Historia Tokizawy Saku to prawdopodobnie najmroczniejsza z dostępnych w „Gakuen Club” i całkiem możliwe, że przy okazji najlepsza. Ten cichy megane-boy większość czasu spędza w bibliotece, gdzie studiuje przeróżne książki – od beletrystyki po historie sztuki, a wszystko dlatego, że w międzyczasie pracuje nad własnym warsztatem pisarskim. To właśnie wśród tomiszczy, w bibliotecznym skrzydle, poznaje go nasza bohaterka i wspólne zainteresowanie literaturą pomagają im przełamać pierwsze lody. Saku jest bowiem bardzo skryty i ma problemy z okazywaniem emocji. To dlatego ludzie zwykle odbierają go jako zimną osobę, choć nie przejawia żadnej wrogości. (Ha! Potrafię się z tym identyfikować!). Nie przeszkadza mu to również w posiadaniu swojego własnego wianuszka fanek, za to, że jest taki cool. Co jest zresztą cechą charakterystyczną wszystkich chłopców należących do klubu. Urodzili się, aby być podziwianymi.
Czas więc tradycyjnie wyjaśnić, o co chodzi z tytułem gry. W „Gakuen Club” wcielamy się w dziewuszkę o domyślnym imieniu Akane. Dzięki awansowi ojca MC dostała się do prestiżowej szkoły, do której uczęszczają jedynie dzieci celebrytów, polityków czy prezesów korporacji. Jest więc to taka wylęgarnia małych snobów, którzy nie mieszają się z plebsem. I to właśnie dla identycznego pokroju ludzi – z polecenia dyrektora – grupa nastolatków prowadzi po zajęciach szkolnych… klub? Zaletą tego miejsca jest to, że można się tam wygadać i zjeść, a wadą, że chyba powinna się zainteresować tym miejscem policja. Nie bardzo bowiem kumam, co jacyś bogaci i odnoszący sukcesy zawodowe dorośli mieliby szukać w miejscu, gdzie dzieciaki służą im za kelnerów i powierników sekretów? W każdym razie Akane odkrywa klub przez przypadek, gdy błądzi po szkolnym kampusie, i z tego powodu zostaje odtąd zmuszona pomagać chłopcom w ich pracy, bez żadnych dodatkowych profitów. Bo czemu by nie?
Tym sposobem przyjaźń między Saku i Akane ma dogodne warunki, aby się powoli rozwijać. Nastolatka cieszy, że ma się wreszcie przed kim otworzyć, a na dodatek dziewczyna nigdy go nie ocenia. Nie wypytuje go, dlaczego nie chce używać swojego nazwiska, ani dlaczego ma tak złe kontakty z rodzicami – ojcem reżyserem i matką aktorką. Nawet gdy inni o tym otwarcie plotkują. Nic zatem dziwnego, że w iście błyskawicznym tempie, chłopak staje się nią zauroczony i to do tego stopnia, że ma ataki przejawów zazdrości. Widać to zwłaszcza podczas wspólnych zakupów, gdzie Saku staje się nieoczekiwanie… wredny. Niby nie zauważa, że jego komentarze na temat wzrostu irytują Wataru, a jednocześnie drąży temat, by – trochę po dziecięcemu – zdyskredytować swojego rywala na tyle, aż ten się wkurzył i odszedł w cholerę. (Zostawiając im przy okazji najbardziej niefajne obowiązki).
Z czasem Akane dowiaduje się więcej na temat swojego małomównego kolegi. Może nie jest najbardziej wygadany z grupy, ale w klubie goście go cenią za bycie doskonałym słuchaczem. Sam Saku stwierdza, że przeważnie ludzie nie potrzebują od niego rad. Chcą po prostu na głos poukładać sobie myśli nim podejmą kroki. (Chociaż mnie akurat bawiło, jakim musisz być człowiekiem, że idziesz pytać nastolatka o to, jak sobie poradzić z podejrzeniami męża o zdradę? Poważnie, sam pomysł tego klubu jest mocno idiotyczny…).
