Pierwsza postać i zarazem sprawa za nami! Postanowiłam bowiem kończyć poszczególne wątki „Collar x Malice” w kolejności, w której następowały po sobie przedstawione w fabule zbrodnie. Stąd skoro Enomoto Mineo zajmował się sprawą uprowadzonych i zamordowanych policjantów z kwietnia oraz zasztyletowanego w obronie prześladowanej stalkera z maja – to wydawał się wyborem idealnym na rozpoczęcie tej pełnej akcji, romansu i tragedii przygody w policyjnym mundurze. Stąd przyznam szczerze, że swojej decyzji nie żałuję, bo po pierwsze była to bardzo urocza ścieżka, a po drugie ledwo dotykała najważniejszych zagadek, więc stanowiła doskonałe wprowadzenie.
Opowieść o Enomoto Mineo, byłym członku oddziałów Field Operations w dzielnicy Shinjuku, zaczyna się tak jak w przypadku pozostałych panów w… kościele. To tam odnajdują naszą bohaterkę Hoshino Ichikę (= domyślne imię), której przedstawiciele przestępczej organizacji Adonis założyli na szyje wypełnioną trucizną obrożę. Terroryści mogą w ten sposób podsłuchiwać i niejako kontrolować młodą policjantkę. Dziewczyna staje zaś przed trudnym wyborem: czy próbować uwolnić się z pułapki na własną rękę, czy zaufać ex-glinom, a obecnie niezależnym detektywom pod przewodnictwem Aijiego i razem z nimi zająć się rozpracowywaniem adonisowych zbrodni. Każde przestępstwo organizacji zostało przy tym popełnione innego miesiąca, a wraz z nowym rokiem terroryści zapowiedzieli „wydarzenie specjalne”, które raz na zawsze „przywróci Japonii sprawiedliwość”. Cokolwiek to oznacza.
Tym sposobem Ichika została partnerką Enomoto… ale nie układało się im najlepiej. Już na samym początku facet był w sumie niezadowolony, że zainteresowała się jego śledztwem, w którym i tak nie uczynił w zasadzie żadnych postępów. Sprawy nie ułatwia też fakt, że Enomoto jest dość staroświecki, rozkochany w epoce Sengoku (znaczy: w jej mocno wyidealizowanej i romantycznej wersji – stąd m.in. jego śmieszny strój i sztuczna opaska na oku = nawiązanie do Masamune Date) oraz przejawia ogromną nieśmiałość wobec kobiet. W zasadzie ledwo jest w stanie utrzymać z MC dłuższy kontakt wzrokowy. Poza tym to taki 100% bakadere, z którego będą kpili sobie wszyscy pozostali policjanci, a o którego przełożeni (jak Aiji czy Satake Kenzo – szef oddziałów Field Operations) będą się zamartwiać.
Początek ścieżki był więc dość… dziwny. To znaczy: miałam wrażenie, że Ichika trochę zapomniała o swojej własnej, gównianej sytuacji i postanowiła, że co by się nie działo, musi najpierw zdobyć zaufanie Enomoto. W sensie zostać jego prawdziwym partnerem, a potem dopiero będzie mogła znowu skupić się na Adonisie. Dlatego jasne, dziewczyna prowadzi śledztwo, ale głównie grzebie w przeszłości Enomoto i od różnych postaci pobocznych poznaje jego smutne backstory. Co – sami przyznacie – nastąpiło dość szybko, bo zwykle czekamy, aż LI się wygada i wypłacze bliżej finału. Tutaj jednak jest kompletnie inaczej, gdyż wszystkie brudy i smaczki zostają nam podane na złotej tacy. Na dodatek miały trochę plotkarską formę. Dobra, dobra, niby Satake po prostu martwił się o swojego byłego podopiecznego, ale jednak to trochę zabawne, że wszystkiego dowiedzieliśmy się za plecami Enomoto… aby zdobyć jego zaufanie? Hm… trochę to pokrętne?
