„My Secret Pets!” to jedna z tych gier, podczas których przecierasz oczy ze zdziwienia i zastanawiasz się, jak mocny towar scenarzysta musiał wciągać, by mieć takie pomysły… W każdym razie, po ścieżkach kota i prosiaka, postanowiłam ukończyć wreszcie rozdziały papugi. A konkretnie kakadu, która – uwaga, uwaga! – będzie z jakiegoś powodu czarna. Oczywistym jest przecież, że Jane (domyślne imię głównej bohaterki), nie hodowałaby jakiegoś tam pospolitego gatunku. Ale mniejsza! Zacznijmy od krótkiego wprowadzenia, bo przecież warto przypomnieć, o co w ogóle w tej unikatowej fabule będzie się rozchodzić.
Jane to opiekunka czterech dziwnych zwierząt (+ pies, ale on jest nieistotny), które wzięła sobie ze sklepu zoologicznego prowadzonego przez jej rodziców. Życie dziewczyny wyglądało w sumie zwyczajnie, aż pewnego dnia, ni z gruchy, ni z pietruchy, jej chłopak Reito oznajmił, że to już koniec i z ciężkim sercem proponuje rozstanie. Jak zapowiedział, tak też uczynił. Dlatego pogrążona w rozpaczy Jane wraca do mieszkania, aby odkryć… że jej zwierzaki zamieniły się w tym czasie w ludzi (poza psem, bo… patrz wyżej ;)). I to nie w byle jakich, bo dość przystojnych (a przynajmniej tak twierdzi bohaterka, bo po designie bym tego nie powiedziała), ale głośnych młodzieńców.
A że dziewczyna ma już, jak na jeden dzień, dość problemów (zwłaszcza że jej serce zostało dopiero co złamane), to postanawia zostawić tę kwestię na później i idzie się wypłakać do własnego pokoju. Zwierzoludzie udają się zatem spać i tylko Ramin zostaje, aby pocieszyć MC oraz uciąć sobie z nią krótką pogawędkę. I naprawdę twórcy „My Secret Pets!” nie byliby sobą, gdy nie postanowili dodać trochę łopatologicznych opisów. Dlatego Jane, niczym zepsuty gramofon, będzie odtąd przy ich każdej interakcji powtarzać „jaki Ramin jest dojrzały… dojrzały… dojrzały… DOJRZAŁY!”. Czego bynajmniej nie widać po jego zachowaniu — ale o tym później.
Papudze wzbiera się również na wspominki. Żartuje więc z Jane, że nic się nie zmieniła i dalej szczypie policzki, gdy chce sprawdzić, czy coś jest rzeczywiste. (Ja bym tam szukała już szukała porady medycznej…). Potem, naturalnie, podobnie jak każdy z wcześniejszych LI, próbuje jej pomóc zapomnieć o Reito, proponując pójście w ślinę, ale jako dżentelmen kończy tylko na pocałunku w czoło. Co ciekawe, Jane postanowiła, że nawet gdyby zanosiło się na więcej, to nie będzie stawiać oporu. Nie wiem, może w sumie przespanie się z obcym kolesiem, który jeszcze wczoraj był kakadu, brzmiało dla niej jak doskonały plan na przepracowanie bólu po rozstaniu?
Następnego dnia parka udaje się na spacer, a my po raz kolejny mamy szanse dowiedzieć się, jaki Ramin jest w sumie cudowny, bo niesie torbę bohaterki, a i jeszcze dostosował do niej tempo chodzenia. Faktycznie, to już szczyt uprzejmości! Dziewczyny, pamiętajcie, cokolwiek więcej, to już pazerność. Przy okazji dowiadujemy się więcej na temat ich przeszłości: w sensie, Jane dostała swojego pierwszego zwierzaka – papugę w ramach prezentu urodzinowego, gdy uczęszczała jeszcze do szkoły podstawowej.
