Wątpię, by jakikolwiek ninja chciał być nazwany „słodkim”, ale w przypadku tej postaci nie dało się inaczej. Shuuya pod wieloma względami przypominał Saito, z innego fantasy-historycznego tytułu od Otomate, bo oboje byli małomównymi profesjonalistami. Kiedy jednak panom przypadały w udziale bardziej romantyczne sceny, stawali się uroczym epicentrum sytuacji komediowych. W czym należy podkreślić, że ze wszystkich członków klanu Nokizaru, to właśnie Shuuya jest tym, który podchodzi do wysłanniczki Bishamonten (boga wojny w japońskim buddyzmie), kompletnie bezemocjonalnie. Ani się z nią nie sprzecza – jak Akatsuki, ani jej nie słodzi – jak Suien, nie jest podejrzliwy, jak Masato czy Tougi, ani nie przykleja się do niej jak bezdomny szczeniaczek = Rurimaru. A czy wierzy w jej historie, skąd wzięła się na ziemiach daimyou Uesugi? Cóż… Nie ma to dla niego znaczenia! W końcu rozkaz to rozkaz, więc po prostu pilnuje dziewczyny, zamiast zadawać pytania. Zupełnie jak pewien Shinsengumi. 😉
Przypomnijmy jeszcze, że naszą bohaterką w tej opowieści jest 16-letnia Mana (domyślne imię). Licealistka przeniosła się do przeszłości, bo została wciągnięta przez magiczne źródło – zamieszkiwane przez jakiegoś ducha, kami, demona… cholera wie. Jakiś tam bliżej nieokreślony byt, który miał wobec Uesugi Kenshina dług wdzięczności, a skoro sam nie mógł działać pośród ludzi, to postanowił posłużyć się dziewczyną, aby pilnowała daimyou do czasu, aż minie niebezpieczeństwo wynikające z jakiejś mrocznej wizji. (Nic specjalnego…).
Mana stara się jakoś zaadaptować do życia na zamku w innych czasach, ale już podczas pierwszych dni spotykają ją trudności. W trakcie sparingu z kobietami MC skręca sobie kostkę i to właśnie Shuuya jest pierwszym, który zajmuje się jej obrażeniami, a nawet zanosi w ramionach do pokoju. Zresztą – z jakiegoś tajemniczego powodu – on co chwila będzie ją w tej ścieżce dźwigał. Jak jakiś worek ziemniaków. A Mana przy okazji odkrywa, że w klanie Nokizaru, Shuuya jest kimś w rodzaju lekarza/chemika. Zbiera bowiem zioła, zna się na różnych ranach, potrafi tworzyć mikstury itd.
Mężczyzna zdradza też nieoczekiwanie swoje mroczne oblicze – osoby, która nie potrafi się opanować w kontakcie z ciasteczkami. Kiedy bowiem Mana dzieli się z nowopoznanymi towarzyszami słodyczami, Shuuya wprost pożera wszystko, nie bacząc na innych, jakby to miał być jego ostatni posiłek w życiu… Co z założenia miało chyba być po prostu zabawnym przerywnikiem, a jednak trąciło trochę „out of character”. Jak ktoś, kto całą ścieżkę będzie gadał o powinności ninja i nieprzywiązywaniu się do emocji, może jednocześnie wpadać w taki cukrowy szał? Chociaż może nie powinnam go oceniać, bo w moim zasięgu żadna czekolada również nie może czuć się bezpiecznie… *he he he…*
W rozdziale 3, gdy Mana tradycyjnie przychodzi kryzys, bo duch wody odmawia odesłania jej do domu, Shuuya nie wydaje się tym pokazem rozpaczy jakoś specjalnie oburzony. Dość logicznie tłumaczy dziewczynie, że może powinna spróbować za jakiś czas. Pewnie jest jakiś warunek, kiedy przejście pomiędzy wymiarami się aktywuje np. zawsze 5. dnia miesiąca, skoro to wtedy znalazła się w erze Sengoku. Jak zatem widać, w każdej innej sytuacji, prezentuje się jako absolutny stoik. W sensie pozostawał wierny rozkazom, ale to nie tak, by uważał, że muszą za wszelką cenę trzymać dziewczynę przy sobie. Stąd była mu w zasadzie bez różnicy każda decyzja Kenshina.
