Po dość słabej ścieżce pierwszej, nie spodziewałam się po „Gakuen Club” wiele dobrego, ale przyjemnie było się rozczarować. To nie tak, że z wrażenia pokochałam całą grę. Podobał mi się jednak sensowny, bardzo życiowy problem postaci (bez nie wiadomo jak wielkich dram). Podobnie jak i relacja między MC i LI, która w tym wypadku rozwijała się zaskakująco naturalnie.
Sakai Touma (bo o nim w tej recenzji będzie mowa), tak jak główna bohaterka, należy do prestiżowej szkoły Kirika Academy. To tam uczęszczają wszystkie dzieciaki, których rodzice mają prestiżowe posadki, albo po prostu są znani jako celebryci. I chociaż Koizumi Akane (domyślne imię MC) znalazła się tam tylko na skutek awansu swojego ojca, to nawet dla niej jest to szansa na zdobycie wartościowych kontaktów. Tymczasem, zamiast poznawać towarzystwo, dziewczyna gubi się już pierwszego dnia, dowiaduje o istnieniu „elitarnego klubu” w murach szkoły, gdzie uczniowie pracują jako kelnerzy i spełniają zachcianki snobistycznych gości. Po co? Bo w zamian za to dostaje punkty i zawierają cenne znajomości. Zwycięzca zakładu otrzyma zaś od dyrektora nagrodę specjalną. A ja – jeśli mam być szczera – wolę przymknąć oko na ten absurd, który jest zarazem główną osią fabuły. Inaczej to brzmi trochę jak nielegalny dom publiczny z nieletnimi… Na szczęście, nie dzieje się tam nic zdrożnego, a przedstawiciele świata korporacji, polityki i show-biznesu chcą sobie po prostu z dzieciarnią pogadać czy też zaciągnąć ich rad… Nawet nie pytajcie „po co?”. Po prostu przyjmijmy do wiadomości, że klub istnieje, bohaterowie tam pracują i zapomnijmy o całej reszcie…
W każdym razie już od samego początku swojego pobytu w Akademii, Akane przekonuje się, że Touma jest niezwykle popularny wśród płci pięknej. Dziewczyny wprost nie mogą zostawić go w spokoju, próbują zagadać, przynoszą mu bento i podniecają się, ilekroć zostaną przez niego zignorowane albo spławione. Na zasadzie „Touma jest taki cool, bo znowu potraktował nas jak powietrze! Jeeee!”. Kolejna rzecz, nad którą nie warto się głowić. A ponieważ dosłownie chwile wcześniej, chłopak był dla MC całkiem pomocny np. niby oprowadził ją po szkole z polecenia Asahiego… to dziewczyna postanawia zrobić dosłownie to samo, co tłum jego fanek. Odtąd będzie za Toumą po prostu łazić. I nie mam pojęcia, dlaczego w jej przypadku nie uważał tego za irytujące, ale od razu zaznaczył, że „Akane jest inna niż wszystkie”. No… okej? Whatever you say, pal.
Tymczasem, podczas wspólnego lanchu (gdy już wykryła jego samotnie), Akane odkrywa, że Touma nie odżywia się najlepiej. To znaczy: wypija jakieś podejrzane napoje w tylu „fit”, które zawierają „gotowy zestaw wszystkich witam i minerałów, których potrzebujesz do przeżycia”. (*muzyczka z reklamy w tle*). Co nie przeszkadza jej i tak mu jeden wyżłopać. Później zaś dziewczyna potwierdza swoje przypuszczenia, gdy przypadkowo potyka się na stopniu i Touma ratuje ją przed bolesnym upadkiem. Okazuje się wtedy, że ma strasznie słabe rączki i ogólnie chudzinka z niego. (Dał się nieco obmacać, więc dowody zostały zebrane). Co nie jest typowe dla nastolatka, który w wieku rośnięcia potrafi wpierdzielać za dwóch.
A skoro już ją to zaciekawiło – i przy okazji zdołała się zakochać, no bo jak to tak, nie stracić serca dla kogoś, kto ocalił twoje cztery litery przed schodami – dziewczyna postanawia zaciągnąć języka u kochanych koleżaneczek. To od nich dowiaduje się, że Touma był kiedyś znanym modelem, ale coś sprawiło, że rzucił robotę, do której wciąż tęskni. Trudno jednak wyciągnąć od nich cokolwiek więcej, bo fanki wolą skupiać się na tym, jaki jest przystojny, a nie plotkować o jego mrocznej przeszłości.
