Uwaga: Poniższa recenzja będzie zawierała spoilery i odniesienia do prologu frakcji Dawn. Jeśli go nie ukończyliście, gorąco zachęcam zapoznać się z nim w pierwszej kolejności, bo prolog Twilight oraz ścieżki powiązanych z nim postaci stanowią jego fabularną kontynuację!
Kurou był jedną z postaci, która znajdowała się na samym dole mojej listy zainteresowania. Po pierwsze: miał nieciekawy design. Śmieszny kubraczek, włosy jak szczotka i osobowość ciągle podekscytowanego szczeniaczka. Na domiar złego okazał się być pracownikiem cyrku. I – nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic do akrobatów czy klanów, ale widowisk z udziałem zwierząt nie znoszę, bo zbyt dużo historii, co się potem z takimi istotami stało, jak już przestały być zabawkami ludzi, poznałam i budzą we mnie tylko awersje. A Kurou, na domiar złego, specjalizuje się w pokazach z lwem… na którym jeździ. “(>ლ)” Musiałam więc przemóc w sobie pierwsze obrzydzenie i podejść do tej recenzji z dystansem. Zwłaszcza że było warto, bo wbrew moim niewielkim oczekiwaniom, Kurou okazał się podobny do postaci, która uważam za jedną z najlepszych od Voltage – Ichthysa z Star-Crossed Myth. Obaj panowie mają przy tym tendencje, by za uśmiechem skrywać ból. Stąd niesłusznie oceniłam LI początkowo jedynie za wygląd… o czym paradoksalnie będzie w sumie ta historia. O czym już za chwilę!
Aby bowiem zobaczyć ścieżkę naszego pozytywnego rudzielca, należy najpierw odblokować prolog (= księgę I) frakcji Twilight, do której należą: Kurou, Touichirou, Gaku, Shizuki oraz Ouji. To z niego dowiemy się, że Futaba (domyślne imię) jest onmyoji (identycznie jak w historii frakcji Dawn), ale zawiera pakt z zupełnie innym zestawem ayakashi, bo z tymi, którzy w poprzednim wcieleniu, byli sojusznikami jej bliźniaczego brata. Jednak to dopiero 1000 lat później, już po swoich ponownych narodzinach, panowie ayakashi zyskają możliwość dopełnienia złożonej kiedyś przysięgi. Ślubowali wtedy chronić siostrę swojego pana, ale zawiedli. Los dał im jednak szansę do naprawienia tego błędu. Poza tym w historii przewijają się też pozostali ayakashi z frakcji Dawn (ci, z którymi to poprzednie wcielenie Futaby miało kontrakt), ale pełnią raczej rolę bohaterów drugoplanowych.
Sama Futaba, chociaż dalej walczy z upiorami, aby wspomóc majora Aizena i jego jednostkę Onikiri, to głównie jednak stara się w tym prologu powstrzymać Senkitai. Organizację terrorystyczną, składającą się z ayakashi, która chce doprowadzić do upadku miasta i ludzkości. W czym prolog frakcji Twilight kończy się dokładnie w momencie, gdy dziewczyna, już po odbudowaniu paktu z całą 5 sojuszników, wpada w ręce Kagemaru, a ten zatruwa ją swoim jadem. To wtedy zrozpaczony Kurou zabiera ją do domu w ramionach w nadziei, że Yura będzie mógł powstrzymać truciznę przy pomocy ziół. Niestety, problem okazuje się znacznie bardziej skomplikowany i chłopaki muszą zdobyć roślinę, która pojawia się jedynie w trakcie pełni. Inaczej mogą już powoli zacząć żegnać Futabę…
Po udaniu się na miejsce – bez zaskoczenia – wpadają jednak w kolejną pułapkę zastawioną przez Seniktai. Czeka tam na nich bowiem Hisui (wroga yuki-no-onna), która daje im wybór: albo uratują dziewczynę, ale wtedy ona uwolni Raijū (bestie, która była akurat na łączce z ziołami zapieczętowana… przypadek? Nie sądzę! (☆▽☆)) albo uniemożliwią jej wypuszczenie potwora, a wtedy Futaba umrze. Oczywiście, dochodzi do uwolnienia potężnego ayakashi, który jest zdezorientowany i wkurzony. Touichirou uważa więc, że to dobra szansa, aby go pokonać, ale zostaje powstrzymany przez Kurou. Chłopak nie chce bowiem zabijać czegoś, co nie ujawniło nawet wrogich zamiarów. A ponieważ się wahają to Raijū ucieka, ale przynajmniej Futaba się budzi. Może dlatego major Aizen jest tylko połowicznie na nich wkurzony. Nie powstrzymali zagrożenia, ale przynajmniej nie stracił współpracującej z nim onmyoji. Inaczej mógłby się znaleźć w poważniejszych kłopotach.
