Już cytat z opisu powyżej powinien Wam nieco zdradzić, czego spodziewać się po tej ścieżce. Ethan jest wojownikiem i pierwszorzędnym mizoginem. Nie bynajmniej z powodu jakiś specjalnych przekonań czy filozofii, ale w wyniku niedoleczonych traum z przeszłości. Nie zmienia to jednak faktu, że przez jakieś 70% gry był prawdziwym wrzodem na tyłku, a jego teksty przyprawiały mnie (i przez moment bohaterkę) o niestrawności. W każdym razie, z jakiegoś magicznego powodu (w końcu ta gra nazywa się „Magic Sword!” Ha, wyborny suchar!), ktoś uznał, że to doskonały materiał na LI i tym sposobem Ethan jest jednym z trzech dostępnych do zarwania panów w aplikacji.
Przypomnijmy jeszcze tylko, że cała główna fabuła kręci się wokół misji odzyskania miecza. A dokładniej Excalibura, którego z królestwa Theodere zawinął… król Artur? Tak, to nieco zagmatwane. Tak czy inaczej, nasza MC jest nastoletnią księżniczką, która zostaje przez swoją matkę i królową w jednym wysłana na misje odzyskania ostrza. Dlaczego nie wybrano do tego zadania kogoś bardziej doświadczonego? Pojęcia nie mam. Lily (= domyślne imię) dostaje jednak do pomocy trzech śmiałków, którzy mentalnie zachowywali się jak upośledzony kalafiory. Przez co ja poważnie nie wiem, do kogo skierowana jest ta gra, bo LI jeszcze wyraźnie nie przekroczyli emocjonalnie wieku, w którym odbiera się dowód osobisty, ale jednocześnie na końcu mamy dość swobodnie opisane sceny w sypialni… Ale ubiegajmy faktów!
Na początku jedyną pomocą Lily jest wredny mag Ray, który nie ma najmniejszych problemów, by napastować ją słowami oraz Ethan – wojownik, który ogólnie jest bardzo niezadowolony, że na tak ciężką misję Theodore oddelegowało kobietę. (I ludzi-kalafiory, nie zapominajmy o nich!). Z miejsca tłumaczy naszej MC, że jest zbyt słaba. Że na pewno zrobi sobie krzywdę. Że nie wolno jej się oddalać, ani samodzielnie podejmować decyzji, ani choćby próbować walczyć, bo ma tylko ładnie wyglądać i czekać na ochronę innych… trata tam ta ta dam… i inne takie.
Zirytowany tymi ciągłymi sprzeczkami Ray (hipokryta…), proponuje wtedy, aby Ethan i Lily się pojedynkowali. To raz na zawsze powinno – jego zdaniem – rozwiązać problem tego, czy dziewczyna jest w stanie o siebie zadbać, czy też nie. I chociaż MC próbuje pokonać wojownika z wszystkich sił, to jednak ponosi porażkę. Ale Ethan wciąż jest bardzo uprzejmy i nawet chwali jej umiejętności. Cóż bowiem mają poradzić, skoro na bycie słabszą skazała ją po prostu… biologia? Stąd to nie tak, że on był dupkiem bezpodstawnie. Tylko najzwyczajniej uważał, że pewnych ograniczeń nie da się przeskoczyć.
Dlatego początkowo Lily nie lubi Ethana i bardzo drażni ją jego protekcjonalne podejście. Z czasem przekonuje się jednak powoli, że w gruncie rzeczy jest on bardzo opiekuńczą i miłą osobą. W sumie faktycznie zajmował się dziewczyną i w odróżnieniu od pozostałej dwójki, pamiętał że mają zadanie do wykonania. Kiedy bowiem do drużyny dołącza się jeszcze elf Estel, to słowne utarczki między nim a magiem nie mają końca. A przypominają jeszcze przy tym wszystkim sprzeczki nastolatków, którzy droczą się, biją i szarpią za warkoczyki. Ja nie wiem, może oni tak flirtowali?
