Miałam spore wątpliwości od kogo zacząć przygodę z „Changeling”, bo nie będę ukrywała, że zniechęcały mnie wszystkie projekty postaci. Nie chcę się jednak na ten temat rozpisywać, bo zostawię to na recenzję główną. Padło jednak na Elliota, bo wielu graczy sugerowało, że jego ścieżka jest dość neutralna. A chociaż nie jestem fanem tematów o nastoletnich wampirach (minęłam się pokoleniowo z momentem, gdy taka literatura była popularna, więc nie mam do niej żadnego sentymentu), to liczyłam, że te 100-115k słów scenariusza, które reklamowali twórcy, będzie czymś więcej niż tylko niezdarnym fanfikiem.
Czy się pomyliłam? I tak, i nie. Opowieść Elliota to 100% romans szkolny w amerykańskim stylu, którego konstrukcja miejscami przypomina serial młodzieżowy. Nie znaczy to jednak, że został napisany źle. Wręcz przeciwnie. Powiedziałabym, że to całkiem ładny hołd dla konwencji i chociaż sporo scen uważam za niepotrzebnie przegadane (ponownie: więcej na ten temat będzie w recenzji głównej), to nie były to „koszmarki” z literackiego punktu widzenia. Jasne, nie wszystko mogło się w fabule podobać, ale i tak czytało mi się dialogi nieoczekiwanie przyjemnie. Co jest tym większym pozytywnym zaskoczeniem, że przecież nie byłam odbiorcą docelowym. Problemy nastolatków nie potrafią mnie zaangażować tak jak kiedyś, stąd zdziwiłam się sama sobie, że w sumie to zależy mi na poznaniu zakończenia. A skoro tak, to muszę z czystym obiektywizmem powiedzieć, że autorce udało się mnie zaciekawić. I to na tyle, bym nie uciekła przed tym tytułem z płaczem, jak wampir na widok czosnku…
Ale to tyle w ramach wstępu! Przejdźmy do przedstawienia postaci. Elliot Damiani (chłopak o włoskich korzeniach) jest jednym z pierwszych bohaterów, których poznajemy w grze. Jest zarazem sąsiadem naszej MC – dosłownie „zza płota” – stąd szybko łapią wspólny język, bo jak zauważają, fajnie, że po drugiej stronie mieszka rówieśnik, a nie jakiś przewrażliwiony staruszek. Przypomnijmy jeszcze, że naszą protagonistką w „Changeling” będzie młoda, zadziorna dziewczyna Nora Lewis (= domyślne imię), która przeprowadza się wraz z rodziną do niegdyś zamieszkiwanego Pine Hollow (na Wybrzeże Północno-Zachodnie Stanów Zjednoczonych), aby zaopiekować się podupadającym na zdrowiu dziadkiem. Nora ma jednak sporo problemów. Po pierwsze, jej bliźniaczy brat – Spencer darzy ją szczerą nienawiścią. Po drugie, musi zacząć naukę w nowej/starej szkole. Po trzecie, kiedyś już była w Pine Hollow i zdarzyło się… że zaginęła jako dziecko, jest więc obiektem wielu plotek. Po czwarte, zaczęła lunatykować w nocy i wreszcie, po piąte, odkryła, że świat zamieszkuje cała masa nadnaturalnych i niebezpiecznych stworzeń. Co prowadzi do niepokojącego wniosku – że skoro je widzi – to pewnie sama również nie jest człowiekiem. Nie ma tylko pojęcia, z jakiej rasy naprawdę pochodzi, ale to nie zmienia faktu, że musi dołączać do Paranormal Mysteries Club i udawać, że towarzystwo wilkołaków, wróżek czy czarownic jest zupełnie normalne.