Nieco ośmielona tym wydarzeniem, Mana zaczyna odwiedzać Shuuyę, a nawet – w ramach swoich możliwości – pomagać mu przy zbieraniu ziół. (Dzięki czemu nie czuje się kompletnie bezużyteczna). Podczas jednego z takich wypadów, bohaterowie zostają zaatakowani przez kolejnego creepa z menażerii Kansuke (stratega Shingena), czyli przez jakiegoś blond włosego Europejczyka, który wiele nawija o cudownych zdolnościach swojej damasceńskiej stali. Na szczęście magiczne światełko (wywołane prawdopodobnie przez ducha wody pod postacią zwierzęcia) sprawia, że napastnik na chwilę ślepnie. W efekcie parka zyskuje okazje do ucieczki, a ponieważ Shuuya odniósł w starciu rany, to koniec końców decydują się na ukrycie w jakiejś jamie. Potem z kolei muszą przeczekać jeszcze deszcz, bo w trakcie ulewy, Shuuya nie byłby w stanie usłyszeć kolejnych, zbliżających się wrogów. A Mana uświadamia sobie wreszcie, że przez cały ten czas wtulała się w mężczyznę… i że w sumie jej ta bliskość nie przeszkadza. Jedynie trochę onieśmiela. Zwłaszcza gdy Shuuya dopytuje się o przyczyny jej rumieńców i podejrzewa chorobę. (Jak mówiłam: profesjonalny lekarz!).
Potem, tradycyjnie, toczy się bardzo długie common route i para ma przez to niewiele interakcji. Podobnie jak wszyscy inni LI, Shuuya wręcza MC prezent w trakcie wypadu na targowisko, gdy lord Kenshin, aby pokazać się ze strony super pracodawcy, zabiera całą ferajnę na wypad do gorących źródeł. Małomówny ninja wręcza jej wtedy pachnidło do smarowania nadgarstków czy kostek. Niestety prezent zostaje ukradziony, a zarządca onsenu – Kihei, będący zarazem ex-ninja, decyduje się odzyskać zgubę, co przypłaca życiem. Mimo więc pozornej sielankim nagła tragedia ponownie nam przypomina, że życie Nokizaru to bynajmniej nie bułka z masłem. Każdy z nich został przygarnięty jako sierota, bo nie miał absolutnie dokąd pójść, a mordercze szkolenie zaczęli tylko po to, aby przetrwać. O czym, pochodzącej z XXI w., MC zdarza się niekiedy zapominać.
Wraz ze zmożonymi przygotowaniami do wojny, Mana zamieszkuje razem z ninja, dzięki czemu zyskuje okazje, aby poznać ich nieco bliżej. Nota bene celem jej (praktycznie codziennych) odwiedzin staje się w pierwszej kolejności dom Shuuyi. Dziewczyna bardzo chętnie pomaga mu wtedy w przygotowaniu lekarstw i zbieraniu składników. Pozostali zaś z rozbawieniem zauważają, że Shuuya zyskał dzięki temu więcej pacjentów, bo o ile dzieci zawsze go lubiły, o tyle osoby starsze uważały jego chłodne podejście za odstraszające. Chętnie jednak zachodzili „do doktora”, odkąd pojawiła się tam sympatyczna nastolatka.
