Alternate Story ~First Christmas~
Fran jakoś nigdy nie podchodził mi jako bohater. Może był po prostu za naiwny i dobroduszny, przez co miała wrażenie, że zbyt łatwo dałby sobą pomiatać w życiu? (Nie to, żebym nie ceniła pozytywnych cech w ludziach). Po prostu mój ulubiony typ, to wyszczekane postaci, cytując za klasykami, uważam, że z wiekiem każdy idealista zmienia się w cynika. Tymczasem Victor tak jak zaczął jako słodki, zawsze pomocy LI… tak w sumie niewiele się u niego zmieniło, nawet po tym, jak przyczynił się do stworzenia broni masowej zagłady. W sensie to nie tak, że się tym wszystkim nie przejął, ale nie odbiło się to zbytnio na jego charakterze.
Przypomnijmy jeszcze tylko, że Code: Realize ~Wintertide Miracles~ to historie alternatywne. Ich akcja dzieje się bezpośrednio po wydarzeniach z innego fandiscu: Code: Realize ~Future Blessings~, w którym to Cardii udało się uratować swojego nieco szalonego brata. Zaraz potem rodzeństwo zamierza zamieszkać razem w Walii, aby spróbować nadrobić stracone lata, a reszta paczki rozjeżdża się po całym świecie, by zając własnymi sprawami np. Lupin przypomina sobie, że jest francuzem i postanawia odwiedzić dom, a Van Helsing dołącza do Księcia Nocy, aby przekonywać szlachtę do nieagresywnej polityki względem ocalałych wampirów.
Tymczasem Victor zajmuje się po prostu leczeniem – głównie osób z dzielnicy biedoty, w czym pomaga mu mafia = rodzina Gordon. Bogowie, jak ja nie cierpiałam tej zgrai! Ich widok automatycznie obniżył mi ocenę gry. W każdym razie to przestępcy pomagają doktorkowi załatwiać taniej leki, a w zamian za to on udziela im pomocy medycznej. Cóż, jak widać, to również się w życiu Victora nie zmieniło. Dalej zadaje się głównie z ludźmi na pograniczu prawa 😉.
Tym sposobem dni doktorka mijają w miarę spokojnie… ale bardzo samotnie. Mimowolnie odkrywa, że jego myśli coraz częściej wracają do dnia, w którym rozstali się z Cardią i żałuje, że nie powiedział jej wtedy wszystkiego, co czuł. Zwłaszcza że dziewczyna wyraźnie na coś czekała. Tak się jednak składa, że jego dalsze rozmyślania przerywa otrzymanie listu od matki, w którym zatroskana rodzicielka wypytuje go o plany na przyszłość. Aby nieco ją uspokoić, w końcu musiała słyszeć na jego temat same, straszne plotki, Fran postanawia napisać parę zdań o Cardii, co na tamtym etapie wydawało mu się świetnym pomysłem. Nim się jednak spostrzegł, wysłał do swoich rodziców kilkutomowy list pochwalny, w którym wspominał o wszystkich, nawet najdrobniejszych szczegółach z jego relacji z dziewczyną, wciąż podkreślając, że nie ma drugiej tak pięknej, dobrej i odważnej istoty na Ziemi. Nic zatem dziwnego, że staruszkowie uznali, iż powolutku trzeba przygotować się na ślub i w odpowiedzi napisali, że opuszczają mroźną Szwajcarię, by odwiedzić Londyn na święta i poznać jego wybrankę serca.
A wtedy Victor wpadł w popłoch. I opracował kolejny genialny plan. Tym razem napisał bardzo lakonicznie do Cardii, że zamierza wkrótce wpaść do Walii, bo muszą pilnie pogadać. Akcje przenosi się wtedy do domu dziewczyny, która jest tą sytuacją nieco zaskoczona, ale mimo wszystko uradowana. Przez ten cały czas tęskniła bardzo za Victorem, którego widywała tylko w trakcie kontroli medycznych. Dowiadujemy się także, iż w gruncie rzeczy, to liczyła, że facet ją powstrzyma i nie pozwoli im się rozstać. Niestety, zabrakło mu odwagi. Co ciekawe, Finis nie wydaje się wcale tymi odwiedzinami podirytowany. A ja w końcu dostałam odpowiedź na swoje pytanie, którego z panów uważał za najodpowiedniejszego kandydata dla swojej siostry. Cóż, wychodzi na to, że doktora. W sumie to nawet logiczne, bo Fran – jak już wspominałam – był dobrym człowiekiem, a i jeszcze był największą gwarancją bezpieczeństwa. W odróżnieniu od pozostałej paczki nie wiódł żadnego szalonego czy niebezpiecznego życia ani nie miał planów wyruszyć w kosmos.
