Suien to kolejny ninja klanu Nokizaru, który stanowi kompletne przeciwieństwo swojego wybuchowego przyjaciela – Akatsukiego. Podobnie jak pozostali wojownicy cienia, Suien zostaje przypisany do naszej MC jako ochroniarz. Daimyou Uesugi Kenshin wierzy bowiem, że Mana (domyślne imię bohaterki) to wysłanniczka boga wojny Bishamonten. Co jakby się tak zastanowić, nie jest wcale bardziej nieprawdopodobne, od tego, co faktycznie się w fabule wydarzyło: licealistka za sprawą magicznego strumienia przeniosła się do przeszłości, aby na własne oczy zobaczyć wydarzenia z Sengoku Jidai.
Wróćmy jednak do naszego LI. Od początku opowieści Suien jest dla bohaterki aż nieprawdopodobnie miły np. cały czas używa wobec niej tytułu i nigdy nie pozwala sobie na żadne przykre słowa. Szybko bowiem okazuje się, że kompletnie nie podejrzewa jej o kłamstwo czy przynależność do wrogich frakcji. Nawet jeśli jej wytłumaczenie – skąd się u nich naprawdę wzięła — nie brzmi zbyt prawdopodobnie. Wiecie, „wpadłam do wody i pochodzę z przyszłości…” To każdy na miejscu szpiega wymyśliłby przecież coś lepszego. Widać również, że podobała mu się fizycznie, bo już przy pierwszych spotkaniach prawił jej komplementy, gdy Mana chciała się dowiedzieć, co panowie myślą o jej wyglądzie w tradycyjnym kimonie. W końcu na co dzień nie była przyzwyczajona do noszenia podobnych rzeczy. A pochwały pomogły jej odbudować pewność siebie.
Potem, w trakcie bardzo długiego common route, powiedziałabym, że rola Suiena była bardzo marginalna. Przy okazji zakładu Many z Akatsukim o to, kto jest lepszym sprinterem, dowiadujemy się, że Suien nie może biegać, a jego przydatność jako ninja stała się bardzo ograniczona. Wszystko za sprawą tajemniczej rany, którą otrzymał w przeszłości. Mężczyzna nie oczekuje jednak z tego powodu specjalnego traktowania, bo Nokizaru dalecy są od szukania u kogokolwiek współczucia.
Stąd istotniejszym wydarzeniem w interakcjach pary jest dopiero moment z rozdziału 3, gdy Mana przechodzi poważny kryzys wiary. Okazuje się, że strateg Takedy Shingena – Kansuke – chciał ją uprowadzić i wysłał w tym celu swoich ninja. A chociaż dziewczyna została ostatecznie ochroniona, to całe wydarzenie sprawiło, że zapragnęła jak najszybciej wrócić do domu. W końcu przeniosła się do wyjątkowo niebezpiecznych i nieprzyjemnych dla kobiet czasów, gdzie w każdej chwili mogła ją spotkać przypadkowa śmierć. Stąd tego samego wieczora dziewczyna udała się nad jezioro, błagając ducha, który prawdopodobnie przeniósł ją do przeszłości, aby pozwolił jej po prostu wrócić. I to właśnie siedzącą w wodzie i rozpaczającą nad swoim losem nastolatkę, odnajduje właśnie Suien, który delikatnie przypomina MC, że nie jest sama i każdy z obecnych rozumie jej ból. W końcu wśród ninja są praktycznie same sieroty i ludzie, którzy utracili bliskich. (A ja nie jestem przekonana, czy na miejscu Many poczułabym się taką argumentacją uspokojona w wieku 16 lat). W każdym razie Suien ostatecznie przekonuje ją, że póki oddycha, to zawsze istnieje nadzieja na powrót do rodziny. Dlatego nie powinna się poddawać. (No, już ciutkę lepiej… Ale dyplomu z psychologii raczej nie dostaniesz z takim podejściem!).
