Józef to najbardziej dobroduszny i powolny w myśleniu love interest z całej paczki. Taki typowy „Puchatek”, dlatego nic dziwnego, że jego prawdziwą postacią jest niedźwiedź, przygarnięty przez księżniczkę Julie wraz z resztą zwierzątek. A jako że nie wzbudzał mojego zainteresowania, dość długo odkładałam ukończenie jego ścieżki, bo poczciwi flegmatycy to kompletnie nie moja broszka. Może dlatego, że sama jestem dość rozgadaną i szybką w podejmowaniu decyzji osobą? (Co ma swoje zalety i wady). Niemniej ktoś w Otomate uznał, że słodkiemu misiowi też należy się odrobina miłości. Stąd Józef znalazł się na liście dostępnych opcji. Nawet jeśli początkowo jego relacje z bohaterką są dość… problematyczne? Józef ciągle bowiem widzi w Julii coś pomiędzy „mamą”, a „kobietą”. W końcu przygarnęła go, gdy był tylko przerażonym maleństwem. Dlatego nawet w ciele człowieka ma tendencje ukrywać się po kątach, gdy zrobi coś złego albo tulić się do MC bez żadnego zażenowania. Z czasem jednak uczucia Józefa powoli się zmieniają (podobnie jak Julii) i staje się coraz bardziej „męski”. Może nie jest bystry jak Ryszard, zaradny jak Ludwik czy wygadany jak Maciej, ale życie daje mu parę surowych lekcji, dzięki którym powolutku dojrzewa.
Przypomnijmy jeszcze, że akcja „Beast and Princess” dzieje się w tym samym uniwersum, co innego hitu tegoż studia – „Beastmaster and Princes”. Spotkamy nawet kilka znajomych postaci. Główną bohaterką tej opowieści jest jednak księżniczka Julia (a nie zaradna zaklinaczka bestii), która z tajemniczego powodu została zamknięta przez swoich rodziców we wieży, mając za towarzystwo tylko przygarnięte przez siebie zwierzęta: konia, psa, kanarka i niedźwiedzia. (Tak, wszystkie trzymała ze sobą w komnacie). J jakoś tam sobie bytowała, mniej lub bardziej szczęśliwie, aż pewnego dnia para królewska została zgładzona przez ambitnego stryja Huberta. Stąd Julia uciekła tylko dzięki pomocy swojego kuzyna Heryka, a potem ukrywała się w wolnym, kupieckim mieście Piscis wraz ze zwierzęcymi towarzyszami. No… prawie. Dzięki bowiem magicznemu proszkowi, pety zmieniły się niedługo potem w stadko bishów gotowych stanąć w obronie księżniczki i walczyć o jej prawa do skradzionego tronu.
Wracając jednak do Józefa to, przynajmniej początkowo, miałam wrażenie, że nie ma go wiele w fabule. Ze względu na swój wątpliwy wkład w sukcesy drużyny, tak jakoś przewijał się w tle, wyliczając jedną scenkę, gdzie próbował ogrzać Julię, bo „ludzie nie mają futra”. (-‸ლ) Dziewczyna miała jednak z przyjęciem takiej oferty opory… w końcu mowa nie o uroczym misiu, ale wysokim i silnym facecie. Tyle że dla Józefa był to jedyny sposób, aby pozostawać „przydatnym”. Jest bowiem na tyle obiektywnym obserwatorem, by wiedzieć, że pozostali panowie przewyższają go na różnych polach. Wciąż więc budził we mnie, jako odbiorcy, raczej matczyne uczucia, bo Józefa chciało się po prostu pocieszać, że kiedyś dorówna swoim bardziej zdolnym i zaradnym kolegom.
Szybko jednak jego ścieżka staje się bardziej humorystyczna, a scenariusz dostarcza nam masę scenek, byśmy jakoś tam zauważyli w niedźwiadku materiał na faceta. Głównie poprzez eksploatowanie obrazków, gdzie Józef paraduje z gołą klatą lub gdy – tak prosto z mostu – dostajemy dowody jego siły. Jak na przykład, gdy wóz z aktorkami ma problemy z kołem, a Józef, jak gdyby nigdy nic, zabiera ze sobą nie tylko pojazd, ale i wszystkie pasażerki, zastępując konia zaprzęgowego… Wszystko to wśród radosnych pisków i komentarzy kobiet, zauroczonych jego imponującą budową, co wprawia Julie w niemałe zakłopotanie. Wcześniej bowiem jakoś nie zauważała, że Józef może się płci przeciwnej najzwyczajniej podobać.
