Uwaga: recenzja zawiera info zdradzające zakończenia!
Długo zbierałam się do zrecenzowania wątku Soha, bo mam z nim pewien problem. Nie uważam go za pełnoprawną ścieżkę, a raczej za wstęp do epilogu. Coś, co ma być ciekawostką i pomóc nam lepiej zrozumieć późniejsze wydarzenia, ale da się zauważyć, że jego opowieść mocno od biega od tego, co otrzymaliśmy w przypadku pozostałych bohaterów. Oczywiście, nie chodzi o konstrukcje, bo tutaj też pojawił się ending A i B. Gorąco polecam jednak zostawić sobie ścieżkę Soha na sam koniec, bo inaczej możecie sobie zespoilerować coś ważnego.
Tak czy inaczej, gdy tylko zobaczyłam ekran ładowania „Ozmafii!!” wiedziałam, że zabrakło mi jeszcze jednego kluczowego bohatera. Caramia – to tchórzliwy Lew, Axel – Blaszany Drwal, a Kyrie – Strach na Wróble… no to ja się pytam, gdzie jest mały terierek? W końcu chyba jednym z najbardziej rozpoznawalnych cytatów z całego „Czarnoksiężnika z Oz” jest zdanie: „Nie jesteśmy już w Kansas, Toto”. A jak potem zobaczyłam listę dostępnych LI, byłam gotowa dać sobie mackę uciąć, że już wiem pod czyją postacią skrywa się nasza zguba… Cóż… czy się pomyliłam, czy nie oraz o co naprawdę chodziło z całym tym dziwnym, mafijnym światem dowiecie się dopiero w Grand Finale. Nie będę więc tutaj odpowiadać na to pytanie, ale zaznaczę tylko, że rozwiązanie wcale nie było takie proste, jak na pierwszy rzut oka mi się wydawało.
Soh jest jednym z sympatyczniejszych bohaterów „Ozmafii!”. A przynajmniej takie sprawia wrażenie na Fuce, czyli naszej cierpiącej na amnezję bohaterce, która wylądowała w mieście kontrolowanym przez przestępców rodem z baśni czy bajek, a później trafiła pod opiekę dona Caramii, szefa familii Oz. W przeciwnym wypadku dziewczyna padłaby ofiara polującego na nią z jakiegoś powodu Wielkiego Złego Wilka – czyli Caesara, który jest przy okazji liderem gangu, do którego należy również Soh. Dziwne? Nieco. Ale potem się wyjaśni. Na tym etapie fabuły wiemy jedynie, że różowooki słodziak stara się być przyjacielem wszystkich, mordercze zapędy swojego szefa traktuje z przymrużeniem oka, a jego największą pasją jest prowadzenie restauracji.
Zresztą wokół jedzenia będzie się w znacznej mierze kręciło 50% tego wątku. Bo chociaż Fuka nie należy oficjalnie do żadnej z rodzin mafijnych, to wciąż musi uważać na swoje bezpieczeństwo. Jedynie w niedziele trwa swoiste zawieszenie broni, którego nikomu nie wolno złamać pod rygorem absolutnej vendetty ze strony pozostałych rodzin, stąd właśnie tego dnia bohaterka może odwiedzać każdą dzielnicę i pogawędzić swobodnie m.in. z Sohem. A właściwie pomagać mu w pracy, bo wspólnie gotują, obsługują klientów, układają menu i ogólnie bawią się chyba dobrze, tyle że ja zasypiałam przy takiej historii.
Poważnie, miałam wrażenie, że jedyna akcja toczy się w common route, która była wspólna dla wszystkich, a jak tylko już przytrafił się jakiś zindywidualizowany dialog dla Soha to i tak dotyczył restauracji. Nie zrozumcie mnie źle, to nie tak, że uważam, że zawsze w tle muszą pojawiać się wybuchy, ziemia trząść, tsunami zalewać, a rozpaczających mieszkańców pożerać jakaś Gojira… Ale, niestety, dla mnie ten sielankowy klimat był po prostu zbyt ospały (szczególnie, że nie jestem fanem gotowania. Nawet do prostego podgrzania wody mam dwie lewe ręce). Dlatego męczyło mnie niepomiernie, że tam się nic nie dzieje, Fuka podziwia Soha, a ten prowadzi w spokoju swój biznes, bo przecież z czegoś trzeba żyć. No i Caesar razem z resztą paczki sami się nie wykarmią.
