Wątek Harady to prawdopodobnie najbardziej „samurajski” ze wszystkich dostępnych w aplikacji. Facet ani na moment nie zdejmuje swojej maski bushi. Na dodatek znajdziemy tu tak charakterystyczne motywy dla gatunku chanbara eiga, jak nierówność stanowa, skorumpowani kupcy, niesprawiedliwość, czy dylematy w stylu honor vs obowiązek. Stąd jednym graczom może się to podobać, dla innych być „za sztywno”, ale nie można twórcom odmówić, że starali się jak mogli, by pożenić tę trudną konwencję z typowym romansem.
Bohaterką “Era of Samurai: Code and love” jest bezimienna, młoda dziewczyna, która straciła wszystko w wyniku pożaru. Wcześniej żyła wraz ze swoim ojcem – lekarzem, od którego nauczyła się podstawowej wiedzy medycznej. Pech jednak chciał, że najpierw została sierotą, a potem cały jej dom strawiły płomienie, w wyniku czego zdołała ocalić tylko jeden dziennik medyczny i trafiła pod „opiekę” Shinsengumi. A skąd ten cudzysłów? Cóż, to nie tak, że panami kierowały jedynie dobre intencje. Chcieli się dowiedzieć czegoś o sprawcach, bo badali sprawę pożarów już wcześniej, a na dodatek kobieta w bazie okazała się nad wyraz użyteczna: potrafiła gotować, sprzątać itd.
Niestety, jej przyjęcie w szeregi wilków nie okazało się aż tak serdeczne, także z tego powodu, że niektórzy znaleźli dla niej jeszcze inne „zastosowanie”. Stąd już pierwszej nocy, ktoś naszą zagubioną MC próbował zgwałcić i tylko nagłe najście Kondo wystraszyło natręta. Z tego powodu generał zdecydował, że dziewczyna jako ich gość potrzebuje opieki i wybrał na jej ochroniarza Haradę – ku wielkiemu niezadowoleniu tamtego.
Dlaczego? Bo facet bardzo nie lubi kobiet. I to do jakiegoś irracjonalnego stopnia. W sensie, jeśli MC tylko stanęła za blisko albo zerknęła w jego stronę, to spotykała się z warczeniem lub groźbami. Harada nie miał bowiem najmniejszych oporów, by wyciągać w jej kierunku broń… I, szczerze mówiąc, pomyślałam wtedy, że w niego jest jeszcze większy dupek niż z Okity. Ten chociaż miał podstawy, by uważać dziewczynę za wroga/szpiega. A Harada? Dlatego, w imieniu MC, miałam nadzieję, że ten mizogin wsadzi sobie włócznie… w wiecie jakie miejsce. Ale na szczęście to było tylko takie pierwsze, negatywne wrażenie.
Harada szybko udowadnia, że to nie tak, że jest uprzedzonym palantem. On był po prostu mocno zaślepiony przez swoją własną ideologię. Stąd drażniło go, że MC ciągle przeprasza, boi się czegoś i wydaje rozpaczliwie trzymać życia, jakby tylko własne przetrwanie było dla niej najważniejsze i nie liczyły się już poza tym żadne wartości. I chociaż rozumiałam, do czego dąży ten wątek – by MC stała się silniejsza i bardziej niezależna – to jednak muszę dorzucić trzy ziarnka goryczy. Powiedzmy sobie szczerze, kobiety bez względu na kraj i okres historyczny miały w ogromnej mierze przerąbane. Uważam, że pochodzącemu z samurajskiej rodziny Haradzie (nawet pomimo niskiego statusu) łatwiej było gadać o wierności ideałom i o tym, jak pięknie jest czemuś poświęcić życie, niż niewyedukowanej, słabej i ogólnie zostawionej samej sobie dziewczynie. W końcu to nie tak, by nasza MC dostała od dziecka do łapy miecz i była uczona drogi wojownika 😛 Stąd to całe krytykowanie za to, że chodzi ciągle cała we łzach, trąciło dla mnie ździebka hipokryzją, bo kochający sprawiedliwość Harada był w swojej ocenie bardzo zaślepiony. Czy wręcz naiwny. Ale to nie tak, by swoim ględzeniem zepsuł mi przyjemność z całego wątku.
W każdym razie początkowo między naszą parką za wiele interakcji nie ma. Właśnie dlatego, że Harada zachowuje się jak buc i ignoruje MC nawet jeśli ta zwraca się do niego wprost. Nocami jednak grzecznie siedzi na engawie, przed jej pokojem, i pilnuje, by nie nachodziły jej żadne creepy. Mimo więc ogromnej niechęci nie sprzeciwia się rozkazom generała i zapewnia jej jako takie bezpieczeństwo.
