Aigonorus to kolejny z bogów zodiakalnego panteonu, którego poznajemy w drugiej części gry – czyli „prologu II”. Mroczny Władca, król wszystkich demonów, dąży do swojego całkowitego odrodzenia, do czego potrzebna mu jest energia byłej bogini przeznaczenia, czyli naszej obecnie żyjącej jako człowiek MC. Stąd dziewczyna ponownie nie może po prostu pracować w spokoju jako bibliotekarka, ale teraz dodatkowo przyjdzie jej ukrywać się przed demonami. I właśnie w tym celu Król Niebios postanowił zaoferować bohaterce wsparcie. Wśród pozostałej szóstki bogów (czyli tej, na której nie ciążyło w „prologu I” piętno grzechu), ma sobie wybrać czempiona i obrońcę. W zamian za swoją służbę wspomniany bóg otrzyma na koniec nagrodę w postaci spełnionego życzenia. Tylko Król Niebios może bowiem odpowiadać na prośby bogów.
MC nie zastanawia się długo: Zyglavis ją przeraża, podobnie jak Krioff, Karno wydaje się jej ukrywać jakiś mroczny sekret, Partheno jest zbyt nachalny, tak samo jak Tauxolouve… stąd jedynym z całej zgrai, który wydawał się kompletnie niezainteresowany zadaniem i drzemał sobie w najlepsze na kanapie pozostał Aigonorus. Władca konstelacji Koziorożca, a zarazem przedstawiciel Departamentu Życzeń, którego nawet arogancki Leon traktował z sympatią, jak młodszego brata. MC doszła zatem do wniosku, że będzie on najbezpieczniejszym wyborem. Czemu uważała, że facetowi w ogóle będzie chciało się ruszyć tyłek – pojęcia nie mam. Początkowo Aigonorus nie wywołał u mnie pozytywnego wrażenia i spodziewałam się raczej nudnej ścieżki. Muszę jednak zaznaczyć, że ja po prostu nie przepada za darudere, ale na szczęście mocno się pomyliłam.
Aigonorus jest zresztą taką decyzją nie mniej zdziwiony niż pozostali bogowie, ale… cóż. Taka praca! Dlatego bez entuzjazmu postanowił na prędko zorganizować bohaterce jakąś ochronę, aby sam nie musieć się zbytnio w te całe pilnowanie przed demonami angażować. Tym sposobem poznaliśmy przy okazji boską moc Aigonorusa, a jest nią kontrolowanie i rozmawianie ze zwierzętami. Magiczni Heroldowie – urocze kozy – stały się bodyguardami bohaterki, a ich futrzaste ciałka szybko zostały wystawione na próbę, bo słudzy Mrocznego Władcy bynajmniej nie dali na siebie czekać.
Zaraz po udanym odparciu ataku Aigonorus i MC zostają przeteleportowani do Niebios przez samego Króla. Ten jest zresztą na swojego podwładnego nieco wkurzony. W końcu, wysługując się zwierzętami, dobitnie pokazał, że nie traktuje poważnie nowych obowiązków. Dlatego Król nakłada na Aigonorusa piętno – podobne do znaku grzechu, ale działające inaczej niż pieczęć szóstki innych bogów. W skrócie: facet dalej będzie mógł używać swoich mocy, ale zostanie porażony, ilekroć oddali się zbytnio od bohaterki. Nie muszę chyba dodawać, że MC wcale nie była z takiego obrotu spraw szczęśliwa? Niestety, na niewiele zdały się jej protesty, bo jak skomentował Leon: wszyscy wiedzą, że w gruncie rzeczy Król Niebios to podstępny gnojek, który lubi się zabawić kosztem innych. Musiał mieć więc z takiego rozwiązania sprawy niezły ubaw.
Na dodatek dziewczyna nie może wrócić na Ziemię i resztę czasu spędza w komnatach Aigonorusa, które okazują nie niebywale… przytulne. Pełno w nich poduszek, pluszaków i ogólnie słodkich rzeczy, bo bóg konstelacji Koziorożca kocha wszystko, co puchate i mięciutkie. Okeeej… Ich dalsze wspólne dzielenie pokoju przebiega zatem bez większych problemów. W sensie, Aigonorusowi wszystko jedno, co MC robi. Nie jest dla niej ani nieprzyjemny, ani nachalny. Jasne, nie widzi problemu w tym, aby spali w jednym łóżku, chociaż dziewczyna bardzo przeżywa fakt, że musi dzielić posłanie z dorosłym facetem, ale to nie tak, by rzucał w jej stronę jakieś teksty czy miał lepkie łapy. Na tym etapie Aigonorus dalej zdaje się sprawiać wrażenie osoby, która najchętniej przespałaby każdą minutę życia. Co jest o tyle ciekawe, że bogowie przecież się nie męczą, więc to nie tak, że musiał regenerować energię.