Jednocześnie Soh dość szybko udowadnia gdzie leży jego lojalność. Ani myśli pomóc szefowi w porwaniu dziewczyny, który z jakiegoś powodu jest zafiksowany na pomyśle jej pożarcia. Co więcej Soh kilka razy interweniuje, gdy trzeba zmylić pościg, nie bojąc się okłamać kamratów, dzięki czemu praktycznie ratuje MC życie. Choć pytany o przyczyny, dlaczego w ogóle przebywa z gangiem Wilka, odpowiada enigmatycznie, że to bardzo „skomplikowana relacja”. Niemniej Fuka szybko zaczyna mu ufać i uważać za jednego ze swoich najbliższych przyjaciół. (Nawet Scarlet zauważa, że stanowią bardzo udaną parę, zupełnie jakby „wszystko było na swoim miejscu”. Cokolwiek ma wtedy na myśli 😉).
W każdym razie, z każdą upływającą niedzielą, Fuka i Soh zbliżają się do siebie coraz bardziej, aż nieoczekiwanie chłopak proponuje dziwne rozwiązanie. Ponieważ Fuka zawsze będzie zagrożona, a od wpływu mafii nie da się uwolnić, to powinni uciec z miasta. (Zwłaszcza że na tym etapie dziewczyna już oficjalnie dołączyła do Oz i kwestią czasu pozostaje zakaz zbliżania się do wrogich grup – co sprawi, że nie będą mogli się widywać). W rzeczywistości widać jednak, że chodzi mu o coś więcej, bo napomina, że próbuje ochronić MC przed jakimś smutnym losem, ale na tym etapie niewiele więcej zostaje przed graczami ujawnione.
W zależności od wybranego zakończenia A lub B, wraz z oddalaniem się od miasta, będzie pogarszał się stan zdrowia jednego z bohaterów Fuki lub Soha. Nie wiadomo w sumie, co jest tego przyczyną, a chociaż dzielą ze sobą kilka miłych chwil podczas tego szalonego, chaotycznego biwaku, to szybko staje się jasne, że cały plan z ucieczką był skazany na porażkę. Zresztą, dziewczyna obawia się trochę reakcji familii Oz, w końcu zostawiła Caramię, Kyrię i Axela bez słowa. Możliwe więc, że już zaczęli jakieś małe piekło, aby ją odnaleźć, myśląc pewnie, że została uprowadzona. W innej odnodze historii na drodze pary może również stanąć Caesar, który wytropi swoją zwierzynę i Sohowi przypadnie smutna rola zmierzenia się ze zdradą swojego szefa. To nie tak, by bardzo się tym przejmował. Z jego słów kilka razy dało się bowiem odczytać, że w żadnym razie nie zależało mu na Caesarze, a ich układ pozostaje bardzo… tajemniczy?
Niestety, w wyniku odniesionych obrażeń podróż pary musi zostać ostatecznie przerwana. Fuka zabiera Soha do miasta, bo potrzebują doktora, a sama wraca z podkulonym ogonem do familii Oz, by w sumie odkryć, że przyjaciele nie mają jej ucieczki za złe. Poważnie, Caramii było chyba wszystko jedno, co się z nią stanie. Tak czy inaczej, kara i tak się pojawia, ale wymierzona boską ręką, a nie lwią łapką, bo niedługo potem dziewczyna dowiaduje się, że Soh umarł w klinice, a jego ciało dosłownie zniknęło. Został po nim tylko kwiatek. Okeeej. No to otrzymaliśmy swój pierwszy bad ending – pomyślałam.
