Tym razem będzie nietypowo, bo zacznę w zasadzie od podsumowania. Gdyby w całym „Scarlet Fate” miałby się znaleźć tylko jeden wątek i byłby to właśnie ten, to dalej uwielbiałabym tę grę. Czemu? Bo na kciukach jednej ręki potrafię policzyć gry otome, w których tak wiarygodnie, powoli i z sensem byłby przedstawiony rozwój relacji postaci. Zazwyczaj scenariusz wygląda mniej więcej tak: common route się ciągnie, bohaterowie ledwo co gadają, następuje ścieżka indywidualna – bam! – już są zakochani. Tutaj nie tylko racjonalnie przedstawiono nam dlaczego w ogóle zbliżyli się do siebie, ale mogliśmy być także świadkami ich wewnętrznej ewolucji. Tego, jak pogodzili się z dawnymi porażkami, piętnem przeszłości, swoimi słabościami i wreszcie stali się dla siebie przyjaciółmi i partnerami. No to czego od opowieści z romansem w tle właściwie więcej chcieć? Ano niczego! Dlatego mamy święto wiosny, a ja naprawdę będę niewiele narzekać!
No ale nie tak różowe, były dobrego początki. Gdy 3 lata temu Kuuso-no-mikoto przybył do naszej bohaterki, ani jego intencje nie były w żadnym razie szczere, ani nie miał o niej pozytywnego zdania. Przypomnijmy, że główną heroiną „Scarlet Fate” jest księżniczka-kapłanka o imieniu Ugaya Shiki (= domyślnie). Dziewczyna jest dalekim potomkiem Watatsumiego, władcy mórz i oceanów w japońskiej mitologii. Od zamierzchłych czasów kolejne pokolenia księżniczko-kapłanek poświęcały swe życie, strzegąc straszliwego artefaktu – miecza, powstałego z ciała jednego z trzech najstarszych bogów. Dlaczego? Bo gdyby ktoś nie podjął się tego strasznego zadania, mógłby nastąpić koniec świata. Niestety, poza wzmacnianiem pieczęci kosztem swej duszy, kolejne kobiety noszące tytuł „księżniczki Tamayori” muszą też urodzić potomkinię, która przejmie po nich ten mroczny obowiązek. W trakcie Rytuału Dziedziczenie, córka zabija matkę i tak ich okrutne przeznaczenie trwa od wieków… I teraz niech mi ktoś powie, że inne bohaterki gier otome mają większy problem? (No, może Cardia z „Code Realize” mogłaby polemizować, ale reszta?).
Kiedy więc Kuuso odnajduje Shiki i oznajmia, że zostanie jej mężem, dziewczyna jest wystraszona, ale traktuje to jako wygodny zbieg okoliczności. Co siedem pokoleń, księżniczki muszą bowiem mieszać są krew z boską, aby nie osłabiać swoich umiejętności. Kuuso zaś jest jednym z ziemskich kami (czyli japońskich bogów), którzy zamieszkiwali wszystko, co żyje i czasami przybierali ludzki kształt. Pochodzący z klanów uczonych i magów – Yatagarasu (od trzynogiego kruka), mężczyzna ma bardzo nieprzyjemną osobowość. W zasadzie patrzy na wszystkich mieszkańców Kifu (wioski i kompleksu świątynnego, gdzie ukryto artefakt) z góry. Szczególnie często zaś wdaje się w sprzeczki z Akifusą, młodocianym ochroniarzem Shiki, którego czasami „odwiewa”, w różne przypadkowe miejsca, przy pomocy swych boskich mocy, dających mu władze nad wiatrem.
Stąd, na początku fabuły, Shiki nie lubi Kuuso i próbuje schodzić mu z drogi, ilekroć nadarzy się okazja, co ten będzie jej z kolei często wytykać, choć sam równie często będzie urywał ich rozmowy wyzwiskami lub po prostu, oznajmiając kobiecie, że się nią zmęczył. Co nie znaczy, że MC okazuje mu jakąś szczególną wrogość. Wręcz przeciwnie, nawet w przypadku, gdy niekochany narzeczony zacznie ją obłapiać, Shiki stwierdzi najzwyczajniej, że ma do tego prawo jako jej przyszły mąż i postanowi czekać cierpliwie aż skończy… co tylko wywołuje w mężczyźnie kolejną falę gniewu. Kami nie potrafi zrozumieć, dlaczego Shiki zachowuje się jak pozbawiona emocji lalka, dlaczego nie próbuje walczyć ze swoim przeznaczeniem i brzydzi go fakt, że chce począć dziecko, tylko po to, by zginąć z ręki własnej córki. (Co stanie się dla nad bardziej zrozumiałe, gdy już poznamy jego przeszłość).