Nie mam jednak tego twórcom zbytnio za złe, bo w zamian za to zaserwowali nam mnóstwo przecukrzonych, niezręcznych scen, w których parka pokazuje, że jest między nimi ciekawa dynamika. Enomoto przypominał mi taką ulepszoną, bardziej wielowymiarową wersję Impiego z „Codea: Realize” (którego, swoją drogą, lubiłam), chociaż tamten tylko miał pogodną naturę, dlatego pozwalał z siebie kpić, kiedy u Mineo faktycznie ciężko z kojarzeniem faktów. W głowę zachodzę, jak on zdołał ukończyć akademię policyjną, będąc bystry niczym rzepa. Przecież tam są też testy z wiedzy np. prawa, ale może dostał jakieś stypendium sportowe czy coś? Podobno w szkole średniej był w drużynie biegaczy. Cholera wie…
Na dodatek, chociaż bohaterowie są sobie prawie rówieśnikami, to Enomoto jest tak niedojrzały emocjonalnie, że wypadał dziecięco nawet przy nastoletnim bracie bohaterki – Kazukim. Ciągle próbował jej zaimponować i pokazać, jaki to nie jest odważny, przystojny i kozacki. Nieważne, że zwykle robił z siebie pośmiewisko, jak gdy przyznał, że wybrał swój zawód z powodu oglądania dram. Chociaż, przyznaję, urzekł mnie swoją prezentacją rodem jak z teatru kabuki. No, ale ja też jestem fanem japońskiej historii, więc potrafię jego fascynacje zrozumieć. (Braku zainteresowania przeszłością reszty świata, bo „katakana jest trudna”, już nie). W każdym razie, w wyniku tego szczeniackiego zachowania Enomoto dostarczył nam sporo zabawnych momentów, m.in. poparzył się herbatą, nie chcą przyznać przed bohaterką, że woda jest po prostu za ciepła czy ubrudził się ryżem niczym pięciolatek. Ciągle też dał się innym policjantom wkręcać np. Kei naciągnął go na obiad.
Zdecydowanym zwycięzcą ścieżki pozostaje jednak moment, w którym bohaterka otrzymuje nagły telefon od Satake z informacją, że musi przybyć do baru, bo życie Enomoto jest zagrożone. Po dostaniu się na miejsce okazuje się, że stary dowódca już zwiał, a jej zostawił pod opieką kompletnie nawalonego mężczyznę, który nie był nawet w stanie ustać o własnych siłach. Ichika musiała więc jego truchło przetransportować do biura, słuchać różnych durnych tekstów (jak to w pijackim stanie bywa – Enomoto raz się śmiał, a raz zbierało mu się na płacz), to znowu zmusić go do położenia się do łóżka… a tam już wpadła w dość niezręczną pułapkę. Facet zrobił sobie z jej piersi poduszkę, została wymacana i jeszcze padły pod jej adresem różne komentarze dotyczące zapachu czy miękkości.
Po tym wydarzeniu Enomoto ma, oczywiście, moralnego kaca. Przybywa więc do domu bohaterki, aby ją przeprosić (zwłaszcza że w tak niezręcznej pozie zostali nakryci przez Keia w biurze) oraz… aby zaproponować jej małżeństwo. W końcu prawdziwy mężczyzna jest gotowy ponieść odpowiedzialność za swe czyny! Tym sposobem ostatnie lody pomiędzy nimi zostają skruszone, Enomoto faktycznie zaczyna postrzegać MC coraz bardziej jako swojego godnego zaufania partnera. Imponuje mu nie tylko jej wyrozumiałość, dobroć czy niezachwiana moralność, ale odwaga i bezkompromisowość, bo by np. odwrócić uwagę przestępców w innym wydarzeniu, Ichika była gotowa nawet się dać poniżyć i rozebrać.
Z czasem facet wplątuje się również w jej sprawy rodzinne, gdy podczas wspólnego śniadania odkrywa, że brat bohaterki to w sumie dość wredny szczeniak. (Sfochowany na siostrę, że ta niedostatecznie wspiera go w karierze muzycznej). Dzięki Enomoto udaje się jednak rodzeństwu uratować swoją relacje, a później wszyscy zostają przyjaciółmi.
Wspominałam jednak o mrocznej przeszłości i nie bez powodu spycham ten wątek na dalszy plan, bo wypadł moim zdaniem sporo słabiej od motywów romantycznych czy komediowych. I – nie zrozumcie mnie źle – jak często wspominałam na blogu, kocham kryminały, więc ostrzyłam sobie zęby na każdą sprawę. Ta nie była jednak zbyt ciekawa, poprowadzona łopatologicznie i okraszona masą interwencji i tropów zesłanych od życzliwej opatrzności. Szybko więc zaczęłam ją postrzegać jako niezbyt interesujący, a nawet trochę obowiązkowy przerywnik od motywów obyczajowych. (Nie za dobrze jak na konwencje opowieści o policjantach…).