W zakończeniu drugim, jak wspominałam, to Fuka zaczyna cierpieć z powodu pogarszającego się zdrowia. W sensie im dalej jest od miasta, tym coraz gorzej się czuje, aż wreszcie zrozpaczony Soh przyznaje, że nie mają wyjścia: muszą wrócić, bo szpony przeznaczenia są za silne i żadne z nich nie może się wyrwać. W tym rozwiązaniu fabularnym to Kyrie znajduje schorowaną MC, a Soh trafia do więzienia. Hm… W sumie Robin Hood dostał zwolnienie warunkowe za znacznie gorsze rzeczy, ale gdzie tam! Soh pojawia się niedługo potem w snach Fuki, aby oznajmić jej, że przemyślał wszystko i musi wymazać jej wspomnienia. To jedyny sposób, aby odnalazła szczęście, a ich związek i tak był od zawsze skazany na porażkę. W finale widzimy więc dziewczynę i Soha jak gawędzą sobie swobodnie na mieście, jak gdyby nigdy nic, a ponieważ MC nie ma żadnych wspomnień o ich wcześniejszej relacji, to znowu są dla siebie sobie zupełnie obcymi ludźmi… = czyli w zasadzie bad ending 2#. Jakby na to nie patrzeć.
I teraz ciekawostka: tak, w przypadku tego bohatera nie ma co liczyć na szczęśliwy finał. Nawet w ukrytym epilogu sprawy się tylko bardziej komplikują i po ujawnieniu całej intrygi zrozumiecie, że faktycznie nie było sensu walczyć z losem. Co jest o tyle zabawne, że na tle tych wszystkich patologicznych relacji, w które wplątywała się Fuka w pozostałych ścieżkach (*kaszel* Brothel route *kaszel*), Soh (no i jeszcze Scarlet) to były najbardziej bezpieczne, zdrowe i słodkie wybory. Stąd jeden z nich, oczywiście, musiał zostać zaraz przekreślony XD. Ale jak widać twórcy „Ozmafii!!” nie lubią „normalności”. Zamiast tego dostajemy akcję w stylu „sorry, baby, ale wole swoją pracę” = Caramia, „wytresuje cię, byś sprostała moim gustom” = Kyrie, „ja nawet nie wiem, co to emocje” = Axel, „widzisz moją obrączkę?” = Robin Hood, „Ok, ok, może zdarzyło mi się zamordować parę osób, ale miły ze mnie facet” = Hamelin, „Jesteś moją zwierzyną łowną!” = Caesar. I to chyba wszyscy, bo o Dorianie Grey nawet nie wspominam, a Pashet to ścieżka przyjaźni. W każdym razie możecie sobie porównać, co na dłuższą metę wyszłoby naszej bohaterce na dobre.
Dlatego, przechodząc do podsumowania, mam ogromny problem z oceną tego wątku. Z jednej strony Soh był sympatycznym bohaterem, może aż za bardzo, bo niewiele się w sumie w jego opowieści działo. Z drugiej, męczyło mnie ciągłe gadanie o jedzeniu i menu oraz ograniczenie całego miejsca akcji do restauracji – aż do praktycznie końcówki gry, gdy próbowali razem uciec. Wtedy, na moment, dane nam było zobaczyć nieco lasu. Na dodatek wyjaśnienie głównej intrygi całej fabuły wcale nie wyszło tej postaci na dobre. Ba, podejrzewam, że mogło nawet kilku osobom całkowicie zepsuć jego odbiór. Mnie w sumie ani nie zaskoczyło, ani nie ucieszyło, ani nie rozczarowało, co jest smutnym dowodem na to, że nie przywiązałam się do niego wystarczająco, ani nie przejęłam dalszym losem. Oddajmy jednak sprawiedliwość i podkreślmy, że każdy z bad endingów może być dla wrażliwszych osób niezłym wyciskaczem łez. Co paradoksalnie sprawi, że historia pozytywniej utknie Wam w pamięci. Ale ostrzegam uczciwie, że potem będziecie jeszcze tylko bardziej wkurzeni na twórców, za to, co odstawili w ukrytym epilogu.
Miejsce w rankingu? Na samym dole listy, bo jak argumentowałam wcześniej, nie uważam tego wątku za w pełni samodzielną ścieżkę, a bardziej za… prezentacje bohatera? Dopowiedzenie? Pre-epilog? Tak czy inaczej, nie sądzę, by „Ozmafia!!” straciła na jego wycięciu, a nie jestem przekonana czy faktycznie zyskała na dodaniu.