Ale jeśli mam być szczerza, to ogólnie przez 50% gry zastanawiałam, co się tam do cholery działo. Że wspomnę, chociaż o jednej kultowej scenie, gdy panowie chcą podglądać księżniczkę, gdy ta kąpie się w gorących źródłach. Dlaczego? Bo uważają, że tak przecież postępują zdrowi, dorośli mężczyźni. I jasne, spoko, to miała być scena komediowa, ale trudno było mi ich potem traktować poważnie, bo zostali przedstawieni jak absolutne błazny. Szczególnie że ta cała przygoda skończyła się dla nich wrzątkiem na głowie. Dosłownie jak scena z jakiegoś anime o gimnazjalistach…
Tymczasem, częścią planu naszej wspaniałej drużyny jest wzięcie udziału w turnieju, w którym nagrodą jest możliwość porozmawiania z królem Arturem. Co, oczywiście, jak się jako doskonała okazja do odbicia miecza. Tyle że ponownie, Ray i Estel tak bardzo zapędzają się w swojej rywalizacji, że zapominają kompletnie o warunkach zwycięstwa i zostają zdyskwalifikowani. Wszystko dlatego, że próbowali sobie udowodnić, który z nich jest lepszy… Poważnie, kto ich wybrał do tej misji? Ja bym im ślimaka pod opiekę nie powierzyła, bo by ich wykiwał i uciekł. Albo wpierdolił ich mózgo-kalafior i byłoby po problemie. Stąd jedynie Ethan pamięta, że mieli chronić Lily, wygrać turniej i przy okazji zrealizować plan ze spotkaniem króla. Z kolei Lily mimowolnie zauważa, że może była w ocenie rudowłosego wojownika zbyt surowa. Szczególnie że obiektywnie pochwalił jej umiejętności. Zauważył, że rozwinęła się odkąd walczyli ostatnio, a już w ogóle nie mogło jej umknąć, jak przystojnie wyglądał, pokonując wrogów.
Oczywiście, nie będzie żadną niespodzianką jeśli powiem, że z planu spotkania się z Arturem nic nie wyniknęło, bo czarodziejka Merlin (tutaj jako kobieta) przewidziała ich intrygę, a drużyna została zmuszona kontynuować podróż. Na Lily zaś spadła wątpliwa przyjwemność znoszenia tekstów Raya, że pomoże się jej z chęcią rozebrać… aż chciało się mu powiedzieć: facet idź na stronę, rozładuj to napięcie i wróć do drużyny, jak skończysz, bo inaczej kontynuowanie misji mija się z celem XD).
Przy okazji poznajemy wreszcie łzawą historię Ethana o tym, jak to przyjaźnił się kiedyś z odważną chłopczycą, a nawet razem trenowali walkę. Niestety, gdy doszło do prawdziwej bitwy, pomimo swoich wybitnych umiejętności, kobieta nie mogła dorównać siłą swoim przeciwnikom i straciła życie. Od tej pory Ethan wyrzucał sobie, że jej nie powstrzymał. A nawet zachęcał, by nie zmieniała drogi. Jeśli bowiem tylko odłożyłaby broń i nie robiłaby nic, to do niczego podobnego by nie doszło. Stąd uważał, że właściwie ma jej śmierć na sumieniu. I chociaż Lily nie zgadzała się z takim myśleniem, to jednak zaczęła lepiej rozumieć jego motywacje. Co więcej, była już na tym etapie mocno młodym wojownikiem zauroczona, bo rumieniła się i płoszyła, ilekroć ich spojrzenia się spotykały.
Ledwo jednak zdążyłam sobie pomyśleć, „no, może Ethan nie jest jednak taki zły”. W końcu miał powód, aby patrzeć na świat przez pryzmat słabości płci, to i tak wkurzył mnie w następnej scenie. Po tym jak Lily naraziła się w trakcie walki, bo zaciekawił ją w nocy dziwny dźwięk i postanowiła opuścić gospodę, by zbadać źródło hałasu i trafiła na potwora… Ethan wpadł we wściekłość, zabronił jej oddalać się bez pozwolenia następnym razem, a na koniec zarekwirował jej rapier. (Tak ogólnie, Lily naprawdę się dziwiła, że nie mogła pokonać go w pojedynku skoro on miał zwykły, długi miecz, a ona walczyła igiełką?). Tonikaku, została odesłana na karnego jeżyka do kąta – jak dziecko, a nie przyszła władczyni Theodere. Stąd dopiero w następnej scenie, gdy bohaterowie spędzają razem czas na uboczu, obściskując się i ochraniając przed deszczem, Lily udaje się zapomnieć o tym, że w sumie to była na Ethana obrażona. No, ale serce nie sługa! A hormony w naszej dziewuszce buzują, jak jej ktoś miło szeptał do uszka i ogrzewał własnym ciałem. Trudno w takich warunkach długo chować urazę. A jeśli zastanawiacie się, gdzie w tym czasie byli Estel i Ray… to tak się pogrążyli w kłótni, że nie zauważyli, że odeszli od pozostałej drużyny. I to nie jest żart. Dalej się zastanawiam, na cholerę oni w ogóle brali udział w tej misji?