Bohaterowie są jednak zmuszeni ze sobą współpracować, bo Kifu i całemu światowi zaczyna zagrażać niewyobrażalne niebezpieczeństwo. Okazuje się, że na świecie obudził się potworny Oni (zasilany przez negatywne emocje i ludzką nienawiść), a który pochodzi od Boga Zniszczenia i ma na celu doprowadzenie do końca świata. Oni próbuje przy tym dotrzeć do miecza – jedynej broni, która mogłaby go zgładzić. Stąd wokół Kifu coraz częściej pojawiają się cienie, a niektóre z nich atakują nawet bezbronnych mieszkańców z okolicznych wiosek.
Nie mając innego wyjścia, nasi bohaterowie zostają zmuszeni stawić czoła zagrożeniu, bo cieni pojawia się coraz więcej, aż wkrótce przypominają prawdziwą, niepowstrzymaną armię. W międzyczasie Shiki udaje się zaprzyjaźnić i pozyskać pomoc od jeszcze dwóch bogów – Gentouki i Kodo no Mae, a także onmyoji ze stolicy – Furutsugu, z którymi razem tworzą drużynę mającą powstrzymać inwazje sił ciemności. Jest to zarazem pierwszy raz, gdy Shiki decyduje się pomóc swojemu narzeczonemu w bitwie i uświadamia sobie, jak potężnymi mocami mężczyzna dysponuje. Kuuso z kolei bawi, że jego „ukochana”, wiedząc, iż cienie podążają za nią, sprowadziła wszystkie do swojego przyszłego męża. Chociaż widać, że walka go po prostu bawi i nie ma jej tego za złe. Niestety, nawet pomimo wysiłków kami, siły wroga są zbyt porażające i przyjaciele zaczynają powoli opadać z sił. Wtedy na scenę wkracza inny onmyoji – Doman i ratuje sytuacji przy pomocy… swojej prywatnej armii ożywieńców.
I tu w zasadzie kończy się jakby common route 1# i zaczyna commoun route 2# (tak, ta gra ma jakby dwa osobne prologi). Shiki staje przed wyborem, aby dołączyć do Domana i udać się do stolicy (co brzmi jak groźba) albo wysłuchać rady Kuuso i szukać pomocy w zaświatach u Kamimusuhi no Kami (bogini wszelkiego stworzenia). Naturalnie, w tym wypadku decydujemy się na drugą opcje. (Co Kuuso skomentuje w typowy dla siebie, narcystyczny sposób, iż kobieta powoli zaczyna rozumieć, iż jej mąż „ma zawsze racje, zawsze wie, co jest najlepsze i jest zawsze wspaniały”). (´♡‿♡’) Stąd Shiki wraz z przyjaciółmi udaje się na wyprawę do krainy bogów, a Doman podąża po kryjomu ich tropem, bo podsłuchiwał rozmowę kobiety z narzeczonym. (Zero dyskrecji z jego strony… co za niekulturalny typ!).
Niestety na miejscu okazuje się, że drużyna będzie miała nowe problemy. Po pierwsze najpierw osobisty strażnik Kamimusuhi – Kazanami nie chce ich przepuścić przez bramy (ale zmienia zdanie, gdy orientuje się, że drużyna jest prowadzona przez jego starszego brata – Kuuso. Przy okazji Kazanami „odwiewa” też Akifusę, za co zbiera pochwały od krewnego… Well…). Po drugie Kamimusuhi oznajmia im wprost, że nie jest zainteresowana ratowaniem świata. W końcu wszystko, co się rodzi, musi też kiedyś umrzeć, początek musi mieć koniec itd. itp. Same old shit. Ogólnie jestem zdania, że nie ma co w grach/filmach/książkach wprowadzać żadnych odpowiedzi na kwestie tego typu, bo takie rozważania w 99% wychodzą słabo. Z kolei argument, że „śmierć została stworzona, by życie miało sens” jest dla mnie… cóż, sami wiecie. Stąd jestem zdania, że znacznie zręczniej jest unikać takich pogawędek dla dobra fabuły.
