Ścieżka Yanagiego jest o rozdział dłuższa od opowieści pozostałych panów, ale niestety odbija się to na niej nieco czkawką. Zamiast skupiać się w 100% na przedstawianiu nam postaci sympatycznego, uzależnionego od papierosów detektywa, to stanowi niejako podsumowanie wszystkich dotychczasowych wątków, problemów czy postaci. A chociaż na tym etapie wiemy więc już całkiem sporo o zbrodniach, antagonistach i towarzyszach, to twórcy postanowili nam każdy z tych motywów jeszcze raz przypomnieć, opisać i jakoś zakończyć. Zupełnie jakby historia Yanagiego miała stanowić zarazem taki ultimate epilog do całej gry. Dlatego staje się dostępna dopiero po odblokowaniu wszystkich wcześniejszych historii. Mnie zaś to rozwiązanie trochę rozczarowało, bo miałam wrażenie, że stało się to kosztem samego Yanagiego. Po raz kolejny musiałam przejść przez zdradę Shiraishiego, dowiedzieć się o szalonej misji Okazakiego, zobaczyć jak Sasazuka i Enomoto wracają do policji…
…a tymczasem biedny Yanagi czekał na swój czas antenowy. Jasne, był w trakcie tych wszystkich wydarzeń obecny i to nie tak, że nie dotykały go w żadnym stopniu, ale z drugiej strony myślę sobie, że mogło być to poprowadzone nieco lepiej. Dla przykładu – Arsen Lupin z „Code: Realize” też został nam przedstawiony na końcu, w identyczny sposób, a jednak nie mieliśmy tam wrażenia, że ktoś mu zapierdzielił kawałek przynależnej mu fabuły. Ale może zawodowego złodzieja po prostu trudniej okraść, a Yanagi jest zbyt ustępliwy? 😉
W każdym razie, ścieżkę detektywa można podzielić na dwa tematyczne bloki. Pierwszym jest wątek jego grzechu, który jest ładnie kontynuowany już od spotkania z bohaterką w prologu.
Przypomnijmy, że główną heroiną „Collar x Malice” jest młoda policjantka Ichika (= domyślne imię). Dziewczyna, która dopiero zaczęła robotę jako stróż prawa, a już dała się wciągnąć w prawdziwe bagno. Z jakiegoś tajemniczego powodu jeden z antagonistów zafiksował się na jej punkcie, uprowadził i założył jej obrożę, dzięki czemu może ją podsłuchiwać, zabić (przez wstrzyknięcie trucizny) i kontrolować. Zadaniem Ichiki – zdaniem terrorysty – ma być przejście jakiegoś tekstu, po tym, jak odkryje wraz z Yanagim prawdę o przyczynie zbrodni, których Adonis się dopuszcza… innymi słowy, gdy zrozumie pokręconą ideologie przestępców i zacznie z nimi „sympatyzować”.
Yanagi odnajduje więc Ichikę, gdy ta – raz po porwaniu – leży nieprzytomna w kościele (już z obrożą) i – ku swojemu przerażeniu – odkrywa, że to nie pierwszy raz, kiedy się spotykają. Nope, los już raz skrzyżował w przeszłości ich ścieżki w ramach bardzo niefortunnego wydarzenia. Będziemy się jednak musieli naczekać dobre kilka rozdziałów, zanim bohaterowie wrócą do tego tematu, bo Yanagi nie ma ochoty o swoim „grzechu” rozpowiadać, a Ichika i tak była wtedy za mała, aby cokolwiek pamiętać. Mnie zaś, przyznam szczerze, trochę to odwlekanie w czasie męczyło, bo to był jeden z tych konfliktów, które dało się rozwiązać 5-minutową rozmową. Zamiast tego musieliśmy słuchać jadowitego szczucia antagonisty i dziwnych usprawiedliwień Ichiki, że „to nie jest jeszcze odpowiedni moment na poruszanie tego tematu”. Co jakiś czas okraszanych koszmarami Yanagiego lub Ichiki, które były na tyle dobitne, że bez trudu uważny czytelnik poskładał sobie wszystko w logiczną całość, nim bohaterowie w ogóle otworzyli paszcze. Byliśmy więc zmuszeni czekać na wysłuchanie oczywistego… ale z solidnym, nieco bezzasadnym opóźnieniem…
Tymczasem Ichika, po otrzymaniu obroży, postanawia do detektywów po prostu dołączyć, aby dowiedzieć się więcej na temat testu, jak również powstrzymać Adonisa. Dziewczynę bardzo martwi fakt, jak niebezpieczne stało się Shinjuku, a ma przecież pod opieką nastoletniego brata. Zresztą, podobało mi się, że w tej ścieżce, jak miała problem z młodym chłopakiem, to dzwoniła po pomoc do Yanagiego, który – jak sam stwierdził – w przeszłości też miał swoje za uszami, potrafił więc zrozumieć jego poczucie niezależności i buntowniczy charakter. (Mnie pewnie dla nastolatka nie starczyłoby cierpliwości, ale nie bez przyczyny rozminęłam się z karierą w edukacji…).
