Shin to jeden z liderów klanów oni, który w grze „Demon’s Bond” przybył do wioski Yase na specjalne zaproszenie księżniczki. To właśnie podczas oficjalnego spotkania poznała go nasza bohaterka, niedoświadczona, ale pełna poświęcenia i determinacji Yukina — kobieta oni, której zadaniem było chronienie przywódczyni Yase i opiekowanie się klanem Suzumori. Oczywiście, trzymana pod kloszem i naiwna jak cholera dziewczyna stała się łatwym celem dla charyzmatycznego, bystrego młodzieńca, więc od razu skorzystał z okazji i wkręcił jej zabawne kłamstwo. Otóż wmówił biedaczce, że wojny w świecie ludzi i konflikty między klanami oni mogą wybuchnąć z jej powodu. W końcu będą toczyły się krwawe boje o jej rękę… Co Yukina kupuje i zaczyna przeżywać, bo chociaż ma szlachetną naturę, to jest nierozgarnięta jak dziecko. Można więc powiedzieć, że znajomość pary nie zaczęła się najlepiej. To znaczy Yukina z miejsca zrozumiała, że Shin to inteligentny i idealny lider, od którego warto się uczuć… ale dziewczyna pozostawała w jego oczach jedynie obiektem kpin. (Zupełnie jak Chitose, którego Shin traktował jak młodszego brata i do którego miał słabość, ale uważał za tumana).
Co nie znaczy, że był zupełnie obojętny na jej wdzięki, bo jeszcze w wiosce Yase, gdy spotkali się w nocy, Shin zaczął flirtować z Yukiną, nic sobie nie robiąc z jej zażenowania. A dokładniej chwycił ją za rękę w nadziei na uroczą, zawstydzoną reakcje, ale zamiast tego zdziwił się, że dziewczyna próbuje zmiażdżyć mu palce. Wszystko dlatego, że uznała to za jakiś „test siły” wśród liderów oni, a potem wyjaśniła, że kontakt fizyczny z mężczyzną nie robi na niej wrażenia, bo podczas treningów walki często jest chwytana przez nauczycieli. To dlatego młody demon zmienił strategię i postanowił wziąć ją w ramiona. W końcu nie chciał być postrzegany tak samo, jak jakieś stare dziady. Co pewnie mogłoby wywołać znacznie większe zamieszanie, gdyby ktokolwiek ich zobaczył. Mimo to, chociaż mężczyzna zaniósł w ten sposób bohaterkę do budynku, nie napotkali żadnych domowników ani gości.
Stąd w kwestii podejścia do towarzyszy Shin mógłby uchodzić za personifikacje pojęcia „szkolenie kijem i marchewką”. W czym nasz LI wprowadził pewną innowację do tej metody i po nagrodzie, zawsze pojawiała się automatycznie kara. (Nie wiem, może nie rozumiał idei?). W każdym razie, pomiędzy poszczególnymi etapami, nie było w jego wykonaniu ani chwili przerwy i zaraz po komplemencie, przeważnie Yukinę obrażał, by przypadkiem nie zapomniała, gdzie jej miejsce. A ja nie zliczę sytuacji, gdy krytykował ją za nieużywanie mózgu, by praktycznie w tym samym zdaniu dodać, że rozwija się jako lider Suzumori. To znowu sugerował, że tylko mądrzy ludzie pytają o rady, a potem zmienić zdanie i stwierdzić, że głupca można rozpoznać po tym, iż sam nie podejmuje decyzji itd. WTF, dude? Jesteś niestabilny jak panna młoda na dzień przed imprezą. O_o.
Niemniej Shin to postać bardzo ciekawa. Na dodatek chyba jako jedyny z oni podchodził z taką rezerwą do ludzi, chociaż jego klan był uważany na Zachodzie za kami (nosił tytuł: Living God of the Western Provinces). Nie dał się także idiotycznie wciągnąć w konflikt, jak to miało miejsce w przypadku pozostałych bohaterów. Przypomnijmy bowiem, że głównym powodem, dlaczego księżniczka Yase ściągnęła liderów klanów do prowincji, było ostrzeżenie, aby trzymali się z dala od ludzkich spraw. W przeciwnym razie na demony spadnie prawdziwe nieszczęście. Co chwile potem zdawały się potwierdzać przykre wydarzenia, które miały w Yase miejsce. Ktoś zaatakował księżniczkę przez co zapadła w śpiączkę, a Yukina była zmuszona obserwować, jak kolejno jej towarzysze z sojuszu demonów odchodzą i mają w zasadzie wylane na siebie nawzajem. Wszystko, dlatego że każdy z nich – w mniejszym lub większym stopniu – musiał stanąć po stronie jednego z ambitnych daimyo po śmierci Toyotomi Hideyoshiego. I o ile pozostali chłopcy będą dosłownie udzielali się na linii frontu, o tyle Shin, by spłacić swoje zobowiązania, zgodził się wspomagać klan Mori, ale tylko by służyć radą oraz robić jako posłaniec.