Ale nasza bohaterka nie pozostaje pożyteczna zbyt długo. Podczas jednej z wypraw po zioła zostaje ukąszona przez jakiegoś robaka. Oczywiście, Shuuya praktycznie natychmiast zabrał się za wyssanie jadu z jej nogi, lecz to nie wystarczyło i dziewczynę dopadła wysoka gorączka. Okazało się, że kompletnie nie ma wyrobionej odporności na kontakt ze stworzeniami z innej ery. Hmm… ciekawe czy padłaby od komarów? Albo może zrobiła to celowo, bo dosłownie chwilę wcześniej wbiła sobie cierń w rękę i ninja pomógł jej rozwiązać ten kłopot również przy pomocy swoich ust. 😛
W każdym razie Mana zostaje zaniesiona do domu, a tam jest już z nią bardzo źle. Do tego stopnia, że pofatygował się do niej z odwiedzinami nawet lord Kenshin, być może, aby zobaczyć, czy warto zacząć się żegnać… Shuuya był jednak zdeterminowany, aby ocalić swoją pacjentkę. To dlatego, gdy tylko poskarżyła się na zimno, próbował ogrzać ją własnym ciałem, co było dla niej następnego ranka kolejnym powodem do zażenowania. Cóż, na pewno nie spodziewała się, że przyjdzie jej obudzić się po pokonaniu choroby w cudzych ramionach. A ja mniej więcej wtedy stwierdziłam, że skubaniec Shuuya zaczyna wygrywać na najładniejsze CG. Poważnie miałam kłopoty, które z nich wybrać do tej recenzji!
Jakiś czas później mężczyzna żali się bohaterce, że sam również chyba cierpi na jakąś tajemniczą przypadłość. Zauważył, że ostatnio miewa arytmie serca i odczuwa tajemniczy ból. Co więcej, gdy Mana zaczęła go wypytywać o Suiena, to wpadł ku własnemu zaskoczeniu w gniew tylko z tego powodu, że dziewczyna interesuje się kimś z Nokizaru. Na tym etapie nie potrafił jednak określić ani z czego wynikała jego zazdrość, ani czym był dziwny stan, który sprawiał, że zachowywał się irracjonalnie. W końcu na pytanie o swoje emocje zawsze automatycznie odpowiadał, że chroni MC, bo takie dostał rozkazy, a prawdziwy Nokizaru pozbywa się wszelkich słabości. To dlatego np. Shuuya nie chciał rozmawiać o poezji i o fakcie, że słuchanie wierszy sprawia mu przyjemność. Droga ninja powinna bowiem być samotna i wolna od jakiegokolwiek przywiązania. A jemu brakowało doświadczenia w sprawach sercowych, by od razu zrozumieć z czego wynika dziwny stan.
Nim jednak dojdzie do jakiegokolwiek wyznania uczuć, MC musi zostać przynajmniej jeszcze z raz porwana przez creepów Kansuke. Szczególnie że w tym wątku blond dziwak jest pierwszoplanowym antagonistą i wprost nie może usiedzieć na miejscu, aby nie skrzyżować z Shuuyą ponownie – przereklamowanego – ostrza. W misji odbicia dziewczyny bierze udział tylko dwóch Nokizaru, z czego mistrz Tougi robi za broń ostateczną, bo wysadza się w powietrze, zabierając ze sobą wrogów, w czasie gdy Shuuya ucieka wraz z Maną na plecach. I chociaż było mi żal staruszka, to cieszyłam się, że nie będę już nigdy więcej musiała oglądać tego gabinetu osobliwości. Jeeej!
Po tym tragicznym wydarzeniu wojna rozkręca się na dobre i oba stronnictwa szykują się do bitwy. Mana uznaje, że to najlepszy moment, aby powiedzieć, co jej leży na sercu, dlatego wzywa do siebie Shuyę, obejmuje go, wyznaje, że się w nim zakochała i nie obchodzi jej, czy chroni ją tylko z powodu rozkazu i czy planuje odwzajemnić jej uczucia. Bez względu na wszystko, MC chce po prostu już zawsze pozostać u jego boku…
…co bynajmniej nie udaje się w bad endingach. A tych jest całkiem sporo w tej ścieżce, bo aż 3. Opiszę jednak tylko ostatni, bo był zarazem najciekawszy. Po usłyszeniu wyznania, mężczyzna bynajmniej nie zdradził się ze swoimi uczuciami (chociaż skradł MC pocałunek). Zamiast tego wrócili do walki, aż dostali polecenie od daimyou Uesugi, aby zabrać Manę z pola bitwy. Podczas ucieczki parka wpada ponownie na palanta z Europy – Uroko-doji, który jakimś cudem przeżył (argh!!!). Parka najpierw walczy, a ponieważ są wyraźnie słabsi, to ponownie muszą uciekać. Wreszcie Shuuya zostawia Manę na brzegu i prosi, by dalej szła sama, bo ma pewien plan i dołączy do niej później, co jednakże… nigdy nie będzie miało miejsca, jeśli mu uwierzymy. I muszę przyznać, że bardzo mnie to rozbawiło. Rzadko kiedy gry otome serwują nam bad ending za pokładanie ufności w słowach LI. Stąd to było całkiem oryginalne, przewrotne podejście.