Głównym motywem tej ścieżki jest jednak strach przed nieznanym i wreszcie – coś czego bardzo mi wcześniej brakowało – skupiono się na elemencie, jakim jest samo istnienie ayakashi. Na tym, jakie są różne, jak bywają niebezpieczne, jak ciężko czasem im koegzystować z ludźmi. Wcześniej te problemy zupełnie się rozmywały, bo Futaba akceptowała swoich towarzyszy w 100% i przez to ten problem nigdy nie miał okazji się rozwinąć. Zupełnie jakbyśmy tak naprawdę nie przechodzili gry o duchach i demonach, ale równie dobrze można, by ich zastąpić zwykłymi ludźmi.
Tymczasem, już po swoim przebudzeniu, Futaba próbuje lepiej zrozumieć decyzję Kurou. Dokładniej zaś: dlaczego jest on tak zdeterminowany, aby nie walczyć z Raijū? Zwłaszcza że nie mieli wcześniej okazji sobie tego wyjaśnić. Lecz niestety, na przywitanie, po tym jak wyszła z letargu, Kurou uściskał ją serdecznie i powiedział, że ją kocha, co dostatecznie wybiło ją z rozmowy. W końcu nie jest to tradycyjne, japońskie zachowanie, ale tylko takie dziwne, „zachodnie” okazywanie czułości. Rudzielec jest bowiem mocno zafascynowany innymi kulturami i nawet uczy się angielskiego, dlatego jego postępowanie, a przynajmniej jeszcze wtedy, nie miało wymiaru romantycznego. (Jakkolwiek byłoby gorszące). Falą uścisków i zapewnień o miłości obsypywał jednak również Gaku czy Ginnojo, których uważał za swoich najbliższych przyjaciół.
Nie liczcie tylko na szybkie poznanie prawdy, bo Kurou jest przy każdej rozmowie bardzo ostrożny i przełamuje się dopiero, gdy poznaje Futabę nieco lepiej. Najpierw wpada do niej na obiad, a potem to dziewczyna odwiedza go w jego domu, gdzie wspólnie czytają książkę. Jak możemy się domyślić – europejską baśń o „Pięknej i Bestii”. To dopiero wtedy dowiadujemy się, że chłopak ma ogromne opory przed pokazywaniem komukolwiek „swojej prawdziwej formy”. Prawdę o jego wyglądzie zna tylko Gaku (w końcu przyjaźnią się od poprzedniego wcielenia) i jeden z żołnierzy Aizena – Hiroyuki, na którego przypadkowo natknęli się w stolicy. Nie bez powodu Kurou wymigiwał się również wcześniej od odpowiedzi na pytanie, jakim jest rodzajem ayakashi. Mimo to Futaba składa mu obietnicę, że nigdy się go nie wystraszy i poczeka, aż będzie gotowy do wyjawienia jej prawdy. Staje się bowiem jasne, że dla Kurou jest to ogromny problem i przez długi, długi czas, był z powodu swojej prawdziwej formy bardzo samotny.
