Nie robi jednak w tym kierunku nic poza żaleniem się. Ani nie pomaga szerzyć lepszego zdania o wampirach, ani nie edukuje, ani nawet nie spędza czasu „ze swoimi”, bo nie jest przez nadnaturalną młodzież wcale lubiany. Wszystko przez wypadek sprzed laty i działalność rodziców, które wywołały kolejne represje. Szybko więc zrozumiałam, że moja chwilowa nadzieja – iż może będzie to wątek o szkolnym prześladowaniu – była ulotna, bo autorka uznała, że Marc jest za fajny, by wpisywać go w rolę ofiary. Lepiej niech po prostu jęczy…
…a jednocześnie ma pretensje do MC, że obciąża go swoimi problemami. Domyślną bohaterką „Changeling” jest bowiem 17-letnia Nora, która wróciła z rodzicami do Pine Hollow, aby zająć się podupadającym na zdrowiu dziadkiem. Nie jest to jednak dla niej doświadczenie zbyt przyjemne, bo poza tym, że musiała zmienić środowisko szkolne, to z okolicą wiążą się dla niej bardzo niepokojące wspomnienia. W wyniku tajemniczych okoliczności sprzed lat Nora zaginęła jako mała dziewczynka w lasach, a jej bliźniaczy brat Spencer stracił wzrok w jednym oku. Od tej pory chłopak zaczął ją naprawdę źle traktować, uważać, że nie jest jego prawdziwą siostrą, a nawet oskarżać o wszystkie życiowe niepowodzenia – jak kłopoty ze znalezieniem kluczyków do samochodu.
W istocie, Nora odkrywa, że może być changelingiem (po naszemu „odmieńcem”), czyli dzieckiem podrzuconym przez Fae w zastępstwie uprowadzonej dziewczynki. Nie ma jednak na to zbyt wielu dowodów i podczas tej ścieżki będziemy obserwować jej powolne dążenie do odkrycia prawdy. Naturalnie, dziewczynę przerażał fakt, że może faktycznie nie być człowiekiem, że przyczyniła się do cierpienia i uwięzienia prawdziwej Nory i że Spencer mógł od początku mieć rację, że nie są prawdziwą rodziną. Nie liczcie jednak na pocieszenie ze strony LI, bo on dla trosk bohaterki będzie miał naprawdę mało zrozumienia.
Chociaż ich relacja nie zaczęła się źle. Marc poprosił Norę, by pomogła mu w zrozumieniu Szekspira, bo mieli wspólnie lekcje literatury. Spędzali więc po szkole czas w kawiarni, gdzie mogli się dowoli sprzeczać o jakość czytanych dzieł. Stąd początkowo uważałam te drobne wymiany docinek nawet za zabawne i nie mam uczulenia na historię, gdzie romans zaczyna się od rywalizacji/czubienia się. W końcu to taki typowy szablon zachowania japońskich tsundere: niby obrażają MC, niby są nieprzyjemni, ale jak dochodzi co do czego, to zmieniają się w słodkie szczeniaczki. Tyle że Marc chyba ten moment przegapił, bo zabrakło ostatniego etapu ewolucji.
Im bardziej poznawał Norę, tym stawał się o nią coraz bardziej… zatroskany? Co było nawet dobrym znakiem. Zaczynał pokazywać, że mu zależy. Stąd ni jeden, ni dwa razy usłyszeliśmy od niego wykłady, że MC musi na siebie bardziej uważać, bo na tendencje do wpadania w kłopoty. Nic zatem dziwnego, że znajomi nabijali się z niego, iż zachowuje się jak „matka kwoka”. Mnie zaś rozbawił fakt, że skoro tak bardzo się martwił, to po cholerę zaprosił Norę do kawiarni, o której powiedział potem, że jej pracownicy są niegodni zaufania, podsłuchują i ogólnie lepiej mieć się na baczności? Eee… seriously, dude? Widzisz w tym jakąś logikę? Poza tym, że autorka scenariusza potrzebowała tego miejsca do późniejszej akcji w stylu deus ex machina?
Niemniej relacje Nory i Marca robią się z postępem fabuły coraz bardziej napięte. Facet nie chce się dziewczynie zwierzyć, dlaczego inne wampiry go nie lubią, a jednocześnie staje się o nią coraz bardziej zazdrosny. Uważa, że musi mu się tłumaczyć z tego, co robiła, informować o swoich postępach w badaniach nad Fae, czy wręcz prosić o pozwolenie, aby przeprowadzić jakiś test czy gdzieś pójść. Wszystko niby dlatego, że wampiry są bardzo… hmm… zaborcze? Stąd jak już raz ktoś znajdzie się w centrum ich uwagi, to potem ciężko się od takiego typa uwolnić. Na dodatek Marc cały czas mógł czytać jej myśli (o czym, oczywiście, MC nie wspominał) i wykorzystywał swoją przewagę w rozmowach. Żaląc się tylko, od czasu do czasu, że to w sumie jej wina, bo „wykrzykuje” swoje przemyślenia wprost do jego głowy – gdy już odgadła, że facet posługuje się telepatią bez jej wiedzy czy przyzwolenia.
