Historia Itsukiego to jedna z tych, o których z przykrością stwierdzam, że z literackiego punktu widzenia nie ma większego sensu. Złamano tu bowiem jedną z podstawowych zasad, według których ewolucja postaci prowadzi do jakiegoś punktu/wniosku/celu. Inaczej nie powinna w ogóle mieć miejsca. Tymczasem Itsuki faktycznie podejmie w życiu ważne kroki, bo podobno MC pomogła mu wreszcie otworzyć oczy… by dosłownie chwile później, w kontynuacjach, cały sezon 1 i jego przemiana przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Mało Wam? To wspomnijmy jeszcze, że chociaż z założenia – jak tytuł wskazuje – „Butler Until Midnight” to opowieść o lokajach… to w swojej własnej ścieżce Itsuki może raz czy dwa wymieni kwiaty albo poda jedzenie, bo na tym jego rola jako lokaja się kończy. Nie po to ludzie nazywają go geniuszem, aby musiał się płaszczyć przed jakąś tam nic niewartą bohaterką. I nie byłoby to nawet samo w sobie takie złe. Przynajmniej jest jakiś pomysł na fabułę i konflikt… gdyby nie fakt, że na pocieszenie scenarzysta dał nam Tomokiego, który wypada i jako lokaj, i wsparcie MC, i wreszcie potencjalny Love Interest dużo, dużo lepiej od samego Itsukiego.
Dlatego jeśli są tu jacyś fani blondwłosego złośliwca, to może nie czytajcie tego tekstu do końca. Po co macie się potem niepotrzebnie irytować, gdy ja w tym czasie będę dawać upust hejtowi? Lepiej sobie nie psuć wieczora. Pozostałych czytelników bloga zapraszam do dalszej części. Ostrzegam jednak, że będzie dużo narzekania.
Bohaterką „Butler until Midnight” – gdybyście nie byli zaznajomieni z grą – jest młoda kobieta, która przybyła do Tokio w nadziei na spełnienie marzeń. MC od dzieciństwa chciała przyłączyć się do redakcji magazynu modowego „My First Lady”… który w zasadzie jest takim typowym, wypchanym reklamami czytadełkiem dla kobiet, gdzie będą Wam wciskali, co jest modne, a co nie, że wartość człowieka mierzy się po szpilkach z drogich marek, czy po ilości torebek, i w zasadzie połowę dnia wypada poświęcić na studiowanie, czy jest się na topie. Mniejsza o to, że to całe tałatajstwo i tak jest produkowane w Chinach, bez atestów, że korporacja korporacji „rączka rączkę myje”, że żadne z tych zdjęć nawet nie jest realistyczne i tyle w tym sztuki, co w zawartości psiej miski. Aby jednak nie było: nie skreślam wszystkich projektantów, czy mody jako takiej. Krytykuje jedynie bezmyślny konsumpcjonizm, który reprezentuje sobą „My First Lady” i wspomniana branża – po sposobie, jaki nam ją w grze przedstawiono. (Wspominam też o tym szerzej nie bez powodu, bo to właśnie na wyjebistości roboty MC skupi się w 90% wątek Itsukiego).
W każdym razie, mniejsza o marzenia MC, pracę dostaje, zaczyna praktykowanie, ale w tym samym czasie odkrywa, że tak naprawdę jej ojciec nie jest marynarzem, ale właścicielem giga korporacji. Ze względu na bezpieczeństwo nie mógł się ze swoją córuchną skontaktować wcześniej (wiecie, skrytobójcy biegają po ulicach), ale teraz, na 65. urodziny nie zamierza się już dłużej ukrywać. Zaprasza ją na imprezę ku strapieniu swoich lokajów. Panowie postanawiają bowiem, że nie można pozwolić, by taki prostak z prowincji ośmieszył pana Ichijo i trzeba ją najpierw nauczyć manier, nim wejdzie z buciorami na salony. Tym sposobem MC ma pobierać od jednego z lokajów lekcje etykiety, aby przygotować się jakoś do przyjęcia. Przypomnijmy: rodzica, który miał na nią i jej matkę przez wiele lat wylane, ale co tam…
Wybiera sobie Itsukiego – z czego ten jest niezadowolony – więc z miejsca interweniuje jego starszy brat, Matsuba Tomoki, tłumacząc bohaterce, że w takim razie to transakcja wiązana. Itsuki sam by sobie nie dał rady z jej uczeniem i pracą, a tak będzie miała w 100% doświadczonego lokaja przy swoim boku. No to, co jej pozostaje, jak się na taki układ nie zgodzić? I faktycznie, jeśli liczyliście, że Itsuki będzie Wam usługiwał, to możecie zapomnieć. Ma on w zasadzie gdzieś potrzeby naszej bohaterki i bywa tak złośliwy, że czasami aż się prosiło, aby trzasnąć go przez łeb. Na przykład gdy podszedł do MC, zaraz po kąpieli, tylko po to, by poinformować ją, że jego zdaniem brakuje jej seksapilu… no fajnie, koleś, i co z tego? Musiałeś sobie odreagować jakieś kompleksy? Ktoś w zasadzie pytał, czy cię ten widok kręci, bo nie przypominam sobie…?
