Kolejna ścieżka, o której ciężko powiedzieć coś pozytywnego. Taka była niejaka, ale przynajmniej mogę powolutku żegnać się z „Gakuen Club”. Nie wiem, czy nie powinnam rozegrać jej wcześniej, bo chociaż była ostatnia na liście w menu, to konstrukcją przypominała wątek „inicjacyjny” – zwłaszcza że przedstawiono nam tu wszystkich chłopców, jakbyśmy dopiero rozpoczynali przygodę z tytułem. Z drugiej strony, gdybym nie poznała perspektywy Asahiego, może trudniej byłoby mi się w tym wszystkim odnaleźć? Tak tylko gdybam…
Cały pomysł na postać Yuuyi ogranicza się w zasadzie do tego, że jest kwintesencją zazdrości: o uwagę MC, o pozycję swojego przyrodniego brata, o miejsce w klubie, o bycie zauważanym przez ojca… Niektórym może więc to przeszkadzać, bo jest w nim sporo goryczy. Miałam jednak wrażenie, że nie wykorzystano w pełni żalu, jaki skrywał w sobie ten bohater. Poza bowiem okazjonalnym krzyczeniem na Akane (= domyślne imię MC), by rozładować emocje, to chłopak bardziej gadał, niż pokazywał, że coś go dręczy. Po co więc wprowadzać bohatera, z który z założenia nastawiony jest na rywalizację, aby kompletnie nic z tego nie wynikało? (;⌣̀_⌣́)
Nim jednak przejdę do konkretów, tradycyjnie przypomnę jeszcze główne założenia samej gry dla tych z Was, co czytają jedynie recenzje Yuui i nie mieli do tej pory do czynienia z całym tytułem. W „Gakuen Club” wcielamy się w 17-letnią dziewczynę o imieniu Koizumi Akane. Po awansie swojego ojca MC trafia do prestiżowej szkoły Kirika Academy. Nie jest to jednak dla niej zbyt szczęśliwa wiadomość. Bohaterce trudno odnaleźć się w placówce, do której należą jedynie dzieci bogaczy. Sama pochodzi tylko z klasy średniej. Dlatego czuje się przez to dużo gorsza od swoich kolegów i koleżanek. Na domiar złego, zupełnie przypadkowo, Akane dowiaduje się również o istnieniu nielegalnego klubu na terenie szkoły. To tam spotykają się przedstawiciele show-biznesu, polityki czy korporacji, by spędzać czas w towarzystwie pracujących jako kelnerzy uczniów. A skoro mleko zostało już wylane i czasu się nie cofnie, to dziewczyna zostaje odtąd zmuszona pomagać w klubie – ale bez dodatkowych profitów, które się z tym zajęciem wiązały, byle dochować sekretu.
Kiedy więc zaczyna się jej praca, to Yuuya jest pierwszą osobą, wyciągającą do Akane pomocną dłoń. Pokazuje jej „co i jak”, tłumaczy działanie klubu, a na koniec przygotowuje dla niej napój w ulubionym kolorze – którym okazuje się, bez niespodzianek, różowy. Później dziewczyna odwdzięcza mu się za pomoc, dzieląc w szkole, podczas przerwy lunchowej, swoim jedzeniem. Yuuya zachwala wtedy zdolności kulinarne Akane i opowiada o swojej skomplikowanej sytuacji swojej rodziny. Ponieważ wychowywał się bez ojca, jego matka była zawsze bardzo zapracowana i nie miała czasu na przygotowanie posiłków. Dlatego Yuua pamiętał tylko jedną sytuację, kiedy zdołała spakować mu lunch. Tym bardziej cieszył się i doceniał domowe jedzenie, a poruszona tym wyznaniem dziewczyna obiecuje, że częściej będzie dzielić się z nim posiłkami. Może również mu gotować, bo robienie większych porcji to dla niej nie kłopot.
Potem Yuuyę bierze na głębsze filozofowanie. Podczas lekcji krojenia owoców w różne kształty, by podawać je gościom, pyta Akane: co uważa za sens życia? Dziewczyna jest trochę zaskoczona jego nagłą powagą i odpowiada, że jej zdaniem istniejemy, aby pomagać innym. Chłopaka jednak takie wyjaśnienie nie zadawala. Drąży temat, bo przecież są ludzie, którzy nikomu nie są potrzebni, aż widząc skołowanie MC, odpuszcza i kłamie, że to coś, o czym przeczytał w książce, dlatego nie dawało mu spokoju i zaczął się sam nad tą kwestią dłużej zastanawiać.
