Gdzieś spotkałam się z opinią, że Lize ma najbardziej rozbudowaną ścieżkę. Cóż, z pewnością znajdziemy tu elementy, których nie uraczymy w opowieściach pozostałych panów, ale to niekoniecznie znaczy, że mają pozytywny wpływ na fabułę. Zacznijmy od tego, że królik jest bardziej dziecinny i niestabilny emocjonalnie z całej grupy przemienionych w ludzi zwierząt. I chociaż bohaterka będzie twierdziła, że rzekomo jej pomaga, to przez większość czasu będzie go gdzieś szukać po kolejnej, rozdmuchanej dramie z jego udziałem.
Ale nie uprzedzajmy faktów! Główną protagonistką naszej opowieści jest Jane (domyślne imię MC), która zostaje z niewyjaśnionego powodu rzucona przez swojego chłopaka Reito. Odtąd dziewczynie zawala się cały świat. Wydawało się jej bowiem, że wszystko układa się dobrze w jej związku. Nie ma więc pojęcia, z czego wynika taka nagła decyzja partnera. Na dodatek Reito dość mgliście tłumaczy swoje powody. Niby nie miał wyjścia, ale obowiązuje go dochowanie tajemnicy, chce tylko jej szczęścia i inne pierdolety, których prawdopodobnie nikt w sytuacji Jane nie miałby ochoty wysłuchiwać od exa.
W każdym razie MC wraca do swojego mieszkania, bo uznaje, że nic jej tak nie pomoże, jak porządny płacz, gdy na miejscu odkrywa czwórkę nieznajomych facetów, którzy okazują się jej zwierzętami. I to przemienionymi w ludzi, bo nie potrafili patrzeć na rozpacz swojej właścicielki. Jak się w ogóle dowiedzieli, że zerwała? Nie pytajcie. Czemu Jane nie dzwoni do swojego terapeuty? Też nie wiem. Niemniej jeśli widzisz w swoich mieszkaniu obcych typów, którzy mówią ci, że wcześniej byli królikiem, papugą, świnią i kotem, to znak, że trzeba coś zmienić w swoim życiu: leki, odstawić alkohol, poszukać lepszego specjalisty… Cokolwiek. Wcześniej jeszcze warto sprawdzić, co ukradli.
Tymczasem nasza heroina postanawia nie przejmować się zbyt wieloma rzeczami naraz i idzie do swojego pokoju. Tam już czai się na nią królik = Lize, który postanawia grać nieczysto i prowokuje Jane, czy nie chciałaby mu okazać nieco czułości. Wiecie, by poprawić sobie humor po zerwaniu. Na tym etapie nie wiemy jeszcze, jaki z niego manipulujący, podstępny gryzoń. Zresztą następnego dnia nie jest dużo lepiej, bo upiera się, że bohaterka musi zabrać go ze sobą do szkoły. W zasadzie wykorzystuje każdą okazję, aby pozbyć się konkurentów i zostać z Jane sam na sam, byle tylko zdobyć jej serce. I choć początkowo nie widzimy w jego postawie nic niewłaściwego (w końcu każdy ma prawo się zakochać), to niestety za uprzejmością królika skrywa się pewien bardzo brudny sekrecik.
Lize jest jedynym ze zwierzaków, który znał prawdę. To znaczy wiedział, że mają jedynie 7 dni po przemianie w ludzi, aby rozkochać w sobie MC, a każdy, komu się to nie uda, padnie trupem. Zamiast więc uczciwie postawić sprawę, czy dać konkurencji sprawiedliwą szansę, Lize wykorzystuje swoją przewagę i okłamuje, manipuluje, czy otwarcie ignoruje pozostałe zwierzaki na każdym kroku. A ponieważ była to w zasadzie już przedostatnia ścieżka, jaką przechodziłam, jego postępowanie jawiło mi się jako tym bardziej odstraszające. Szczególnie że działał z premedytacją, więc w moim odczuciu współuczestniczył w intrydze Czarodzieja. I poważnie? Jego moralność była tak niska, że liczyło się tylko zwycięstwo, choćby po trupach?
Niemniej historia toczy się dalej, a króliś zauważa, że jego wygrana wcale nie jest taka pewna, bo MC stawia opór. Na przykład upiera się, że nie będzie mógł jej towarzyszyć w każdej sekundzie dnia. W efekcie chłopak ucieka dramatycznie po raz pierwszy – i wszyscy muszą go szukać, a potem robi dokładnie to samo po raz drugi. Ah, zapomniałam nadmienić, że jego pierwszej pokazowej akcji towarzyszyła próba samobójcza. A dokładniej próbował utopić się w rzece. Nie ma to jak wprowadzać do gry dla nastolatek jeszcze bardziej patologiczny wzorzec, niż to, co zaprezentowano do tej pory… Nie kochasz mnie? To zobacz, co sobie zrobię! Niesamowite było również błyskawiczne podejście reszty paczki po tym wydarzeniu do porządku dziennego, ale w końcu w tej grze na nie czasu i miejsca na jakikolwiek development postaci czy refleksje. Chciał się zabić? A co tam! Dajcie mu ciepłej herbaty i na 100% mu przejdzie!
