Wątek Cinderelli, czyli po naszemu Kopciuszka, postanowiłam przejść jako drugi z tego prostego powodu, że bardziej podobał mi się design Akazukina. Wyszło jednak na to, że przypadkowo podjęłam dobrą decyzję, bo w ścieżce niebieskowłosego spotkamy wielu bohaterów, którzy są LI w przyszłych epizodach łatwiej się więc tak nie pogubić.
W każdym razie, przez cały czas trwania tej historii, nie mogłam oprzeć się porównywaniu jej z „Placem Waszyngtona” – ciekawym filmem kostiumowym w reżyserii Agnieszki Holland z 1997 roku, ze względu na podobieństwo motywów. Fabuła wspomnianego filmu opowiadała o młodej dziewczynie Catherine, mieszkającej z zimny, despotycznym ojcem, która po raz pierwszy zaznaje odrobinę miłości… gdy o jej rękę stara się zubożały Morris. Chłopak wierzy, że posag niezbyt ładnej, ale jedynej córki doktora zapewni mu i jego rodzinie spokojną przyszłość. Jest więc gotowy udawać uczucia i dać Catherine fałszywe szczęście, byleby zrealizować swój cel. Co w XIX wieku nie było znowu ani tak niespotykane, ani niemoralne. W końcu ile małżeństw zawieranych było z faktycznej miłości? W każdym razie głównym dylematem przedstawionym w filmie była sytuacja bohaterki i pokazanie, co jest dla niej lepsze: iluzja miłości czy samotność?
Historia opowiedziana w wątku Cinderelii wygląda dość podobnie. Nasza MC (o domyślnym imieniu Yurika) pochodzi z bogatej rodziny i jest zaskoczona, gdy dowiaduje się nagle o swoich zaręczynach. Jej tajemniczy, przyszły mąż cieszy się sławą kogoś, kto lekką ręką wydaje pieniądze, jest arogancki, wiecznie znudzony, a niektórzy nawet mówią, że ma popiół zamiast serca. Ponieważ jednak dziewczyna nie zwykła wierzyć plotkom, postanawia się sama dowiedzieć na jego temat czegoś więcej i w tym celu układa plan. MC udaje się do kawiarni należącej do Cinderelii, gdzie przez przypadek, po części za sprawą życzliwości jego braci, zostaje zatrudniona jako służba. Może więc spokojnie obserwować przyszłego męża, a jednocześnie ukryć fakt, że udała się na mały rekonesans, aby nie obrazić honor żadnej ze szlacheckich rodzin.
Tymczasem Cinderella nie robi na niej dobrego wrażenia. Już pierwszego dnia przychodzi do kawiarni kompletnie nawalony. Bohaterkę spotyka więc wątpliwa przyjemność posprzątania jego rzygowin. Co bynajmniej nie sprawia, że traktuje ją potem dużo lepiej. Jasne, niby godzi się bez zbędnych pytań dać przybłędzie pracę, ale obraża ją na róże sposoby, m.in. wyzywając od biedaków i twierdząc, że niski status dziewczyny go najzwyczajniej brzydzi. Nawet gdy nachodzi ją przypadkowo w trakcie przebierania, i de facto widzi w stroju Ewy, zdaje się nie widzieć w niej kobiety.
Mimo to nasza bohaterka nie zraża się tymi początkowymi scenami, zupełni jakby doszła do wniosku, że to za mało, aby Cinderelle całkowicie skreślić. Zamiast tego angażuje się w przywrócenie kawiarni dobrej reputacji: układa nowe menu, zajmuje się gotowaniem, sprzątaniem, opieką nad klientami, a wieczorami ma jeszcze siły, aby przynosić braciom obiadki. Tak duże poświęcenie z jej strony (i to przy żałosnej pensji) zaczyna mimowolnie imponować Cinderelli, a wtedy używa on swoich wpływów, by potajemnie płacić ludziom, żeby odwiedzali kawiarnie i wysiłki Yuriki nie poszły na marne. Tym samym daje się w końcu poznać z innej strony. Człowieka ciepłego, ale dość nieporadnego, a na dodatek całkowicie uzależnionego od zakupów. Cinderella nie jest bowiem w stanie odmówić sobie wydania pieniędzy na coś, co nie jest mu w sumie nawet do niczego potrzebne np. samochodu, chociaż nie prowadzi.
I muszę przyznać, że bardzo podobał mi się ten motyw. W grach otome rzadko poruszane są tak życiowe problemy, a przecież nie jest to znowu coś, z czym nie spotkamy się wśród naszych bliskich. Na dodatek obsesja zakupowa, podobnie jak nałóg hazardowy, palenie, czy picie, nie dotyczy tylko kobiet czy mężczyzn i może dotknąć każdego z nas. Fajnie więc, że twórcy sięgnęli po coś tak prostego, ale przy tym świeżego. Zwłaszcza że nie dochodzi do „magicznej przemiany”, ale wyraźnie implikują powolną terapię, której Cinderella potrzebował, aby wydostać się ze szponów nałogu.