Takich scen będzie zresztą całkiem sporo i z założenia miały one chyba przypominać zabawne docinki na zasadzie podrywu dzieciaków: „kto się lubi, ten się czubi”. Szybko jednak zmieniły się w ignorowanie, bo MC nie miała w odpowiedzi żadnej, ciętej riposty. Po prostu doszła do wniosku, że więcej glukozy zaoszczędzi, nie odgryzając się Itsukiemu wcale i udając, że jego komentarze po niej spływają, bo „taki już jego urok”. I znowu, drodzy scenarzyści, jak sobie chcecie. Wydaje mi się jednak, że skoro już wprowadziliście zadziornego LI, to fajniej by jednak było, aby to do czegoś prowadziło. Inaczej po co się silić na wymyślne komentarzyki… by odbiły się od ściany? Jeszcze gdyby chodziło o efekt humorystyczny – ale nie.
W każdym razie nasza MC zaczyna się angażować w pracę, gdy dowiaduje się, że „My First Lady” planuje współpracę ze znanym brandem i projektantem marki „Hope”. Jest to zarazem jedna z ulubionych linii bohaterki, bo ubrania tej firmy zawsze przynosiły jej szczęście. MC udaje się więc ze swoją szefową na spotkanie, a tam odkrywa, że młody i słynny projektant, którego wszyscy podziwiają, to nie kto inny jak jej lokaj Itsuki. I to właśnie dlatego, ze względu na brak czasu, nie angażował się dotąd w robotę sługi, pomimo rodzinnej tradycji. Facet uważa, że marnuje swoje talenty, by być czyimś lokajem, ale brakuje mu przekonania/odwagi/zdecydowania, by uczynić ten ostatni krok i powiedzieć tatusiowi, że chce iść swoją drogą. Zwłaszcza że dręczą go wyrzuty sumienia, bo aby kontynuować tradycję Matsubów, Tomoki porzucił marzenie o karierze pianisty. Nie chciał więc być gorszy od swojego brata i myśleć egoistycznie jedynie o własnym szczęściu.
Tym sposobem – już po spotkaniu – MC zaczyna pracę jako jego asystentka, bo był to jeden z warunków, by projektant w ogóle chciał stworzyć sukienkę dla ich magazynu. Powiem szczerze, że rozczarowało mnie, iż kolejna bohaterka została sprowadzona do roli wpatrzonej w idola fanki. Itsuki pomiata dziewczyną, przydziela coraz to durniejsze zadania, robiąc z niej „chłopca na posyłki”, to znowu traktuje przedmiotowo, gdy np. drzemie sobie na jej kolanach. Tymczasem bohaterka musi spełniać wszystkie jego zachcianki, bo tak kazało jej szefostwo. Ciekawe, czy gdyby Itsuki nie był tak atrakcyjny, ale musiałaby wchodzić w tyłek jakiegoś odstraszającego paszczura, to taką relację też postrzegalibyśmy jako OK. Oczywiście, przy okazji, dowiadujemy się, jaki to z niego wielki utalentowany artysta, wizjoner i jak ciężko pracuje, gdy już wszyscy inni idą do domu. Niby zdarza mu się krzyknąć na podwładnych, ale w sumie to dla ich własnego dobra. W końcu tylko ich tak motywuje do dalszego wysiłku bla bla bla…
Niemniej sukienka powstaje w tle, a my więcej czasu spędzamy w fabule w gabinecie Itsukiego niż gdziekolwiek bądź. Jedyne motywy z lokajami pojawiają się zatem ilekroć MC potrzebuje pomocy od Tomokiego… który w tym czasie rozwija uczucia do dziewczyny. Zawsze jest obok, aby ją wesprzeć, udzielić rady, wyręczyć w codziennych obowiązkach. Wydaje się więc, że mamy tu przykład z klasycznym układem, gdy dobry facet na koniec i tak przegrywa z czarującym draniem. Starania Tomokiego są bowiem skazane na porażkę… a potem i tak o nich zapomina, gdy tylko uświadamia sobie, że przegrał z bratem. Nie spodziewajcie się więc jakieś kontynuacji dramatu w sezonie 2. Nope, starszy z Matsubów usunie się później bezpiecznie w cień i tyle było z ich chwilowej rywalizacji. Sam doszedł do wniosku, że nie dałby MC szczęścia, bo tylko Itsuki przywołuje na jej twarz uśmiech.