Nic zatem dziwnego, że Elliot, który szybko okazuje się bardzo pogodnym i przyjaznym chłopakiem, nie chce jej dorzucać zmartwień. Zwłaszcza że przebywanie w towarzystwie kolegi wampira, to nie znowu tak łatwa sprawa, bo przecież nie każdy musi akceptować jego zwyczaje dietetyczne. Podobnie jak jego odmienność: Elliot żywi się krwią, może jednak przebywać na słońcu i potrafi np. zmieniać się w pająki czy odczytywać emocje przez dotyk. Nie jest jednak tak potężny, jak 100% wampir, bo do jego przemiany doszło w wyniku infekcji. Został zaatakowany, gdy wracał samotnie ze skateparku, jakieś 2 lata temu, i to spowodowało, że ewoluował. Wciąż jednak pamięta, jak to było być człowiekiem i ma dla dystansu czy strachu innych bardzo wiele zrozumienia. Może dlatego cieszy się też pełną akceptacją swojej rodziny. Nawet jeśli jego ojciec i matka są już po rozwodzie, to wciąż wspierają syna. W sumie więc żyje mu się całkiem spokojnie, aż do poznania Nory, która szybko „wpada mu w oko”.
Tymczasem Nora aż tak otwartą – jak mogłoby się jej wydawać – osobą wcale nie jest. Jasne, czuje jakąś sympatię do Elliota, ale trudno jej przejść do porządku dziennego po informacji, że „owszem, chętnie, by się wgryzł w jej szyje, ale to nielegalne”. Ciągle więc zastanawia się, czy chłopak jest nią faktycznie zainteresowany, czy tylko próbuje ją oczarować i skonsumować. Sprawy nie ułatwia fakt, że już pierwszego tygodnia, gdy zostaje zraniona w rękę przez tajemniczego kota, Elliot proponuje, że „wyliże” jej rany, aby się szybciej zagoiły. Ślina wampirów ma bowiem jakieś właściwości regeneracyjne i potrafi niwelować ból (prawie jak ukąszenie komara… któremu to zwierzęciu Elliot zawdzięczał swój przydomek „Mozzie”).
Potem zaś chłopak będzie często spotykał Norę, zwłaszcza nocami, z różnymi mniejszymi ranami na ciele np. zakrwawionymi stopami, bo od powrotu do Pine Hollow dziewczyna zaczęła lunatykować i chodzić na samotne pajama party do lasu. A wampiry potrafią węchem wykrywać obrażenia. Z jednej strony Nora będzie więc mu wdzięczna za pomoc: nie łatwo wrócić do domu bez butów i zmarzniętym, na dodatek ze świadomością, że twój wredny brat w każdej chwili może cię zauważyć i znowu zacząć podejrzewać o niebycie człowiekiem. Z drugiej: dziwi ją, co Elliot sam robi, po zachodzie słońca, w lesie. Na dodatek, zawsze jakoś szczęśliwym trafem, wpadając na jej trop?
A ponieważ to bohater w stylu „nie powiem ci, dla twojego dobra”, to chłopak długo zbywa MC, byle się tylko niepotrzebnie nie martwiła. Jasne, dość szybko da się zauważyć, że chodzi za nią jak zakochany szczeniaczek, ale ma jeszcze dość niedojrzałe podejście do ich relacji i nie chce, by dziewczynę spotkało coś złego, albo aby zobaczyła go z gorszej strony, bo wampiry i bez tego są dostatecznie przerażające. Dlatego np. próbuje kłamać, że wcale jej nie obserwuje. W efekcie, chociaż Nora bardzo go lubi, to nie jest pewna, czy może Elliotowi ufać. Lista ciągłego mijania się z prawdą staje się bowiem coraz dłuższa: poczynając od drobnostek jak ukrywanie prawdziwej tożsamości swojego kota, po informacje dotyczące głównego problemu tego wątku, czyli serie tajemniczych zniknięć i morderstw.
