Uwaga ta ścieżka w oryginale jest częścią fandisku Scarlet Fate II ~Seasons of love~, ale wymaga znajomości fabuły podstawowej wersji gry – zwłaszcza wątku Akifusy i nie polecam zaczynać jej bez tego, gdyż stanowi jakby alternatywną ścieżkę dla rozdziałów naszego krzykliwego ochroniarza!
Tak samo, jak Akifusa, Tomonori zna się z bohaterką gry otome „Scarlet Fate” już od dzieciństwa. Stąd – pomimo pełnionych przez nią obowiązków i relacji pani/sługa – łączyła ich przyjaźń i Shiki często będzie wspominać jakim płaczliwym i strachliwym chłopcem wtedy był. Oczywiście, Tomonori również darzył księżniczkę ogromną sympatią, by nie powiedzieć wprost: obiecał sobie kiedyś, że się z nią ożeni. Nieważne, że Shiki – jak każda księżniczka Tamayori, czyli kapłanka okrutnego miecza, miała w przyszłości urodzić dziecko jakiemuś bogu, a potem zginąć z ręki swojej córki, aby przekazać jej pieczę nad artefaktem.
Może dlatego, gdy Akifusa próbował w przeszłości uciec z Shiki, aby ochronić ją przed tym losem, Tomonori czuł do siebie ogromny żal. Chciał pomóc ukochanej, ale jednocześnie sam nie wiedział, jak wybrnąć z tej patowej sytuacji. W efekcie Shiki postanowiła po prostu nosić swoje brzemię w milczeniu. W końcu, jak rozumowała, ucieczka byłaby odwróceniem się od grzechu, który popełniła. Jako morderczyni swojej matki, była winna mieszkańcom Kifu chociaż to, że będzie karmić ostrze swą duszą i wypełni przekazane przez rodzicielkę obowiązki do końca. Własne szczęście i przyszłość nie miały zatem większego znaczenia. Dla Shiki liczyło się tylko to, by nie sprawiać już problemów, bo wiedziała, że sytuacja w Kifu wszystkich kosztuje wiele bólu.
Jak wspominałam na początku tej recenzji, ścieżka Tomonoriego to w zasadzie w 70% ta sama opowieść co Akifusy. Tak naprawdę będziemy przechodzili drogę energicznego ochroniarza aż do kluczowej decyzji z jego wątku – która była zarazem największym błędem jego życia. Uwierzył mnichowi Domanowi i dał się przez to wciągnąć w zamach na Cesarza. Tym razem jednak, nim Akifusa wymyka się na swoją idiotyczną misję, to właśnie Tomonori powstrzymuje go przed popełnieniem pomyłki, a zarazem ratuje tyłki całej drużynie. Odtąd rudowłosy doradca zostanie z Shiki w stolicy, aby wspomagać ją swoim intelektem, bo chociaż nie jest najlepszy w walce to bystrością i zaradnością spokojnie dorównywał, jeśli nie przewyższał, drużynowych bogów.
I może dlatego, nie czekając na ich rady, Tomonori od razu przystępuje do działania. Pomimo iż jest tylko wasalem Shiki, udaje się z nią na dwór, aby dać popis mistrzostwa dyplomacji. Przekonuje arystokratów, że Doman chciał tak naprawdę zamordować Sadahige, a księżniczka Tamayori nie może zająć się sprawą kasty wygnańców (tsuchigumo), bo problem z Oni nie został rozwiązany. Akifusa jedynie zranił potwora (przypomnijmy: używając do tego miecza), ale to nie znaczy, że zagrożenie minęło. Demon z pewnością czai się gdzieś, regeneruje siły i szykuje do kolejnego ataku. Tomonori pokazuje również zebranym dowód – talizman – ofudę, na której „nagrany” został głos Domana, gdy ten rzekomo planował zabójstwo swojego lorda. (Całość jest jednak tylko sprytną sztuczką, bo przedmiot został zrobiony przez Furutsugu). Stąd nic dziwnego, że wkurzony mnich próbuje zaatakować drużynę później, gdy ci wracają wprost z cesarskiego dworu… ale nie zauważył skrytych pod iluzją kami i musiał się wycofać. (Nieee! Nie pozwalajcie mu znowu uciec! Co z Wami jest nie tak, chłopaki?! (⁎˃ᆺ˂)). Jak jednak komentuje sytuacje sam Tomonori „Doman może sobie być pierwszorzędnym onmyoji, ale jest tylko trzeciorzędnym strategiem”.