W każdym razie Victor przyjeżdża w końcu do Walii, a Cardii szykuje się na ich ponowne spotkanie, czyli dosłownie stroi, co po raz kolejny potwierdza jej intencje. Kiedy więc parka zostaje wreszcie sama, dziewczyna jest wniebowzięta, gdy słyszy z ust doktora, że chciałby, aby zostali parą… na niby. Taaak, Fran doskonale wiedział jak zniszczyć klimat sceny. Już mniej ochoczo Cardia prosi go wtedy o sprostowanie i mężczyzna opowiada jej o nieporozumieniu z listem. Aby zatem nie rozczarować swoich rodziców, umyślił sobie plan, w którym razem z Cardią będą przed nimi udawać zakochanych, a potem wszystko może wrócić do normy. Niezbyt zadowolona dziewczyna postanawia się zgodzić, tylko po to, aby pomóc przyjacielowi. Stawia jednak wcześniej własne warunki: pojada do Londynu szybciej, aby potrenować. W końcu żadne z nich nie jest zbyt dobrym aktorem. Na dodatek Victor nie ma wtedy prawa stchórzyć. (Szczerze? Miałam wrażenie, że ona jest tutaj nieco out of character. To jedyna wersja Cardii w całej grze, która sama tak bardzo naciska na romans. Co więcej, nie ma najmniejszego problemu z rozumieniem relacji międzyludzkich. Zupełnie jakby gdzieś po drodze, przypadkiem, nabyła tę wiedzę. Ale zgaduję, że zamysłem twórców było uczynienie z niej bardziej dojrzałej, albo dzięki temu Fran mógł pozostać nieśmiały i uroczy. Czyli trochę odwrócono dynamikę pary).
Jak zapowiedzieli, tak też uczynili. Całą trójką udali się do Londynu, ale Finis został wkrótce porwany przez agenta Idei – Hansela, który zabrał go gdzieś do gorących krajów, skoro cały czas marudził na zimno. W efekcie Cardia i Victor udają się do rezydencji hrabiego sami, pod ramię – co, przypomnijmy, było jednym z warunków dziewczyny. Paczka zaś wita ich z prawdziwą radością i tylko biedny Impey zauważa, że coś jest nie tak. Tymczasem pomimo licznych prób, Viktorowi nie udaje się przerwać przyjaciołom, aż musi wręcz wykrzyczeć „słuchajcie, teraz jesteśmy razem, więc łapy precz od Cardii!!!”. Co spotyka się z mało emocjonującym „OK”, bo nikt nie wydaje się tym faktem zbytnio zszokowany. W końcu, z perspektywy chłopaków, coś się święciło już wcześniej, więc zamiast tego wolą skupić się na świętowaniu. I po co doktorek, tak przeżywał to spotkanie? 😛 Mimo to Cardia i Victor postanawiają wprowadzić grupę z intrygę i opowiedzieć im o liście. Gang Lupina gorąco zaś zachęca doktorka, by w takim razie spotkał się z nimi później i zamiast tego poświęcił wolny czas rodzicom. W końcu nie wiadomo kiedy ponownie opuszczą Szwajcarię, a Victor jest przecież jedynym z całej paczki, który w ogóle jeszcze ma staruszków.
Przez następne kilka dni, Victor i Cardia ćwiczą randkowanie i spotykają po drodze różne przypadkowe postaci. Najbardziej istotną z tego wszystkiego jest jednak scena wspólnego jeżdżenia na łyżwach, bo nieoczekiwanie okazuje się, że doktorek ma talent w tym kierunku. Trzymanie ukochanej w ramionach i zapewnienia jej bezpieczeństwa podczas zabawy, przekonuje ostatecznie Victora, że nie chce rozstawać się z Cardią. Dlatego wreszcie zbiera się na odwagę, by wyznać jej uczucie i poprosić, aby zamiast udawać, naprawdę zostali parą, a zmianę ich statusu przypieczętowuje pocałunek.
Opowieść kończy się niedługo po tym, gdy parka spotyka się z rodzicami na peronie. Staruszkowie są oczywiście zachwyceni wyborem syna, bo Cardia jest w ich mniemaniu nie tylko piękna, ale i dobra – chociaż w sumie wymienili może z trzy zdania. Tak czy inaczej, puenta jest tak, że rodzina Stein wkrótce się powiększy, a mnie zaczęło poważnie zastanawiać, co stało się z Finisem i czy ktokolwiek jeszcze o nim pamięta XD.