Widząc jednak, że przygnębienie dziewczyny nie mija, Ramin postanawia dać dowód swojej „dojrzałości” i proponuje Jane plan zemsty. Będzie ostentacyjnie udawał przy Reito, że jest jej nowym chłopakiem, co wkurzy tamtego i na pewno zechce ponownie zawalczyć o swoją byłą ukochaną. Logiczne, prawda? Co w takim rozwiązaniu mogło pójść źle? Zresztą związek odbudowany na patologicznej zazdrości, nie mógłby potem nie mieć przed sobą świetlanej przeszłości! Ale co ja tam wiem, nie jestem przecież spersonifikowaną, sędziwą papugą.
A że nasza heroina też ma ptasi móżdżek, to godzi się przy minimalnych oporach, dzięki czemu wkrótce mogą przejść do ćwiczeń praktycznych. Ramin obściskuje dziewczynę na ławce, a ta się go non stop pyta, czy taki poziom zażyłości jest OK i wygląda naturalnie? Zupełnie jakby nigdy nie obejmowała się z facetem, więc zaczęłam się zastanawiać, jak wyglądały jej randki z Reito? Może na tym polegał problem? Gostek był już seksualnie sfrustrowany i nie chciało mu się dłużej czekać? Ale ponownie, spuśćmy na idiotyczność tej sceny zasłonę milczenia, bo jakbym miała się czepiać każdej nielogiczności, to zebrałoby mi się materiały na serie artykułów, a nie recenzję.
Tak czy inaczej, Ramin postanawia być w porządku wobec reszty konkurencji i wprowadzić zwierzoludzi w swój plan. A przynajmniej tak mniej więcej, nie wdając się zbytnio w szczegóły, ale chce mieć ich błogosławieństwo przed przystąpieniem do działania. Skoro zaś chłopaki nie oponują, to parka przystępuje do punktu B), czyli realizacji. Po drodze spotykają jeszcze Yosuke, dawnego przyjaciela Jane, oraz jego dziewczynę – Sachi. MC postanawia zwierzyć się im z faktu, że jej zwierzęta przemieniły się w ludzi, a ci przyjmują to z godnym podziwu spokojem. W sensie facet jest trochę sceptyczny, ale jego połowica kupuje wszystko w 100%. Cóż… znacznie zdrowszą reakcją byłoby szybkie oddalenie się od Jane i wykreślenie jej z listy kontaktów, ale widać nie takie rzeczy już w swoim życiu widzieli czy słyszeli. Ale czemu w ogóle o tym wspominam? Bo przynajmniej jeden cytat zasługuje na wyróżnienie. Chodzi o fragment, w którym Yosuke stwierdza, że widzi w Raminie podobieństwo jego oczu z czasów, gdy był jeszcze papugą… Kosztowało mnie to oplucie się gorącą herbatą, ale pozwólcie, że zaprezentuję:
Zaraz potem na scenę wraca Reito i można powiedzieć, że plan z prowokacją udał się tylko częściowo. W sensie ex faktycznie był po tym wszystkim wkurzony, ale z zupełnie innego powodu niż Jane się wydawało, bo nie chodziło jedynie o zazdrość. Odtąd starał się nachodzić dziewczynę jeszcze kilkakrotnie (albo wysyłał Yosuke), aby ją ostrzec. Czemu? Bo w jego mniemaniu – ta ta dam! – Ramin był aniołem śmierci! *Ociera łzę* Dobra, dobra! Oszczędźcie już mnie! Poddaje się! Ale nic z tego, scenarzyści bezlitośnie postanowili pociągnąć ten wątek dalej. Okazuje się, że na zwierzakach przemienionych w ludzi ma ciążyć klątwa, która sprawia, że ich właścicieli czeka szybka śmierć. Reito z jakiegoś powodu ma dowody, że tak stało się już w przeszłości. Dlatego postanowił ostrzec byłą przed wiązaniem się z papugą, nawet jeśli nie mogą być już razem.
