Gdy zabierałam się za „Beast and princess” wiedziałam, że ta gra nie ma za dobrych recenzji, a jednym z najczęściej powtarzających się argumentów była nijakość postaci. Niestety, trudno się z tym zarzutem nie zgodzić, a Mias (po naszemu: Maciej) jest na to doskonałym przykładem.
Podobnie jak inni bohaterowie kanarek trafił do uwięzionej w wieży księżniczki w dość nieprzyjemnych okolicznościach. Był ranny i wyczerpany, a dziewczyna zajęła się nim tak, jak wcześniej każdym ze swoim zwierzęcych kompanów. Przypomnijmy bowiem, że Julia (domyślne imię MC) nie może opuszczać wieży, stąd 16 lat swojego życia spędziła w izolacji od ludzi, gadając do konia, kanarka, psa i niedźwiedzia oraz obsesyjnie, szyjąc z nudów. Dopiero atak jakiejś podejrzanej Czarodziejki na królestwo Weg, przewrót jakiego dokonał stryj Julii i morderstwo królewskiej pary sprawiło, że dziewczyna została zmuszona do ucieczki i poszukania azylu w wolnym mieście Piscis. Tak w zasadzie zaczęła się jej przygoda, a pod wpływem magicznego proszku jej zwierzęcy kompani zamienili się przy tym w ponętnych, choć przeważnie niezbyt rozgarniętych biszów.
Jak wspominałam wcześniej, historia Macieja nie jest zbyt porywającą i można ją podzielić na dwa tematyczne bloki.
Pierwszym z nich jest część poświęcona aktorstwu, śpiewaniu i występowaniu na scenie. Jak każdy „ptak”, Maciej kocha bowiem świergotać, być otoczony tłumem, a jeszcze chętniej bawi innych swoją muzyką. Ponieważ zaś chłopaki muszą jakoś zarabiać (aby opłacać mieszkanie w Piscis, a także mieć kasę na zakup przemieniającego proszku), to nie pozostaje im nic innego jak harować na swoje utrzymanie. Zresztą lord Barthold (= tak jakby władca Piscis) ładnie im wszystkim wypomniał, że nie mogą cały czas żerować na dobroci szesnastolatki.
A skoro Maciej był najmniejszy i w sumie najsłabszy z całej grupy, nic przy tym dziwnego, że wybrał w miarę bezpieczne zajęcie. Owszem, mógł składać obietnice, że Julia będzie przy nim bezpieczna i zawsze ją obroni, ale powiedzmy sobie szczerze, że kanarek to niezbyt imponujące zwierzę… Dlatego w sumie nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem, że poświęcił się aktorstwu, bo czego jak czego, ale uroku mu nie brakowało.
Zwłaszcza gdy już zaczął poważnie durzyć się w Julii, więc odgrywanie scen miłosnych przychodziło mu z łatwością. A motyw ten dostarczył też kilku typowo romansowych scen, bo wraz z popularnością, Maciejem zaczęły interesować się mniej lub bardziej agresywne panie, co naturalnie, zaczęło wzbudzać zazdrość i niepokój w Julii. Później zaś dziewczyna zyskała okazję, by pomóc mu nieco w pracy, a przynajmniej w nauce scenariusza i odczytać wspólnie kilka miłosnych kwestii. Co ponownie sprawiło, że zaczęła się poważnie zastanawiać nad swoimi uczuciami względem blondwłosego ex-zwierzaka.