W każdym razie, jeszcze w Field Operations, Enomoto jako początkująca gwiazda był wpatrzony w swojego seniora – faceta o imieniu Fujii. To on nauczył go, czym jest sprawiedliwość i pomagał stawiać pierwsze kroki. Ten sam policjant i jego trójka kolegów zostali później porwani przez Adonisa i osądzeni za to, że wymuszali na ofiarach fałszywe zeznania, byle tylko szybciej zamykać sprawy i przyśpieszyć swój awans. A Enomoto, naturalnie, nie potrafił w to uwierzyć, dlatego najpierw chciał się zemścić na przestępcach za to, co zrobili jego przyjacielowi (zwłaszcza że osobiście był potem na miejscu zbrodni i widział zwłoki), ale potem jego zapał powoli się wypalał. Fakty mówiły same za siebie. Zazdrosny o karierę podopiecznego Fujii faktycznie dopuszczał się matactw i próbował wrobić w morderstwo dwie niewinne osoby. Dlatego zaraz po tym odkryciu Enomoto opuścił Field Operations, dołączył do agencji detektywistycznej… i w sumie już nie robił nicz konkretnego ze swoim życiem. Jedynie udawał, że prowadzi jakieś sprawy, bo bał się po raz kolejny komuś zaufać. A przynajmniej do momentu poznania naszej upartej MC.
Pod wpływem zaangażowania i dobroci Ichiki, Enomoto wylizuje stare rany i powraca wraz z nią – już jako swoją partnerką – do rozpracowywania zbrodni. Na koncercie brata MC udaje im się znaleźć pierwszego przestępcę. Prawie jakby borowiki same wpychały się im do koszyka po deszczu… Dosłownie, jedna z fanek wokalisty dostaje szału i przyznaje, że to ona stała za uprowadzeniem policjantów, bo współpracowała z Adonisem i zrobiła to z miłości. (Hę… jedna laska porwała 4 dorosłych, uzbrojonych facetów?). Stąd był to chyba zarazem najsłabszy i najbardziej naiwny fragment całej historii. Mieliśmy jednak okazje chociaż trochę postrzelać, by pokazać, że Ichika też coś potrafi, więc… no cóż… Nieważne, że już po pojmaniu, szurnięta pseudo fanka dostała amnezji, więc na nic im się to w zasadzie zdało. Jedynie przyjaciel MC z akademii policyjnej zarobił kulę w brzuch i skończył w szpitalu. Dobrze, że chociaż bohaterowie go potem odwiedzali i wykazywali jakąś troskę. Enomoto nawet większą od Ichiki – ku mojemu szczeremu zdziwieniu.
Druga sprawa, ze stalkerem, kręci się wokół faceta, który za interweniowanie w bójce został potem oskarżony o morderstwo, chociaż tylko próbował pomóc. Dlatego Ogata nienawidził policjantów i postanowił się na nich zemścić, współpracując z Adonisem. Wykorzystał nawet naiwność Enomoto, aby sprowokować go do uderzenia siebie, co następnie nagrał i pokazał światu w ramach dowodu, jak to wszyscy przedstawiciele prawa są nic niewarci. (W jednym ze słych zakończeń Enomoto po prostu zabija w szale typa, bo traci nad sobą kontrolę). W efekcie, aby partnera pocieszyć i za namową swojego młodszego brata, Ichika postanawia wtedy dać Enomoto odpowiedź na wyznanie miłosne, które usłyszała na chwilę przed całą tą aferą. Ogólnie, to była znowu dość zabawna scena, bo Enomoto w zasadzie tylko powiedział szybko, co czuje, po czym uciekł. Włączyło mu się też typowe „nie będziesz mi towarzyszyć w niebezpiecznych zadaniach, bo nie zniosę, jeśli coś ci się stanie. Ble, ble, ble… Nieważne, że jesteśmy partnerami…”.
