Naprawdę niewiele spodziewałam się po tej ścieżce. W końcu ile to już razy czytałam tę samą baśń w różnych wydaniach? Przecież niczym mnie nie zaskoczą! – myślałam. Och, naiwna ja… Ale idzie nowy rok, to może jeszcze zmądrzeje na starość. W każdym razie – pomimo wspomnianych wątpliwości – przeszłam ten wątek bez chwili przerwy. Co kosztowało mnie bycie mocno niewyspanym następnego dnia, ale cóż poradzić. Czasami trzeba się poświęcić. Zwłaszcza gdy sprawa ważna… jak dokończenie gry.
Ale dość już gadania o niczym! „Tiasho x Alice” to tytuł od niedawna dostępny w języku angielskim z ulepszonym tłumaczeniem. Akazukin – czyli bohater, którego dotyczyć będzie ta recenzja – jest jednym z dwóch dostępnych LI z epizodu pierwszego. I chyba najlepszym wyborem, jeśli zastanawiacie się od czyjego wątku rozpocząć grę, bo nie ma tu zbyt wielu pobocznych postaci. Główną bohaterką tytułu jest z kolei Yurika (= domyślne imię), dziewczyna, którą poznajemy… uwięzioną w ciemności. W czymś jakby… innym wymiarze? Która dopiero po dotknięciu lustra z obrazem Akazukina (męska wersja Czerwonego Kapturka) przeniosła się do innego świata, a tam rozpoczęła się jej miłosna przygoda i przy okazji nadpisała cała przeszłość.
W tej alternatywnej rzeczywistości: Yurika pochodzi z bogatej rodziny i żyje sobie w miarę spokojnie w ogromnej posiadłości. Pewnego dnia dziewczyna otrzymuje jednak list z pogróżkami… od Wilka. Ktoś domaga się od naszej MC, aby przyznała się do grzechu, bo w przeciwnym razie spotka ją zasłużona kara. Tym sposobem dziewczyna trafia na policjanta/detektywa/ochroniarza/wstaw dowolne Akazukina, który podejmuje się trudnego zadania odnalezienia sprawcy i zadbania o bezpieczeństwo pracodawczyni. Zwłaszcza że rodzice ewidentnie mają na nią wylane i nie przejmują się dręczeniem przez stalkera, podobnie jak starszy brat – który nawet jej nie odwiedził…
I to właśnie w takich okolicznościach zaczyna się pilnowanie 24 godziny na dobę, które odmieni na zawsze życie naszej uroczej pary. Co tu dużo mówić? Facet po prostu się naszej heroinie podoba. A że jest asertywna jak żadna inna, znana mi bohaterka gier otome to bezwstydnie flirtuje, zaczepia go czy żartuje, sprawdzając na ile może sobie pozwolić. Tymczasem Akazukina najłatwiej byłoby opisać jako… skałę. Niewiele mówi i tylko, jeśli jest bardzo ciągnięty za język, unika kontaktu wzrokowego i fizycznego, cały czas ukrywa oblicze pod charakterystycznym, czerwonym kapturem… Jest też zupełnie skoncentrowany na pracy i nie chce, by cokolwiek odwracało jego uwagę. Stąd do wszystkiego podchodzi z bardzo pragmatycznie. Dla przykładu: początkowo odmawia wspólnego zjedzenia przy stole, bo ma ze sobą konserwy w puszkach. (Którymi planuje się żywić przez cały pobyt, co jest podobno bardziej wydajne. Może wcześniej żył w akademiku? :P). Nie chce też brać kąpieli, bo musiałby zostawić MC i tylko pod wpływem jej utyskiwania godzi się ostatecznie na szybki prysznic. (Yhhh…).