Dlatego ogólnie w tym wątku wielokrotnie będziemy obserwowali rozterki Domana, który przez Tomonoriego będzie czuł się upokorzony. Młody doradca bardzo często wyprowadzał go w pole, ale jak chętnie się przechwalał przed Shiki – niewielu ludzi może dorównać mu sprytem. Co może nie było zbyt skromnym stwierdzeniem, ale okazało się prawdziwe. Mnie zaś zastanawiało, czemu pozostali, znacznie starsi i doświadczeni bohaterowie jak np. ojciec Furutsugu, czy któryś z kami, nie wpadli na to, by problem na dworze rozwiązać tak elegancki i szybki sposób? A już zwłaszcza sprawę tsuchigumo? Ot, potrzeba było Tomonoriego, aby wpaść na to, że część z wygnańców można by wysłać do Kifu i ukryć wśród tamtych mieszkańców, a resztę rozproszyć po różnych wioskach, aż w końcu arystokracja całkowicie straci ich z oczu i problem rozwiąże się sam? Przyznacie, że ten plan jest aż śmieszny w swojej prostocie… Stąd na tle Tomonoriego pozostali LI zaprezentowali się nagle jako mało rozgarnięci. A sytuacji nie pomogły peany pochwale na cześć młodego doradcy, które potem posypały się z ust dosłownie wszystkim – przy jednoczesnym obrażaniu Akifusy, abyśmy przypadkiem nie zapomnieli, kto jest drużynowym klaunem. Eeeh…
Po uporaniu się – przynajmniej chwilowo – z Sadahige i jego przydupasem, Tomonori pomaga Akifusie w przejęciu kontroli nad mieczem. Jeszcze wtedy twierdzi, że chodzi mu tylko o przygotowanie się na walkę z demonem. Shiki nie ma więc podstaw, aby mu nie wierzyć i przyjaciele spędzają w stolicy całkiem miły czas. W przerwanych od treningu chodzą na zakupy, więc Tomonori może poszerzyć swoją kolekcję książek. Bezlitośnie też znęcają się nad mniej bystrym przyjacielem – atakując go np. wspólnie podczas bitwy na śnieżki albo przekonując, że musi umrzeć, aby zdjąć pieczęć z miecza, bo inaczej nic z treningów nie wyjdzie, więc niech zamarza na śniegu. Okeeej…?
Btw. uśmiałam się serdecznie, jak w tle Doman chciał się zemścić na mieszkańcach Kifu i wziąć ich na zakładników, tylko po to, by odkryć na miejscu, że wszyscy zostali ewakuowani. Nabijanie się z antagonisty, było chyba najmocniejszą stroną tej ścieżki. Szczególnie że łysy pacan męczył mnie niemiłosiernie w innych rozdziałach – jego motywacja była pozbawiona sensu, chciał tylko pokazać, że „jest najlepszy” i przynudzał na temat tego, jakim to wyrąbistym rywalem nie był Semei. Stąd jako przeciwnik nie miał żadnej charyzmy, a często jego działania wydawały się wręcz nielogiczne. Jak w tym wątku, ale żale i reklamacje za chwilę.
Bo jak to w życiu i grach otome bywa, sielanka przyjaciół nie mogła trwać wiecznie. I o ile do tego jeszcze momentu podobały mi się rozdziały Tomonoriego, to z czasem zaczęło się w nich dziać coś dziwnego. Oto odkrywamy, że prawdziwym powodem, dla którego rudowłosy młodzieniec opuścił Kifu nie była wcale chęć sprowadzenia, co u księżniczki i sprowadzenia jej z powrotem. Nie, Tomonori pilnie studiował informacje o mieczu i archiwum klanu Oki, aby odkryć sposób na zniszczenie ostrza, a tym samym uwolnić ukochaną od jej okrutnego losu. Aby tego dokonać, Tomonori musiał najpierw poczekać, aż Akifusa zdobędzie kontrolę nad mieczem i osłabi pieczęć. Stąd, gdy tylko w walce finałowej chłopakowi udaje się zranić demona i szala zwycięstwa odwraca się w końcu na korzyść przyjaciół… Shiki nie potrafi zrozumieć, dlaczego Tomonori nagle dźgnął Akifusę, a potem pozbawił jej przytomności.