Ale do rzeczy! Shiki zostaje z niczym, co najwyżej może sobie przeczekać bezpiecznie w zaświatach koniec świata, ale Kuuso podsuwa jej inne rozwiązanie. Może użyć miecza, aby walczyć z Oni i spróbować go pokonać albo mogą ukraść Klejnot, który jest w posiadaniu Kamimusuhi i przy jego pomocy zmusić wszystkich kami do posłuszeństwa, co dałoby im kontrolę nad silną armią. (Chyba pozazdrościł Domanowi tych ożywieńców…). Niemniej do obu jego pomysłów, dziewczyna podchodzi bez entuzjazmu. Wkrótce jednak okazuje się, że ktoś z zewnątrz włamał się do siedziby Kamimusuhi, stąd nie ma czasu na rozmowy i parka udaje się razem przeprowadzić śledztwo. Kuuso używa fragmentu swojego ciała, aby rzucić zaklęcie… a my dostajemy potwierdzenie, że te pióra, co mu tak podejrzanie wystają z rękawów, to nie była ozdoba ubrania. Choć powiem szczerze, nie mam pojęcia, co to miało dokładnie być. Skrzydła? Lotki porastały mu przedramiona? (W dodatku, który jest zarazem kontynuacją „Scarlet Fate”, Kuuso paraduje przez jakiś czas w przemoczonej yukacie i wtedy bynajmniej żadnych piór nie ma… może więc chowa je na czas kąpieli? Cholera wie… Ale to nie tak, że nie podoba mi się jego projekt postaci!). Sprawcą całego zamieszania ponownie staje się Doman, który próbował dostać się do krainy bogów i ukraść Klejnot, ale Kamimusuhi go przechytrzyła i zostawiła z niczym.
Nie zmienia to faktu, że przez te ingerencje i otwieranie bram, Oni odnalazł ponownie księżniczkę Tamayori, więc był w stanie zaatakować nawet zaświaty. Tak zaczyna się kolejne starcie, a drużyna szybko uświadamia sobie, że tym razem poniesie porażkę. W trakcie pojedynku, z jakiegoś powodu, Kuuso wpada dodatkowo w morderczy szał. Mówi coś o zemście, nie zważa na swoje rany i ignoruje słowa towarzyszy. Zrozpaczona Shiki dochodzi do wniosku, że to w jej rękach jest uratowanie sytuacji (i narzeczonego). Podnosi zatem upuszczony podczas ucieczki przez Kamimusuhi artefakt… i używa go, aby scalić swoją duszę z duszą Oni. Innymi słowy, pieczętuje go w sobie, dzięki temu, że przez lata praktykowała podobne sztuczki z mieczem. Walka zostaje więc zakończona, drużyna zaczyna świętować, ale niewielka część postaci orientuje się, jaka jest prawda. Shiki tylko kupiła im nieco więcej czasu. Stąd, aby na zawsze pozbyć się zagrożenia, MC musi wrócić do Kifu, odprawić Rytuał Dziedziczenia i przekazać tytuł księżniczki innej dziewczynie ze swojego klanu, a tym samym popełnić samobójstwo, nim Oni po prostu przejmie nad nią kontrolę.
Przez całą drogę powrotną Kuuso targają sprzeczne uczucia i widać, że jest bardzo zagubiony. Z jednej strony nie potrafi pojąć, dlaczego kobieta go uratowała i znowu stała się kozłem ofiarnym. Z drugiej: wyjawia wreszcie swoje prawdziwe intencje. Gdy lata temu przybył do Kifu, to bynajmniej nie zależało mu na Shiki, ale na mieczu. Jego klan – Yatagarasu – został zniszczony przez Oni siedem lat temu i tylko bracia – Kuuso i Kazanami, zdołali zbiec na prośbę swoich krewnych, aby ich historia i krew przetrwała. To dlatego Kazanami został strażnikiem Kamimusuhi (by spróbować ukraść Klejnot), a Kuuso zaproponował Shiki małżeństwo (szukając okazji do zdobycia miecza), by wbrew woli klanu dokonać zemsty na Oniie za wszelką cenę. Z upływem lat Kuuso zaczął jednak coraz częściej wątpić, czy ta droga jest słuszna, a bezinteresowne poświęcenie Shiki wstrząsnęło nim dogłębnie. Przestał już patrzeć na nią jak na pozbawioną emocji lalkę, ale zamierzał uszanować jej wolę, skoro raz za razem powtarzała, że chce umrzeć, byle tylko ocalić świat. (Nawet gdy Akifusa poznał w końcu prawdę i go uderzył, mówiąc, że ktoś tak egoistyczny jak on, nie jest wart poświęcenia Shiki. Ciesz się swoimi 5 minutami chwały Akifusa… to był pierwszy i ostatni raz XD).
Romans rozwija się jednak na dobre, dopiero gdy Kazanami zakłóca Rytuał Dziedziczenia. Młodszy brat dochodzi do wniosku, że ma wylane na przetrwanie świata. Chce dokonać zemsty, bo Oni zniszczył nie tylko jego klan, ale i pozbawiła ukochanej (= księżniczki Ayu), a przez to, że Kuuso go wtedy powstrzymał, nigdy nie miał tak naprawdę szans, aby spróbować ocalić narzeczoną. Kazanami uprowadza Shiki, ale ta zostaje następnie odbita przez Kuuso. Pomimo błagań kami nie chce pozwolić narzeczonej wrócić i dokończyć rytuału, bo dochodzi do wniosku, że jednak nie może pozwolić jej umrzeć. Zamiast tego para podróżuje wspólnie ponownie do zaświatów (Shiki najpierw jest więźniem, potem dobrowolnie), gdzie Kuuso błaga, by Kamimusuhi pozwoliła im użyć Klejnotu i rozdzieliła dusze Shiki i Oni. Choćby musieli walczyć z nim ponownie.