A przechodząc już do podsumowania, uważam, że dobrze się stało, iż cały scenariusz próbowano utrzymać w klimacie komediowych. W rozdziale Victora nie dzieje się żadna, większa drama – wyliczając tę nieszczęsną pomyłkę z wysłaniem zbyt szczegółowego listu. Co więcej, przy takiej ilości fluffu, podejrzewam, że wszyscy fani doktorka powinni być wniebowzięci. Cardia i Victor są praktycznie na każdym z 5 CG razem, a wszystkie sceny dotyczą w jakiś sposób randkowania.
No to, czemu nie brzmię, jakby powalał mnie entuzjazm? Bo tak jak napomknęłam na początku, historia – choć przyzwoita – to jednak niczym nie zaskakiwała. W zasadzie jedyne, co naprawdę mi się spodobało, to motyw przyjaźni Victora z doktorem Watsonem, elementy humorystyczne oraz wyjątkowo ładne CG. Cała reszta była poprawna, ale Fran jako LI nigdy nie robił na mnie wrażenia. Może dlatego, że bardziej widzę go na drugim planie? Nie wiem. Tyle z tego dobrego, że przynajmniej się nie wynudziłam i wierzę, że wielu osobom spodoba się taka cieplejsza, rodzinna historia. Zwłaszcza jeśli lubicie postać nieporadnego alchemika i chcielibyście się trochę jego kosztem pośmiać.
Secret Epilogue
Dostępny po zobaczeniu całej pozostałej zawartości gry.
Frankenstein to jedna z postaci, która nie doczekała się ceremonii ślubnej w poprzednim fandiscu, więc tym razem postanowiono to nadrobić. Parka pracuje sobie razem dla królowej, czasami aż przesadzając z czułościami, aż pewnego dnia współpracownicy uświadamiają Victorii, że nigdy nie sformalizował swojego związku, pomimo iż traktują się z Cardią jak mąż i żona.
Mężczyzna postanawia zatem poruszyć ten temat i zobaczyć, co myśli o ich sytuacji sama zainteresowana, ale ku jego zaskoczeniu odkrywa, że Cardia nie chce niczego zmieniać, bo boi się prosić o jeszcze więcej szczęścia. Dziewczyna uważa, że za taką pazerność mogłaby zostać w jakiś sposób ukarana. Dlatego, mimo iż uważa ceremonie za bardzo piękne, woli nie planować żadnej dla siebie. Przygnębiony Frankenstein dochodzi zatem do wniosku, że chyba zaniedbał potrzeby swojej żony i musi ten błąd natychmiast naprawić.
Niestety w trakcie poszukiwań okazuje się, że wszystkie kościoły są już zarezerwowane, bo trwa „sezon ślubny”. Okeeej… Widzę, że XIX-wieczny Londyn miał ciekawe problemy. Z pomocą przychodzi jednak znienawidzona przeze mnie królowa Victoria, która wyrzuca Victorowi, że już dawno powinien doprowadzić sprawę do końca, bo dla kobiet ceremonia ślubna jest bardzo ważna. W czym nie zgadza się mocno z kapitanem Leonheartem, który wyraża zdanie, że jeśli młodzi się kochają, to niczego więcej od życia już im nie trzeba. A z pewnością nie żadnego „papieru”… Bardzo postępowo myślenie, powiedziałabym, ale obawiam się, że w ich rzekomych realiach wchodziłaby jeszcze w grę kwestia „grzechu”, bo małżeństwa zawierało się „przed ludźmi i Bogiem”, a postacie kilkakrotnie dawały pokaz temu, że są w jakimś stopniu religijne… No ale tak się tylko czepiam, bo to przecież japońska gra, więc wątpię, by scenarzyści pamiętali o takich niuansach jak wierność europejskiej kulturze.
W każdym razie Frankenstein odnajduje ukochaną, gdy ta ogląda sobie ceremonie jakiejś nieznanej pary i nawet udaje się jej złapać bukiet. Zaraz potem facet pada na kolano i oświadcza się już oficjalnie. Ostatecznie zaś ich własny ślub odbywa się w budynku udostępnionym im przez królową Victorie, który wcześniej robił za kwaterę organizacji Twilight. (Nie wiem, czy na ich miejscu chciałabym tam wracać…).
Ten epilog był nawet OK. W sensie ani mnie nie rozczarował, ani niczym nie zachwycił. Miało się trochę wrażenie, jakby scenarzyści łatali swoją wcześniejszą pomyłkę i teraz na prędko serwowali nam ten ślub, byle tylko nie rozczarować fanów. No, ale tak po prawdziwe, to nie mam cię czego przyczepić, więc miłośnicy profesorka, będą zapewne usatysfakcjonowani.