Dodam przy tym, że projekt Elliota (te jego kolczyki i pofarbowane włosy) oraz klimat ścieżki (prowadzenie przez nastolatków śledztwa) przypominały mi o wątku Shina z „Amnesii”. Panowie mają jednak absolutnie wykluczające się charaktery. Elliot jest bowiem bardzo opiekuńczy, empatyczny i wesoły. Nie stroni od towarzystwa i zawsze uważa, by nie zranić innych. Czasami wręcz kosztem tego, że sam jest wrednie traktowany. Kiedy z Shina, w 99% przypadków, była ciekawa, ale wredna łajza.
Pomimo więc starań, by Nora się w to nie wtrącała, szybko wychodzi na jaw, że zarówno Elliot, jak i Marc (inny wampir ze szkoły) zostali przez Agencję ds. istot nadnaturalnych od sprawy odsunięci, bo o przestępstwa podejrzewa się właśnie społeczność okolicznych krwiopijców. Zamiast więc grzecznie czekać na wynik, chłopaki decydują się sami biegać po lasach i polować na sprawców, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Nie omieszkują też wymusić na Norze, aby nikomu nie wspominała o ich nie do końca sensownej i legalnej działalności (ale wybaczam całej trójce wątpliwe decyzje – bo to tylko nastolatkowie).
Jednocześnie szkolny psycholog – Grant Mitchell, który w przeszłości stracił przez istotny nadnaturalne brata (ale Agencji nie udało się wymazać mu wszystkich wspomnień), rekrutuje Spencera do wspólnego śledzenia Nory. Na podstawie dziennika dziewczyny jej bliźniak wysuwa teorie, że musi być ona „changelingiem” (po naszemu „odmieńcem”), czyli istotą podrzuconą do jego rodziny, niczym kukułcze jajo, w zastępstwie prawdziwej siostry. Zarówno więc psycholog, jak i bliźniak mają powody, aby traktować członków Paranormal Mysteries Club z wrogością. Wierzą bowiem, że przez te wszystkie stwory utracili swoich bliskich. Bycie jednak ciągle obserwowaną, wyzywaną i podejrzewaną źle się odbija na samopoczuciu Nory i w efekcie, zamiast odpowiedzieć na wyznanie miłosnego Elliota, rani go słowami podczas omawiania swoich kłopotów z przyjaciółką. Dziewczyna nie zauważa, że chłopak stoi na dole schodów, gdy oskarża go o bycie zainteresowanym jedynie jej krwią, co próbuje zamaskować rzekomym uczuciem.
Potem sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej. Niby jakoś pogodziła się z Elliotem, który przeprasza, że był ze swoimi uczuciami tak natarczywy i nie dał jej nawet czasu na ogarnięcie własnych emocji, aby dosłownie chwile później, znowu podczas lunatykowania, zastać chłopaka w bardzo niezręcznej sytuacji. Ponowie jest w lesie, sam, z zakrwawionymi ustami i pochylony nad jakimś ciałem… Nora ucieka więc w popłochu, aż trafia do centrum miasta, gdzie dopiero przyjaciele są w stanie jej wyjaśnić, co właściwie widziała. Elliot twierdzi, że razem z Markiem trafili na ślady ferala (zdziczałego wampira, który przypomina zwierzę), ale nie zdołali nic zrobić, bo już zaatakował ofiarę. To dlatego chłopak zdecydował się wypić jej krew – aby jej pomóc – i usunąć jad. W co dziewczyna może uwierzyć bądź nie, w zależności od tego, w jakie zakończenie celujemy.