A chociaż romans nam powoli kiełkuje, to Raijū nie pozwala o sobie zapomnieć. Wraca do miasta, czym wywołuje burze i przerażenie w ludziach, którzy go spotykają. Dochodzi nawet do utarczki między żołnierzami a bestią, nim ta ucieka. Potem zaś „dobrzy ludzie” próbują wyładować swoją wściekłość na czymkolwiek i ich celem padają zwierzęta z cyrku = bestię, w tym znany nam z początku historii, biedny lew. Przestraszony Kurou unika konfrontacji z tłumem, bo wykrzykiwane słowo „potwór!” budzi w nim jakimś traumatyczne wspomnienia. Stąd dla odmiany to Futaba odnajduje ayakashi w alejce, obejmuje i pociesza słowami „kocham cię”, aby pomóc mu w odzyskaniu dobrego humoru.
W efekcie major Aizen jest więcej zdeterminowany, aby pozbyć się problemu siłowo i Kurou musi wręcz błagać, aby dali mu szansę porozmawiania z Raijū. Tym sposobem odkrywamy również kolejny fragment jego przeszłości, bo okazuje się, że sam również był kiedyś „zapieczętowany”. Poprosił o to w przeszłości jakiegoś onmyoji, bo był zmęczony uciekaniem przed ludźmi. A ponieważ Futaba także poznała (przez truciznę Kagemaru), co to znaczy tkwić w zawieszeniu pomiędzy snem a śmiercią, to tym bardziej chce swojego przyjaciela w jego decyzji wspierać.
I chociaż sam Aizen jest w tej ścieżce aż podejrzanie pomocny, bo daje im szansę, aby spróbowali negocjacji, to Hiroyuki, którego Kurou znał z przeszłości, organizuje własne polowanie na potwora. A że przy okazji wplątują się w to wszystko Senkitai i rozwścieczony Raijū, to zamiast uspokoić bestię, Futaba spada z klifu i ponosi poważne obrażenia. Tym sposobem Kurou stoi przed wyborem: pozwolić dziewczynie umrzeć albo przybrać prawdziwą postać, aby zabrać ją szybko do Yury. A ponieważ, z oczywistych względów, nie zamierza MC porzucić, to choćby nawet miała go potem znienawidzić, decyduje się zaryzykować. Tyle że Futaba budzi się nagle i z przerażeniem odkrywa, że jest w paszczy potwora. Przerażona próbuje się więc uwolnić, aby nie zostać pożarta, a wtedy Kurou zmienia się na moment znowu w człowieka, co by ją trochę uspokoić. Obietnica MC zostaje jednak złamana. Nie dała rady powstrzymać strachu na widok jego prawdziwej formy.
Już po odzyskaniu zdrowia i po tym, jak Kurou zaczyna jej unikać, Futaba wyrzuca sobie, że zareagowała tak gwałtownie. Na samo wspomnienie smutku w oczach mężczyzny ogarnia ją poczucie winy. Postanawia więc podstępem zmusić go do spotkania i rozmowy, w czym pomaga jej Ginnojo, udając, że chciał spędzić z Kurou kolacje i nie mówiąc przyjacielowi, że zaprosił też dziewczynę. Dopiero wtedy, pozbawiony drogi ucieczki, Kurou spotyka się ponownie z Futabą, a my poznajemy całą jego historię.
Przede wszystkim Kurou pochodzi z antycznej, dziwnej rasy japońskich chimer o nazwie nue. Wzmianki o tym stworzeniu pojawiają się m.in. w „Heike Monogatari”, gdzie opisywano je jako bestie o głowie małpy, ciele tanuki, łapach tygrysa i wężach zamiast ogonów. Czyli – trzeba przyznać – dość nietypowa kombinacja. Rodzice Kurou szybko zostali zgładzeni przez ludzi i opiekowała się nim jedynie babcia, która również została potem „wygnana”. Osamotniony i zagubiony Kurou długo błąkał się od wioski do wioski, gdzie był przepędzany i obrzucany kamieniami. Nawet przyjaźń z Hiroyukim (żołnierzem Aizena) zakończyła się tragicznie, gdy ten tylko poznał jego prawdziwą formę. Nie liczyło się nawet to, że Kurou przemienił się wtedy również, aby uratować człowiekowi życie. To dlatego, po spotkaniu onmyoji, nue wolał być po prostu zapieczętowany i poczekać aż czasy się zmienią, niż dalej znosić wszech otaczającą wrogość i nienawiść. Tyle że potem, gdy już się przebudził, dalej był samotny, aż dołączył do cyrku i znalazł w stolicy prawdziwy dom. Był jednak przekonany, że dla własnego dobra, lepiej ukrywać przed innymi prawdę. Ciągłe życie w strachu przed sobą sprawiło, że nie wierzył, iż może zostać zaakceptowany.