To właśnie w takiej funkcji odnajduje go Yukina po tym, gdy wszyscy liderzy opuszczają Yase, a ona uświadamia sobie, że jeśli nie wpłynie jakoś na ich decyzje, to przyszłość sojuszu jest poważnie narażona. Stąd Yukina decyduje się przemówić do rozsądku chociaż Shinowi i poprosić go, aby nie zapominał o pozostawionej samej sobie księżniczce i pomógł jej odnaleźć zamachowców, zamiast plątać się w politykę. W efekcie zaś MC zaczyna mu towarzyszyć w kolejnych przygodach, bo jak Shin stwierdził, potrzebował kogoś, do wykonywania poleceń od ludzi, na co sam nie miał najmniejszej ochoty.
Co więcej, gdy nadarza się okazja, aby przedstawić Yukinę wysłannikowi klanu Mori, Shin prezentuje ją jako swoją przyszłą żonę… A biedna MC po raz kolejny łyknęła przynętę, dochodząc do wniosku, że ktoś tak inteligentny jak Shin musi z pewnością mieć jakiś plan. Inaczej nigdy, by przecież nie skłamał. Oni tego nie robią. E-e. Never ever! A wszystko dlatego, że wciąż nie potrafi rozpoznawać jego bezlitosnych żartów. Choć dosłownie chwile później Shin wycofuje się z tego scenariusza, stwierdzając po prostu, że to, oczywiście, nieprawda, bo Yukina nie ma w sobie nawet najmniejszego pierwiastka kobiecego wdzięku. I chociaż wysłannik Mori jest nieco skołowany, to nie na tyle, by chcieć drążyć temat.
Od tej pory Yukina zostaje z Shinem, nawet jeśli starszyzna jej wioski nie jest z tego powodu zbyt zadowolona. U boku młodego lidera, MC faktycznie zaczyna się sporo uczuć. Przede wszystkim nie traktuje już wszystkiego, co usłyszy tak dosłownie, a nawet niekiedy udaje się jej mu odgryźć. Niemniej najważniejszym motywem tej ścieżki jest odkrycie prawdy na temat technik jednego z trzech głównych antagonistów – Oboro Yachiyo. Mężczyzny, który był bezpośrednio odpowiedzialny za podanie księżniczce Yase trucizny, co wywołało jej śpiączkę, a także używanie tego samego specyfiku, aby zamieniać ludzi i demony w ultra silne, ale bezmózgie i skazane na śmierć w męczarniach marionetki. Wszystko po to, by doprowadzić do ogromnego konfliktu między ludźmi a demonami, zemścić się za krzywdy, które spotkały jego skazany na banicje klan i jeszcze ugrać po wojnie nową pozycję dla oni. Czyli zbudować świat, gdzie już nie musieliby się nikogo obawiać, ani ukrywać, a zamiast tego władaliby Japonią.
Yachiyo okazuje się dysponować identycznymi technikami jak Shin. A właściwie ich wypaczoną, zakazaną wersją z pogranicza nekromancji. Może bowiem używać specjalnej, czarnej nici – zrobionej z włosów zmarłej kobiety – do atakowania wrogów, budowania wokół siebie tarczy, zsyłania koszmarów, a nawet sterowania trupami. Kiedy Yukina wpada w jego pułapkę, Yachiyo nie ma najmniejszych oporów, aby zacząć ją torturować i przesłuchiwać, chociaż w ich świecie kobiety oni to już niezwykła rzadkość, i gdyby nie interwencja Shina z pewnością czekałaby ją okrutna śmierć. Na szczęście dla MC, mężczyzna już wcześniej przyczepił do jej karku własną nitkę, dzięki czemu mógł ją błyskawicznie odnaleźć i uratować, gdy nie wracała długo z powierzonej misji. Co nie zmienia faktu, że zaraz potem oberwało mu się od starszyzny Yase za to, jak naraził ich ukochaną podopieczną i jaki jest nieodpowiedzialny. To dlatego ostatecznie Yukina została zmuszona wrócić do domu, chociaż obawiała się, że może to dla niej oznaczać absolutną rozłąkę z Shinem.