Inną zabawną, ale zarazem istotną dla tej kreacji postaci sceną jest moment, w którym nasz miś upija się… miodem. Otrzymanym, oczywiście, w podzięce, bo facet dość szybko zżywa się z lokalną społecznością i zaczyna wszystkim pomagać. Wstawiony Józef jest jeszcze bardziej przylepny niż zwykle, co wprawia MC w ogromne zakłopotanie. (Zwłaszcza że miś dalej chodzi tylko częściowo ubrany). Niestety dla niego cała sytuacja kończy się zebraniem opierdolu od Ryszarda, który zauważa, jakie to było nieodpowiedzialne. W końcu na tym etapie Julia została już kilka razy zaatakowana i kto by ją wtedy obronił, skoro Józef nie był w stanie nawet ustać o własnych siłach? Naturalnie, było w tym trochę racji, ale z drugiej strony dziewczyna słusznie zauważyła, że przecież nie schlał się celowo, a całość była tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Co więcej, po tym wydarzeniu, Józef oficjalnie przysięga, że nigdy więcej nie tknie „alkoholu”. A cały ten motyw był w sumie prawdopodobnie najzabawniejszą, lekką scenką w jego ścieżce, bo potem zacznie się dziać aż za wiele dramy…
…a ja nie bardzo potrafiłam skumać, dlaczego uznano, że postać pozytywnego, nieco infantylnego Józefa dobrze połączy się z trudnym tematem, jakim jest handel niewolnikami? W skrócie, w Piscis znikają dzieci, które są uprowadzane przez Czarodziejkę (tą samą, która odpowiada za wszystkie nieszczęścia Julii) i przemieniane w bezwzględnie posłusznych niewolników, dzięki praniu mózgu i magii. Zupełnie przypadkowo Julia i Józef przeszkadzają przemytnikom w planie uprowadzenia kolejnych ofiar, zaś nasi poczciwi przestępcy przyznają, że do wszystkiego zostali zmuszeni groźbami.
W międzyczasie Julia i Józef poznają też staruszka handlującego miodem, który pokłócił się ze swoją jedyną córką, bo nie dbał o żonę, gdy ta jeszcze żyła, bardziej skupiony na prowadzeniu biznesu. Teraz dla odmiany staruszek stał się obrońcą natury, próbującym odbudować lasy zniszczone przez Czarodziejkę (która wyssała z przyrody życie?), ale dzięki Julii i Józefowi odbudował więzi ze swoją rodziną. Potem razem pomagali mu w pracy. Cała ta historia inspiruje jednak niedźwiadka, że o swoją ukochaną warto walczyć – stąd staje się bardzo ostentacyjny w okazywaniu księżniczce miłości, nawet jeśli ta nie jest jeszcze gotowa do odwzajemnienia uczuć.
Podczas jednej z następnych utarczek ze sługami Czarodziejki, nasza parka poznaje Maleka, który próbował zaatakować ich już wcześniej (właściwie to przed bramami miasta, zaraz po prologu). Starcie nie kończy się dla dzieciaka dobrze, bo zostaje pokonany i porzucony, ale protagoniści nie odwracają się od niego, ani nie dążą do zemsty (w końcu to dziecko), lecz zamiast tego zabierają do domu i opatrują jego rany. Malek jest tą okazaną łaską bardzo wzruszony, ale nie na tyle, by wyjaśnić ekipie, o co w zasadzie Czarodziejce chodzi, dlatego następnego dnia ucieka. Józef przekonuje się jednak, że warto go uratować i co więcej to jak postąpimy z Malekiem, jest jednym z ważnych czynników determinujących ending, jaki otrzymamy.
Czarodziejka wkrótce bowiem atakuje ponownie, rozrzucając po okolicy jakieś ustrojstwo, które zbiera energię z przyrody. Drużyna musi się rozdzielić, a Józef wykorzystuje swoje moce księżniczki Disneya i gada ze zwierzątkami, aby szybciej zlokalizować miejsce, gdy przedmioty zostały ukryte. I teraz, w zależności od tego, ile udało nam się zebrać wpływu/serduszek podczas rozgrywki, fabuła potoczy się w jednym z dwóch kierunków.