Nim jednak historia zmieni się w całkowitą sielankę, pojawia się jeszcze jeden problem. Otóż pewnego dnia do kawiarni przychodzi zawiedziona kobieta, z którą Cinderella miał się podobno umówić, ale ją wystawił. Wściekła babka jest gotowa rozszarpać niedoszłego ukochanego na miejscu, gdy tylko znajduje się w jej zasięgu, ale na drodze do ciosu staje nieoczekiwanie Yurika. Która własnym ciałem ochrania go przed spoliczkowaniem. Czemu? Bo chociaż potrafi utożsamiać się z bólem kobiety, to przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem. Co więcej, wymusza potem na Cinderelli przeprosiny. I znów, muszę pochwalić twórców, bo często w grach otoma kobieta kobiecie wilkiem, i tylko patrzy jak tu inną wepchnąć w gówno, byle samej wypaść jak najlepiej. Nigdy tego nie rozumiałam. Zwłaszcza takiej przesadnej krytyki i wrogości jako MC często wykazują. W końcu nie jesteśmy zwierzętami w tym sensie, że nie skaczemy sobie do gardeł jak samice, a przyjaźń między dziewczynami jest równie silna, jak często idealizowane „braterstwo”. Na szczęście tutaj tych patologicznych wzorców nie uraczymy. Zamiast tego Yurika otwarcie przyznaje, że to LI zachował się jak dupek, więc powinien naprawić sytuację.
Niemniej to wydarzenie zbliża do siebie naszą parę, zaczynają się w końcu darzyć sympatią, a nawet okazuje się, że ich łączy ich wspólne zainteresowanie sztuką robienia szklanych rzeźb. Cinderella ofiarowuje Yurice wykonanego niegdyś przez siebie, niezbyt udanego gołąbka, a potem zaczynają lekcje, bo dziewczyna chce się dowiedzieć więcej o technikach i powstawaniu rzeźb.
I wszystko byłoby w sumie dobrze, gdyby nie fakt, że dziewczynie jej sekret coraz bardziej ciąży. Gdzieś po drodze zakochała się w Cinderelli i obawia się jego reakcji, gdy usłyszy, że był cały czas okłamywany. MC nie wie jednak, że jej love boy ukrywa znacznie brudniejszą prawdę, bo jak wiadomo z baśni o Kopciuszku, piękny sen zawsze mija, gdy wybija godzina dwunasta. Stąd nasi bohaterowie czekają jak na kryształowych szpilkach (lub jak w trakcie pojedynku rewolwerowców), które z nich pierwsze zakończy zabawę w udawanie.
Z pomocą przychodzi im niefortunne zrządzenie losu. Cindrella i MC udaje się bowiem na swoją pierwszą oficjalną randkę i nic nie zapowiada jej przykrego finału. Jasne, chłopak znowu się rozpędza i próbuje wykupić dla ukochanej zawartość całego butiku, a ta ledwo go od tego powstrzymuje (zauważa przy tym, że aby dać upust swojemu nałogowi, po części przerzucił odpowiedzialność na nią – w końcu nie powinna krytykować otrzymywanych prezentów, a on dzięki temu może bezkarnie zaszaleć), ale nie to jest największym problemem. Na drodze pary pojawiają się jakieś podejrzane typy, które są powiązane z firmą oferującą niebezpieczne pożyczki. (Wiecie, chwilówki i te sprawy…). I chociaż Cinderella zbywa całe to spotkanie, to MC nie daje się tak łatwo zwieść. Udaje się na spotkanie z szefem oprychów, szantażuje go (kłamiąc, że o całej sprawie wie już policja – nie idzie więc jak większość bohaterek otome w paszcze lwa bez planu) i wymusza powiedzenie prawy.
Tym sposobem dowiaduje się, że Cinderella i jego familia jest tak naprawdę spłukany. Jedne długi zastępuje następnymi i tylko dzięki korzystnemu małżeństwu planował ciągnąć tą farsę jeszcze trochę dłużej. Prawdopodobnie wykorzystując zamożność MC, a potem ulatniając się bez śladu. Co chociaż jest dla dziewczyny sporym szokiem, to nie budzi w niej gniewu. Jedynie determinacje, że tym bardziej musi jakoś pomóc ukochanemu wydostać się z tego bagna. Dlatego wreszcie decyduje się na wyznanie również swojego grzeszku… aby odkryć, że Cinderella od początku znał jej tożsamość. Postanowił jednak trzymać gębę na kłódkę, bo także chciał się czegoś o niej dowiedzieć, a poza tym, było im tak obu wygodniej. Mogli się wzajemnie okłamywać, a dzięki temu magiczne zaklęcie rwało dalej i udawali szczęśliwych zakochanych.
