Kakeru jest prawdopodobnie domyślnym wyborem większości osób, które rozpoczynają swoją przygodę z „10 Days with My Devil”, bo bohaterka aplikacji, bezimienna MC, pracująca w biurze, zna go w fabule już wcześniej – jako swojego kolegę z pracy. Można więc powiedzieć, że łatwiej wybrać na swojego strażnika kogoś, kto nie jest dla nas kompletnie obcy. Szczególnie w sytuacji, gdy dowiadujemy się, że po naszą dusze przyszły diabły i po zażartych negocjacjach udaje nam się wytargować dodatkowe 10 dni. Tylko co z tego, skoro będziemy musieli spędzić ten czas pod czujnym okiem diabła = jednego z 5 przystojniaków z demonicznej ekipy?
Ulubionym powiedzonkiem pana „chodząca doskonałość” jest „wymagam absolutnego posłuszeństwa”. Dlatego początkowo jego relacje z MC nie układają się najlepiej. Jako szef grupy demonów, a na dodatek przyszły władca całego Demon Realm, Kakeru uważa, że najlepszym rozwiązaniem jest po prostu jakoś przeczekać te kilka dodatkowych dni, unikać jakichkolwiek zażyłości z kobietą i przygotować się, że wkrótce będzie trzeba ją zabić. Dla odmiany MC w tym wątku ma dość ciekawy problem. Poprosiła o przedłużenie życia, bo chciała zostać przy swojej siostrze do czasu porodu. Głównie dlatego, że jej krewna ma bardzo słabe zdrowie i każde wsparcie, nawet tylko emocjonalne w tak trudnych chwilach, może okazać się zbawienne. Co przyznam, bardzo mi się podobało, bo sama uważam moją starszą siostrę za najlepszą przyjaciółkę i nie wyobrażam sobie nie być przy jej boku w takim momencie. Choćby kosztowało mnie to podpisanie paktu z demonami… XD
Tak czy inaczej, dziewczyną kierują kompletnie nieegoistyczne pobudki, co nie unika uwadze Kakeru i jest szczerze zaskoczony, że ktoś może być tak „dobry i bezinteresowny”. A jak! W końcu mowa o main hero z gry otome. Czego się spodziewaliśmy? Wiarygodnej, niepozbawionej wad i ludzkiej kreacji postaci? Nope. Nasza święta odkłada nawet wszystkie oszczędności i żałuje sobie jakichkolwiek zakupów, bo wie, że wkrótce umrze, a chciałaby zostawić coś po sobie przyszłej siostrzenicy. Ani przez sekundę, nawet w tak stresujących warunkach, nie zastanawia się nad własnym szczęściem. Zamiast tego gotuje obiadki dla demonów, jest dla nich niesamowicie uprzejma, dalej chodzi do pracy i daje z siebie wszystko oraz, oczywiście, systematycznie pomaga siostrze, nie zdradzając, że mogą to być ich ostatnie spotkania. Co mocno podważa pogląd Kakeru, iż z każdego człowieka jest zimny, wyrachowany drań, co to zrobi wszystko, byle uniknąć śmierci.
Tymczasem, dla niepoznaki, Kakeru proponuje MC, aby przed innymi pracownikami udawali parę. Tak jest wygodniej i nie muszą się wtedy niepotrzebnie tłumaczyć, dlaczego spędzają razem tyle czasu. Naturalnie, naszemu demonicznemu księciu błyskawicznie imponuje szlachetność bohaterki. Szczególnie że do tej pory spotykał na swej drodzę tylko podstępne manipulantki, które nie pragnęły niczego innego, niż wkraść się w łaski przyszłego następcy tronu. Niby bohaterka coś tam nieśmiało wtrąca, że może to Kakeru źle odczytywał ich intencje i niepotrzebnie się uprzedzał. W końcu jest tak nastawiony na to, że wszyscy chcą go oszukać i wykorzystać, że doszukuje się intryg tam, gdzie ich nie ma, ale cały ten motyw sprowadza się do typowego pitolenia, że tylko nasza MC jest tą jedyną i wyjątkową. Co wywołało u mnie systematyczne przewracanie oczami. Nie znoszę bowiem, gdy scenarzyści oczerniają wszystkie kobiety naokoło, tylko po to, by pokazać, jaka to nasza bohaterka jest wspaniała. Zdecydowanie za mało gier otome pokazuje nam zdrowe, żeńskie przyjaźnie i więzi (jakby na świecie istniało tylko braterstwo!), a zbyt skupiają się na iście zwierzęcej (= walka o samca) rywalizacji. …Ale cóż zrobić?