Z założenia, ich późniejsze wspólne rozdziały w chatce, już po przebudzeniu bohaterki, miały służyć temu, aby zbudować jakieś podwaliny pod romans, ale wyszło średnio. Tomonori objaśnia wreszcie dziewczynie swój plan, zapewniając przy okazji, że Akifusa jest zdrowy i zaniósł go w bezpieczne miejsce. Musiał jednak tak postąpić względem przyjaciela, bo inaczej ochroniarz próbowałby go powstrzymać, a tak, Tomonori zamierza zjednoczyć się z mieczem, raz na zawsze załatwić demona i dać tym samym Shiki wolność. Nieważne czego ona sama chcę. Facet tak postanowił i już, bo nie może dłużej patrzeć na jej cierpienie. Poza tym już kiedyś obiecał jej, że o ile Akifusa jest dla Shiki nadzieją i światłem, on zawsze będzie jak ciemność – w której dziewczyna może ukryć swój grzech. A chociaż same słowa były może i poetyckie, to plan był bardzo grubymi nićmi uszyty. Przede wszystkim dlatego, że nie bardzo rozumiałam, dlaczego Tomonori w ogóle może nagle kontrolować ostrze? Wcześniej było powiedziane, że Akifusa posiada taką zdolność przez pochodzenie od bogów, podobnie jak Shiki, ale Tomonori? Widać nieistotne…
Tak czy inaczej, parka spędza z sobą kilka dni na rozmowach, a rozczulony całą sytuacją Tomonori decyduje się nawet wyjawić kobiecie swoje uczucie. Przyznaje, że durzył się w niej od dawna i byłby szczęśliwy, gdyby te ostatnie momenty spędzili razem jak kochankowie. Shiki nie reaguje jednak na jego słowa pozytywnie, bo zbyt przeraża ją perspektywa utraty przyjaciela, więc w efekcie, egoistycznie, Tomonori skrada jej po prostu pocałunek – rozpatrując to chyba jako nagrodę na swoje poświęcenie. Szczególnie że niewiele czasu mu już zostało. A Shiki i tak nie ma nic przeciwko, bo dochodzi do wniosku, że całowanie jest nawet OK. Może więc to jeszcze kiedyś powtórzyć. (°◡°♡)
Ale najpierw walka! Fabuła przenosi więc nas ponownie na pole bitwy, gdzie duet planuje zmierzyć się z demonem. Runda II. A nas czekają przy okazji pierwsze, potencjalne bad endingi. 1) Po całkowitym zjednoczeniu z ostrzem, Shiki może bowiem wypełnić ostatnią prośbę Tomonoriego i go po prostu zabić, nie pozwalając, aby heroiczny czyn chłopaka się zmarnował i nim ten całkowicie straci poczytalność. Dlatego mogą się jeszcze pożegnać. Lub 2): może odwlekać decyzję, co zrobić, w nieskończoność, zaufać planowi Akifusy, który przy okazji pojawi się w tym samym miejscu i w efekcie skonać z ręki opętanego przez ostrze Tomonoriego. (Rada nr 1# nigdy nie ufajcie Akifusie. Cokolwiek by się nie działo).