Prawdy o trudnej przeszłości wampirów z Pine Hollow dowiadujemy się więc dopiero od Adriena Wallace’a, gościa który miał na czole wielki napis: „uwaga, będę antagonistą tej ścieżki!”. Marc i jego kuzyn Alex byli wychowywani z dala od kontaktu z ludźmi, aż pewnego dnia zostali przez staruszków wysłani do szkoły, aby nadrobić braki w interakcjach społecznych. Alex szybko stał się wśród młodzieży popularny… a potem wykorzystał to do zbudowania sekty, gdzie wraz z kolegami chłeptali sobie, rzekomo za ich zgodą, krew innych uczniów. Adrien bał się więc, że sytuacja może się powtórzyć, a Marc patrzy na Norę jedynie jak na swoją przenośną przekąskę. Co byłoby dla młodej generacji o tyle niewygodne, że groziło kolejną falą restrykcji, gdyby doszło do następnego wypadku.
Nora ma jednak czas skupić się na tym problemie jedynie połowicznie, bo woli naprawić swoją relację z bratem i zająć się badaniami nad swoim pochodzeniem. Naturalnie, jest wkurzona na Marca, który zaciąga ją oburzony, że rozmawiała z Adrienem, do jakiejś opuszczonej klasy i karze się ze wszystkiego tłumaczyć, zupełnie jakby miał do tego prawo. Szybko jednak wybacza mu ten atak agresji, bo przecież przystojnym bishom wolno być nieco brutalnymi.
Na osłodę, wymieniają też kilka durnowatym opinii na temat ludzkich i wampirycznych zwyczajów żywieniowych. Nora deklaruje m.in. że „ludzie nie mają relacji emocjonalnych z istotami niżej położonymi w łańcuchu pokarmowym…”. Hmmm… a słyszałaś o kimś takim jak wegetarianie czy weganie? Dowiadujemy się też, że człowiek jest bardzo podobnym do wampirów drapieżnikiem… – no ba! – w końcu je padlinę. Ciekawe, kiedy Nora ostatni raz upolowała swój posiłek? I że trzymanie ludzi tylko po to, by się nimi pożywić, jest obrzydliwe i niewyobrażalne. (Ale nasze rzeźnie są już spoko – z moralnego punktu widzenia?). Dlatego, nie zrozumcie mnie źle, niech sobie bohaterowie mają różne poglądy… Nie przeszkadza mi to. Bolała tylko naiwność i prostota tych wniosków, bo to był jakiś retoryczny durszlak. Widziałam wręcz, jak argumenty spływają przez liczne dziury… Autorka chyba ogólnie sobie tego jednak zbytnio nie przemyślała, bo np. swoim wampirom podarowała anatomicznie trzy żołądki. I znów, niech ktoś mi wyjaśni, na cholerę, skoro oni byli na diecie płynnej? (I nie są przy tym pijaczkami spod monopolowego?). Toż z ewolucyjnego punktu widzenia – skoro już chciała ich udziwniać — lepsze byłyby dodatkowe nerki. No, ale to by już wymagało jakiegoś researchu, a tak można przyrównać LI do krowy, więc jest spoko!
Ale nawet to nie zniechęciło mnie jeszcze do Marca… Poważnie, kabedon jest tak rozpowszechniony w grach otome, że nawet nie postrzegam już tego jak aktu agresji. Zresztą MC odwdzięczyła się Marcowi chwyceniem za przód koszuli, jakby mieli się tam albo pobić, albo skonsumować kiełkujący związek w bardzo wrogiej atmosferze. Problem pojawił się potem, gdy Nora poznała wreszcie prawdę o sobie. Tak, była tylko człowiekiem, bo jakaś wróżka zapierdzieliła jej ciało i w zamian za to, zostawiła jej swoje, bo potrzebowali ludzkiego organizmu do rozmnażania, a żywotność Fae jest bardzo słaba… Jeśli to nie jest powód, by mieć małe załamanie nerwowe, albo przynajmniej zły dzień, to nie wiem, co jest!