Niedługo potem bohaterka będzie świadkiem jak Shinsengumi przygotowują się do przyjęcia ważnego kupca, od którego wsparcia są uzależnieni finansowo. Dość powiedzieć, że facet okazuje się zwykłym prostakiem, który krytykuje swoich gospodarzy za kiepski alkohol, a potem nawet bez oporów obłapia obsługującą go MC, gdy wilki w tym czasie pokornie spuszczają głowy… No, wszystkie, poza jednym. Harada nie zamierza bowiem w spokoju patrzeć na rozgrywającą się przed jego oczami komedie i bez ogródek grozi kupcowi, że ma puścić dziewczynę albo może powoli żegnać się z życiem. Ten gest odwagi z jego strony, który mógł kosztować Haradę dosłownie wszystko, podobnie jak jego towarzyszy, pomaga wreszcie MC zrozumieć jego niecodzienny światopogląd.
Harada nie zawaha się nigdy stanąć w obronie sprawiedliwości. Nawet gdyby musiał przypłacić to życiem. Egzystencja w hańbie, w sprzeczności ze swoimi ideałami, jawi mu się bowiem jako los znacznie gorszy. Dziewczyna zaczyna więc nie tylko odczuwać względem niego wdzięczność (bo na tym etapie fabuły uratował ją już kilka razy), ale też najzwyczajniej postanawia pracować nad sobą, by także stać się silniejsza. A taka deklaracja z ust kobiety, rozśmiesza wojownika, choć przy okazji ociepla również jego nastawienie względem MC.
Warto też podkreślić, że w ścieżce Harady pojawia się dość oryginalny motyw, którego nie znajdziemy w rozdziałach innych panów. Jest nim bardziej krytyczne podejście do działalności Shinsengumi. Jasne, Harada podobnie jak oni, chce bronić stolicy, ale nie godzi się na żadne kompromisy, kiedy reszta dość chętnie i pospieszni zgina karki przed osobami o wyższej pozycji społecznej. W końcu Kondo, by zrealizować swój cel, potrzebuje sojuszników. Tymczasem dla Harady liczy się tylko sprawiedliwość i nie ma już żadnych okoliczności łagodzących. Nie przeprosi – jeśli nie uzna tego za słuszne. Nie odłoży broni – jeśli dobył jej w słusznej sprawie itd.
A przyczyna takiego podejścia ma początki w jego przeszłości – którą dzieli się z MC podczas jednej z wieczornych rozmów. Harada pochodził z rodziny samurajskiej o niskim statusie (chūgen). Jako młody człowiek przez przypadek obraził kogoś wyżej postawionego i dostał rozkaz popełnienia seppuku. I chociaż chłopak rozciął sobie brzuch, to rana nie była dostatecznie głęboka i udało mu się przeżyć (w aplikacji z pomocą jakiegoś tajemniczego lekarza = więcej na ten temat w sezonie drugim). Po tym wydarzeniu pozostała mu jednak blizna, która stała się dla niego symbolem, by nie zdradzać swoich przekonań.
Podobało mi się również, że ten wątek to w zasadzie w dużej mierze zdarzenie światopogladów dwóch głównych bohaterów. Upartości Harady z misyjnością MC. Dziewczyna informuje go bowiem, że o ile rozumie jego podejście do sprawiedliwości, o tyle sama nie zamierza rezygnować z własnej drogi – a jest nią niesienie pomocy wszystkim jako lekarz. Stąd z szacunku do jej determinacji, nawet pomimo niechęci do płci pięknej, mężczyzna pozwala się jej wreszcie opatrywać, kiedy wraca z misji, choć wcześniej nie godził się, aby chociaż stała obok. W końcu jednak, przy okazji wspólnych zakupów, sam przyznaje, że nie widzi w niej dłużej słabowitej niewiasty, ale po prostu „jedną z nich” = Shinsengumi. Stąd MC nie jest tutaj tylko dekoracją do partnera, ale udziela wojownikom wsparcia swoją wiedzą medyczną. Nie boi się ran, nie mdleje na widok krwi i jest bardziej zaradna.
I bodaj tylko nieszczęsna scenka z kąpielą, przypomina nam potem, że potrafi być też dziecinna. Gdy ktoś podgląda ją przez okno, gdy siedzi w wannie, dziewczyna jest tak skoncentrowana na wezwaniu pomocy, że zapomina, że Harada i Hajime zobaczą ją w stroju Ewy. A potem bardzo przeżywa, że pokazała się jakiemukolwiek mężczyźnie w ten sposób przed ślubem. Choć Harada próbuje ją pocieszyć, że przecież to tylko trochę odsłoniętej skóry. (I to tyle, jeśli chodziło o naszego zboczeńca z rozdziału 1. Papcio Kondo podobno go potem jakoś srogo ukarał, ale znając jego standardy, to pewnie co najwyżej musiał zjeść kolację zrobioną przez Saito albo wysłuchać haiku Hijikaty).