Niemniej postawa Futaby, to jak go przeprosiła, a potem zaczęła bronić przed Hiroyukim i innymi, przekonały wreszcie Kurou, że popełnił błąd. Po części sam pogarszał swoją sytuacje i osamotnienie, bo nie był w stanie nikomu zaufać. To dlatego podczas finalnego starcia przemienił się już otwarcie w swoją postać nue, aby ochronić Raijū przed ludźmi czy Senikitai. Dzięki czemu drużynie udało się rozwiązać cały problem pokojowo – tak jak planowali. Burzowa bestia zostawiła stolicę w spokoju, a Hiroyuki skłamał, że zgładzili potwora, aby pomóc ukryć przed Aizen prawdę i by polowanie na Raijū wreszcie się skończyło. Wszystko dlatego, że za zamachem na jego wioskę stali – bez zaskoczenia – ayakashi z Seniktai, a nie jak podejrzewał wcześniej Kurou, o czym Hisui nam ochoczo w finałowej walce opowiedziała.
Po tych wszystkich, burzliwych przeżyciach parka wyznaje sobie wreszcie uczucia, a Kurou jest zmuszony ukrywać łzy wzruszenia, bo ktoś faktycznie go w pełni zaakceptował. Postanawia również traktować Futabę z szacunkiem i dystansem, póki nie przedstawi się oficjalnie jej ojcu, którego zaprosił na jeden ze swoich cyrkowych występów. Dostajemy więc tutaj 100%, wręcz bajkowy happy ending, lecz mimo to podobała mi się ta ścieżka. W innych historiach zawsze irytowało mnie, jak Kurou rzuca się na wszystkich, aby ich wyściskać. Tutaj każda scena, w której para się obejmowała, miała istotne znaczenie dla postępu ich relacji. Pierwsze uściski wynikały tylko z radości, że MC ozdrowiała po truciźnie. Potem Futaba inicjowała objęcia, by pocieszyć Kurou, gdy tego przytłaczało nazywanie potworem i jej „kocham cię” również nie miało głębszego znaczenia. W finale zaś obejmowanie stało się ich rozpoznawczym sposobem okazywania czułości i głębokiej więzi. Zresztą to chyba jedyna ścieżka, gdzie bohaterowie non stop się przytulają, trzymają za ręce, czy wymieniają całusy. W pozostałych jest bardziej „po japońsku”. 😉
Często, gdy oceniam daną grę, zastanawiam jednocześnie nad pytaniem, który z dostępnych LI faktycznie najwięcej zyskał na miłości MC. Wiecie… w końcu tyleopcji, ale jedna bohaterka! Stąd na podstawie tego, co widziałam do tej pory w „Ayakashi Romance Reborn” powiedziałabym, że Kurou jest zdecydowanie w czołówce. Bez Futaby nigdy nie zaakceptowałby się ani nie pozbył strachu przed mówieniem prawdy. Dziewczyna z kolei pełnymi garściami czerpała z tego, jak Kurou często ją pocieszał i rozweselał. Szczególnie gdy niczego tak nie potrzebowała jak zwykłego uśmiechu oraz zapewnienia, że „będzie dobrze”.