Nim jednak romans zakwitł na dobre, Lily czekało jeszcze jedno rozczarowanie. Podczas kolejnego postoju, bohaterowie robią sobie konkurs picia. (W końcu dalej muszą być przytomni i sprawni, aby wykonać swoje zadanie! XD). Elf i mag narąbują się w sumie błyskawicznie, więc Lily i Ethan znowu zostają sami. Podchmielony wojownik wyznaje jej wtedy wreszcie swoje uczucie, a nawet skrada całusa… by następnego dnia twierdzić, że niczego nie pamiętał. Stąd nasza księżniczka miała wyrąbiste, pierwsze doświadczenie! Ale dramat nie trwał na szczęście długo, bo już w zasadzie trafiliśmy pod bramy zamku króla Artura, bohaterowie się godzą, uczucia zostają odwzajemnione, a nawet spotyka ich przyjemność podróżowania na grzbiecie smoka, gdy wreszcie osiągają swój cel.
I dokładnie tak samo, jak to miało miejsce w innych ścieżkach, Lily odkrywa, że za całą intrygą z kradzieżą miecza stał nie poczciwy król Artur, ale Merlin. Zakochana po uszy czarodziejka była bowiem gotowa nawet okłamywać władcę, by przekazać mu magiczny oręż. Tak bardzo w niego wierzyła. Kiedy jednak Arturek odkrywa, że ostrze reaguje na prośbę i obecność Lily oraz Ethana, zyskuje potwierdzenie, że ich intencje były czyste i szlachetne, więc został wprowadzony w błąd. Litościwy i mądry król daje wtedy Merlin w pysk z liścia, aby przypomnieć jej, gdzie kobiety miejsce, po czym przeprasza Lily za nieporozumienie. Między królestwem Artura i Theodere znowu zapanowuje przyjaźń, a dziewczyna nawet zostawia blondynowi miecz, bo dochodzi do wniosku, że faktycznie jest „wybrańcem” i ostrze powinno należeć do niego.
Na zakończenie możemy dostać jeden z dwóch endingów: „Super Happy”, gdzie bohaterowie, co prawda nie mogą być oficjalnie razem, ze względu na różnice stanowią, ale to nie sprawia przecież, by nie mogli sobie pofiglować w sypialni oraz „Happy Ending”, w którym to zostają małżeństwem, a nawet zapraszają Artura, Raya i Estela na ceremonie. I śmiem twierdzić, że w ich przypadku, ten drugi chyba bardziej pasował do opowieści. Lily to bowiem taka rożowowłosa księżniczka Disneya i tylko jej towarzysze mieli bardzo lepkie łapy…
No to czy podobała mi się ta ścieżka? Absolutnie nie! „Magic Sword” prezentuje się ładnie wizualnie, ale ta narracja tak kuleje, a LI są tak niedojrzali, że historia bardziej przypomina jakiegoś fanfica. Może przypadnie komuś do gustu, jeśli podejdzie do niej z absolutnym dystansem. Ja bawiłam się całkiem spoko, póki jeszcze dało się z tego śmiać. Przy końcówce musiałam jednak zaserwować sobie dokładnie takiego samego plaskacza, jak Artur podarował Merlin, aby pozostać przytomnym… Dlatego grajcie, jeśli nie macie nic kompletnie lepszego do roboty, a pod ręką nie znajdują się inne produkcje. Dla mnie nawet miłe skojarzenie z sesją RPG nie uratowało tej historii.
W tej ścieżce jest tyle niezdrowych sytuacji i zachowań, że lepiej po prostu ją sobie odpuścić. Ethan może i miał być w sumie sympatycznym bohaterem, ale pokazał się z bardzo złej strony. Daje mu drugie miejsce tylko dlatego, że rasistowski elf mnie bardziej drażnił, ale są w sumie siebie warci.