W międzyczasie Jane postanawia skonsumować swój nowy związek, po części szantażem emocjonalnym, wymuszając na Raminie, by przestał traktować ją jak siostrę. Zmartwiona ex-papuga przyznaje, że miał opory, bo chociaż widział w Jane kobietę, to obawiał się, że przez swoją zwierzęcą naturę prędzej czy później coś spartaczy. Potem jednak już bez oporów przystępuje do zabaw „tylko dla dorosłych”, czemu towarzyszy z ust Jane – a jakże! – mnóstwo „nie”, które znaczą „tak”, byśmy nie zapomnieli przypadkiem, kto pisał ten scenariusz. W końcu wiadomo, że prawdziwa, porządna japońska kobieta będzie zawstydzona i cnotliwa do końca, więc nigdy otwarcie nie powie, że ma jakieś potrzeby czy fantazję.
Ponieważ jednak ani bohaterce, ani Raminowi nie odpowiada tkwienie w niewiadomej, postanawiają skonfrontować prawdę z Czarodziejem – Fumiyą, któremu zwierzaki zawdzięczały otrzymanie przemieniającego w ludzi lekarstwa. Pogawędka jednak niewiele zmienia, aż do momentu, gdy królik ucieka od paczki i próbuje wymusić na Czarodzieju prawdę. Ten nie tylko w końcu zaczyna gadać, ale wyjaśnia nawet więcej niż w ścieżkach innych panów!
Fumiya naprawdę nazywa się Charme i także był zamienionym w człowieka zwierzakiem, który niegdyś, tak jak oni, użył Ktinosu – magicznego lekarstwa. A dokładniej, wcześniej nasza bohaterka znała go jako golden retrivera, bliźniaczego brata swojego obecnego psa – Gorgiego. Ponieważ jednak jej rodzice nie zgadzali się na zatrzymanie obu szczeniaków, drugi trafił do sąsiadki, mieszkającej po przeciwnej stronie ulicy, dzięki czemu dalej mógł się widywać i bawić ze swoim rodzeństwem. Charme zapragnął jednak pewnego dnia stać się człowiekiem, bo zapałał miłością do swojej właścicielki. Nie wiadomo na tym etapie, jaki los spotkał dziewczynę, ale para nie została razem, a Fumiya stał się… magiem? Cholera wie… W każdym razie zdecydował się na pomoc zwierzakom, bo chciał być świadkiem cudu, którego sam nie doświadczył. Jednocześnie ponownie potwierdził, że klątwa nie ma znaczenia, że zakład został już rozstrzygnięty i pozostali panowie wrócą spokojnie do swojej prawdziwej formy, więc… Daijoubu!
Tym sposobem otrzymujemy happy ending, w którym zwierzaki stają się ludźmi, co niedzielę, a Ramin – w nagrodę – może zostać u boku bohaterki już na stałe, nie obawiając się, że efekt zaklęcia minie. Co zaś się tyczy Reito, to Jane jest w końcu szczęśliwa, więc kompletnie zapomina o swoim byłym, co nie znaczy, że nie miewa napadów zazdrości, gdy Ramin gada z innymi kobietami. Kolejny dowód ich słynnej dojrzałości…
I co mam powiedzieć? Ścieżki Ramina nie da się czytać na poważnie i nie śmiać z tego jako poucinana, pospieszna i niedopracowana jest przedstawiona fabuła. Bohaterowie są płytcy, problemy nijakie, plot twisty budzą tylko ironiczne parsknięcie… Nawet oprawy wizualnej nie mogę pochwalić, bo spójrzcie tylko na te monstrualne łapy i nosy. Chciałabym napisać coś pozytywnego, ale najzwyczajniej nie mogę! Może komuś spodoba się ta ścieżka – bo szuka czegoś podobnego do produkcji Cheritz. Nie wiem. Obecnie jednak mamy już taki zalew gier otome, że nie musimy brać z wdzięcznością tego, co jest na rynku i spokojnie znajdziecie dla siebie grę, która stanie się przyjemnym doświadczeniem. A papużkom pozwólmy po prostu żyć sobie z dala od ludzi w spokoju, bo też zasługują na wolność. 😉