Trudno nazwać ten wątek pełnoprawną ścieżką, ale jeśli nie uda nam się zebrać dostatecznej ilości wpływów u żadnego z panów… cóż, zawsze zostaje nam Sara Marple! Wnuczka bohaterki znanej z powieści Agathy Christie – panny Jane Marple. Wścibskiej staruszki, słynącej z tego, że rozwiązywała sprawy na własną, „kobiecą” rękę i wykazywała się niebywałą bystrością. Często dostrzegając analogie w zachowaniu i czynach przestępców, z tym co wydarzyło się w jej rodzinnym miasteczku St. Mary Mead.
Sara z pewnością odziedziczyła po babci zdolność do dedukcji, ale nie charakter. Jest bowiem typową, zdystansowaną kuudere, którą mało co zaskoczy czy wzruszy. Nic zatem dziwnego, że żywiołowa, znacznie bardziej wygadana Emily często przysparza jej kłopotów. I o tym w zasadzie jest ten ending. Możemy zobaczyć, jak przyjaźń dziewczyn rozkwita, jak sobie wzajemnie pomagają i uczą od siebie np. pieczenia babeczek czy szycia. A poznają się w zasadzie dopiero w Harrington Academy, gdzie Sara uczęszczała już od jakiegoś czasu, zaś Emily dołączyła dopiero po otrzymaniu specjalnego pozwolenia od królowej Wiktorii. W końcu edukacja kobiet w XIX w. nie była znowu jakoś szczególnie rozbudowana. A co tu dopiero mówić o zostaniu detektywami! Istne szaleństwo. 😉
To, co jednak zdecydowanie mi się nie podobało to protekcjonalne podejście Sary do przyjaciółki. Kiedy bowiem Herlock Sholmes Jr. ostrzega ją, by miała oko na Emily i nie pozwalała jej się mieszać w niebezpieczne sprawy (a najlepiej to w ogóle namówiła ją do porzucenia ścieżki detektywa), ta nie staje w obronie dobrego imienia koleżanki, ale grzecznie przytakuje. W końcu wszyscy wiedzą, że z panny Whiteley to absolutna sierota. Chociaż i tak cud nad cudy, że nie dała się przynajmniej uprowadzić w tym wątku. Może dlatego, że faktycznie Sara trzymała ją z dala od wszystkich kłopotów? A wszystkie sprawy z „common route” rozwiązały wspólnie? Co więcej, dziewczyna pokazała pazury nawet względem Pendeltona, który zrozumiał, że niełatwy z niej przeciwnik i powinien mieć się na baczności. Inaczej, aby go uciszyć, wepchnie mu do gęby świeżo upieczone ciasteczko lub coś podobnego.
Całość opowieści kończy obietnica, że przyjaciółki zostaną razem – nawet po ukończeniu Akademii. Emily nie jest bowiem przekonana, co chce robić w przyszłości i wcale nie powiedziane, że wybierze karierę detektywa. Tak czy inaczej, chciałaby mieć Sare już zawsze u swojego boku. Na co ta zresztą ochoczo przystaje. Ostatecznie więc proponuje Emily funkcje swojej asystentki, do czasu aż ta stanie się samodzielna. (Czyli prawdopodobnie nigdy to nie nastąpi, bo z naszej MC była 100% ofiara i łamaga – poza nielicznymi scenami, jak gdy groziła bronią Lupinowi).
I to by było na tyle. Niby w „common route” spędziły ze sobą nieco czasu, ale nie jestem przekonana w jakim stopniu potrzebny w ogóle był ten wątek? Ucieszyłabym się bardzo, gdyby z opowieści Sary zrobiono pełnoprawną ścieżkę, a tak dostaliśmy tylko kolejny, smętny epilog, o którym można wspomnieć, ale szybko się o nim zapomni. A szkoda. Nie pogniewałabym się, gdyby poświęcono dziewczynom więcej czasu. Czy to ich przyjaźni, czy zrobili z tego nawet zwykłą historie miłosną. Może sama nie byłabym docelowym odbiorcą, ale na pewno wielu graczy, by takie rozwiązanie ucieszyło. Szczególnie, że otworzyłoby to drogę do pokazania jeszcze ciekawszych problemów XIX w., poza mezaliansem – takich jak brak tolerancji, skandale czy próba dopasowania się do społeczeństwa.
No i dowiedzielibyśmy się o Sarze czegoś więcej poza faktem, że jest pragmatyczką – która chętnie zaopiekuje się Emily, jakby ta była zagubionym szczeniaczkiem…