Drugim dużym wątkiem, który w moim odczuciu był zdecydowanie ciekawszy, była przeszłość Macieja związana z pracą w kopalni. W grze postanowiono nawiązać do okrutnego zwyczaju zabieranie przez górników kanarków na szychtę w ramach żywego alarmu przed niebezpiecznymi gazami. Jak wiadomo, nie wszystkie zagrożenia da się od razu wykryć gołym okiem. Kanarki mają jednak zwyczaj śpiewać praktycznie bez przerwy i tylko zatrute powietrze sprawiało, że zaczynały milknąć i umierać w męczarniach, co było dla górników sygnałem, że tunel może być niebezpieczny. Stąd w grze największą zmorą górników z Piscis jest traumgua – niewidzialny i zabójczy gaz, a Maciej (jak się dowiadujemy z jego opowieści), przed trafieniem do Julii, był niegdyś jednym z takich kopalnianych kanarków, któremu udało się cudem uciec z niewoli. Przez cały ten czas dręczyły go jednak wyrzuty sumienia, że zostawił na pastwę losu dwóch swoich pozostałych braci, którzy najpewniej skonali w cierpieniu.
Przy wsparciu Julii, Maciej postanawia uwolnić się wreszcie od demonów przeszłości, a by tego dokonać, zaczyna szukać alternatywnej metody na wykrywanie traumguy, co pozwoliłoby zmienić zwyczaje górników i zaprzestać maltretowania ptaków. Chociaż muszę przyznać, że bawiło mnie, jak poczciwi robole z Piscis zaznaczali, że jasne, żal im kanarków, ale hej! Z czegoś trzeba żyć! Co tam, ze zwierzęta przy tym cierpią. Na miejscu Macieja pewnie szlag by mnie strzelił, ale on zdołał utrzymać nerwy na wodzy, a nawet faktycznie rozpocząć badania.
Co było procesem bardzo zabawnym. Nagle bowiem w fabule pojawiło się od groma szczęśliwym zbiegów okoliczności, a to Julia i Maciej natknęli się na starca, który przez lata studiował ten sam temat i nawet ofiarował im potrzebne książki. (Niby stracił przez gaz syna i wręcz marzył o tym, by przekazać komuś zgromadzoną wiedzę). Co więcej, bez umiejętności czytania (w końcu Maciej był kanarkiem!) udało mu się zrozumieć tekst i dowiedzieć, że do wykrywania gazu można by posłużyć się specjalnymi kamieniami – benito, które co prawda są bardzo rzadkie… ale tak się złożyło, że można znaleźć je w okolicach Piscis. …Przypadek? Nie sądzę! XD
Tak czy inaczej, Julia i Maciej udają się na poszukiwania, ale nie obchodzi się bez pomocy przyjaciół, bo sami są za mali i za słabi, aby przytaszczyć kamienie nawet po ich zlokalizowaniu. Oczywiście, górnicy są bardzo szczęśliwi, gdy dowiadują się o nowej metodzie. W końcu o niczym tak nie marzyli, jak o uwolnieniu nieszczęsnych kanarków. Jaaasne… Ale tyle z tego przy okazji dobrego, że Julia wpada na pomysł nowej linii odzieżowej, która wykorzystuje pożyteczne kamienie jako elementy ozdobne. Kiedy więc Maciej rozwija karierę aktora i wybawcy górników, to dziewczyna nie zostaje daleko w tyle i staje się rozpoznawana już nie jako poszukiwania księżniczka i rzekomo zabójczyni króla Weg, ale projektantka mody.
Antagoniści nie pozwalają jednak o sobie zapomnieć i Maciej staje przed bardzo trudnym wyborem. Okazuje się, że w międzyczasie Czarodziejka zrównała z ziemią całe inne miasto i podobny los czeka Piscis… chyba że księżniczka zostanie wydana przez mieszkańców po dobroci. Nie zastanawiając się wiele, Maciej postanawia uprowadzić Julię i oddać ją Czarodziejce, bo jak wierzy – zdoła ją w ten sposób ochronić. …Że co, proszę? W międzyczasie spotyka swojego brata – Murocka, zbiegłego z kopalni kanarka, który pała nienawiścią do ludzi (+ Macieja) i pragnie jedynie zemsty. Dlatego zaczął pracować dla Czarodziejki i również przemienił się w człowieka. Dość antypatycznego, jeśli ktoś chciałby znać moje zdanie. Postawiony przed ultimatum Maciej dowiaduje się, że jeśli umrze (warunek konieczny) i przyprowadzi Julie, to antagoniści obiecują, że włos jej z głowy nie spadnie. Eeeh… Tak czy inaczej, kanarek posuwa się do podstępu i kiedy Julia wierzy, że udają się na wspólną randkę ten po prostu odciąga ją od centrum miasta, a potem obowiązuje wstążeczką i oddaje Czarodziejce w prezencie.
