Czasami, kiedy dobieram tagi do wpisu dla danej postaci, już to potrafi mi powiedzieć nieco o jej charakterze. Jeśli nie potrafię wskazać nic, poza jakimiś relacjami z rodziną czy otoczeniem, to oznacza, że LI w zasadzie nie ma żadnej, wyrazistej osobowości. I tak było w sumie w tym wypadku, bo poza byciem „miłym gościem” i uczniem idealnym, to o Asahim, i jego cechach szczególnych niewiele więcej dało się powiedzieć…
Zresztą, ogólnie, to był bardzo dziwny wątek. Często przecierałam w trakcie jego przechodzenia oczy ze zdumienia i zastanawiałam się, co tu się właściwie przed chwileczką odstawiło? Ale twórcom to najwyraźniej zbytnio na sercu nie leżało. Ważne, by był jakiś „szok” czy „plot twist”. Mniejsza, czy logika nadążała za fabułą. A że trzeba się było jeszcze jakoś zamknąć w 14 rozdziałach, to już w ogóle nie było sensu się powstrzymywać i scenarzysta przycisnął gazu na maxa, byle tylko jakoś dotrzeć do mety. Z łokciem za szybą i puszczając z głośników muzykę z anime „Red Line”.
A dlaczego tak uważam? Ot, niech za dowód wystarczy chociażby informacja, że Asahi zakochał się w naszej bohaterce już w scenie otwierającej. Jak sam stwierdził – była to po prostu miłość od pierwszego spojrzenia, czyli obeszło się bez jakiegokolwiek głębszego developmentu. Przypomnijmy jeszcze, że nasza MC – o domyślnym imieniu Koizumi Akane – dostała się do prestiżowej szkoły Kirika Academy, dzięki nowej pracy ojca. Stąd, jako zupełnie „świeża” osoba, właściwie przypadkiem dowiedziała się o istnieniu klubu, w którym chłopcy pracują po godzinach. Po co? Bo zbierają jakieś punkty, a jeśli zdobędą tytuł „numeru jeden”, to dyrektor szkoły musi nawet spełnić ich dowolne życzenie. Co więcej, przebywanie wśród śmietanki towarzyskiej pomaga im podobno budować przydatne koneksje. Czyli tak, w wielkim skrócie: obok szkoły jest klub dla snobów, gdzie ludzie chodzą w maskach, dyrektor szkoły wybiera, kto będzie tam pracować, a za podlizywanie się gościom dzieciaki czeka nagroda… Nie wiem jak w waszym odczuciu, ale dla mnie to brzmiało, co najmniej problematycznie (jak coś, czym powinna się zająć policja i prokuratura), ale może ponosi mnie wyobraźnia?
Tak czy inaczej, Akane o klubie dowiaduje się przez przypadek, ale skoro mleko już zostało wylane, to zaczyna pomagać LI w pracy. W sumie nie wiem dlaczego, bo nic z tego nie miała. Poza zaprzyjaźnieniem się i zyskaniem szansy na lepsze poznanie popularnych chłopaków. Czym oczywiście wzbudzała powszechną zazdrość, bo w Asahim kochało się spokojnie pół szkoły. Ale on i tak miał już oczy skierowane tylko w stronę nowej koleżanki. To dlatego nosił ją w ramionach do gabinetu pielęgniarki, gdy zemdlała (btw. bohaterki gier otome powinny sobie poważnie przebadać krew). A nawet wymyślił małą intrygę. Celowo nie złożył zamówienia na wszystkie potrzebne zapasy dla klubu, bo chciał mieć pretekst, by zrobić z Akane zakupy następnego dnia. Tyle że na tą niby randkę wchrzanił im się Yamaoka Yuuya, który ogólnie będzie robił w tej ścieżce za mikro antagonistę. Co rusz rzucającego Asahiemu wyzwanie na jakimś polu: czy to w klubie, czy w życiu szkolnym, czy po prostu o względy MC…