Prawdy zresztą dowiemy się wkrótce i to od samego zainteresowanego. Kolejne rozmowy i praca po szkole w klubie sprawiają, że Touma powoli otwiera się przed dziewczyną. Jest to jednak proces bardzo żmudny, jak u każdego kuudere, bo wcześniej ich dialogi przypominają monologi MC, przerywane okazjonalnym wdychaniem chłopaka, ilekroć coś go nużyło albo przestało mu się podobać. Okazuje się, że Touma faktycznie za dzieciaka był znanym modelem, ale występował wtedy… jako dziewczynka. Zresztą był to pomysł jego ambitnej i niezbyt czułej mamusi, która postanowiła wykorzystać urokliwą twarz swojego potomka. Podobnie jak fakt, że był bardzo podatny na manipulacje i nie posiadał własnej woli. Dlatego mogła sterować całą jego karierą wedle uznania. Choć ten niezdrowy układ musiał się wreszcie kiedyś skończyć, bo – wraz z dorastaniem – ciało Toumy zaczęło się zmieniać. Gdy zaś zmężniał dostatecznie, by nie dało się dłużej ciągnąć farsy z udawaniem, mamuśka zapomniała o nim, zostawiła samego sobie i nie pomogła nawet w sytuacji, gdy chłopak nabawił się ze stresu anoreksji. To dlatego MC oceniła, że jest aż nienaturalnie chudy. Podobnie jak „przygaszony”.
Na szczęście, pod troskliwym okiem Akane, Touma znowu zaczyna jeść, a nawet marzy do powrotu do modelingu, tyle że na własnych warunkach. Do tej pory wierzył, że będzie potrzebował wstawiennictwa szkoły. Zresztą, dyrektor postawił mu podobny warunek: po pierwsze, miał usługiwać jego synowi – Asahiemu, a po drugie, osiągnąć pierwsze miejsce w klubie. Tyle że Touma dalej jest w tym wszystkim mocno zagubiony i zaczyna się miotać. Szczególnie gdy z przepracowania traci przytomność i tylko dziewczyna odwiedza go w szpitalu. (Od matki dostawał jedynie popędzające/kontrolne telefony).
I to dlatego właśnie, oceniając słusznie, kto jest mu naprawdę bliski, Touma postanawia wyznać MC swoje uczucia… ale dziewczyna nie bardzo potrafi sobie ze swoimi emocjami jeszcze poradzić, więc zaczyna chłopaka najzwyczajniej unikać. Jak później tłumaczy: nie chce mu stać na drodze do kariery – a mogłoby się tak stać przyszłości, gdyby poczuła, że Touma się od niej oddala. Dlatego wolała się zdystansować, zamiast zwyczajnie pogadać. I to LI zachował się w tym przypadku znacznie bardziej dojrzale, argumentując, że skoro zależy mu na obu tych rzeczach (pracy + partnerce), to znajdzie sposób, aby je pogodzić. Szczególnie że na tamtym etapie był już mocno zakochany i czuł się niekomfortowo, gdy dziewczyny nie było w pobliżu. W pełni jednak rozumiał obawy Akane, że ze swoim uległym charakterem mógłby szybko zacząć traktować ją jak swoją matkę czy Asahiego – tzn. przyjmować od niej rozkazy i nie podejmować samodzielnie żadnych decyzji. Tym pozytywniej, że chciał nad swoją słabością poważnie popracować. Wreszcie wyrobił sobie jakiś kręgosłup.