Warto też zaznaczyć, że narracja w „Demon’s Bond” jest dość specyficzna. Podobnie jak w bliźniaczej grze „Hakuoki”, nie znajdziemy tu wiele romantycznych scen, ale to nie znaczy, że relacje między bohaterami nie są głębokie czy wiarygodne. Nawet jeśli większość z nich toczy się off screenowo, nie miałam najmniejszych problemów z uwierzeniem, że skoro Shin i Yukina spędzili ze sobą u Mori tyle czasu, to mogli się do siebie bardzo zbliżyć ze zwykłego przyzwyczajenia. Zwłaszcza po tym, jak Shin w podzięce za zaangażowanie i pomoc jego klanowi ujawnił w końcu MC swoje nazwisko, co u demonów jest najwyższym dowodem zaufania… A mnie mocno zaskoczyło, bo Shin jest o nieeebo ciekawszym bohaterem niż jego potomek Shiranui Kyo z opowieści o Shinsengumi, który potrafił tylko wciąż wymachiwać spluwami i szukać okazji do zaczepki, jak jakiś dres na dzielni… Tymczasem Shin został przedstawiony jako bohater bystry, idealny strateg, mężczyzna, którego szanowała starszyzna, a którego rady ludzie szukali, a na dodatek dysponujący bardzo potężnymi, ciekawymi technikami. Stąd nie wiem, co się potem stało z klanem Shiranui, ale chyba mocno podupadł 😛
Wracając do fabuły, dzięki Shinowi poznajemy także wreszcie historie klanu Oboro, który został wygnany z sojuszu oni za kumplowanie się z przestępcą Shuten-doji i próbę zawładnięcia światem. Pierwotnie założyciel klanu Oboro był zwykłym człowiekiem, który przemienił się w demona, a do którego silną i prawdziwą miłością zapałała liderka klanu Shiranui. To przez jej słabość i niezdolność do zabicia kochanka, nawet po zbrodniach, których się dopuścił, doprowadziła do skradzenia cennych, trzymanych w tajemnicy technik, jak również ich późniejszego wypaczenia. (Chociaż dla naszych bohaterów to oczywiście „starożytna” przeszłość, a Yukina może postawę kobiety skrytykować albo poprzeć zgodnie z wolą gracza).
Po tym niefortunnym wydarzeniu z Yachiyo, Yukina zostaje zmuszona wrócić do Yase i obserwować wciąż pogarszający się stan księżniczki. To wtedy zaczynają też nawiedzać ją koszmary, w których Shin wprost odwraca się od niej, przyznaje, że była tylko narzędziem i że już jej nie potrzebuje. Wizje zaś są tak silne, że kobieta sama nie wie, czy to wspomnienia i rzeczywistość, czy tylko potworne sny. W tym czasie z Shinem wcale nie jest dużo lepiej, bo bez Yukiny staje się markotny i osowiały. Przyłapuje się na tym, że zapomina, iż nie ma jej już w pokoju, gdy próbuje wysłać ją po tytoń albo że pomieszczenie wydaje mu się dziwnie puste i martwe. Szybko więc zaczyna analizować własne emocje i zastanawiać się, czy to w ogóle możliwe, że zakochał się w tej pustogłowej, łatwowiernej i do bólu szlachetnej chłopczycy, ale na tym etapie już wszyscy znamy odpowiedź. XD
Ostatecznie Shin udaje się na kolejne starcie z antagonistami (załatwiając przy okazji sprawy dla Mori), co mogło się dla niego źle skończyć, gdyby nie… Yukina! Jeee! Uwielbiam, gdy bohaterki gier otome są nie tylko pannami w opałach, ale potrafią też kogoś uratować czy jakoś pomóc. Dlatego nawet pomimo bycia przytłoczoną przez koszmary, MC opuszcza wioskę, by odnaleźć Shina i ponownie walczyć u jego boku. A to nieoczekiwane reunion kończy pocałunek i uwolnienie dziewczyny spod wpływu Yachiyo. Shin odkrywa bowiem, że przez ten cały czas Yukina miała przymocowaną do karku czarną nitkę, co powodowało u niej mętlik w głowie i zsyłało nieprawdziwe wizje. Para nie zamierza jednak więcej kryć się ze swoimi uczuciami, a MC bynajmniej nie myśli już o powrocie do Yase. Chce zostać z Shinem, na dobre i na złe, oraz zobaczyć zakończenie wojny.
Co ma swoje przykre konsekwencje nieco później, bo tym razem w pułapkę antagonistów wpada starszyzna, czyli trójka uroczych staruszków, która wychowywała naszą bohaterkę od dziecka. Starszy Tsuki, Shio i Toura zostają magicznie zmanipulowani i wysłani do walki ze swoją podopieczną, co kończy się ich śmiercią oraz przekazaniem wszystkich mocy Yukinie za sprawą jej jakiejś tajemniczej zdolności (o której dowiemy się więcej dopiero w wątku Senkimaru).