Szybko więc da się zauważyć, że facet faktycznie utrzymuje gardę bez ani sekund przerwy… cały problem polega na tym, że raczej chroni siebie przed światem, niż kogokolwiek innego, ale to podobno – jak stwierdzi potem – z powodu niechęci do kobiet. Dlatego jego początkowo relacje z MC są dość zimne. Dziewczyna będzie bezustannie okazywać mu życzliwość i zaczepiać jakimiś pytaniami, by spotykać się z grubą ścianą oporu. Mimo wszystko nie nudziły mnie te przepychanki między nimi, bo uważałam je za dość uroczę. Zwłaszcza moment, gdy Akazukin planuje nocować na zewnątrz, w zimie – ale MC stanowczo się na to nie godzi, a nawet przynosi mu kocyk. Bo chociaż jej ochroniarz zachowuje się cały czas dziwacznie, to dziewczyna – paradoksalnie – ani razu nie traci do niego cierpliwości. I może właśnie z tego powodu , tak szybko zdobyła moją sympatię?
Tym sposobem dni pary upływają w miarę spokojnie… Przerywane jedynie masą zabawno-romantycznych scenek. Np. MC zmusza Akazukina do wspólnego jedzenia, zauważając, że odmawianie posiłku jest niegrzeczne… ale może być też bardzo sexy, jeśli towarzyszą temu wyzwiska. XD Wymyśla też dla swojego ochroniarza nowy archetyp „frigidere”. Wreszcie bezwstydnie plotkuje na jego temat ze szkolnym kolegą Woolfim (w oryg. Ookamim), bo czuje się bohaterka „Action movie”, a w takim wypadku naturalną koją rzeczy jest zdobycie chłopaka! (Próbowała też najść go podczas kąpieli, ale ten plan nie wypalił).
W końcu jednak maska „zimnego, zdystansowanego typa” musiała pęknąć i poznajemy zupełnie nową stronę Akazukina przy okazji dość niefortunnego wydarzenia. MC o mało nie wpada do jeziora i aby jej pomóc, mężczyzna chwycił ją za rękę… by zaraz potem całkowicie zwariować. To właśnie wtedy wychodzi nie jaw, że to nie tak, iż nie lubi kobiet… on się ich panicznie boi przez swoją olbrzymią nieśmiałość! I to do tego stopnia, że najmniejszy kontakt fizyczny sprawia, że zaczyna krwawić z nosa. A gdyby ktoś tego nie wiedział – chociaż wątpię, by jakikolwiek czytelnik odwiedzający blog o japońskich grach nie posiadał tej informacji – to w ten sposób w azjatyckich animacjach czy komiksach przedstawia się podniecenie. 😉 Zaraz potem Akazukin upuszcza bohaterkę, przez co ta faktycznie wpada do wody, a potem wrzeszczy na nią, by nie była taka bezwstydna, bo ubranie klei się jej do ciała.
Od tej pory ich relacje zmieniają się o 180 stopni, bo MC będzie bezwstydnie prowokować swojego biednego ochroniarza, byle tylko jakoś się do niego zbliżyć – a chłopinie w tym czasie zacznie grozić zejście z tego świata przez bezustanną utratę krwi… I chyba dlatego tak zachwycił mnie ten wątek. Wszystko było tu inne niż w standardowym otome. To MC uwodziła jak 100% playboy, a LI był onieśmieloną, pozbawioną doświadczenia „panną”, przez co nie wiedział jak sobie w takich sytuacjach radzić. Stąd w tym skostniałym gatunku wreszcie pojawiło się coś świeżego! Co doskonale potwierdzają następne przykłady.
Zaraz po tym komicznym wypadku nad jeziorem, MC złapała przeziębienie i Akazukinowi przypadła rola „pielęgniarki”. To on będzie karmił bohaterkę z łyżeczki, paskudną owsianką, którą dla niej zrobił i rumienił się przy każdym dialogu. Kiedy zaś Czerwony Kapturek straci przytomność, po podłapie od niej chorobę, MC bez zażenowania wciągnie go do siebie do łóżka, aby odpoczęli, w swoich ramionach, jak pewnie zrobiłby na jej miejscu każdy flirtujący LI. Na krzyki Akazukina reaguje zaś spokojnym komentarzem, że przecież nic takiego się nie stało. Nie ma więc potrzeby panikować zaraz po przebudzeniu – skoro im obu było przecież w takiej pozycji bardzo przyjemnie.