A ja – nawet po przeczytaniu PoVu Itsukiego – dalej nie mam najmniejszego pojęcia, za co facet obdarzył w pewnym momencie naszą bohaterkę uczuciem? Niby zaimponowało mu jej zaangażowanie w pracę i fakt, że pomogła mu poukładać sobie w głowie parę rzeczy, ale w sumie, nawet podczas wyznania miłosnego, on sam przyznaje, że nie zna przyczyny swojego zauroczenia. Nagle jednak staje się o nią zazdrosny, ucieka z nią z lekcji etykiety na plażę, aby pogadać o przeszłości, a także zaczyna traktować znacznie milej. Symbolem jego rozkwitającej miłości stają się z kolei różowe tulipany. Identyczne jak te, które postanowił podarować bohaterce Tomoki – w ramach gratulacji za jej pierwsze, zawodowe osiągnięcia. Dziewczyna zostaje więc postawiona przed trudnym wyborem: którego z Matsubów powinna w finale spławić, a którego wynieść do rangi swojego chłopaka?
Ostatecznie jednak – i pomimo łez MC – Itsuki i tak decyduje się na wyjazd za granicę. Musi przecież ścigać swoje marzenie i promować markę na Zachodzie. Powraca jednak akurat na czas, by zdążyć przed urodzinami papcia Ichijo dać MC sukienkę swojego projektu i wyznać jej wreszcie uczucia. Mnie tymczasem cholernie rozbawiło, że w sumie to po co on robił tą wielką dramę z życiowymi wyborami, skoro zaraz potem… znowu wraca do roboty lokaja! I dalej łączy dwa zawody, chociaż przez cały sezon 1 przekonywano nas, że to niemożliwe, że facet się męczy, że tradycje Matsubów podcinają mu skrzydła, ale teraz wreszcie może się realizować, a to wszystko uświadomił sobie dzięki MC… itd. itp. Yhhh…?
Stąd w dodatkach i sezonie 2, scenarzystę chyba olśniło, że ta aplikacja miała być przecież o lokajach. Itsuki wskakuje w czarny kubraczek i będzie odtąd grzecznie serwował herbatę. A ponieważ dalej jest taki zajebisty, to w kontynuacji pojawia się rywalka. Mio również pochodzi z bogatego domu, jest piękna, elegancka i razem z MC startuje w konkursie na „damę roku” – która może manierami reprezentować całą Japonię. Stąd nic dziwnego, że ten chodzący wzór cnót stracił serce dla przelotnie spotkanego lokaja, aby nasza bohaterka mogła się dławić zazdrością. Jakby tego było mało, dziewczyna uważa za normalne, iż może startować do kogoś, kto jest już w związku, a MC jej nawet tego za specjalnie nie utrudnia, bo przecież „są przyjaciółkami i rywalkami w jednym”. Zamiast tego sama woli pogrążać się w depresji i użalać się nad sobą, bo się jej ostatnio przytyło. Zaczyna się też zastanawiać, czy aby na pewno jest tego chodzącego Adonisa godna? Co niby pozytywnego wnosi do jego życia? A może tylko go blokuje, bo przecież Itsuki jest taki idealny… Czy nie lepiej by mu było, mając u boku cudną Mio?
Będę jednak kończyć, bo długo mogłabym wyżywać się na tym wątku. Zawiera on tak wiele motywów, których nie lubię, dziwacznych wzorców i scenariuszowych błędów, że ukończenie tej ścieżki było dla mnie nie lada wyzwaniem. Straszna szkoda, że z opowieści o mezaliansie i zakazanym uczuciu pani do sługi zrobiła się standardowa bajka o kopciuszku niewartym księcia. Na dodatek bardzo wrednego, złośliwego i aroganckiego kawalera, który lubił patrzeć na innych z góry, a zawód wykonywany przez jego własną rodzinę uważał za uwłaczający. Dlatego jedyne co mogę powiedzieć dobrego na jej temat, to że Itsuki miał nawet spoko CG. Może komuś uda się polubić jego charakter – nie wiem. Mnie jednak taka kreacja zupełnie nie przekonała i miałam wrażenie, że w zasadzie sami twórcy trochę się męczą z tą ostatnią, piątą postacią, bo inaczej Tomoki nie wyszedłby im tak sympatycznie. Trudno zrozumieć finalny wybór MC. Chyba że chodziło tylko o wspólną pasję do mody. Wtedy, faktycznie, Tomoki nie miał wiele do dodania. Mam jednak ciche podejrzenia *mój pajęczy zmysł podpowiada mi* /╲/\╭[☉﹏☉]╮/\╱\, że na drugiego z Matsubów najzwyczajniej zabrakło pomysłów, a terminy z premierą goniły.
Miejsce w rankingu? Zdecydowanie najgorsza ścieżka. Może to moja niechęć do postaci, które są wredne dla MC (przynajmniej w sezonie 1, bo w sezonie 2 mu przechodzi)? W każdym razie czego innego spodziewałam się po tej grze, więc historia niespełnionego projektanta modowego niespecjalnie mnie zainteresowała. Na dodatek nie rozumiem intencji scenarzystów: po cholerę, po tej całej przemianie, on wrócił pracować do rezydencji Ichijo? Wszystko tu się jakoś tak absolutnie poplątało… Może sezon 3, by jakoś pomógł, ale nie jestem przekonana. To nie tylko była słabiutka ścieżka w „Butler until Midnight”. Uważam, że wypada kiepsko również na tle innych opowieści od Voltage.