W trakcie drugiego pościgu za zaginionym królikiem chłopakom i MC udaje się go znaleźć akurat, gdy toczy ważne negocjacje z Czarodziejem. Okazuje się, że wbrew wcześniejszemu nastawieniu, królikowi zrobiło się reszty „przyjaciół” nieco żal i sprawdzał, czy da się jakiś zmienić warunki zakładu. A wtedy dzieje się rzecz przezabawna. Chłopaki dowiadują się wreszcie, że mogą skonać za kilka dni. Jakże to tak?! To na umowie był dopisek małym druczkiem?! No to odmawiamy dalszego udziału w zabawie! Na szczęście Fumiya wykazuje w tym momencie postawę „cool, cool, no big deal” i anuluje kontrakt. Wskutek czego pozostali zmieniają się w zwierzaki i tylko Lize zostaje w humanoidalnej formie… ale z nowymi warunkami kredytu. Tak, będzie gorzej. (Btw. dobrze, że Fumiya nie próbował robić kariery w bankowości z takim luźnym podejściem do zmieniana umów).
Aby było jeszcze dramatyczniej, dowiadujemy się o mrocznej przeszłości Czarodzieja. Niegdyś sam był zwierzęciem – a dokładniej psem (bratem retrievera bohaterki), zakochanym w swojej właścicielce. To dla niej zaryzykował wszystko, ale okazało się, że nie mogą być razem. Dziewczyna zginęła w wypadku samochodowym, bo nad przemienionymi zwierzakami ciąży coś w rodzaju klątwy. Co więcej, aby przetrwać, Lize będzie musiał pobierać „życie” od Jane przy pomocy – a jakże – kontaktu fizycznego np. pocałunków. Będą zatem musieli zdecydować, co jest dla nich najważniejsze. Z pełną świadomością, że narażają zdrowie swojego partnera.
Ah, cóż za niesamowity zwrot akcji! Poważnie, aż kapcie mi spadły. Na szczęście Lize postanawia, że od teraz chce być pozytywnym bohaterem i obiera strategie męczennika. Choć z każdym dniem brakuje mu coraz bardziej sił, to ani myśli o dotknięciu bohaterki. W końcu wtedy musiałby żerować na jej zdrowiu jak kleszcz. Jane nie potrafi jednak długo patrzeć na jego cierpienie i postanawia, że jeśli sama czegoś z tą sytuacją nie zrobi, to straci miłość swojego życia. Tak, nie przewidziało się Wam. W tym wszystkim, na jakimś etapie, MC doszła do wniosku, że gdyby nie Lize to nigdy nie otrząsnęłaby się z bólu po zerwaniu i dał jej wiele szczęścia. Gdzie, jak i kiedy? A może ja mam jakąś okrojoną wersję gry? Przez te kilka sekund, co posiedzieli razem na łące? Ale szkoda mojego zdrowia na dumanie nad nielogicznościami gry, bo czuję, że „My Secret Pets!” wysysa również moje życie, im więcej chwil mu poświęcam. Tak czy inaczej, Jane przejmuje inicjatywę, całuje swojego królisia i dzięki temu przywraca mu siły. Następnie proponuje, by odnaleźli Czarodzieja i spróbowali jeszcze raz pogadać, bo przecież musi być jakieś inne rozwiązanie. (A on lubi zmieniać umowy).
Parka wraca na łączkę, gdzie znajduje dziwne drzewo. Oczywiście, okazuje się, że to ta sama roślina, która była wykorzystywana do produkowania zmieniającego w ludzi lekarstwa. Przypadek? Nie sądzę! W każdym razie, Jane i Lize wspólnymi siłami rozwalają drzewo (w końcu mamy ich za dużo na świecie), co przypadkowo uwalnia Fumiyę spod wpływu klątwy. Czarodziej dziękuję swoim wybawcom i dziwi się, dlaczego sam nie wpadł na takie rozwiązanie wcześniej… Na ja Was proszę, kochani twórcy, oszczędźcie mnie już… Takie traktowanie odbiorców jest niehumanitarne… Niemniej, na odchodnym, postanawia się podzielić z nimi jeszcze jednym sekretem. Tak naprawdę nic nie muszą robić ze swoim problemem, bo to wszystko było tylko testem. Tak długo, póki naprawdę się kochają, Jane nie będzie okradana z życia. Musi więc jedynie pilnować, aby jej uczucie do królika nigdy nie wygasło. Czyli niczym we „Frozen”, dowiadujemy się, że tajemniczym składnikiem była „miłość”. Szkoda tylko, że musieliśmy poczekać na tę fantastyczną konkluzję aż do punktu kulminacyjnego opowieści.
Potem parka wraca już do domu, a w jednym z endingów nawet konsumuje wreszcie swój związek. W przypadku wybrania innej ścieżki musicie poczekać na „gorące scenki” aż do epilogu. Lize jest bowiem jedynym z LI, który nie rzuca się na bohaterkę gdzieś w połowie fabuły. Widać miał jednak na liście priorytetów inne zmartwienia. Na osłodę dowiadujemy się jeszcze, że reszta chłopaków również ma się dobrze i będą mogli zmieniać się w ludzi co niedziele, dzięki czemu nasza toksyczna rodzinka znowu zostanie w komplecie.
A jakby ktokolwiek miał jakieś wątpliwości, chociaż po tym tekście nie sądzę, to nie bawiłam się przy „My Secret Pets!” dobrze i ścieżka Lize’a bynajmniej nie zmieniła mojej opinii w tym zakresie. Poważnie, nie pojmuję jak studio mające już na liście kilka tytułów, mogło wydać tak niedopracowaną grę. Przecież to nie kwestia braku zasobów, bo nawet 8 chapterowy scenariusz dałoby się napisać bez kwiatków typu „ohhh… to ja mogłem to drzewo po prostu zniszczyć!?”. Ale tutaj zabrakło nawet minimum serca, by uczynić opowieść chociaż trochę strawną. A z Lize’a był bohater tak antypatyczny, że dla Jane najlepszym rozwiązaniem byłby roczny odwyk do jakichkolwiek związków. W przeciwnym razie kończysz jako ktoś, kto widzi w swoim petcie materiał na partnera… Yhhh…