A kolejna szansa, by zrewidować swoje dotychczasowe plany, zostaje wprost na tacy podarowana od losu. Akane spotyka zasmuconych przedstawicieli kółka teatralnego, którzy nie mogą wystawić sztuki z powodu nagłego zniknięcia kluczowego aktora. Widząc jak bardzo Akane martwi ich problem, Touma decyduje się przyjąć rolę, co nieoczekiwanie pozwala mu odkryć w sobie zainteresowanie graniem na scenie. Do tej pory myślał jedynie o modelingu, ale po tym pozytywnym doświadczeniu, zastanawia się nad nową ścieżką kariery. I to bez ukrywania prawdy o swojej przeszłości, która prędzej czy później i tak by jakoś wypłynęła. (Pewnie w formie skandalu). Dlatego Touma cieszy się, że odnalazł wreszcie odwagę, marzenia i zapał, aby jeszcze raz zacząć wszystko od nowa.
Aby jednak nie było za różowo, w fabule musiał uaktywnić się jakiś antagonista. Zaraz po wygranej w klubie, Touma spotyka się z dyrektorem, który nie dotrzymuje warunków wcześniejszej umowy. Jeśli chłopak faktycznie chce zrobić karierę przy jego protekcji, musi najpierw zerwać więzi ze swoją dziewczyną. W końcu ma być „produktem”, czymś, do czego będą wzdychać nastolatki, stąd nie wolno mu mieć żadnych zobowiązań, bo to negatywnie odbije się na jego sukcesie. A co na tym idzie, na zyskach dyrektora.
W negatywnym zakończeniu: Touma dowiaduje się, że ktoś doniósł do prasy o jego przeszłości. Pierwszym oskarżonym zostaje, oczywiście, Akane, bo tylko jej się zwierzał, stąd atakuje ją słownie: żałując, że kiedykolwiek jej zaufał. Potem jednak chłopak odkrywa prawdę i dowiaduje się, że padł ofiarą oszustwa. Niby jakoś tam próbuje dziewczynę przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie i za to, że wybrał ofertę dyrektora, ale dla ich wspólnej przyszłości jest już wtedy za późno… Za dużo mostów zostało już spalonych, aby mogli zachowywać się jak dawniej.
W happy endingu: Touma dochodzi do wniosku, że będzie dla niego najlepiej, jeśli odetnie się zarówno od toksycznej matki, jak i dyrektora. Zamierza dalej próbować swoich sił w aktorstwie i wierzy, że z MC u boku uda mu się pokonać wszystkie trudności. Stąd parka jeszcze raz wyznaje sobie uczucia, ogłaszając oficjalnie związek (ku zakłopotaniu Akane…) i w zasadzie fabuła zaraz potem się urywa. To nie tak zatem, że dostajemy jakoś szczególnie rozbudowany epilog. Nope, nawet ilustracja ze sceny finałowej, była bardzo oszczędna i grzeczna. Nie wymienili ani całusa.
A chociaż tak ścieżka była bardzo prosta i nie grały mi w niej dwie rzeczy:
1) to, że MC prawie Toumę stalkowała, łaziła za nim jak fanka, śledziła, podsłuchiwała i ciągle ględziła, że musi go wspierać – nie mając przy tym żadnych planów czy pomysłów na siebie;
2) scena z nastolacką dramą na zasadzie: „nie wiem, co zrobić – to będę udawać, że nie istniejesz”;
– to nie postrzegam jej źle, bo sam Touma jako LI był nawet sympatyczny. Zwłaszcza na początku, gdy nie znamy powodu jego przygnębienia i chcemy rozwikłać tajemnice, z czego wynikały plotki. Co więcej, podobało mi się, że to nie było nic przesadnie makabrycznego. Ot, zwyczajny problem ze zbyt ambitnym rodzicem, który mógłby spotkać każdego z odbiorców. Jasne, doprowadził chłopaka do stanu zagrożenia zdrowia, ale wiecie, co mam na myśli. Był bardzo przyziemny i przez to ciekawszy. Czasami bowiem lepiej zagrać prostym, ale wiarygodnym motywem, aby osiągnąć lepszy efekt. W tym wypadku sympatyzowanie ze strony graczy.
Dlatego – chociaż nie jest to opowieść, która na długo utknie mi w pamięci – to odbudowała mi nieco wiarę w „Gakuen Club”. Może więc Wam również się spodoba? (Btw. mam wrażenie, że poziom CG tym razem bardzo się obniżył… są też jakoś kompletnie, no, nieromatyczne? Zupełnie jak nie z gry otome… Aż ciężko było mi znaleźć cokolwiek, co pasowałoby do recenzji).