I to właśnie w wyniku wspólnego spędzania czasu – czy to aby kogoś przesłuchać, czy przeprowadzić śledztwo, czy zwyczajnie odprowadzić zagubioną dziewczynkę do rodziców – bohaterowie powolutku zbliżają się do siebie. Yanagi przekonuje się, że jego wcześniejsze podejrzenia były bezpodstawne. Dziewczyna nie może współpracować z Adonisem, bo jest po prostu zbyt uczciwa. Dlatego wreszcie zaczyna postrzegać ją jako ofiarę, którą należy chronić. Ichika z kolei widzi, jaki z niego szczery i troskliwy człowiek. Nawet zdziecinniałym kolegom po fachu Yanagi bez narzekania zawsze ojcuje. (W sumie to prawie zaadoptował Enomoto). Stąd nie jest żadną niespodzianką, że MC zakochuje się w nim z szybkością błyskawicy i bardzo chce bliżej poznać.
Tak jak wspominałam, najpierw jednak bohaterowie będą musieli przejść adonisową próbę. Terroryści posługują się zrozpaczonym, skrzywdzonym przez prawo mężczyzną, aby wziął biorącą łapówki urzędniczkę na zakładnika. To w takich niebezpiecznych okolicznościach Ichika postanawia wziąć sprawę w swoje ręce (wow, jak nie bohaterka gier otome!) i dyktuje polecenia Yanagiemu. Oddadzą celny strzał, aby wytrącić broń z ręki przestępcy i tym samym uratują ofiarę, nie krzywdząc żadnego z nich. Zadowolony Yanagi pieczołowicie realizuje komendy MC i tym samym udaje się im rozwiązać konflikt bez większych problemów. My zaś dowiadujemy się, że gdyby nie Ichika, to prawdopodobnie sytuacja by mężczyznę przerosła, pomimo jego przewagi wynikającej z doświadczenia, bo detektyw jest bardzo pasywny i sam siebie uważa za tchórza.
Dlaczego? Ano dlatego, że kieruje nim dość dziwna – jak na policjanta – filozofia, według której „stara się uratować wszystkich”. Nie tylko osoby, które są po prostu ofiarami, ale również przestępców. To dlatego nie potrafi do nich strzelić oraz ma problemy z podejmowaniem w podobnych sytuacjach decyzji. W przeszłości zdarzało mu się również pobłażać kryminalistom, a nawet – podobno – przymknąć oko na ucieczkę niektórych z nich. Stąd dla detektywa, w sytuacji z zakładniczką, każdy wybór był równie zły, dopóki Ichika nie wskazała mu drogi. Nie trzeba od razu postępować „podręcznikowo”. Wystarczy jedynie nieco elastyczności, a wtedy zawsze znajdzie się lepsze wyjście.
Tym sposobem dowiadujemy się wreszcie o przeszłości Yanagiego oraz o przeznaczeniu, które połączyło jego osobę z losem bohaterki. Jako nastolatek Yanagi był typowym buntownikiem. Nosił kolczyki, ubierał się zawadiacko i nawet mówił w śmieszny, bardzo zaczepny sposób, z rotacyjnym „r” (jak yakuza…). Pewnego dnia zobaczył jednak, jak jakiś podejrzany typ porywa od rodziców dziecko. Nie do końca było jasne, co właściwie obcy facet próbował z dziewczynką zrobić. Niby chciał dzwonić do rodziców Ichiki po okup, bo tonął w długach (co nie miało zbytnio sensu…?), Yanagi zaś podejrzewał, że będzie próbował ją gdzieś sprzedać (bardziej mroczna wersja). W każdym razie przestraszonym i pobitym dzieciom (bo akcja ratunkowa Yanagiego średnio mu się udała) nie pozostało nic innego jak walczyć o swoje życie. A wtedy nastolatek wpadł w szał. Wyszedł z założenia, że albo zabije mężczyznę, albo żadne z nich nie wyjdzie z tego cało. W efekcie zakatował na oczach Ichiki porywacza, a ta przez lata nie potrafiła sobie przypomnieć, kto w tej historii był potworem, a kto obrońcą.