I właśnie dlatego, kompletnie nieoczekiwanie, uznaje ten paring za wyjątkowo uroczy. Ale ja ogólnie mam słabość do archetypu genki. Dlatego jedyne, czego żałuje, to że LI nie pokazywał się w swojej formie „z poprzedniego wcielenia” częściej, bo tamten projekt „humanoidalnej postaci” był znacznie ciekawszy od dziwaka z pejczykiem… No i że całego motywu z cyrkiem nie dało się zastąpić, czymś mniej kontrowersyjnym, ale cóż poradzić!
AKTUALIZACJA (po odblokowaniu „Romance Sonnets”): dodatki wprowadzają krótkie, romantyczne scenki między bohaterami, czyli uzupełniają dokładnie to, czego brakowało mi w wątku głównym.
W epizodzie pierwszym – Our New Beginning: Kuro i Futaba wracają razem z restauracji i mężczyzna całuje ukochaną na pożegnanie w czoło. To nie umyka ojcu MC, który zobaczył ich przypadkiem. Pan Soatome pyta córki, czy to normalne? Rozumie, że Kuro pracuje w międzynarodowym zespole, ale wciąż taka otwartość bardzo go dziwi. Później Futaba sama doświadcza podobnego szoku, gdy widzi jak Kuro żegna się z jakąś kobietą z grupy również ją obejmując. Porażona zazdrością długo nie potrafi sobie z tym poradzić, kiedy jednak Kuro, w ramach przeprosin, chce obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobi, to Futaba przerywa mu pocałunkiem. Wyjaśnia, że nie chce, by Kuro zmieniał się z jej powodu, bo właśnie za to, jaką jest osobą go pokochała i spróbuje znaleźć jakiś sposób, aby nie dawać się nigdy więcej przytłoczyć negatywnym myślom oraz podejrzeniom.
W epizodzie drugim – His Hidden Side: Kuro spędza w domu Futaby coraz więcej czasu i zaprzyjaźnił się z jej ojcem. Pewnego dnia Ginnojo żali się jednak, że nie wie, co Kuro porabia ostatnimi czasy. Był przekonany, że w dni, których nie spędzają razem, Kuro przebywa po prostu u Futaby, ale ta zaprzecza. Jakiś czas później dziewczyna spotyka Kuro na mieście. Wkrótce dołącza do nich jakiś chłopiec z zagranicy, któremu parka próbuje pomóc, bo zgubił swoich rodziców. Na szczęście dla nich, bo ich umiejętności językowe okazały się nie wystarczające, dołącza do nich Koga, który rozpoznaje w malcu syna swoich znajomych i zabiera od nich to ryczące brzemię. Kuro wyznaje wtedy Futabie, że ostatnimi czasy pobierał u oni lekcję angielskiego. Jego największym marzeniem jest bowiem podróżować kiedyś po świecie i ma nadzieję, że ukochana do niego dołączy. Co sprawia, że MC nie jest już tą perspektywą przygnębiona, ale myśli o ich wspólnej przyszłości jak o wspaniałej przygodzie.
W epizodzie trzecim – Sweet Rewards: To był… bardzo fillerowy i dziwny dodatek. Futaba i Kuro sprzątali w magazynie i przeglądali dzieła sztuki na sprzedaż. Potem udali się razem na spacer i natkneli na jakiegoś nadzianego dzieciaka, który uciekł z domu. Ponieważ nańka chciała go od razu zaciągnąć do posiadłości, to parka zaproponowała, że zabierze chłopca do siebie na posiłek, aby nie sprawiał problemów. W trakcie jedzenia dzieciak kaprysi, ale potem daje się przekonać do zjedzenia ryby i informuje, że Futaba może zostać jego żoną, skoro tak świetnie gotuje. Te wspaniałe plany psuje Kuro, który informuje, że sam zamierza ożenić się z MC. W podzięce za pomoc nad synem jakaś szlachcianka zaprasza ich potem do wykwintnego hotelu. Kuro i Futaba spotykają się tam w eleganckich cichach, Kuro wręcza kobiecie naszyjnik, który dostali w ramach nagrody i całuje ją przy okazji…