Myślicie sobie jednak… no dobra, mamy tego wąpierza, to kiedy do jasnej anielki będą hot sceny z wgryzaniem się w szyje bohaterki? Jednak ślinienie ręki to trochę za mało! Ano, cierpliwości! Bo dosłownie nieco później, gdzie nastolatkowie rozmawiają razem w bibliotece i Nora uświadamia sobie, że Elliot cierpi wskutek głodu. W końcu – jakby nie było – biegał po tych lasach, pomagał jej i ogólnie zajmował się wszystkim, tylko nie sobą. W odróżnieniu jednak od klasycznych, filmowych wampirów w „Changeling” żaden z chłopaków nie rzuca się na ofiary zaślepiony pragnieniem. Jest więc to raczej delikatny dyskomfort niż sytuacja zagrożenia życia. I teraz, co ciekawe, możemy zaproponować, aby Elliot sobie „łyknął”, a w zależności od naszej zażyłości stanie się jedna z dwóch rzeczy…
…jeśli jesteśmy na prostej drodze do złego albo neutralnego zakończenia, to Elliot przez chwilę będzie się opierał, ale potem nie odmówi sobie jednak tej przyjemności. Tyle że zamiast erotycznej scenki dostajemy jakąś minitraumę, bo bohaterka szybko dochodzi do wniosku, że to w sumie obrzydliwe i żałuje, że się zgodziła. Niby wyraziła przyzwolenie, ale bardziej z poczucia, że musi mi się wreszcie za pomoc jakoś odwdzięczyć niż z rzeczywistej chęci. A chociaż nie doświadczyła jako takiego bólu fizycznego, to i tak dopadł ją wstręt do samej siebie i Elliota. Zupełnie jakby stała się dla niego tylko przedmiotem – kartonikiem z soczkiem – i niczym więcej. Jest więc rozczarowana, że chłopak nie kazał się namawiać zbyt długo. Co samo w sobie było bardzo oryginalnym podejściem do wampirycznych motywów i miło, że scenarzystka postanowiła nas w tym miejscu zaskoczyć. Jak się tak zastanowić, to tak, w upuszczaniu komuś krwi nie ma niczego atrakcyjnego… Niektórzy ludzie nie są nawet w stanie patrzeć na strzykawkę. Na widok komara czy kleszcza też raczej nie reagujemy słowami: „Oh, jakie to piękne! Tak sobie w spokoju chłepce niczym kotem mleczko!”. Podobało mi się więc przełamanie pewnego schematu.
…w pozytywnym rozwiązaniu, Elliot powstrzyma się przed pokusą, bo stwierdzi, że chociaż jakaś jego część uważałaby to za romantyczne, to inna mówi mu, że mogłoby to być też obrzydliwe, dlatego nie chce narażać ich relacji. Zwłaszcza że dziewczyna nie dała mu jeszcze wtedy odpowiedzi, czy odwzajemnia jego uczucia i do czego to wszystko dąży. Po raz kolejny LI pokazuje się więc nam z absolutnie opiekuńczej i nieegoistycznej strony. Przedmiotowe traktowanie kogoś, tylko po to, by zaspokoić własne zachcianki, jest przecież moralnie złe. Co było nieoczekiwanie fajną metaforą i sensownym do pokazania młodym odbiorcom wnioskiem. A wspominam o tym dlatego, że w grach otome zazwyczaj widzimy tylko przedstawiane w atrakcyjny sposób patologie.
Nie mogło jednak być ciągle tylko różowo, dlatego nasza MC zostaje przez Granta Mitchella i Spencera porwana… Yhhh… Nie lubię tego motywu. W każdym razie jest wtedy bardzo pyskata i zadziora, a przynajmniej do momentu, kiedy uświadamia sobie, że własny brat chce ją przypalić, bo podobno w ten sposób można wypędzić odmieńca i skłonić go do oddania prawdziwego dziecka. Oookej… Jak się pewnie domyślacie, w jednym ze złych zakończeń, zamordowanie w ten sposób Nory faktycznie ma miejsce. W innym Spencer dusi ją w gniewie, gdy są jeszcze w mieszkaniu. Widać więc, że chłopak miał od tego całego stresu i spotkań z nieludźmi nierówni pod sufitem.