Aby jednak nie było, że Saku to ideał wcielony, to ma również brzydką tajemnicę. Akane po raz pierwszy przeczuwa, że coś jest nie tak, gdy próbuje z nim porozmawiać na temat książki znanej autorki – Mizuki Maiko. Okazuje się bowiem, że Saku ma bardzo złe relacje ze swoimi rodzicami. Nigdy nie okazywali mu żadnego zainteresowania, przez co zawsze był sam. Wolny czas spędzał wtedy w towarzystwie jedynej opiekunki – asystentki ojca, wspomnianej Maiko, która miała na niego oko tylko ze względu na reżysera. Co więcej jego patologiczni rodzice wdawali się w coraz to nowe romanse, aż Maiko postanowiła ten fakt wykorzystać i zaszantażować chłopca, by został jej ghost writerem, albo brudy staruszków ujrzą światło dzienne. Tym sposobem wszystko, co napisał, stawało się własnością podstępnej kobiety, aż Saku stracił jakąkolwiek pasje do tworzenia. Sam nie rozumiał, czemu godził się jeszcze tkwić w tym chorym układzie, bo gardził przecież matką i ojcem, a z drugiej strony nie miał pomysłu jak się z tego wyplątać.
To dlatego zdecydował się ostatecznie na pracę w klubie. Zgodnie ze słowem danym im przez dyrektora szkoły, zwycięzca, który najbardziej przypadnie do gustu gościom i będzie pracował najciężej, będzie mógł go poprosić o cokolwiek. Saku liczył więc na to, że chociaż w ten sposób odzyska swoją karierę pisarską. Dyrektor pomoże mu wreszcie wydać coś pod własnym nazwiskiem i może uwolnić się od rodziców. Inaczej prawdopodobnie już zawsze byłby przez Maiko prześladowany. Dlatego potrzebował „pleców” kogoś wpływowego.
Podczas wspólnego festiwalu w szkole, dzieciaki spotykają się również w namiocie do wróżenia. To wtedy Akane zbiera się wreszcie na odwagę i postanawia wyznać chłopcu swoje uczucia… choć mówi to w bardzo pokrętny sposób, jakby miała na myśli kogo innego. Na szczęście dla nich oboje, Saku domyśla się, że przez moment był zazdrosny o samego siebie i także składa deklaracje, zapewniając o swoim silnym uczuciu. Jeszcze nie wie, czy to miłość, bo niczego podobnego nigdy nie doświadczył, a w domu nie był uczony, co to znaczy kogoś kochać, ale nie może zaprzeczyć, że jego wzrok zawsze szuka dziewczyny, a umysł wypełniają poświęcone jej myśli. Co jest dla nich bardzo dobrym początkiem, aby obiecać sobie, że będą się już zawsze wspierać.
Nie obeszłoby się jednak bez większego dramatu. Do szkoły przybywa Maiko, aby opowiedzieć uczniom o swojej nowej książce, której – naturalnie – sama nie napisała. Postanawia też pogadać z Akanę, aby powiedzieć jej prawdę o wydarzeniu sprzed lat. Zdaniem kobiety Saku nie tyle ukrywał skandale rodziców, co chronił własną skórę. Kiedy bowiem opiekowała się nim pewnego wieczora, chłopak rzucił się na nią z zamiarem zgwałcenia i gdyby nie nagłe przybycie starszego Tokizawy, kobieta nie była pewna, jakby się to dla niej skończyło.
Saku jest potem pewien, że to oskarżenie na zawsze przekreśli jego przyszłość z Akane, ale dziewczyna postanawia mu dalej wierzyć. Skoro to jego obdarzyła uczuciem, to chce go wspierać i poznać najpierw jego wersje zdarzeń. Za co chłopak jest jej bezgranicznie wdzięczny, bo do tej pory nikt nie stanął po jego stronie. Nawet rodzice. Dlatego Saku przyznaje, że faktycznie uderzył Maiko w twarz, gdy puściły mu nerwy (yhhh…), ale nigdy nie zamierzał zrobić nic więcej. Zirytował się, bo odkrył, że zabrała jego powieść. Kobieta jednak wykorzystała ten moment, rozerwała własną koszulę i pobiegła z płaczem na skargę do reżysera – opowiadając zgoła inną wersję wydarzeń.