Sielanka musiała jednak w końcu się skończyć, a do fabuły wkraść nieco dramatu. MC otrzymuje kolejny list z pogróżkami, tym razem znacznie straszniejszy, bo sugerujący, że jeśli się nie przyzna do grzechu, może ją czekać nawet śmierć. Potem ktoś wkrada się do posiadłości bohaterki i demoluje jej sypialnie, a w salonie znajdują podsłuch. Widać zatem, że zagrożenie nie może być dłużej ignorowane, bo stalker poczynią sobie coraz śmielej. Akazukin stara się więc odtąd towarzyszyć dziewczynie także do szkoły, ale to i tak nie ustrzega jej finalnie przed porwaniem. I pewnie wielu z Was chciałoby teraz przewrócić oczami. W sensie: skoro historia toczyła się tak nietypowo, to po co teraz wprowadzać tak wyświechtane motywy, jak panna w opałach? Też byłam początkowo rozczarowana, ale jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Aby bowiem poznać wszystkie tajemnice, musieliśmy najpierw dowiedzieć się więcej o przeszłości Akazukina.
Jako młody chłopak, nasz bardzo nieśmiały Czerwony Kapturek, żył na obrzeżach lasu jedynie z matką. Ta zawsze ostrzegała syna, by unikał obcych, bo to tak naprawdę wilki w ludzkiej skórze. W efekcie dzieciak całe dnie spędzał sam, dostając od matki tylko nieco groszy, na przeżycie. Aż pewnego dnia poznał sympatycznego kolegę, który podobnie jak nasza MC nie dał się spławić oziębłą postawą. Tym sposobem między chłopcami zawiązała się przyjaźń, a Akazukin coraz częściej opuszczał dom, aby tylko spędzić więcej czasu z ulubionym kolegą (wbrew zakazowi rodzicielki). Gdzieś po drodze poznał również jego rodzinę – a dokładniej bardzo sympatyczną i opiekuńczą babcie, która nawet podarowała Akazukinowi jego rozpoznawcze, czerwone okrycie. I wszystko byłoby dobrze, gdyby niezdrowa potrzeba uwagi ze strony babci, jaką Akazukin wykazywał, nie budziła w jego koledze zazdrości. Aż wszystko nabrało bardzo patologicznego wymiaru i kiedy życie przyjaciela było zagrożone, Akazukin nawet nie ruszył mu z pomocą i pozwolił topić się w jeziorze. Zamiast tego skorzystał z pomyłki myśliwego, podszył się pod przyjaciela i udawał go w trakcie odwiedzin w szpitalu, gdy babcia była już zbyt słaba, aby rozpoznać, kto naprawdę jest jej wnukiem i z kim rozmawia…
…i chyba nie muszę mówić, że w całą sprawę z pogróżkami zamieszany był właśnie ten nieszczęsny kolega z przeszłości? To on uprowadził MC, zabrał ją nad jezioro i groził nożem, że zostanie zabita, jeśli Akazukin nie przyzna się do swoich zbrodni. Co ten skwapliwie czyni, byle tylko ocalić ukochaną, a nawet zdejmuje pod przymusem płaszcz, by odsłonić… parę wilczych uszu!
…i ponownie stop. Bo okazuje się, że prawda wygląda jednak zupełnie inaczej. Woolfie, MC i jej brat – Hunter (myśliwy) razem uknuli plan sprowokowania Wielkiego, Złego Wilka, bo zrobiło się im go najzwyczajniej żal. Szkolny kolega naszej heroiny – Woolfie – to przy okazji kumpel Akazukina z przeszłości, który wybaczył mu już dawno tę całą sprawę z babcią. Zamiast tego martwiło go, że jego najbliższy przyjaciel zachowuje się jak zombie. Nikogo nie rozpoznaje, nic go nie cieszy, ukrywa się pod płaszczem. Na dodatek wysłał pierwszy list z pogróżkami do rodziny Hunterów, bo chciał winą za swój grzech obarczyć myśliwego, w nadziei, że przyniesie mu to jakiś spokój ducha. Tak zawiązał się spisek, aby wymusić na wilku przeprosiny, skonfrontować z prawdą i wyrwać ze szponów samotności. Choć powiem szczerze, że fundowanie komuś tak kruchemu psychicznie terapii wstrząsowej nie jawiło mi się jako dobry pomysł, ale uznajmy, że to zupełnie bezpieczne w obrębie literackiej fikcji. 😉 Zwłaszcza że nagrodą pocieszenia, po tym wstrząsie emocjonalnym, była akceptacja i miłość Yuriki, która gdzieś po drodze zdołała się w tym smutnym, ciągle krwawiącym dziwaku zakochać.