Nim jednak Kakeru przejdzie do wychwalania swojego obiektu westchnień, początkowo wprost staje na głowie, aby stłumić ciepłe uczucia wobec człowieka. W końcu jest księciem, facetem idealnym, który bez potknięć wykonuje nawet najtrudniejsze misje. Dlatego nie może pozwolić, aby ktoś dowiedział się o głupim błędzie jego zespołu, a już w ogóle, aby anioły użyły tej wpadki przeciwko jego rasie. Za tą perfekcyjną maską kryje się jednak w sumie całkiem zabawny facet. O czym bohaterka dowiaduje się stopniowo, im więcej czasu ze sobą spędzają. Dla przykładu, mimo dysponowania potężnymi mocami np. Kakeru potrafi latać, to obawia się psów… i to tak niebezpiecznych, piekielnych ogarów jak malutki chihuahua. Książę demonów lubi również nosić głupie koszulki z – w jego mniemaniu – zabawnymi słowami, ale to już kwestia gustu… Wreszcie, wbrew pozorom, pokazuje się też z empatycznej strony i pomimo wyzywania bohaterki od idiotek, jak 100% tsundere, potrafi nieoczekiwanie kupić jej słodycze na pocieszenie, aby nie rozmyślała o przyszłości. W końcu to nie tak, że nie rozumie jej strachu przed śmiercią. Na dodatek MC nie traktuje go jakoś szczególnie z szacunkiem, bo potrafi się za zniewagi odgryźć, np. przedrzeźniając go, ilekroć słyszy pod swoim adresem te same groźby. Co akurat było fajne, bo pokazywała jakieś tam pazury, a nie tylko biernie wszystkim przytakiwała.
Prędzej czy później parkę musiała jednak spotkać nieprzyjemna sytuacja, a tym plot twistem okazuje się pogarszający stan zdrowia siostry naszej MC. I to do tego stopnia, że jej życie staje się zagrożone, co nie jest znowu tak zaskakujące, zważywszy że ciężko znosiła ciążę. Zrozpaczona bohaterka nie ma pojęcia jak pomóc krewnej. Na dodatek całe jej wcześniejsze poświęcenie wydaje się w obliczu nadchodzącej tragedii bezsensu, dlatego Kakeru – po raz kolejny – nadgina prawo i używa swoich mocy, aby przekazać energię życiową człowiekowi. Co, naturalnie, odbija się na jego własnej kondycji, ale przynajmniej na świat przychodzi zdrowa, silna dziewczynka, która nie zostaje od razu sierotą.
I nie wiem, czy mogę nazwać to efektem ubocznym, ale MC i Kakeru są po tym wszystkim w sobie już dość mocno zakochani, chociaż demon wciąż się ze swoimi emocjami miota. W sensie raz udaje, że chce trzymać kobietę na dystans, to znowu szuka jej towarzystwa i bliskości. Szczególnie że na horyzoncie pojawia się konkurencja, bo zarówno Shiki, jak i Meguru są w tym wątku w naszej bohaterce równie silnie zadurzeni i cholera wie, dlaczego oraz jak to się stało. Dlatego książę demonów zachowuje się wobec kolegów nie fair. Z jednej strony krytykuje swój zespół, ilekroć ten okazuje MC nieco empatii, a sam zabiera ją na randki, flirtuje i ukrywa przed aniołami w swoich objęciach. Co mnie osobiście mocno drażniło, ale może dlatego, że mam uczulenie na hipokryzje. 😉 Miałam też wrażenie, że te wymuszone trójkąty miłosne źle się odbijają na dynamice zespołu. Nie potrafiłam postrzegać ich jako przyjaciół, gdy wzajemnie próbowali sobie odbić kobietę i wciąż czuło się wiszącą w powietrzu wrogość. Wreszcie z Kakeru był w sumie słaby lider, skoro ryzykował dobro wszystkich, a sam ciągle kierował się zachciankami…
Na szczęście dla księcia, jakimś cudem, w jego ręce wpada magiczne lekarstwo, więc po oddaniu energii człowiekowi jest w stanie wrócić do zdrowia. Ale to i tak małe piwo w porównaniu z problemem, który czeka go później. Nadszedł bowiem niezręczny moment, gdy tatuś dowiedział się o wszystkim, a król demonów do wyrozumiałych typów bynajmniej nie należy. I – ze swojej strony – dodam, że był to chyba najmniej charyzmatyczny, dziwaczny projekt postaci diabła, jaki widziałam kiedykolwiek w grach otome. XD Nie wiem, kto na to wpadł, ale ja nie potrafiłam tej postaci (z tym wąsem, w tej fryzurze i komicznym stroju z muszką) traktować poważnie, stąd zabiło mi to całą grozę sytuacji!