Jeśli jednak od początku zrobimy się podejrzliwi, to Mana w końcu domyśli się, że Shuuya nie ma żadnego cudownego planu na ratunek i próbował ją po prostu oszukać. Ninja znają bowiem kilka ostatecznych, samobójczych technik i mężczyzna zamierzał użyć jednej z nich. A ponieważ wiedział, że MC będzie się sprzeciwiać, to sprzedał jej proste kłamstwo. Zaraz potem dostajemy urocze przemówienie na temat tego, że powinni wszystkim trudnościom stawiać czoła razem. I po miłym uśmiechu Shuuyi tym razem naprawdę uwierzyłam, że na 100% wymyślą coś razem. Szczególnie, że wymieniają drugi pocałunek… Tyle że Shuuya zaaplikował MC jakiś środek usypiający! Bo chociaż nie wyszło mu pierwsze oszustwo, to suczymiot bynajmniej nie zmienił zdania i dalej zamierzał rozwiązać problem sam. To dlatego przekazał nieprzytomną dziewczynę pod opiekę Rurimaru, który wyrósł nam nagle z ziemi, jak prawdziwki po deszczu.
Skoro jednak przejrzeliśmy podstęp i uzbieraliśmy dostateczną ilość wpływów, wybierając odpowiednie opcje dialogowe w poprzednich rozmowach, to szczęśliwie Shuuya powróci. I tym razem, gdy bohaterka prosi go, aby wypowiedział jej imię, nie będzie miał już oporów. (Wcześniej uparcie nazywał ją tylko „wysłanniczką”, by pokazać, jaki to jest profesjonalny i nie ulega zauroczeniu). Całość zaś wieńczy scenka, z której wynika, że dziewczyna olała próbę powrotu do domu i została w przeszłości, aby razem z ukochanym prowadzić lekarską klinikę. Co było aż nadto pospiesznym i zaskakującym endingiem. Na dodatek trochę szkoda, że w odróżnieniu od Akatsukiego czy Suiena, Shuuya nie załapał się na alternatywną wersję zakończenia, gdzie parka spotyka się w przyszłości.
Ale nie będę zbytnio narzekać, bo ścieżka nawet mi się podobała. Co prawda uważam wszystkich antagonistów w grze za chodzące porażki i najchętniej wycięłabym sceny z nimi, ale już aspekt okrutnego życia shinobi został tutaj całkiem ciekawe pokazany. Dla przykładu dowiedzieliśmy się od mistrza Tougi, że Nokizaru nie mogą brać żon ani mieć dzieci. Zastanawiam się zatem, jak niby relacje pary wyglądał już po epilogu? Może ze względu na zasługi Shuuya dostał jakąś dyspensę? XD Trudno też wymagać od „wysłanniczki boga wojny”, by stosowała się do praw klanu ninja. Szczególnie przy ich kolosalnej różnicy w statusie. Niemniej Shuuya pozytywnie mnie zaskoczył, a gdybym jeszcze słyszała głos seiyuu (aktor od Lupina z „Code: Realize ~Guardian of Rebirth~” czy Akifusy ze „Scarlet Fate+ ~Fragments of the Past~”), to pewnie już w ogóle podniosłabym ocenę… Stąd pozostaje mi chyba zainwestować w kolejną konsolę. :/