Na szczęście MC miał na te rozkazy, mówiąc kolokwialnie, wylane. Zresztą również w sprawach sercowych przyszło jej w zasadzie przejąć inicjatywę, bo Enomoto był tak onieśmielony, że przerażało go choćby wspólne siedzenie obok siebie, nawet gdy zdecydowali się na zostanie oficjalnie parą. (Nie wspominając już o korzystaniu z przewodnika: „100 Heart-jerking Love Confessions”). Dlatego to Ichika będzie temperować jego gniew, zaprosi na wspólną kolację, pocałuje jako pierwsza w policzek, czy będzie trzymać pocieszająco za dłonie w chwilach zwątpienia… Trochę jak dziewczyna, a trochę jak opiekunka, ale w końcu miała doświadczenie w matkowaniu, dzięki młodszemu bratu. Wiedziała więc chyba jak sobie radzić z mentalnymi nastolatkami w ciele dużych mężczyzn.
W happy endingu: Enomoto udaje się przekonać Ogatę, że prawda jest najważniejsza, a jego współpraca z Adonisem była błędem, bo uczyniła z niego człowieka, który zasłużył na swój wcześniejszy, niesprawiedliwy wyrok. Następnie Enomoto powraca znowu do policji (co staje się możliwe, dzięki jego zasługom w śledztwie), Ichika pozbywa się obroży, a wielki plan zagłady nigdy nie zostaje zrealizowany… czy cokolwiek to miało być. W efekcie bohaterowie udają się do kościoła, już jako para, aby snuć plany na przyszłość i zrobić próby z wymiany pocałunków. Enomoto jest bowiem przekonany, że jak nie poćwiczy teraz, to w przyszłości źle wypadnie. Ichika zaś nie ma przed tym żadnych oporów. Dlatego stanowili taką uroczą, kłótliwą, ale bardzo romantyczną parkę, która może nie porażała bystrością, ale doskonale się uzupełniała. Fajnie, że najpierw rozwinęła się ich przyjaźń, nim twórcy zaserwowali nam romans. Relacja bohaterów była przez to znacznie bardziej naturalna.
W „tragic love” endingu: Ichika strzela do Ogaty w finałowej scenie, bo boi się o życie ukochanego. Potem jednak nie może sobie poradzić z konsekwencjami tej decyzji, rzuca pracę w policji i wraca do rodziców na wieś, aby przejąć ich rodzinny biznes i ukryć się przed światem. Zrozpaczony Enomoto znajduje ją już na dworcu, więc rozmawiają przez okno pociągu. Prosi ukochaną, by tego nie robiła i została, bo obiecali sobie, że wszystkim wyzwaniom będą stawiać czoła wspólne, ale MC nie zamierza zmieniać swojego wyboru – nawet dla niego – i po prostu odjeżdża.
W grze znajdowało się też kilka innych, smutnych zakończeń, ale wszystkie były bardzo proste i ograniczały się do tego, że albo kobieta zmarnowała za dużo czasu i nie udawało się jej rozwiązać sprawy, albo ginęła w jakiś śmiesznych, pobocznych konfliktach, w trakcie policyjnej interwencji. Nie ma więc zbytnio sensu się o nich rozpisywać.
A przechodząc do podsumowania, naprawdę często się tu śmiałam, dlatego jest to bardzo pogodna, miła dla serducha ścieżka. Enomoto jest po prostu uroczy, a po poznaniu jego powodów odejścia z policji i późniejszej bierności łatwo było z nim sympatyzować. Niestety, jako policjant, pokazał się nam z gorszej strony, bo w zasadzie wszyscy na około rozwiązują sprawy za niego. (W finale to w sumie Takeru zgarnia laury, bo pozbywa się obroży). Wciąż jednak cieszę się, że twórcy dali mu tyle „warstw”, bo wyszedł przez to znacznie wiarygodniej, poza obręby swojego archetypu. Enomoto próbuje być rycerski i staroświecki, ale jest jeszcze niedojrzały, kocha historię, ale myli pewne fakty, lubi okazywać przyjaciołom wdzięczność, lecz bywa niezwykle surowy i krytyczny wobec samego siebie, ceni otwartość i szczerość, choć sam często ukrywa pewne słabostki jak np. niechęć do marchewek itd. W kwestii romansu też nie mam się czego przyczepić, bo cała ścieżka pękała aż od nadmiaru jednorożców, tęczy i miłości. I to w takim ładnym, delikatniejszym wydaniu. Dobry wątek, do którego kiedyś może jeszcze powrócę, a na pewno będę wspominać z sympatią.
Powiązane:
Tłumaczenie Short Story rozwijające Bad Ending z japońskiej edycji kolekcjonerskiej.