Nasz love boy będzie miał jednak jeszcze kilka innych, dziwnych scen, gdzie pokaże się nam z mniej przyjemnej strony. Podczas kolejnych odwiedzin w klubie, Akane dowiaduje się, że na zakupy po zapasy chłopcy zawsze jeżdżą parami. Dlatego tego dnia – w ramach szkolenia – towarzyszy Yuuyi i Asahiemu, zaskoczona faktem, że ten pierwszy w ogóle ma prawo jazdy, co podobno jest jakimś specjalnym przywilejem od szkoły. Nie ma nawet, co wnikać, jak tam działa ta placówka… Tam wszystko wymykało się prawu i logice. W każdym razie, chcąc jedynie zagadać, dziewczyna zauważa, że chłopcy są do siebie bardzo podobni, np. uśmiechają się w ten sam sposób, więc ktoś mógłby ich uznać za braci. Asahi zbywa ten komentarz brakiem zainteresowania, ale Yuuya prosi MC na stronie, śmiertelnie poważny, by nigdy więcej nie mówiła niczego podobnego.
W sklepie sytuacja robi się jeszcze bardziej nieprzyjemna. W trakcie zakupów Yuuya pyta Akane, czy praca w klubie nie jest dla niej kłopotliwa. W końcu została zmuszona do pomocy. Dziewczyna odpowiada jednak, że w żadnym razie, bo bawi się dobrze. Jako nowa uczennica czułaby się bardzo samotna bez towarzystwa, a tak chociaż, coś zajmuje jej myśli. No, może trochę tęskni za normalnym życiem studenckim: aktywnością poza lekcyjną, spotkaniami z przyjaciółkami czy randkowaniem… A wtedy Yuua wpada w szał i kopie w złości koszyk, mówiąc, że wkurza go takie nastawienie. Dla niego praca w klubie jest czymś niezwykle ważnym, a dziewczyna traktuje to tylko jako rozrywkę. Uspokaja się, dopiero gdy widzi jej łzy i przeprasza za swój wybuch. Mnie zaś zaczęło zastanawiać, dlaczego wszyscy LI w tej grze są tacy niestabilni i agresywni? Czy to jakaś wizja scenarzysty na „idealnego partnera”? Yhhh… Lepiej byłoby dla Akane, gdyby pogoniła to towarzystwo w cholerę. Strasznie przerysowana reakcja, nawet jak u nastolatka, na zwykły dialog…
Chociaż Yuuya ogólnie miał chyba jakieś problemy z kontrolowaniem agresji. Gdy podczas festiwalu szkolnego chłopcy organizują budkę z napojami, Renji postanawia sobie pokpić trochę z zazdrości kolegi i dość ostentacyjnie przystawia się do Akane, np. dotykając jej twarzy. W efekcie Yuuya wykręca mu wściekle rękę, domagając się, by więcej tego nie robił. Dlatego, naprawdę, nie pogniewałabym się, gdyby trochę przystopował, a na miejscu MC byłabym zaniepokojona, jak łatwo puszczają mu nerwy.
Yuuya ma jednak na swoją obronę smutne backstory. Gdy był jeszcze małym chłopcem, jego matka umarła i zostawiła go absolutnie samego. Dziecko nie mogło również liczyć na wsparcie żadnych krewnych, bo ciągnęła się za nim zła reputacja. Był bękartem dyrektora Kirika Academy, który wdał się w romans ze swoją pokojówką, ale nie zapewnił bezpieczeństwa potomkowi. W efekcie dziadkowie Yuuyi przepędzili jego matkę z rezydencji, gdy ta była jeszcze w ciąży, a potem zostawili na pastwę losu. Od nadmiaru trosk i pracy kobieta niedługo potem zmarła, a Yuuya skonfrontował się z ojcem, tylko po to, by usłyszeć, że jeśli chce zostać jego następcą, to musi być lepszy od Asahiego. (Prawowitego dziedzica). To dlatego chłopak tak bardzo się starał, aby uzyskać pierwsze miejsce w klubie, bo dzięki temu zostałby wreszcie doceniony przez rodzinę. (Nie wiem, po co właściwie zabiegać o względy takich ludzi, ale nie mnie to oceniać…).