Nie myślcie jednak, że nie ma ku temu ważnego powodu. Wątek Asahiego, w głównej mierze, kręci się bowiem wokół patologicznych relacji rodzinnych. Jak wspomniałam wcześniej, chłopak jest synem dyrektora i spadkobiercą ogromnej firmy. Cały problem polega na tym, że jego tatunio to w sumie zimny, kalkulujący drań, który co chwila stawia przed synem nierealne wymagania. Rzekomo po to, aby sprawdzić, czy nadaje się do funkcji dziedzica np. nastolatek ma przejąć po nim niedługo funkcje dyrektora szkoły… poważnie? Jeszcze przed odebraniem dowodu osobistego? Mocno rozbawiła mnie scena, w której jacyś biznesmeni odwiedzający szkolny klub pytali Asahiego o rady z zakresu ekonomii, bo – uwaga, uwaga – ma on ogromną wiedzę teoretyczną. Wiecie do kogo uderzać, jak już będziecie ogłaszali bankructwo. Tak, do tego młodego człowieka, któremu powierzyliście przyszłość swoich biznesów…
Tak czy inaczej, wspominałam, że Asahi jest w Akane zakochany od samego początku i bynajmniej nie bez wzajemności, bo dziewuszka nie pozostaje ślepa na jego wdzięki. Wręcz przeciwnie MC stwierdza, że w sumie to nawet rozumie jego fanki i gdyby nie mieli tak dobrych relacji, to sama by się w nim skrycie durzyła. Taki był przystojny, zaradny i sympatyczny… Wiecie, taki typowy archetyp genki, który wyciągał do Akane pomocną dłoń, ilekroć podejrzewał, że potrzebuje wsparcia, np. pomagając nadrobić jej zaległości w nauce czy po prostu rozśmieszając.
A skoro już jego los nie był MC obojętny, to Akane martwił fakt, że chłopak się ciągle przepracowywał i sam bynajmniej nie potrafił przyznawać się do słabości. („To nie tak, że nie umiem prosić o pomoc” – stwierdził. „Po prostu do tej pory jej nie potrzebowałem”). Co więcej, przez swoje wychowanie, nie rozumiał sposobu myślenia prostych ludzi – stąd do największej dramy między nastolatkami dochodzi, gdy Akane chce dla niego przygotować posiłek, ale Asahi proponuje zadzwonienie po kucharza, bo nie chce dziewczyny niepotrzebnie kłopotać. A ta, oczywiście, zamiast wyjaśnić, w czym rzecz, woli się sfochować i uciec obrażona, potem zaś domagać by chłopak odgadł jej emocje, zamiast otwarcie pogadać… ale wiecie, nie mogę od młodocianych bohaterów oczekiwać dojrzałości. Choć akurat nawyk Asahiego z przepraszaniem ludzi, by oszczędzić sobie kłopotu, słusznie został przez MC skrytykowany. (Zresztą, on czasami ogólnie zaskakiwał zachowaniem, jak np. w trakcie eventu szkolnego, gdy zastanawiał się, jakby to było być mężem Akane po tym, jak tylko poprawiła mu krawat… Aż chciało się powiedzieć: slow down, cowboy!).
No ale wspomniałam o wrednym tatuśku i potrzebie pomocy. Cóż, wiecie po czym rozpoznać słabe pisarstwo? Po tym, gdy scenarzysta sam zapomina jaką problematykę poruszył. Okazuje się bowiem, że Asahi tak naprawdę dołączył do klubu, aby przeprowadzić śledztwo. Szkoła ma zostać zamknięta, bo jest na progu bankructwa – przez tajemniczego sprawcę, który nielegalnymi kanałami wyprowadza z niej kasę. No to, po części za namową dziewczyny, Asahi zwrócił się wreszcie z prośbą do chłopaków, by pomogli mu namierzyć sprawcę… a ci odmówili. Jak zatem widać, warto było próbować coś zmienić w swoim postępowaniu. XD Stąd Asahi aktualizuje swój wcześniejszy plan. Zostaje „numerem jeden”, aby wymusić na reszcie współpracę w śledztwie. Taka silna była ich przyjaźń!