Potem Saku ma kilka yandere momentów, bo mówi, że Akane na pewno by go znienawidziła, gdyby poznała jego „mroczne ja” i że przeraża go jego własna zazdrość, ale do niczego konkretnego to nie prowadzi. Szybko zresztą akcja mknie dalej, dowiadujemy się, że Saku wygrał konkurs i może pogadać z dyrektorem o przyszłości. Ten jednak stawia dzieciakowi dodatkowe warunki: pomoże mu wydać powieść, pod warunkiem, że będzie zawierała informacje o skandalach jego rodziców. Co było moim zdaniem takim se układem, bo znowu – jako twórca – Saku nie miał żadnej wolności. Na dodatek musiał jeszcze donosić na temat gości, z którymi rozmawiał w klubie – ale z tego warunku zdołał się jakoś wyplątać, bo chciał pozostać lojalnym wobec dawnych „klientów”, którzy zapewnili mu zwycięstwo. Zresztą dyrektora bardziej interesowało doprowadzenie do upadki konkurencyjnej firmy matki Saku niż cokolwiek bądź innego. Z pewnością nie dobro swoich uczniów.
W neutralnym czy też smutnym zakończeniu: Saku idzie pogadać ze starymi, ale ostatecznie się poddaje i ucieka za granice, aby całkowicie się od nich odciąć. Naturalnie, ich romanse i inne afery z czasem wypływają na światło dzienne, ale chłopak jest już z dala od tej dramy. Z Akane pozostaje jednak w kontakcie korespondencyjnym, bo dziewczyna wciąż w niego wierzy i czeka aż do niej powróci. Nie mamy jednak żadnych info, czy w tym czasie zadbała też o jakiś własny rozwój, bo po co?
W szczęśliwym zakończeniu: wychodzi na jaw, że ojciec chłopaka ukartował wydarzenie z przeszłości ze swoją asystentką – to dlatego w tak idealnym momencie wrócił do mieszkania. Nie mam pojęcia, czemu facet musiał szantażować własnego syna, zamiast się z nim dogadać, ale może po prostu chciał załatwić swojej kochance karierę pisarki? Trudno cokolwiek orzec, bo ta rodzina była poważnie porąbana. Tymczasem od jednego z gości klubu, Saku wszedł w posiadanie dowodu, w którym sprawcy opowiadają o całym swoim planie i zbrodni. Wszystko zostało więc jakoś nagrane – ale nie pytajcie mnie nawet jakim cudem i dlaczego ktoś postanowił tak cenny materiał dowodowy po prostu chłopakowi oddać. Ja rozumiem, że on był sympatycznym kelnerem, ale nie wiedziałam, że za perfekcyjne zaparzone americano można dostać w ramach napiwku taśmy z kompromitującymi nagraniami. Doświadczenie nauczyło mnie jednak, że nie ma co się zbytnio głowić nad logiką tego scenariusza…
Niemniej, dzięki tej akcji w stylu deus ex machina, Saku i Akane zostają razem, dyrektor dotrzymuje słowa i chłopak może zacząć pracę nad swoim bestsellerem, a jego podłych rodziców spotyka wreszcie sprawiedliwość. Czy była to więc faktycznie najlepsza z historii w „Gakuen Club”, jak oceniają ją inni recenzenci? Nie wiem… Osobiście powiedziałabym, że jest OK. Może odrobinę lepsza od tego, co widziałam do tej pory, ale nie tak, że powaliła mnie na kolana. Nie mam jednak wysokich oczekiwań wobec tego tytułu. Ścieżka miała może z kilka uroczych momentów, ale wszystko było w przypadku naszych bohaterów tak zachowawcze, że nie wyczekujcie nie wiadomo jak romantycznych scen, a wyborów też jest tu jak na lekarstwo… Dlatego, bez oporów, stwierdzam, że największą robotę odwalił tu po prostu utalentowany seiyuu, bo bez jego głosu, Saku byłby pewnie najzwyczajniej mdły. Chociaż sam pomysł na problem (wyliczając idiotyczne rozwiązane), był nawet ciekawy. Przynajmniej rozumieliśmy z czego wynikało cierpienie bohatera. Nie łatwo pogodzić się z tym, że ktoś nas najzwyczajniej okrada, a często jest tak, że prawa twórcy nie są w żaden sposób respektowane. Stąd na zakończenie, aż prosiło się o sparafrazowanie filmowego cytatu: „- Kto to?” / „- Nikt, tylko autor”. Ale tak to już w tej branży bywa…