MC zaczyna też powolutku zdobywać jego zaufanie oraz uczyć o zwyczajach ludzi. Dla przykładu w jednej ze scen pokazuje Aigonorusowi czym są pianki. Nie będzie więc chyba żadną niespodzianką, że zakochany we wszystkim, co mięciutkie facet z miejsca uznaje je za swój ulubiony przysmak? Ba! Będzie nawet próbował je później samodzielnie podgrzać w kuchni MC, co o mało nie skończy się pożarem.
Innego razu bohaterowie udają się wspólnie do domu Heroldów. Początkowo Aigonorus ma obawy, że zajmowanie się zwierzętami nie wyda się kobiecie zbyt pasjonujące. Zwłaszcza że wszędzie pełno jest brudu, a kozice bywają agresywne. Tymczasem dziewczyna jest wprost jego chowańcami oczarowana. Nie przeszkadza jej, że ma pełno kłaków na ubraniach. Dodatkowo czuje się winna temu, że jeden z Heroldów został przez nią zraniony po ataku demonów. Dlatego kobieta mocno angażuje się w rekonwalescencje wspomnianego zwierzęcia. Jej determinacja, empatia i pogoda ducha, zmieniają nastawienie boga, który zaczyna spoglądać na swoją towarzyszkę w znacznie przychylniejszy sposób. Jasne, nazywa ją „dziwną”, ale w jego przypadku to miał być komplement.
Wreszcie MC towarzyszy Aigonorusowi również w pracy. Przypomnijmy, że jako członek Departamentu Życzeń był on głównie odpowiedzialny za odpowiadanie na prośby. Stąd pewnego dnia dziewczyna jest świadkiem sceny, gdy bóg konstelacji Koziorożca pomaga jakiejś nieznajomej rozwiązać problem sercowy. I robi to w dość dziwny sposób. Po prostu wymazuje wspomnienia celu, aby nie musiała dłużej cierpieć w wyniku niespełnionej miłości. Takie rozwiązanie wydaje się naszej heroinie bardzo krótkowzroczne i okrutne. W końcu nikt z nich nie ma pewności, jak zakończyłaby się ta historia, a nawet smutne emocje potrafią zmienić się w cenne doświadczenia. Między bohaterami dochodzi więc do pierwszej wymiany poglądów. I co najważniejsze – nie jest to kłótnia, jak to często miało miejsce w przypadku ścieżek pozostałych bogów. Trzeba przyznać, że Aigonorus słuchał jej argumentów z niezwykłym spokojem, a jego zachowanie było aż podejrzanie dojrzałe w wielu sytuacjach.
Wkrótce zresztą dowiadujemy się, że sam miał bardzo podobne, przykre doświadczenia. Niegdyś zakochał się w wyjątkowo pięknej i podziwianej bogini. Aigonorus był przy tym pewien, że kobieta podziela jego uczucia. Z czasem okazało się jednak, że zależało jej tylko na pozycji kochanki kogoś z Departamentu Życzeń. Co więcej, szybko zaczęła okazywać swoje rozczarowanie, bo nie lubiła Heroldów, zwierząt i ogólnie uważała moce swojego wybranka za bezużyteczne. Dlatego para musiała się rozstać, ale złamane serce Aigonorus nie zdołało się tak szybko uleczyć i postanowił, że już nigdy się nie zakocha. To dlatego stał się z czasem apatyczny, ciągle senny i na niczym mu nie zależało. Im dłużej jednak przebywał z MC, tym częściej wyrywał się ze swojego transu i przestawał być tak zniechęcony. Chciał się uczyć o zwyczajach na Ziemi, próbował innych potraw, czy starał zrozumieć sposób myślenia bohaterki.
Zarazem potem następuje dość dziwny zwrot fabularny, nagle bowiem MC uświadamia sobie, że chyba się zakochała i nie potrafi już patrzeć na Aigonorusa tylko jak na ochroniarza.
Zwłaszcza że dość mocno wzięli sobie do serca rozkaz Króla, by utrzymywać krótki dystans. Stąd dzielili ze sobą posłanie również na Ziemi, w malutkim apartamencie bohaterki (który Aigonorus nazywał „zagrodą”), a nawet MC zaczęła mu służyć za substytut poduszki, bez której podobno nie mógł zasnąć. (Przypominam: że on w zasadzie nie musiał spać XD).