Tym sposobem Mana żyje sobie wesoło na koszt daimyou Uesugi, nie mając większych trosk, bo zewsząd otacza ją służba albo ochroniarze. Ma więc aż dość czasu, aby przekonać się, że ninja nie są tacy źli, jak ich malują, a sam lord Kenshin to już ogólnie najcudowniejszy człowiek na Ziemi, więc nic dziwnego, że jej siostra się w nim kochała, jak w wokaliście z boy bandu. Zresztą, aby pokazać swojej świcie, jaki z niego „ludzki pan”, daimyou Uesugi zabiera całą ferajnę do gorących źródeł, a tam mogą się nieco zrelaksować i wypocząć. Nie bacząc na przynależność klasową i nadchodzącą wojnę.
W międzyczasie ekipa udaje się na targowisko, a my ponownie mamy szansę spędzić ten czas w towarzystwie jednego z panów. Suien zaskakuje wtedy MC prezentem, który dla niej zdobył – a jest nim ówczesny odpowiednik różu do ust. Szczęśliwej dziewczynie nie pozostaje nic innego jak przyjąć podarunek i w zamian podzielić się cukierkami, ale chwile potem zostaje okradziona przez dziecięcego złodziejaszka, który należy do wrogiego klanu ninja.
Dalej fabuła toczy się identycznie dla wszystkich ścieżek. Do akcji wkracza Kihei – dawny nauczyciel ninja Nokizaru, a obecnie zarządca gorących źródeł – który co prawda odbija prezent, ale przypłaca to życiem.
W efekcie gra przypomina nam po raz kolejny o smutnym losie ninja, bo chociaż Nokizaru mieli plan, aby oszczędzić dzieciaka i go zrekrutować w swoje szeregi, to nie udaje im się dotrzeć do niego na czas, bo złodziejaszek został już zamordowany przez rozczarowanych towarzyszy. Manę by to pewnie przeraziło, ale na panach nie robi większego wrażenia, bo jakby nie patrzeć ich praca do przyjemnych nie należy.
Gdy przygotowania do wojny trwają w najlepsze Mana przenosi się zamieszkać na ten czas razem z ninja, dzięki czemu w końcu zyskuje sposobność, aby poznać ich trochę „w cywilu”. Okazuje się, że w wolnych chwilach Suien uczy dzieciaki z wiosek czytania, pisania i używania liczydła. Mana chętnie zaś wspiera go w tych zajęciach, bo spędzanie czasu z dzieciarnią sprawia jej dużo radości. (Ona jeszcze wie, jak używać liczydła?).
Mimowolnie dowiaduje się przy tym nieco więcej o przeszłości Suiena. Mężczyzna wyznaje, że miał młodszą siostrę – Tsukino, którą opiekował się przez jakiś czas, gdy utracili rodziców. Niestety dziewczynka również nie przetrwała (co nie jest znowu tak zaskakujące, jeśli weźmiemy pod uwagę % umieralności w dawnej Japonii), ale gdyby żyła – byłaby prawdopodobnie w wieku Many. I o ile Suien czerpie z tego zbiegu okoliczności wyraźną przyjemność, bo może sobie dzięki temu wyobrażać swoje rodzeństwo, tak dla dziewczyny bycie utożsamianą ze zmarłą krewną nie jest zbyt komfortowe. Głównie dlatego, że zaczęła się zastanawiać, czy czuje do zawsze miłego i łagodnego ninja coś więcej. Ostatnie więc, czego pragnęła się dowiedzieć, to że nawet w tej epoce jest postrzegana tylko jako „mała, niezaradna siostrzyczka”. Na dodatek przez swój obiekt westchnień.
W tym wątku na pierwszy plan wychodzi również inny z antagonistów – z wesołej paczki cudaków od Kansuke – czyli zaklinacz węży Jajin, którego projekt postaci sprawiał wrażenie, jakby pochodził z innej gry. Creep, tradycyjnie, próbuje wypełnić rozkaz i uprowadzić Manę. Dziewczyna zostanie jednak ocalona przez Suiena, nawet jeśli ten nie może zbytnio walczyć z powodu nogi. Ostatecznie więc to Akatsuki ratuje im swoją interwencją tyłki, a mnie zastanawiało, co jest z Jajinem nie tak. Miałam bowiem wrażenie, że bardziej od misji zakończonej sukcesem, zależy mu na słownym molestowaniu Suiena, bo poza nazywaniem go „ładną buźką”, rzucał dość dwuznaczne komentarze… Co nie umknęło uwadze nawet Manie, która otwarcie nazwała go dziwakiem i zbokiem, przez to ględzenie o jaraniu się bólem i węże.