Jeśli jednak uda nam się przekonać brata, że Nora także chce poznać prawdę na temat swojego pochodzenia i mogą razem dowiedzieć się o odmieńcach więcej… to w zamian za to dostajemy atak trójki zdziczałych wampirów. Na szczęście w tym samym momencie przybywa do kryjówki ekipa ratunkowa w postaci znajomych i przyjaciół MC, którzy dla agencji pozbywają się dwóch problemów w jednym. Oczyszczają dobre imię społeczności wampirów i uwalniają bohaterkę. Mnie zaś trochę dziwiło, dlaczego Elliot przywalił psychologowi, a Nora uparcie powtarzała, że sobie na wszystko zasłużył… Poważnie, dziwcie się, że chciał odkryć prawdę o śmierci swego brata? Sama była w 100% zdesperowana, by chronić rodzinę za wszelką cenę i nie miała żadnych oporów, ale innym tego odmawia. Niby potem narrator, ustami Spencera, tłumaczy jakoś antagonistę, ale nie dociera to zbytnio do naszych protagonistów. Nie bardzo więc rozumiałam zamysł autorki. Czy jej zdaniem bohaterowie przez swoje zaślepienie byli po prostu bardziej ludzcy? Mogę tylko zgadywać.
Tym sposobem docieramy wreszcie do happy endingu, śledztwo za nami, paring też – bo Nora godzi się wreszcie zostać dziewczyną Elliota, a w Pine Hollow znowu panuje spokój. No… tak jakby. Po drodze bohaterka – przy pomocy cat sìth Brenny – rozwiązuje jeszcze kontrakt z Faerie i wraca jakoś do swojego ciała, ale w tej ścieżce nie było na ten temat zbyt wiele powiedziane. Jeśli więc zależy nam na rozwiążaniu zagadki – musimy grać dalej.
Ogólnie, jak na opowieść, po której spodziewałam się naprawdę niewiele, to bawiłam się dobrze. Elliot to typ postaci, które bardzo lubię – czyli taki pozytywny, dobry młody człowiek, nieco w japońskim stylu „genki”. Taki, który zawsze przekonuje wszystkich, że u niego OK, byle tylko się nie martwili. Łatwo było więc mu kibicować i fajnie, że odciął się od stereotypowych księciuniów mroku, których pełno w filmach i literaturze. Ba, to zdecydowanie bardzo świeże podejście do wampiryzmu. W końcu raczej nikt się nie spodziewał, że dostaniemy troskliwego, rodzinnego i jedynie czasem zbyt wrażliwego nastolatka – zamiast wielbiącego ciemność i cierpienie egocentryka.
Jeśli więc już muszę na coś narzekać, to byłaby to pewnie scena ze wspomnianym ciosem i niezbyt logiczna decyzja bohaterki, aby ukrywać przed wszystkimi – poza Elliotem – swoje lunatykowanie. Nie bardzo rozumiem, czemu ona nie mogła podjąć żadnych prób, aby nie wychodzić z mieszkania? Przy tak przegadanej fabule (wiele dialogów uważam za zbędne), spokojnie można było dać scenę, w której widzimy jakieś przygotowania ze strony MC. (Nie musiała sobie od razu piłować stóp czy wiązać łańcuchem). Zagadką też pozostaje dla mnie decyzja rodziny, by wrócić do miejsca, gdzie jedno z twoich dzieci straciło wzrok, a drugie dwukrotnie zaginęło… No, ale uznajmy po prostu, że nie dostaliby tytułu „staruszków roku”. Widać preferują twardą szkołę życia, a nie jakieś tam pitolenie o bezstresowym wychowaniu!
Mimo to mogę polecić Wam tę ścieżkę. Dalej uważam, że powinna być krótsza (fabuła jest nam przedstawiona jak w powieści, a nie dostosowana do scenariusza gry) i bolała mnie oprawa wizualna… ale poza drobnostkami, nie mam jej wiele do zarzucenia. Liczcie się jednak z tym, że możecie potrzebować z 4-6 godzin na jej ukończenie!