Pewnego dnia MC zauważa jednak, że znamię Aigonorusa zniknęło i już w zasadzie nie muszą obawiać się kary… Co paradoksalnie sprawiało, że oddalili się od siebie. Zupełnie jakby bóg konstelacji Koziorożca się na nią za coś sfochował i stał się w swoim zachowaniu niespodziewanie dziecinny. Np. zaczął sypiać na podłodze, odpowiadać zdawkowo na pytania itd.
Zdezorientowana tą sytuacją bohaterka pewnej nocy opuszcza mieszkanie – cholera wie czemu z niego wybiegła, przecież wiedziała, że jest ścigana. Ja rozumiem, że emocje i ogólnie, ale to było zbyt… naiwne fabularnie? W każdym razie, co nie jest żadną niespodzianką, zostaje wtedy porwana przez antagonistów. A dodatkowo demony nakładają na nią klątwę. Ktokolwiek dotknie MC, ten odczuje niewyobrażalny ból. Niedługo potem Aigonorus przybywa jej z odsieczą, ujawnia przy okazji swoją prawdziwą, boską formę, a po krótkiej konfrontacji Mroczny Władca i jego dwójka sługusów muszą ratować się ucieczką, odgrażając jednocześnie, że kiedyś powrócą. W międzyczasie parka zdążyła sobie jeszcze wyznać uczucia, a Aigonorus stwierdził, że już nie boi się bólu przed byciem ponownie zranionym. Jest po prostu zbyt zakochany i woli zaryzykować, niż całkowicie zrezygnować z miłości. Oooh…!
Zresztą już po powrocie do Niebios, bohaterowie dostają nawet oficjalne pozwolenie od Króla na kontynuowanie swojego związku. (Co, przypomnijmy, nie spotykało wszystkich bogów – dlatego Aigo miał niebywałego farta). Król argumentuje jednak swoją decyzje tym, że dzięki MC, Aigonorus stał się po prostu lepszym bogiem Życzeń. Zaczął rozumieć ludzi i odzyskał ogólną chęć do życia. Stąd zarówno z Blessed, jak i w Frobbiden Ending, parka przypieczętowuje swój nowy status pocałunkiem w nieco innej scenerii, ale oba zakończenia są do siebie bardzo podobne i szczęśliwe.
W dalszych historiach, Aigonorus będzie musiał sobie poradzić z konsekwencjami złamania tabu, gdyż bogom nie wolno sypiać z ludźmi, co wiąże się dla kobiety ze zdrowotnymi problemami. MC najdą też wątpliwości, czy relacja z nieśmiertelną, niestarzejącą się istotą w ogóle ma sens. W końcu Aigonorus zostanie po jej śmierci ponownie sam, z żałobą w sercu, bez możliwości ponownego ożenku, bo bogom wolno zawierać związek małżeński tylko raz na całą wieczność. (Nie mam pojęcia, z czego wynika tak pokręcone prawo). Wreszcie powrócą też nasi ulubieni antagoniści: Mroczny Władca, Kruk i Servillah, bo przecież się odgrażali, że to jeszcze nie koniec. Będzie więcej dramatu, więcej słodyczy, sporo ładnych CG i dużo, dużo rozważań w stylu „doushiyou„.
Miejsce w rankingu: Numer 9. Powinnam chyba dać mu wyższą notę, skoro reprezentuje mój znak, ale recenzencka sprawiedliwość winna być wolna od piętna nepotyzmu 😉. Historia Aigonorus nawet mi się podobała, choć miała też trochę słabszych momentów. Na przykład nie mam pojęcia, dlaczego, gdy opowiadał o swojej przeszłości, robił to w trzeciej osobie. To takie nieco… mało poważne? Zwłaszcza w ustach nieśmiertelnego boga? Również MC była w tym wydaniu mało stabilna emocjonalnie i miewała dziwne huśtawki nastrojów. A to wydawało się, że potrafi postawić na swoim, by po chwili rwać włosy z głowy i chlipać po kątach. Niemniej bawiłam się podczas lektury OK. Nie była to najlepsza ścieżka, ale też nie wynudziłam się, ani nie rozczarowałam. Zwłaszcza gdy Aigonorus stał się już potem bardziej przytomny. Stąd mogę ją polecić, nawet jeśli w grze znajduje się sporo ciekawszych bogów i opowieści.