Yanagi miał oczywiście potem problemy z prawem, ale został uniewinniony, bo działał w samoobronie, a na dodatek sprawca porwania przeżył – choć trafił do szpitala w śpiączce. Po tym traumatycznym wydarzeniu nastolatek odciął się od bliskich (w tym od starszego brata, którego uwielbiał i z którym rywalizował) i za namową pewnego policjanta zaczął uczyć się na detektywa. Nie udało mu się jednak zagrzać długo miejsca jako stróż prawa, ze względu na swoje specyficzne przekonania (o którym pisałam wcześniej). Na dodatek poczucie winy nie pozwalało mu przeciwstawiać się przestępcom. Nawet gdy ci, w oczywisty sposób, zagrażali niewinnym obywatelom. A wszystko dlatego, że Yanagi myślał zbyt idealistycznie, by odnaleźć się w jakiejkolwiek organizacji… co w efekcie pchnęło go do decyzji o porzuceniu pracy i do zostania prywatnym detektywem.
Dla Ichiki odkrycie prawdy nie było jednak żadnym problemem, bo potwierdziła tylko, że zawdzięcza Yanagiemu życie. Już wcześniej szanowała go jako osobę. Po tej rozmowie przekonała się jednak, że żadne z nich nigdy nie byłoby w stanie sympatyzować z Adonisem, bo nie pozwoliłaby im na to zbyt wysoka moralność. Poruszona tym wszystkim Ichika niedługo potem wyznaje Yanagiemu swoje uczucia, ale nie dostaje od niego jasnej odpowiedzi, jak sam postrzega ich relacje. Niby detektywa nieco krępuje te ich kilka lat różnicy (miło, że w końcu trafił nam się bohater, który jest tego problemu świadomy – a nie tylko beztrosko cieszy się, że wyrwał młódkę), ale z drugiej strony sam też jakoś wybitnie doświadczony w romansowaniu nie jest, więc nie wyczuwało się pomiędzy nimi aż takiej emocjonalnej różnicy. Nieco zawstydzony Yanagi pozwalał się trzymać za rękę czy namówił na objęcie przed siedzibą policji, ale swoje zamiary względem potencjalnego związku werbalizuje dopiero później, przy okazji wspólnego spędzania wigilii w agencji detektywistycznej.
Chociaż, jeśli mam być szczera, niewiele na temat ich romansu w ogóle da się powiedzieć, bo był… aż za normalny. Żadnej patologii, dramatów, ubliżania sobie, niemożliwych do pokonania traum, odmiennych poglądów. Nope, nic z tych rzeczy. Bohaterowie od początku się szanowali i lubili. Kierowały nimi identyczne motywacje – chęć powstrzymania terrorystów. No, może Yanagi początkowo odsuwał Ichikę od śledztwa, aby „ją chronić” i nie dawać (przez obrożę) informacji o postępach Adonisowi, ale zaraz potem współpracują już z MC nad rozwiązaniem każdego, nowego problemu jako partnerzy. Stąd była to bardzo duża odmiana od tego, co do tej pory prezentowało „Collar x Malice”. (Chyba poza Yanagim tylko Okazaki nie miał większego problemu z tym, aby nie traktować Ichiki protekcjonalnie). Dlatego wszystko w ich wypadku potoczyło się bardzo naturalnie i bez większego iskrzenia. Aż miejscami miałam wrażenie, że oni są w zasadzie parą od samego początku i żadnej większej zmiany w ich podejściu do siebie nie dostrzegam. Ale czy to problem? Nie, w żadnym razie. Wręcz przeciwnie, fajnie, że scenarzyści zaprezentowali nam wreszcie jakąś alternatywę od typowej tragedii. Może jedynie Yanagi miejscami był aż zbyt idealny? Miły facet, świetnie gotuje, schludny, dobry detektyw, idealny ojciec… W sumie to tylko z fajkami miał problem, ale pewnie je rzuci w jakimś dodatku pod presją Ichiki. A w takim razie nie zostanie mu już nic, co można by uznać stricte za wadę. Dlatego mogę sobie bez problemu wyobrazić odbiorców, którzy taką kreację postaci uznają za trochę mdłą.