Yuuya faktycznie pracuje bardzo ciężko, więc goście doceniają jego wysiłki i wybierają go na zwycięzcę konkursu. (Aby im zaimponować, za namową Akane, użył sztuczki z serwowaniem napojów w ich ulubionych kolorach). Niestety, plotka o podobieństwie braci już wtedy się rozchodzi i Asahi staje się coraz bardziej zdezorientowany, zwłaszcza że Yuuya, zamiast z nim pogadać, zaczyna po prostu przyrodniego brata unikać. W efekcie Akane robi za łącznika między nimi. Mnie zaś rozbawiło, że tak ważną i sekretną rozmowę z synem, dyrektor przeprowadza na szkolnym korytarzu, więc MC (i pewnie masa innych ludzi), mogli ją bez problemu podsłuchać. Najwidoczniej to wcale nie był tak wielki sekret jak twierdzili, skoro słyszało o nim całe grono pedagogiczne, woźny, sprzątaczki i 50% uczniów…
Potem większość rzeczy dzieje się za kulisowo, bo Asahi wyraźnie nie przejmuje się przegraną. Widać fakt, że ma przyrodniego brata i zostanie wykopany z funkcji dziedzica, nie wstrząsnął nim zbytnio… Cóż, to się nazywa bezstresowe podejście do życia. A skoro sytuacja sukcesji już się wyklarowała, to dyrektor postanawia załatwić jeszcze jedną sprawę: nakazuje Akane najpierw rzucić klub, odchrzanić się od jego syna, a na koniec zmienić szkołę, bo nie jest godna ich rodziny. Jak tego nie zrobi, naturalnie, jej staruszek poleci, bo mają wtyki, aby pozbawić go awansu.
W smutnym zakończeniu tak faktycznie się dzieje. Akane ukrywa fakt, że w ogóle rozmawiała z dyrektorem na swój temat, po czym po kryjomu wyjeżdża, aby nie psuć szczęścia Yuuyi i nie narażać rodziny. Ten dowiaduje się o wszystkim po fakcie i postanawia na nią poczekać/odnaleźć ją, bo była przecież miłością jego życia… eee… co? Kiedy? No dobra, mniejsza! Przy okazji porównuje ją do swojej matki, bo to kolejna rzecz, która w „Gakuen Club” się powtarza. Chłopcy lubią porównywać Akane do swoich krewnych, co zwiększa w ich oczach jej atrakcyjność. (¬‿¬ )
W szczęśliwym zakończeniu Yuuya dowiaduje się prawdy, ale najpierw na informacje o transferze Akane reaguje wzruszeniem ramion, ale potem – dosłownie rozdział później – robi z tego dramat, idzie do dyrektora i wyrzuca mu, by nie wpieprzał się w jego sprawy sercowe. Udowodni mu, że jest świetnym następcą, zabezpieczany przyszłość finansową rodziny ciężką pracą, ale nie zamierza rezygnować z miłości i nie ochronić jedynej osoby, która jest dla niego ważna. Czyli, w skrócie, pójść w tchórzliwe ślady swojego staruszka. Historia kończy się więc zapewnieniami o uczuciu, uściskami i wspólnym planowaniem przyszłości. A co z Asahim? Pojęcia nie mam! I kogo to właściwie obchodzi? Z pewnością nie Yuuię i Akane!
Ja zaś dotrwałam do napisu „koniec” bardzo znudzona. Kolejna ścieżka w „Gakuen Club”, o której nie mogę nawet powiedzieć, że była poprawna, bo wszystko zostało tutaj przedstawione tak miałko i bez pomysłu. Nie wiem, kiedy uczucia bohaterów się rozwinęły ani nie potrafiłam się zaangażować w ich problemy. W sumie jedyne, co należałoby pochwalić, to znowu praca seiyuu. Bez fajnego głosu ta postać byłaby absolutnie nieciekawa, aby nie powiedzieć wprost, że miał sporo scen, gdzie wyszedł na cholerycznego pacana. Widziałam, że zagraniczni recenzenci prześcigali się w opisywaniu, ile dni zajęło im ukończenie tej ścieżki, bo musieli robić sobie przerwę… Mnie się udało ogarnąć przy jednym posiedzeniu, ale to tylko przez manię natręctw + upór, co samo w sobie odpowiada na pytanie, czy mogę tę historię polecić…