No, ale Marc uważał inaczej. Widać świadomość, że ciało jego ukochanej być może służy gdzieś za inkubator dla baby wróżek nie bardzo go poruszyła, bo wkurzył się na bohaterkę, że pokazała się „ze słabszej strony”. Po pierwsze, przeczytał w jej myślach, że wolałaby, by wszystkie istoty nadnaturalne nie istniały i by problemy, które ją spotkały, nigdy się nie wydarzyły (co potraktował osobiście, jako atak na cudowne wampiry i swoją osobę), a po drugie i tak nienawidził zwykłych ludzi, więc nie była już atrakcyjna w jego oczach. Miał więc w swoim mniemaniu 100% prawo, aby się na nią obrazić… Yhhh… Nie wiem, jaki był tutaj zamysł scenarzysty, ale jeśli LI odwraca się od MC, gdy ta go najbardziej potrzebuje, to potem ciężko to sensownie odbudować…
Całej scenie absurdu dodaje jeszcze sposób, w jaki Nora wreszcie odkryła prawdę. Otóż, gdy gadała na temat swojej sytuacji z przyjaciółką Ally i Marciem, obok podejrzanej kawiarni The Murder z początku historii, podsłuchała ich pracująca tam Kaya. Która wiecie co? Też była changelingiem! Co za szczęśliwy zbieg okoliczności! Ha ha! … (-‸ლ) To ona wyjaśniła Norze, co i jak, więc nie musieli już dłużej marnować czasu w bibliotece. Wystarczyło tylko zapolować na Brennę i wycisnąć od niej, jako od innej Fae, prawdę jak anulować też surogatkowy kontrakt. Czyli w sumie zagadkę, by było bardziej mistycznie.
Ale drwię sobie tutaj z biednego Marca i nie wspominam nic o antagoniście. Pamiętacie Adriena? Tego typa, który ostrzegał Norę? Ano, Adrien też był wampirem, ale innego typu, bo takim, który żywi się energią przez dotyk. To dlatego biedak był zawsze jakby w stanie uśpienia, bo nie wolno było mu żerować na uczniach i nosił ciągle rękawiczki. Pech jednak chciał, że pewnego dnia złapał Spencera, brata bohaterki za nadgarstek, czym pozbawił go przytomności na kilka dni, a sam się uzależnił od chłeptania jedzonka prosto z ludzi. To dlatego odwiedzał potem Spencera w sypialni i uczynił swoich niewolnikiem. Wampiry miały bowiem zdolność podporządkowywania sobie wolą każdego, kogo systematycznie podgryzały.
Adrien nie zadowolił się jednak tylko Spencerem. Nope, miał większe marzenia! Postanawił pomóc Norze wrócić do jej prawdziwego ciała, bo wierzył, że wtedy jej energia zacznie przypominać tą, którą miał jej brat i przestanie smakować jak wstrętna „Fae”. A lepiej mieć przecież dwa źródła papu zamiast jednego, prawda? Nikt nie będzie się martwił zaginięciem bliźniaków, którym już raz taka dziwna historia się zdarzyła, a on jakoś zdoła to ukryć przed własną społecznością. W sumie część kolegów ze szkoły nawet mu pomagała. (Btw. jakby kogoś to zastanawiało, ale pewnie nie, bo przecież czytelnicy mojego bloga znają gry otome na wskroś, to oczywiście energia naszej MC jest opisana jako „niespotykanie czysta”. Bo jakże by inaczej?).
Adrien więc faktycznie pomaga Norze odzyskać prawdziwe ciało, co kosztuje ją chwilowy atak amnezji i uprowadza ją… do rzeźni. Nie ma jednak co wnikać, skąd on właściwie wiedział, jak rozwiązać zagadkę Brenny. Podobno miał odpowiednie zasoby, które mu pomogły. Wiecie, takie typowe mrugnięcie okien od scenarzysty, które mówi graczowi, by się nad tym zbytnio nie głowić.
W jednym ze smutnych zakończeń Nora faktycznie zostaje już na zawsze niewolnicą Adriena. W pewnym momencie przestaje nawet pamiętać, kim była i jak właściwie się spotkali, ale cieszy się, że jej obecność daje facetowi szczęście. W jeszcze innym: dręczony przez wyrzuty sumienia Spencer (bo, jakby nie było, dał się zmanipulować Adrienowi i w zasadzie podał mu rodzeństwo na talerzu) próbuje utopić Norę w strumieniu, aby zmusić Fae do ujawnienia się, ale w efekcie tylko wkurza wróżkę i ta odbiera mu ostatnie, widzące oko.