Nie napisałam jednak o bloku drugim – czyli naszym nieszczęsnym antagoniście. (SPOILER!) Zacznijmy od małej dygresji, że Saeki został wprowadzony tak nieudolnie, iż już w prologu było wiadomo, że jest co najmniej zdrajcą, a gdy dał się postrzelić w ścieżce Enomoto (czyli, de facto, pierwszej) i automatycznie Adonis przestał wtedy działać, było już wiadomo, że mamy lidera. Jako gracze zostaliśmy więc postawieni w sytuacji, w której musimy ponownie czekać, aż bohaterowie dojdą do tych samych wniosków i informacji, którymi mi już dysponujemy. Zazwyczaj takie zagranie uważa się za scenariuszowy błąd. Szczególnie w konwencji kryminalnej, gdzie detektyw/policjant powinien zaskoczyć odbiorcę swoim odkryciem. Tymczasem ani jego motywacja, ani działanie, ani wreszcie scena z ujawnieniem się nie zrobiły na mnie pozytywnego wrażenia. Niby aby w pełni zrozumieć „ból” Saekiego, trzeba przeczytać jeszcze rozdział „Criminal”, ale cały ten plan z dniem X po prostu nie miał sensu. I o ile potrafię zrozumieć, że Saeki najzwyczajniej zwariował (zdarza się, nie mamy pretensji ╮(︶▽︶)╭), o tyle dlaczego protagoniści boją się, że mogliby pójść w jego ślady… już kompletnie nie pojmuje. Poza tym bawi mnie wizja biegających po całej Japonii agentów, którzy mieliby zakładać ludziom jakieś super hiper zaawansowane techniczne obrożę… (produkowane według tajnej receptury, znanej tylko liderowi w kościele… pewnie robił z 1 tygodniowo). Wszystko po to, by potem doprowadzić do masowego morderstwa, co ma podobno naprawić świat… Niby w jaki sposób? Chyba sam Saeki nie miał zielonego pojęcia, bo nie bez przyczyny bohaterka zaczęła pod koniec podejrzewać, że on najzwyczajniej szukał sposobu na samobójstwo. Trochę to pachniało rozwiązaniem z „Death Note”, ale Light Yagami miał bardzo czystą, szybką i sprawdzoną metodę trzymania społeczeństwa w strachu. Tutaj potrzebna byłaby masowa produkcja sprzętu, ludzie do unkeepu i zakładania, dystrybucja zagraniczna, ciągłe monitorowanie tysięcy ludzi… (na tych 4 monitorach, pewnie)… No parodia po prostu, co tu dużo gadać!
W finale bohaterowie spotykają się z Saekim na final showdown w tym samym kościele, gdzie bohaterka została zaobrożowana. Hmm… widzę, że dokładnie przebadano to miejsce. Brawa dla policji i detektywów.
W nieszczęśliwym zakończeniu: Ichika nie informuje o akcji policji, więc ci wparowują na miejsce, robi się zamieszanie, Saeki chce zabić Yanagiego, ale dziewczyna strzela do terrorysty szybciej… a potem znika/odchodzi, bo nie może sobie poradzić z poczuciem winy. Zrozpaczony detektyw zostaje potem sam, w uwolnionym od Adonisa Shinjuku, i zastanawia się, jak odnaleźć ukochaną i co się z nią dzieje. Jak zatem widać – jeden ze słabszych bad endingów, który poważnie, został dodany trochę na siłę. Po ścieżce głównego Love Interest spodziewałabym się czegoś z wykopem. Nie bardzo więc rozumiem, z czego wynikało takie podejście scenarzystów? To już jedno z pomniejszych, pobocznych bad endingów było ciekawsze: w którym Saeki zabija wszystkich, a zrozpaczona z żalu Ichika przyłącza się do niego, bo nie chce już czuć bólu. (Poza tym jest tak ogłupiona ze strachu, że i tak niewiele rozumie).