Co ciekawe, to właśnie MC przypada w udziale rozpracowanie intrygi antagonistów. To ona rozpoznaje zapach ziół, których używano do rozniecenia ognia w stolicy, ale niestety – gdy trafiają na sprawców, Harada decyduje się ocalić dziewczynę, zamiast pochwycić przestępców, co kosztuje go po raz kolejny zadarcie z władzami. I tym razem nawet pomoc reszty przyjaciół nie może go ochronić. W końcu Harada zawalił swoje obowiązku jako jeden z Shinsengumi, wybierając bezpieczeństwo jakiejś dziewuchy, nad wszystkimi mieszkańcami. W efekcie mężczyznę dzieli tylko kilka dni od egzekucji, więc postanawia spędzić ten czas, polując na resztę przestępców. Każdego dnia wychodzi, łapie kilku, a potem wraca cały w ranach i nie pozwala się MC opatrywać, by potem znowu pójść na łowy. Niemniej, po jej wielu błaganiach, wreszcie ustępuje, dzięki czemu dziewczyna może chociaż pomóc mu w tak skromny sposób. A potem wypatrywać jego powrotów, warując przy bramie do świątyni z „Okaerinasai” na ustach. Jak 100% japońska żona.
Na jednak padnie jakieś konkretniejsze wyznanie miłosne, będziemy musieli poczekać aż do zakończenia, kiedy to głowa klanu Aizu wstawi się za Haradą i powstrzyma egzekucje. W międzyczasie nasz burkliwy LI zdołał złapać wszystkich spiskowców, więc – oczywiście – miał w sumie reputacje bohatera i głupio tak było zmuszać go do seppuku. W zakończeniu „fate”, Shinsengumi urządzają potem ucztę na cześć ocalonego przyjaciela, w której trakcie MC popłakała się ze szczęścia. Ten pokaz emocji sprawił, że Harada bez słowa opuścił towarzystwo i dziewczyna podreptała za nim jak ten cień, by usłyszeć, że nie wolno jej odtąd pokazywać łez innym mężczyznom… czyli taka standardowa w grach otome gadka-szmatka na podryw. 😉 A potem już tylko wyznanie miłosne i buzi-buzi. W zakończeniu „love” dzieje się praktycznie to samo z tą różnicą, że parka idzie razem uczcić wolność Harady oglądaniem fajerwerków. Bo reszty się przecież domyślacie.
W przyszłości czeka ich zaś znacznie więcej przygód. Harada w końcu przestanie być takim sztywniakiem i zacznie poważnie słuchać MC. (A nawet w końcu wykazywać zainteresowanie dziewczynkami i ich krągłościami! Choć Okita podejrzewał, że nie jest do tego niezdolny). A dla odmiany bohaterka, będzie próbowała lepiej zrozumieć ukochanego przez np. współuczestniczenie w jego hobby – jakim było picie. Bo jak widać ten LI był dość nieskomplikowany, chciał tylko „tłuc tych złych”, ćwiczyć z włócznią albo wlewać w siebie sake. Co nie skończy się dla naszej MC zbyt szczęśliwie przy jej słabej głowie…
A przechodząc do podsumowania, to nie była zła ścieżka, ale nieco… drewniana? Jak wspominałam Harada to 100% bushi. Nie spodziewajcie się więc po nim nie wiadomo jak słodkich dialogów, zwłaszcza w sezonie pierwszym, bo wtedy liczy się dla niego tylko honor. Stąd dużo z typowego romansu dzieje się tutaj offscreenowo. Ot, w pewnym momencie dowiadujemy się, że bohaterowie gadają rzekomo ze sobą godzinami przez drzwi. I oboje strasznie to lubią. (Co… jak… gdzie… kiedy…? – i inne). Ponieważ jednak osobiście jestem fanem starego kina samurajskiego, to aż tak mi to nie przeszkadzało. Przez co tylko pierwsze, dziecinne zachowanie Harady, było jedynym, które uważałam za zniechęcające. Podobnie jak nie podchodziło mi te ciągłe wychwalanie go przez postaci poboczne (ale na tym cierpi każda ścieżka w aplikacji).
Innymi słowy, nie jest to najlepszy z dostępnych LI, ale przynajmniej nie jest też najgorszy. A może jego surowa osobowość przypadnie komuś wyjątkowo do gustu? Ja z założenia wolę jednak protagonistów, w których jest więcej pasji. A Harada był w swoim zachowaniu aż zanadto bohaterski. Hm… nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem. Widać preferuję jednak mniej paladyńskich LI. Albo takich, którzy mają więcej dystansu i nie poświęcą wszystkiego „dla sprawy” bez wysłuchania racji wszystkich stron.