MC nie poddaje się jednak bez walki. Nie rezygnuje ze swojego kochasia, nawet gdy ten zaczyna wyzywać się od najpodlejszych z ludzi i dzieli całym smutnym back story. Tak naprawdę kłopoty finansowe jego rodziny zaczęły się jeszcze przed narodzinami dwójki młodszych braci, ale ojciec obciążył wszystkim jedynie swojego pierworodnego, który był żyrantem większości pożyczek. Co więcej, staruszek przyjaźnił się z tatkiem Yuriki i nie miał oporów, aby próbować wystawić nawet swojego rzekomego kumpla, byle wydoić od niego nieco kasy. Dziewczyna pociesza jednak Cinderelle, że nie zamierza go zostawiać i nie jest to sytuacja bez wyjścia, co potwierdza czułym pocałunkiem.
Potem parka próbuje pogadać z ojcem Yuriki, ale Cinderella tchórzy na koniec, przeprasza, mówi, że nie jest jej godzien i ucieka. W międzyczasie dziewczyna sprzedaje cały dobytek, jaki zostawił (na poczet długów) i odkrywa, że wykonał dla niej szklany pantofelek. Ale tylko jeden, bo na drugi nie starczyło czasu. Aby jednak nie było, że nie dostaniemy swojego happy endingu, zakochani spotykają się ponownie – po jakiś czasie – na balu (na który Cinderella zostaje ściągnięty przez Czarodzieja) i mają okazje wyznać sobie jeszcze raz uczucie, założyć brakujący but (który chłopina zrobił, terminując przy okazji u znanego artysty) oraz obiecać, że będą walczyli o bezpieczną przyszłość razem. (Btw. dowiadujemy się, że jego ojciec ponownie spieprzył, zostawiając wściekłych wierzycieli na głowie syna. No normalne murowany kandydat do tytułu rodzica roku…).
W bad endingach nie dzieje się z kolei nic interesującego, bo wszystkie cztery wyglądają tak samo. Czarodziej przychodzi i mówi naszej MC, że musi spróbować jeszcze raz, jeśli chce osiągnąć szczęśliwe zakończenie. A szkoda, bo to trochę takie pójście na łatwiznę.
I cóż powiedzieć? Ten wątek był dość długi w porównaniu z poprzednim, dlatego może miejscami miałam wrażenie, że jest aż niepotrzebnie rozwleczony? Po raz kolejny trafił nam się również LI, który wymagał od MC opieki 24/7 albo był gotowy przepuścić każdego grosika. Choć to akurat bardzo pozytywne i nowe podejście. Lubię bohaterów z wadami, bardziej ludzkich, zagubionych, dzięki czemu zapominamy, że to po prostu literackie twory bez ducha i krwi. Także heroina po raz kolejny pokazała nam, że jest zaradna, bystra i pyskata, jak rzadko która bohaterka gier otome. Miała cojones, by podejmować trudne decyzje, a jak trzeba było to harować za nich dwóch. Stąd jedyne czego mogłabym się przyczepić, to że samo „wielkie odkrycie prawdy” nie było zbyt zaskakujące, ale – jak już wspominałam – przypominało mi po części skądinąd lubiany film, więc nie odebrałam tego negatywnie. Ot, najzwyczajniej podejrzewam, że większość graczy bardzo szybko domyśli się, do czego to wszystko zmierza, na długo przed wątkiem kulminacyjnym scenariusza.
Mimo to „Taishou x Alice” utrzymuje poziom i z niecierpliwością będę czekać kolejnych epizodów. Może z Cinderelli nie był wymarzony husbando, ale i tak pałało się do niego sympatią. W końcu miał pełne prawo być tą sytuacją przytłoczony, zwłaszcza że tkwił w szambie od dzieciaka, z zerową nadzieją na pomoc od dorosłych. Nie miał więc po prostu gdzie nauczyć się normalnych wzorców. A je ze swojej strony na pewno go zapamiętam jako LI z jednym z ciekawszych problemów, na jakie się natknęłam.
Miejsce w rankingu: Numer 5. Czyli tak idealnie na środeczku. Ta ścieżka była ciekawa, miała fajny plot twist, bohater pokazał, że ma skomplikowaną osobowość… Ale inne opowieści w „Taisho x Alice” są tak dobre, że ta otwierająca epizod I, nie mogła się po prostu z nimi równać. Cóż, biednemu Cinderelli przyszło trochę robić za prolog do niezwykłego świata gry.