Po pojedynku stan zdrowia Suiena wyraźnie się pogarsza. Co nie jest niczym nowym, bo co jakiś czas zdarza mu się znosić powracające bóle z powodu nogi. Niegdyś, gdy wykonywał misję razem z Akatsukim, młodzi ninja wpadli w zasadzkę i Suien zrobił wszystko, aby jego przyjaciel zdołał uciec. Niestety, sam przypłacił to pojmaniem i torturami, co na zawsze uszkodziło mu nerwy i pozbawiło sprawności. Zresztą, mężczyzna rozważał wtedy nawet samobójstwo, ale powstrzymał go tajemniczy, kobiecy głos, stąd nie odebrał sobie życia, co dało Akatsukiemu czas na znalezienie go i uwolnienie.
Poznawszy historię przyjaciół Mana zaczyna opiekować się Suienem w chwili jego największej słabości. W efekcie praktycznie przeprowadza się do jego domu i zapewnia usługi pielęgniarskie 24 h na dobę. Co, oczywiście, nie jest dla dziewczyny łatwe, bo obawia się, że dalej robi tylko za figurę zastępczej siostry… Ale Suien wyprowadza ją wreszcie z błędu, w zasadzie na chwilę przed informacją, że przygotowania do wojny idą pełną parą i już wyznaczono datę kolejnego starcia. Ot, mężczyzna pyta bowiem nagle MC, czy zostałaby u jego boku, bez względu na to, kim jest. Co Mana interpretuje, naturalnie, jako wątpliwości, czy nie przeszkadza jej profesja ninja i niski status mężczyzny. Bo chociaż jej wiedza historyczna zdawała się miejscami mniejsza od takiej, jaką ma przeciętny gaijin, to przynajmniej nie wypadło jej z głowy, że istnieje coś takiego jak system kastowy.
Jeśli jednak przechodzicie tę ścieżkę jako którąś z kolei np. po poznaniu rozdziałów Akatsukiego, to wiecie, że Suien skrywał pewną brzydką tajemnicę. W rzeczywistości był podwójnym agentem. I to od samego początku, gdy przyłączył się do Nokizaru za dzieciaka. O czym nasza MC dowiaduje się kompletnie przypadkiem, gdy udaje się na spacerek, z dala od obozu wojskowego, nocą… Taaa… nie ma to, jak szczęśliwe zbiegi okoliczności! W każdym razie Mana trafia wtedy na Suiena, który zabija innego z Nokizaru, aby ten nie mógł przekazać ostrzeżenia o planach bojowych Takedy. Przestraszona dziewczyna nadeptuje przypadkiem na gałązkę i zdradza swoją pozycję, a przyłapany na gorącym uczynku Suien, co prawda żałuje, że tak się złożyło, ale nie zamierza pozwolić jej uciec. Zamiast tego zaciska dłonie na gardle bohaterki, ze szczerym zamiarem posłania jej na tamten świat, ale plany krzyżuje mu pojawienie się Akatsukiego. A mnie aż dziwi, że twórcy zmarnowali taką okazję do bad endingu!
Chłopaki trochę dramatyzują, rudzielec rzuca oskarżeniami, a my po drodze poznajemy motywację Suiena. Okazuje się, że jego siostra – Tsukino żyje, ale jest zakładnikiem Takedy. Suien został więc zmuszony być uśpionym agentem wroga, do czasu, aż otrzyma rozkaz do działania (co ma miejsce podczas jego spotkania z wężowym creepem). Potem w sumie nie bardzo wiadomo, co się z nim dzieje, bo kręci się pomiędzy obozem jednej, a drugiej strony, jak człowiek, który nie wie, co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. Zresztą wychodzi na to, że był strasznie naiwny (albo po prostu zaślepiony nadzieją), bo strateg Kansuke wyjawia, że informacja o Tsukino była zwykłym kłamstwem. Takade nie jest tak uprzejmy, aby latami opiekować się jakimkolwiek z zakładników. A po co Kansuke mu w ogóle o tym powiedział? Aby ponabijać się trochę z cierpienia ninja, który „zdradził swoich i nie zostało mu już nic”. Taki z niego miły typ…
I teraz, bez względu na to, jakich w fabule wyborów dokonaliśmy, Suien zawsze umiera. …Tak, nie przewidziało się Wam! Fajnie, nie? Nie ma to jak jak wpływ na kierunek opowieści.