W smutnym zakończeniu, Shin wyrusza do ostatecznego starcia z wrogami sam, zostawiając Yukine u Mori. Kiedy zrozpaczona dziewczyna dociera do zamku Outsu w nadziei, że jeszcze mu jakoś pomoże, zastaje ukochanego w kałuży krwi, już po walce. Lider klanu Shiranui umiera chwile później w jej ramionach, ciesząc się, że chociaż zdążył się jeszcze pożegnać i zostawia jej po sobie własną moc – czyli srebrną nić. Po rozmowie z Motoyasu, Yukina dochodzi do wniosku, że chociaż konflikt w świecie ludzi już się zakończył, to nie opuści jeszcze Mori i będzie im towarzyszyć, aby dopełnić obietnicy ochrony ich klanu w imieniu Shina. (I chociaż tak zachować pamięć zmarłym towarzyszu z sojuszu i ukochanym).
W szczęśliwym zakończeniu parka udaje się do zamku Outsu wspólnie i mają bardzo fajną walkę z Yachiyo, który, aby dodać sobie powera naszprycował się tym samym syfem, który podał wcześniej Yasehime. Niestety, ku jego wielkiemu rozczarowaniu, okazuje się, że Shin potrafi przyjmować prawdziwą formę oni (tą z rogami i pazurami) bez picia jakiegoś syfu. Na dodatek ta sama sztuczka udaje się Yukinie, bo wykorzystuje w tym celu zdolności przejęte od uroczych dziadków. A w efekcie, wspólnymi siłami, rozwalają Yachiyo na krwawą miazgę. I to tyle, jeśli chodzi o zemstę klanu Oboro.
W tle dowiadujemy się jeszcze, że wszyscy liderzy klanów oni wrócili już grzecznie do swoich wiosek, a pozostała dwójka antagonistów skonała gdzieś na froncie. Po pokonaniu Yachiyo i upływie czasu, doszło również do przebudzenia księżniczki Yase (chociaż cholera wie, jak to było powiązane?). Co więcej, kobiety nawet nie trzeba wprowadzać w akcje, bo „widziała wszystko w snach”, i z miejsca daje Yukinie błogosławieństwo oraz rozkaz, by dołączyła do Shina i klanu Shiranui.
A przechodząc do podsumowania: naprawdę dobrze bawiłam się, ogrywając rozdziały Shina i, wbrew popularnej opinii, Demon’s Bond wcale mi się nie dłużyła. Ale zawsze byłam fanem powieści czy filmów historycznych, więc nie zrażają mnie rozmowy o atakach, politycznych intrygach i konfliktach zbrojnych. Na dodatek podobały mi się wszystkie fantastyczne motywy, które przybliżały nam w tej ścieżce zdolności oraz kulturę oni. Techniki sterowania nićmi były bardzo interesujące, historia klanu Oboro również i tylko utrata wszystkich trzech dziadków stanowiła dla mnie duży cios. (Why, Otomate? Dlaczego tak nie lubicie tych staruszków?!).
Co zaś się tyczy Shina, to o ile jego sceny z Yukiną zawsze były zabawne (jak np. gdy wkręcił jej, że musi sobie odciąć palec w ramach pinky promise), to nie jestem do końca przekonana, czy oni faktycznie… no… pasowali do siebie? Wiecie, tak z perspektywy profilów charakterologicznych i dynamiki pary. Lider klanu Shiranui dominował bowiem MC na każdym polu i miałam wrażenie, że rzeczywiście niespecjalnie jej potrzebował. Był od niej mądrzejszy, silniejszy, bardziej doświadczony, wygadany itd. Stąd trochę trudno mi zrozumieć, jak niby miałaby wyglądać ich dalsza relacja, ale… oh well! Miłość jest ślepa. A na miejscu Yukiny, co się jej dziwić? Ja tam z automatu daję każdemu bohaterowi +10 do oceny za sam głos cudownego Hino Satoshi. A Shin całkiem ładnie wyrwał się stereotypom. Nie był ani typowym flirciarzem, ani sarkastycznym dupkiem, ani jego obelgi nie służyły za przecinki w wypowiedzi, jak u 100% tsundere. Mimo to nie mogłam dać mu pierwszego miejsca na podium, bo przegrał z innymi chłopakami… Co nie znaczy, że uważam jego opowieść za dużo słabszą.