W najgorszym scenariuszy – który jest niestety niezbędny, do zobaczenia happy endingu – Shiki nie robi nic konkretnego aż do przybycia Domana. Tak, ten irytujący mnich dalej miał się świetnie i przedstawił swój nowy pomysł na naprawienie świata. Zamierza go zniszczyć, bo tylko tak wszystko może się odrodzić… albo osiągnąć prawdziwą nirwanę… cokolwiek. Ważne, że się zemści i będzie z wykopem! Stąd Doman zabiera od Tomonoriego ostrze (cholera wie, dlaczego nikt go nie próbował powstrzymać?) i przemienia się przy jego pomocy w Amenominakanushi-no-kami (ufff! Długa nazwa!), czyli samego boga zniszczenia. Co sprowadza się do tego, że drużyna może teraz nawalać się z nowym bossem. Na szczęście, na polu bitwy, odnaleźli się jakoś Gentouka, Kuuso, Kodo no Mae i Furutsugu (cokolwiek robili wcześniej…), którzy wspierają swoimi umiejętnościami Akifusę, Tomonoriego i Shiki. Mamy więc w finale piękny, zbiorowy wysiłek całej ekipy, która jednoczy siły, aby nakopać upgradowanemu Domanowi.
(Aby jednak nie było, że Tomonori jest za słaby, to wcześniej odblokował jeszcze jakąś wyrąbistą moc walczenia magicznymi słowami – którą podobno każdy w jego klanie potrafi użyć z raz. Wygląda to mniej więcej tak, że chłopak atakuje przy pomocy kanji. A każdy kto uczył się kiedyś japońskich znaków wie, że to boli. Stąd nic dziwnego, że biedny Doman cierpiał po poczęstowaniu taką umiejętnością. Ja też bym uciekła z krzykiem!).
Finał całego starcia jest więc w zasadzie łatwy do przewidzenia. W neutralnym zakończeniu Tomonori i tak umiera, ale dzięki niemu Shiki faktycznie odzyskuje swoją wolność. Można więc powiedzieć, że to taki słodko-gorzki ending. W pozytywnym zakończeniu cała ekipa wraca razem do Kifu, gdzie każdy znajduje sobie jakieś nowe zajęcie. Gentouka bawi się z dziećmi, bo w końcu polubił ludzi, Kodo no Mae szkoli żołnierzy, Kuuso no mikoto uczy przyszłych urzędników na temat irygacji, Akifusa dalej pełni funkcję szefa ochrony, Furutsugu jest ambasadorem i bezwstydnie flirtuje z MC, a Tomonori i Shiki planują ślub. Po tych wszystkich, burzliwych wydarzeniach dziewczyna w końcu odwzajemniła bowiem uczucie swojego sługi i mogą razem patrzeć w przyszłość. Stąd cała opowieść kończy się, gdy wspólnie spoglądają ze wzniesienia na Kifu i cieszą nadchodzącą wiosną.
A ja, chociaż początkowo dobrze się bawiłam, bo lubię postacie w stylu Tomonoriego (wyszczekanych i bystrych typów, którzy imponują inteligencją, a nie mięśniami czy bogactwem), to nie będę ukrywała, że przy drugiej części opowieści zaczęłam się najzwyczajniej nudzić. Za duży w tym wszystkim było „prawie śmiertelnego ranienia się” i „powstawania na skraju sił” oraz cudownego pojawiania się Domana, by znowu trochę namieszać, jak przysłowiowy diabeł z pudełka. Nie rozumiem też z czego wynikała taka absolutna determinacja scenarzystów, aby cały czas podkreślać odbiorcom, że Akifusa jest głupcem i bez przyjaciół oraz mapy nie znalazłby nawet swojego tyłka. I to do tego stopnia, że bardziej przypominało to miejscami pastwienie się nad słabszym niż życzliwe droczenie przyjaciół.
Stąd aż szkoda, że tak wyszło, bo gdyby tę ścieżkę bardziej dopracować, mogłaby być znacznie ciekawsza. Tomonori miał w sumie bardzo klarowną i wiarygodną motywację, tylko jego droga do celu pozostawiała wiele do życzenia. Dziwiło mnie również, że to w sumie jeden z nielicznych wątków, gdzie dosłownie wszystko skończyło się szczęśliwe. Nawet Sadahige został w finale pozbawiony pozycji, tsuchigumo uratowani, a przyjaciele wrócili do Kifu cali i zdrowi. Ale może czasami taki przesłodzony ending również jest potrzeby? W sumie sytuacja Shiki była na tyle tragiczna, że dziewczyna zasłużyła wreszcie na chwilę wytchnienia i uwolnienie od trosk. To nie będę jej żałować, nawet jeśli osobiście lubię jednak odrobinkę dramatu.