Zacznijmy więc od bad endingu, który ma miejsce, gdy Suien i Akatsuki muszą skrzyżować przeciwko sobie ostrza. Mężczyzna dochodzi wtedy do wniosku, że jednak nie jest w stanie dokonać zdrady, nawet dla dobra swojej siostry, więc – aby pozbyć się hańby – decyduje się na śmierć. Co też gorliwie czyni, bo dla Nokizaru, który odwrócił się od swoich, nie ma żadnej nadziei.
W dobrym zakończeniu wraca mój ulubiony cudak od węży, który co prawda ginie z ręki Akatsukiego, ale wcześniej udaje mu się śmiertelnie ugodzić Suiena, gdy ten ochrania swoim ciałem Manę. Dziewczyna może potem albo udawać jego siostrę, aby w ostatnich sekundach życia, wydawało mu się, że spotkał swoją krewną i znalazł w tym pocieszenie albo od razu się ujawnić i po prostu zostać u jego boku. (Wysłuchawszy przy okazji wyznania miłosnego).
Tak jak wspominałam, bez względu na wszystko, Suien i tak umiera, a my MC wraca przez magiczne jeziorko do swojego świata, bo wypełniła misję i daimyou Uesugi został ochroniony. I pewnie zastanawiacie się teraz… i to wszystko? Ano nie, bo pewnego dnia, Mana spotyka na ulicy typa z kilkuletnią dziewczynką, który jest wręcz idealną kopią Suiena. Ale, niestety, to tylko reinkarnacja jej ukochanego i jego siostry – Tsukino. Niby ma nas pocieszać fakt, że mężczyzna „czuje” więź z MC i zna nawet jej imię, ale co z tego, skoro to w zasadzie inny człowiek? Ktoś, z kim Mana nie dzieliła emocji, wspomnień i trosk? Dlatego dla mnie ten finał, to było ogromne rozczarowanie, bo jak już dajecie „sweet happy ending”, to niech poważnie będzie szczęśliwy. A jak nie, to wolę tragiczne opowieści albo takie słodko-gorzkie. Chociaż cholera wie, może więcej wyjaśnień znajduje się w fandiscu…?
A co z ogólną oceną ścieżki? Nie było źle, bo ta spokojna, refleksyjno-flegmatyczna osobowość Suiena była miłą odmianą, po wybuchowym Akatsukim. Podobały mi się też muzyczne wstawki z grą na flecie – szczególnie duet z Kenshinem, co stanowiło miło urozmaicenie i pasowało do kreacji bohatera.
To, co do mnie nie przemówiło, to z kolei cały motyw z siostrą. Ja rozumiem, że facet po prostu chciał się czepiać nadziei jak tonący brzytwy, ale wydawał mi się wcześniej znacznie rozsądniejszym facetem. Poważnie, przez cały ten czas, będąc super ninja, nie próbował zdobyć żadnych dowodów, czy Tsukino żyje i Takada nie kłamie? Zamiast tego postawił na szali dosłownie wszystko i został na koniec z niczym? Wiadomo, karma to sucz, ale nie potrafiłam tego kupić. A przecież wystarczyło cokolwiek! Jakieś fake’owe listy itd. Do wyboru, do koloru, byśmy mieli podstawę wierzyć, że faktycznie ma powody, żeby dopuścić się zdrady i że jest przez to podwójnie rozdarty. Obowiązki rodzinne kontra lojalność wobec klanu.
A tak wyszła trochę komedio-drama, stąd nic dziwnego, że w końcówce fabuły, LI kręcił się między scenami bezsensu. Niestety, ujawniła się tutaj nieporadność twórców. Szkoda, bo sam pomysł ze zdrajcą, nie był taki zły. Tyle że o wiele lepiej działał, gdy nie znaliśmy motywacji Suiena w innych ścieżkach… A teraz oddalę się jeszcze zapłakać, że przez mobilną wersję gry, straciłam szansę na usłyszenie Tsudy Kenjirou w tej roli… :/ Pewnie z miejsca podniosłaby mi się ocena postaci. *chlip, chlip*