A to prowadzi nas do happy edingu, w którym Akazukin zbiera się nawet na odwagę, by przynieść jej kwiatek i spróbować skleić swoje własne wyznanie miłosne. Do tej pory cała inicjatywa należała bowiem zawsze do dziewczyny. To ona powiedziała mu, że go kocha, zaproponowała wspólne mieszkanie, a nawet pocałowała, prowokując, że chce, być pożarta przez Wielkiego, Złego Wilka XD. (Poważnie, uwielbiam tą bohaterkę!). Stąd po kilku próbach jąkania, wreszcie udaje mu się wyartykułować, co mu leży na sercu, a my otrzymujemy już typowe, baśniowe „i żyli długo i szczęśliwie”.
W przypadku bad endingów dzieje się zawsze to samo: pojawia się jakiś dziwny typ, podpisany jako czarodziej (The Wizard), który krytykuje naszą bohaterkę, że słabo jej poszło w walce o swojego love boya, więc niech po prostu spróbuje jeszcze raz, bo jak chce romansu, to trzeba się nieco postarać.
No to co finalnie myślę, o tej ścieżce? Była cudowna. Jeśli chodzi o kategorię delikatnej, zabawnej opowiastki romantycznej, to poważnie: na mam czego się przyczepić! Może tylko zakończenie, chociaż przewrotne, okazało się nieco zbyt przekombinowane jak na mój gust. Ale wciąż bycie zaskoczonym jest lepsze od powtarzalności, którą znajdziemy w wielu grach otome. A tu nie zliczę razy, ile szczerze nie mogłam opanować śmiechu. Takie to wszystko było niezręczne, głupawe, i zarazem słodkie.
Z miejsca pokochałam też Akazukina. Podobało mi się, jak wiele odwagi musiało go kosztować chwycenie MC za rękę, gdy próbował ją pocieszyć. Nie był też postacią zupełnie złą ani dobrą – ale idealnie plasował się gdzieś pośrodku, mając na sumieniu całkiem sporo kłamstw. Również jego wcześniejsze wydanie – pragmatycznego, zimnego ochroniarza, potrafiło skutecznie zaintrygować. A ze wspomnień z przeszłości, dowiedzieliśmy się, że bujne fantazjowanie na temat kobiet mogło zacząć się dużo wcześniej, skoro już z Woolfiem przeglądał na strychu porno magazyny w tajemnicy przed babcią. Stąd wielkie brawa dla scenarzystów, bo stanęli spokojnie na wysokości zadania oraz stworzyli bardzo wielowymiarowego LI. I to takiego, którego szczerze chciało się uratować.
…tylko, co w zasadzie Red robił potem, skoro wiemy, że praca policjanta to była jedna, wielka ściema, żeby tylko zbliżyć się do Hunterów? Czy zamieszkał z Yuriką? Zaczął pracę w kwiaciarni? (Niby lubił rośliny…). Aż szkoda, że nie dowiemy się więcej z tej opowieści! 🙁
Miejsce w rankingu: Numer 3. Pewnie niektórych zaskoczy ta opinia, bo ścieżka Akazukina jest z epizodu I – czyli niejako otwiera fabułe i jest znacznie pogodniejsza od pozostałych, ale właśnie przez ten jej nieśmiały urok i baśniowy klimat, tak bardzo ją polubiłam.