Ale nawet połączone siły super bisho-uczniów na niewiele się zdają i chłopina zostaje postawiony przez smutnym faktem. Zawiódł albo (jak przekonuje go MC), nigdy żadnego sprawcy nie było, więc problem sam się jakoś rozwiąże. Tyle że na spotkaniu z ojcem okazuje się, że Asahi oblał jego test… i teraz w zależności od naszego zakończenia może stać się jedna z dwóch rzeczy.
W Happy Endingu: Dowiadujemy się, że Yuya jest jego bratem ze związku z inną kobietą, którą dyrektor też porzucił, bo wybrał bogactwo nad miłość. To dlatego Yuya ciągle z nim rywalizował. Brat akceptuje jednak wyższość Asahiego w tym pojedynku i postanawia nie wchodzić mu w drogę. Przy okazji LI szantażuje starego, że ujawni wszystkie jego niecne spiski… a że akurat przez drzwi wchodzi jakiś tam członek rady nadzorczej ich firmy, który przy okazji jest sojusznikiem Asahiego, bo poznali się w klubie… no to sprawy się same jakoś układają. Co prawda chłopak w finale wyjeżdża, aby studiować za granicą, ale obieca Akane, że jak na niego poczeka, to po powrocie się z nią ożeni. Czyli nasza bohaterka zostaje sprowadzona do takiej typowej, mdłej i stereotypowej japońskiej żoneczki, która na moście wyczekuje swojego samuraja… A czy w ogóle się jeszcze spotkali? Nie wiem. Epilog zostawił nas w sumie bez odpowiedzi. Jakby cała ścieżka nie została dokończona.
W Bad Endingu: Yuya przedstawia ojcu lepszy biznesplan, dzięki czemu staje się oficjalnie jego dziedzicem w miejsce Asahiego, który musi go odtąd wspierać jako przyboczny. Akane stwierdza, że to nie tak źle, bo jej ukochany będzie mógł wreszcie wypocząć, skoro z jego ramion ściągają taki ciężar… ale mogła nie otwierać dzioba, bo to tylko przypomniało panom o jej obecności. Podekscytowany swoją wygraną Yuya prosi wtedy ojca, by załatwił jeszcze jedną formalność w ramach jego nagrody tj. zmusił Akane by została jego narzeczoną. Planuje bowiem odebrać Asahiemu dosłownie wszystko, za to tylko, że miał lżejsze i przyjemniejsze życie od niego… A dziewczyna musi się na taki warunek zgodzić, bo inaczej szantażują ją utratą posady przez ojca. Cóż… po takim finale, domyślam się, że ciężko będzie mi przechodzić ścieżkę Yuyi, bo okazał się 100% draniem.
I to tyle, jeśli chodzi o najważniejsze wydarzenia z tej ścieżki. Stwierdzam z przykrością, że choć archetyp genki należy do moich ulubionych, to Asahi był po prostu postacią zbyt płaską, abym zdołała zapałać do niego sympatią. No i jeszcze ta nieszczęsna odsiecz randomowego NPC w dobrym zakończeniu… facet dosłownie czekał za drzwiami, by wtrącić się do dyskusji w najbardziej dramatycznym momencie… Wspominałam też o innych, drobnych potknięciach fabularnych, które niestety odbijały się na przyjemności z gry np. braku jakiegokolwiek rozwoju emocji postaci = miłość od pierwszego spojrzenia czy nieszczęsny motyw z proszeniem o pomoc, aby zostać przez kolegów olanym. Na dodatek cała ta śmieszna intryga z ojcem, co to kradł… ale to był tylko test… ale był złą osobą… ale chodziło tylko o wyłonienie lepszego dziedzica itd. była zakręcona jak ruski słoik w szczycie sezonu na przetwory owocowe.
Nie będzie więc żadną niespodzianką, jeśli powiem, że nie polecam tego wątku. Ot, taka se opowieść z uczniami w tle, gdzie zamiast skupić się na realnych problemach szkolnych, próbowali wprowadzić wyolbrzymione do granic absurdu wątki, które nie zgrywały się z typem młodocianych postaci. Zupełnie niepotrzebnie i – niestety — bardzo niezręcznie.