W trakcie czekania aż bogini ukończy przygotowania, Shiki zaczyna zamieniać się w potwora, ale narzeczony wciąż daje jej dowody swojej miłości. Obsypuje pocałunkami i komplementami, dziękując, że za sprawą kobiety uwolnił się wreszcie od pragnienia zemsty. MC jest mu zaś wdzięczna za to, że pokazał jej czym jest miłość oraz wola życia. Ostatecznie więc decydują się na szybki ślub i skonsumowanie związku jeszcze przed rytuałem, gdy kobieta jest w połowie w demonicznej formie. Ale widać, że żadnemu z nich to zbytnio nie przeszkadza. To się dopiero nazywa, nie oceniać ludzi po wyglądzie! (O_O;)
Oczywiście, Kazanami musiał się jednak wpierdzielić w scenę w kluczowym momencie i między braćmi dochodzi do kolejnej walki, którą Kuuso wyraźnie przegrywa. Ponieważ w trakcie potyczki zostaje też uszkodzony Klejnot, Kamimusuhi decyduje się poświęcić własne życie, aby pomóc Shiki przejąć kontrolę nad uwięzionym w ciele dziewczyny Oni. W pierwszym złym endingu, MC pozwala aby przytłoczył ją strach przed grzechami z przeszłości i po prostu przegrywa pojedynek woli i umiera. W drugim – chociaż pokonuje Oni i odzyskuje kontrolę nad swoim ciałem – to ginie nieopatrznie, dając się zabić Kazanamiemu. Z kolei jeśli nie uzyskaliśmy odpowiedniej ilości wpływów u Kuuso, w trakcie wcześniejszego przechodzenia gry, to mąż bohaterki, co prawda zabija swojego brata, ale niedługo potem sam umiera w jej ramionach… Shiki zostaje zaś w krainie bogów, w żałobie, udając się w podróż do samych stwórców, by poznać prawdę o mieczu i Oni. Więc nie mam pojęcie, czemu w zasadzie to się nie nazywa „bad ending nr 3”.
Przejdźmy więc do jedynego i najważniejszego: szczęśliwego zakończenia. Po zdobyciu kontroli nad Oni, Shiki walczy z Kazanamim, pozwalając się poważnie poranić (prawie wyrwać serce zza żeber), byle dać Kuuso czas do rzucenia niezwykle potężnego zaklęcia. Kuuso poświęca swoje więzi z klanem Yatagarasu, stając się jakimś bezimiennym kami, by przyjąć „prawdziwą formę” i zgładzić pogrążonego w żałobie i szaleństwie brata, który odmawiał zaprzestania walki. Po tym przytłaczającym wydarzeniu mąż wypłakuje się na ramieniu Shiki, ale – choć podnosząc ogromne poświęcenie – bohaterowie przetrwali wszystkie próby i mogą wreszcie razem powrócić do Kifu, by oznajmić przyjaciołom, że niebezpieczeństwo minęło, a oni sami są od teraz prawdziwym małżeństwem. (Robiąc sobie po drodze przystanki, na – jak to ładnie Kuuso określił – „afirmowanie życia”, patrz obrazek poniżej).
I jeśli już naprawdę czegoś musiałabym się przychrzanić (a uwielbiam tę historię), to udział seiyuu Suzuki Chihiro. Miejscami miałam wrażenie, że jego głos nie pasuje do sytuacji na scenie. (Choć i tak zagrał tutaj lepiej niż np. w roli Herlocka Holmesa w „London Detective Mysteria”, na co swego czasu psioczyłam). Niemniej to naprawdę malutki mankament na tle całej, bardzo wzruszającej fabuły, który przeszkadzał mi tylko czasami. Stąd nie mogę nie polecić tego wątku i jeśli macie czas/okazje zapoznać się z „Scarlet Fate”, to przynajmniej jedna ścieżka na pewno Was nie zawiedzie. Kuuso i Shiki to tak urocze małżeństwo, że miałam problem z przechodzeniem wątków pozostałych panów, bo tylko jeden wybór wydawał mi się kanoniczny! Nie mogłam więc nie polubić Kuuso, bo pomimo swojej – początkowo trudnej i narcystycznej – osobowości, zawsze dawał MC dobre rady, pocieszał ją albo prowadził, jak przystało na głowę klanu Yatagarasu.
…Co to dużo mówić? Jestem fanem Kuuso. Chętnie wracam do tej ścieżki i dalej podoba mi się tak samo po upływie czasu.