W szczęśliwym finale bohaterowie rozbrajają Saekiego, którego – zgodnie z zapowiedziami – i tak czeka kara śmierci, ale przynajmniej stanie się to w świetle prawa, a nie został zamordowany z rąk protagonistów. Potem zakochani omawiają razem przyszłość. Yanagi postanawia kontynuować pracę w agencji, już jako pełnoprawny detektyw przy wsparciu kumpli, którzy wrócili do policji, Shiraishiego, który się „nawrócił”, bo wybrał ich przyjaźń ponad lojalność Adonisowi oraz Ichiki – jako swojej nowej, życiowej partnerki. Dodatkowo MC udaje się też na poważną rozmowę do rodziców, aby opowiedzieć im o pasji Kazukiego i wesprzeć młodszego brata w karierze muzycznej. Poza więc epilogiem głównej pary, dostajemy też pozytywne zakończenie wszystkich, pozostałych wątków.
I teraz, z rzeczy, które jeszcze mi się podobały, a które wcześniej nie były poruszone, to wyjaśnienie, że Yanagi od początku podejrzewał Shiraishiego o zdradę. Strasznie mi to w pozostałych ścieżkach nie grało, że niby „takie bystre chłopaki”, a nikt nie wziął na spytki najbardziej podejrzanego. Fajnie więc, że wreszcie wyjaśniono, z czego wynikała bierność postaci, bo wcześniej wyglądało, to jak zwykła, zawodowa nieudolność. Jeśli więc chodzi o dopowiadanie takich nieścisłości fabularnych, to ścieżka Yanagiego poradziła sobie z łataniem dziur bardzo dobrze…
No to co w sumie zgrzytało? Ano, jak już wspominałam, pasywność głównego bohatera. Gdyby nie Ichika, to pewnie nigdy w życiu do żadnego romansu, by pomiędzy nimi nie doszło. A zważywszy jak mało czasu antenowego (przez te wszystkie zbrodnie) dla siebie dostali, to scenarzyści zmarnowali trochę okazje, sprawiając że przez dobry kawał historii detektyw dodatkowo próbuje się od naszej MC dystansować. Również cały ten mroczny sekret, ani nie był aż tak straszny, ani nie doprowadził do żadnego problemu… Wiecie, nie jeden raz powywoływałam się w recenzjach na literacką zasadę „braku kompromisu”. Aby opisany problem był naprawdę angażujący, bohaterowie muszą znaleźć się w sytuacji, w której znalezienie wspólnego środka nie jest po prostu możliwe (= przypadek Okazakiego to dobrze oddawał). Tutaj… w zasadzie nie wiadomo, o co chodzi, bo Ichika jest Yanagiemu za jego obronę wdzięczna, a to nie tak, że on sam miał wybór. Faktycznie pewnie by umarli, a trudno mu się dziwić, że jako dzieciak pozwolił, aby zawładnął nim strach i instynkt. Dlatego to nie tak, że możemy mieć do niego o cokolwiek pretensje (= patrz przypadek Shiraishiego) czy że nienawiść do kogoś niszczy go przez lata (= przypadek Sasazuki). Ba! Yanagi nawet odwiedza tego typa w szpitalu. Więc jasne, zgadzam się, to co go spotkało, było straszne i nic dziwnego, że odmieniło go na całe życie, ale kompletnie bezzasadnie obawiał się reakcji bohaterki, bo dla niej od początku był w tej sytuacji wybawcą.
A skoro już pozrzędziłam, to mogę przejść do podsumowania. Kolejna ścieżka godna polecenia. Miło się ją przechodziło, chociaż nie ciekawiła mnie aż tak bardzo jak wcześniejsze. Yanagi, niestety, nie ma dostatecznie intrygującej osobowości, aby tylko na jego postaci oprzeć całą fabułę. Może dlatego wątki kryminalne zostały tu pokazane znacznie szerzej od romansowych, choć cała organizacja terrorystyczna i jej finalny plan również nie powalały. Ostatecznie, wychodzi na to, że to będzie jedna z tych postaci, w przypadku której ucieszę się na jakiś fandisk, aby wreszcie Yanagi dostał te 5 minut opowieści tylko dla siebie. Może wtedy zacznę go lubić bardziej, jako bohatera? Czas pokaże. A, póki co, sympatyczny detektyw, to i tak jedna z najbezpieczniejszych opcji dla Ichiki. No i wyjątkowo udana z nich para.
Powiązane:
Tłumaczenie Short Story rozwijające Bad Ending z japońskiej edycji kolekcjonerskiej.