W szczęśliwym zakończeniu, które otrzymamy m.in. jeśli po kłótni napiszemy do Marca i przeprosimy go za nasz wybuch, nie otrzymując w zamian żadnej odpowiedzi (;⌣̀_⌣́), Nora jest podejrzliwa, gdy po powrocie do swojego ciała, Adrien wmawia jej, że są parą. Dziewczyna trafia do rzeźni, gdzie jest też Spencer, i razem myślą jak się z tej sytuacji wyplątać, gdy pojawia się nasz rycerz bez konia i zbroi. Marc zaczyna nawalać się z Adrienem na kły i pazury, ale najedzony antagonista ma nad nim przewagę, więc MC szybko serwuje ukochanemu posiłek z własnej ręki, w którą zraniła się wcześniej. Facet niby się trochę wacha, ale potem grzecznie pije, co dają. Wraca na rundę drugą na ring, Nora wspomaga go zaklęciem i wspólnymi siłami zwalają Adrienowi budynek na głowę.
W epilogu dostajemy też potwierdzenie, że Marc i Nora będą teraz oficjalnie parą – już nie musiał się nią brzydzić, bo jednak, na szczęście, nie była 100% człowiekiem, ale dzięki przebywaniu w krainie wróżek przez tyle lat, stała się czymś pomiędzy. Potem na chwile wszyscy żałują Adriena, który przecież chciał tylko żyć w zgodzie ze swoją naturą, a przez okrutne restrykcje nie mógł. Wreszcie, głównymi zwycięzcami opowieści, pozostaje rodzeństwo, które naprawiło swoje relacje i mogło z nadzieją patrzeć w przyszłość.
No to co myślę o tej ścieżce? Podobało mi się, że wreszcie bardziej szczegółowo opisano cały ten problem z byciem odmieńcem, więc dostaliśmy tu znacznie więcej odpowiedzi niż w ścieżce Elliota. Mniejsza o to, że sama przypadkowość tamtego spotkania przed kawiarnią, była bardzo słabiutko rozegrana.
Nie mam też nic przeciwko konstrukcji antagonisty. Niby nie zachwycił oryginalnością i wszyscy tylko czekaliśmy, aż wreszcie ujawni swój mroczny plan, ale miało to ręce i nogi, nawet jeśli nie pałałam do niego żadną sympatią i w sumie, myślę sobie, że jego problem wszystkich odbiorców pewnie zero obchodził.
Najgorzej jednak wypadł sam Marc, który został nam pokazany jako buc, ignorant, rasista i na dodatek ktoś, kto cały czas odmawiał Norze prawa do zmartwień. Widać to np. w scenie, gdy MC raz pociekły łzy, bo wystraszyła się, że mogła zginąć w portalu… w zamian za co została przez LI zrąbana. Kiedy zaś, jak ostatni hipokryta, odmawiał jej normalnej rozmowy, by okazała się tylko człowiekiem, to straciłam do tej postaci jakąkolwiek cierpliwość. Jasne, to dałoby się odratować, gdyby charakter Marca uległ jakieś przemianie, albo gdyby na koniec, MC okazała się zwykłym człowiekiem, a on by się jakoś z tym uporał… ale nie. Zabrakło tu jakiejkolwiek ewolucji, a szkoda, bo jak mówiłam, początek ich relacji był nawet ciekawy. Tymczasem w pewnym momencie ich interakcje stały się tak nieprzyjemne, że byłam 100% pewna, że zmierzam prostą drogą do bad endingu – co okazało się nieprawdą. Nie jest dobrze, gdy nie cieszymy się ze wspólnych scen z LI, a zamiast tego wolimy, by już sobie poszedł, to chociaż poznamy rozwiązanie fabularne.
Szkoda również, że nie pociągnięto wątku szkolnego prześladowania. To byłoby ciekawe, bo zrzuciłoby Marca z piedestału i pokazało nam w zupełnie nowym, oryginalnym świetle. Wiecie, liczyliśmy na „pana idealnego”, a okazałoby się, że uczniowie traktują go bardzo źle. Na dodatek odbiorcom łatwo byłoby się wtedy z jego doświadczeniami utożsamiać i w efekcie z LI sympatyzować, bo kto chociaż raz, ze strony innych ludzi, nie zaznał nieuzasadnionej wrogości? Ale to tylko takie pierwsze lepsze przemyślenie z brzegu, jak można by ten scenariusz podratować.
Ba! Myślę sobie, że Marcowi nawet znacznie bardziej by posłużyło, jakby poszedł w stronę typowego yandere, skoro już miał w tym kierunku naleciałości, bo przynajmniej zapamiętalibyśmy go jakoś z tej ścieżki, a tak, po miesiącu, szybciej zacytuję Wam jakiś fragment z Szekspira, który padł w grze, niż będę w stanie wygrzebać ze wspomnień chociaż jedną unikalną scenę z tym bohaterem. Albo – co bardziej prawdopodobne – zapamiętam tę opowieść, myśląc głównie o antagoniście, bo Adrien zrobił w fabule więcej. Szkody, bo szkody, ale zawsze.