Tatusiek knuje jak pozbawić Kakeru władzy, bo wraz ze swoją nową żoną, chce przekazać tron Meguru. Przy okazji odkrywamy, że matka Kakeru nigdy go nie porzuciła, ale została wykorzystana i zmuszona do odejścia. (To miło, że potem w ogóle Kakeru zainteresował się jej losem i próbował odnaleźć, ale to już taki szczególik…). Tak czy inaczej, braciszek wcale nie reaguje na ten pomysł entuzjastycznie i woli pomóc swojemu oniisan, nawet jeśli ten zabrał mu miłość jego życia, niż współpracować z podstępnym ojcem. I co mu się w sumie dziwić? Na szczęście ekipa ma po swojej stronie super-lokaja. Tego samego typa, który dostarczył im wcześniej magiczne lekarstwo, bo w końcu nie mógł pozwolić, aby „młodego panicza” spotkała krzywda.
A ja muszę, niestety, zaznaczyć, że to były najgorsze rozdziały historii. Bohaterowie wciąż gdzieś biegają, to wracają, to znowu myślą o ucieczce, ale Kakeru się jednak poświęca, ale MC nie chce go zostawiać, a to pomagają anioły, a to reszta zespołu, ale Shiki jest wciąż zazdrosny itd. itp… Słowem, kompletny narracyjny chaos i brak pomysłu, jak nad tym wszystkim zapanować. Szczególnie że całość prowadzi do dość prostego rozwiązania, zaszantażowania króla demonów i powrotu do punktu wyjścia. Kakeru dalej jest dziedzicem tronu, a MC nie musi zostać zabita, bo… nepotyzm. Jak masz wtyki u szefów biznesu reinkarnacyjnego, to nie musisz się obawiać, że spotka cię zły los. Nieważne, że każdego dnia masa ludzi ginie absolutnie bezsensu i niesprawiedliwie. Nasza bohaterka jest wyjątkowa. Walić przepisy, niech żyje miłość! Tak długo jak masz koneksje – przypominam.
I byłabym tą opowieścią mocno rozczarowana, gdy nie spodobał mi się pewien motyw z kontynuacji – a jest nim rola Kakeru jako rewolucjonisty, który zmienia ustrój całego Demon Realm. Nie chcę pisać na ten temat zbyt wiele, by nie spoilerować finału tym, którzy nie czytali niczego poza pierwszym sezonem. Stąd zaznaczę tylko, że nie spodziewałam się takiego kierunku w fabule, więc fajnie, że ktoś w ogóle wpadł na poruszenie tej kwestii. W końcu, w porównaniu ze światem ludzi, demony utknęły mentalnie absolutnie kilka wieków wstecz. A niby powinny być znacznie potężniejszą i zaawansowaną rasą. (Chociaż akurat w „10 Days with My Devil” nie różnią się zasadniczo wiele od istot, których dusze z jakiegoś tajemniczego powodu muszą zbierać. Nie dajcie się więc zwieść rogatemu cieniowi na logo apki za plecami Satoru. To nie tak, że kiedykolwiek ujrzymy „prawdziwą formę” czy inne projekty przedstawionych postaci. Chociaż królowi demonów i tak nic by już nie pomogło…).
A przechodząc do finału, już w recenzji głównej gry wspominałam, że „10 Days with My Devil” źle znosi próbę czasu. Wiele w tej opowieści kłuje w oczy i uderza uproszczeniami. MC jest mało wyrazista, panowie kompletnie jednowymiarowi, antagonizmy wymuszone… Wciąż dostajemy jednak w miarę ładne CG, a Kakeru potrafił być zabawny, gdy tylko pozwalał sobie na odrobinę luzu. Stąd myślę, że komuś, kto woli bardziej obyczajowe wątki, jedynie z subtelnie zarysowanym tłem fantasy, ta ścieżka może się podobać. Ja jednak nie przepadam za „chodzącymi doskonałościami”, bo zbyt szybko mnie nudzą. I może na tym polegał mój główny problem z tą ścieżką? Wszystko było tutaj zbyt asekuracyjne? No, ale Kakeru właśnie tak został napisany, aby wpisywać się w schemat partnera idealnego. Stąd wiele zależy od tego, jak bardzo przeszkadzałyby Wam wymienione wady. Ja jednak po demonie spodziewałam się czegoś więcej, a dostałam zwykłego pracownika korporacji i coś w rodzaju biurowego romansu. Oh well…