W pozytywnym rozwiązaniu Maleka daje się przekonać, aby zdradził Czarodziejkę i wspomógł drużynę. Od tej pory Józef i Julia niejako zaopiekują się chłopcem, który co więcej stanie się od dla nich cennym źródłem informacji. Zwłaszcza że ekipa planuje potem jeszcze powrót do królestwa Julii i rozprawienie się raz na zawsze z Czarodziejką. W wielkim skrócie: stryj Hubert zostaje pokonany, kuzyn Julii – Henryk zostaje nowym władcą, bo dziewczyna decyduje się zamieszkać z Józefem w Piscis i wieść odtąd normalne życie. Parka próbuje także okazać sobie nieco czułości, skoro już wyznali sobie uczucia, ale mają pecha, bo co chwile ktoś z ekipy im przeszkadza (poza Ryszardem – bo ten odjechał, zostawiając im tylko liścik pożegnalny). W efekcie więc nasz powolny, ale poczciwy miś dochodzi do wniosku, że musi wybudować im dom na uboczu, bo inaczej nigdy nie będą mieli szansy, aby spędzić nieco czasu jedynie w swoim towarzystwie.
W negatywnym zakończeniu Malek pozostaje wiernym sługusem Czarodziejki i atakuje bezlitośnie parkę, zamieniając Julie w jedną ze swoich marionetek. Po części za karę za to, że misio o nią nie zadbał, pomimo ostrzeżeń Ryszarda. Dlatego Józef próbuje przekonać dzieciaka, że rozumie jego ból, bo też został oddzielony od rodziców, ale ten nie chce go słuchać. W efekcie Józef przejmuje ofertę gówniarza i „ratuje” księżniczkę, zajmując po prostu jej miejsce. A przynajmniej tak mu się wydaje, bo został oszukany. Malek nie zamierzał bowiem dotrzymać słowa i uwolnić Julię. Co było dość dramatycznym i przygnębiającym endingiem. Mocno odbiegającym od pozytywnej, wcześniejszej narracji. Ale ja też od początku nie bardzo mogła pojąć, dlaczego grupa wysportowanych, zdrowych facetów miała takie problemy z pokonaniem jakiegoś szczyla… którego jedyną umiejętnością specjalną było sterowanie lalką z nożem kuchennym. Chociaż co ja tam wiem…?
Zmierzając do podsumowania, ścieżka Józefa przypominała mi kilka posklejanych ze sobą przypadkowych scenek, a nie pełnoprawny scenariusz. Wiele wątków uważam tutaj za niepotrzebne np. historia staruszka. To znowu kompletnie przesadzonych np. fajnie, że dowiedzieliśmy się wreszcie, kim był Malek, który wkurzał nas w każdej, innej historii, ale cały ten handel dziećmi został potraktowany bardzo powierzchownie. A po co wtedy w ogóle brać się za trudne tematy, skoro nie ma się w ich kwestii do powiedzenia czego ciekawego? Było to widać, zwłaszcza gdy bohaterowie dyskutowali o wartości życia. Józef przekonywał Maleka, że każde istnienie jest cenne, na zasadzie „bo tak jest i już”, a riposta wyglądała „każdy kiedyś umrze…”. I to wszystko. Trafili się więc nam prawdziwi tytani wśród filozofów…
Na pochwałę zaliczyć bym jednak mogła, że w końcu jakaś ze zwierzęcych postaci czuła się niekomfortowo po przemianie w człowieka. Józef wciąż wykazywał sporo zwierzęcych cech, kiedy jego pozostali towarzysze zaadaptowali się do nowych ciał w aż nienaturalnie błyskawicznym tempie. Nie zmienia to jednak faktu, że uważałam jego wątek za najgorszy. Z tej prostej przyczyny, że przypominał absolutny filler… z dziwnym, pokręconym i makabrycznym bad endingiem. Stąd Józef bardziej pasował mi jako bohater drugiego planu niż LI. Dlatego z przykrością stwierdzam, że wiele nie straciłam, odwlekając w czasie ukończenie jego ścieżki.
Może komuś spodoba się bohater o osobowości Kubusia Puchatka – lubiący miodek, mający dobre serce i mały rozumek. Ale jego historia to jednak kompletnie nie moja bajka.