I teraz, jeśli zabrakło nam wpływów u bohatera, to po pożegnalnym, dość agresywnym pocałunku już w siedzibie antagonistów, Maciej faktycznie zostawia tam Julię, a my dowiadujemy się później, że umarł. Co nie było dla mnie nawet dołującym zakończeniem, bo związki przyczynowo-skutkowe, które doprowadziły do tej sytuacji, podobnie jak proces rozumowania Macieja, były dla mnie zbyt ekstremalne. Przestałam się dziwić, dlaczego Ryszard nazywał go niekiedy ptasim móżdżkiem, bo tylko skończony idiota uwierzyłby w zapewnienia Czarodziejki. Ja rozumiem, że on miał wyrzuty sumienia z powodu brata, ale oh, come on! (*przewraca oczami*).
Jeśli jednak mamy odpowiednią ilość wpływów i byliśmy na dobrej drodze do szczęśliwego zakończenia, to Maciej jest dla Julii początkowo bardzo zimny (nie wiem po jaką cholerę), ale potem daje się jej przekonać, że nie można się poddać bez walki. Stąd chłopak zgadza się ostatecznie na ucieczkę i próbę przeciwstawienia Czarodziejce. Wcześniej jednak musi ponownie skonfrontować się z bratem, który koniec końców umiera, ale przedtem wybacza Maciejowi, że go opuścił i prosi, by nie przestawał śpiewać, bo to podobno jedyne, co kiedykolwiek przynosiło im w tamtym mrocznym czasie radość. I mogłaby to nawet być bardzo ładna scena, gdyby nie fakt, że mocno zniesmaczył mnie wątek ze zdradą Macieja, który uważałam za kompletnie pozbawiony sensu, stąd na tym etapie śledziłam fabułę już jedynie ze znużeniem i irytacją, co uniemożliwiło mi jakiegokolwiek wzruszenie się.
W każdym razie, parka powraca wreszcie do miasta, a tam reszta chłopaków i mieszkańców szykuje się do wojny. Chcą bowiem przeciwstawić się Czarodziejce, uwolnić Weg, a także zapewnić raz na zawsze bezpieczeństwo ukochanej księżniczce. I chociaż mogłoby się wydawać, że teraz w fabule zacznie się wreszcie dziać coś bohaterskiego, to szybko wychodzi na jaw, że ani Maciej, ani Julia nie wezmą udziału w ostatecznym starciu. Dlaczego? Wiadomo, dziewczyna jest jeszcze szczeniakiem i byłoby to zbyt niebezpieczne, a Maciej… jest po prostu za słaby. Barthold i Ryszard argumentują to jednak ładniejszymi słowami i przekonują parkę, że po prostu potrzebują kogoś, kto w czasie ich nieobecności mógłby zarządzać Piscis. Dlaczego na miłość bogów na zastępcę, jakby nie patrzeć, burmistrza wybierają kanarka, którego jedyną zasługą było śpiewanie na scenie i odkrycie z książki informacji o kamieniach – pojęcia nie mam! Najwidoczniej zarządzanie miastem to istna bułka z masłem i byle ptasi móżdżek lub nastolatka są w stanie sobie z taką fuchą poradzić.
O zwycięstwie przyjaciół dowiadujemy się… listownie. Cała główna zabawa działa się więc offscreenowo, bez udziału main pary i nie zdołałam w tym momencie powstrzymywać dłużej kpiącego parsknięcia. Trudno było mi bowiem dalej wierzyć, że twórcom w ogóle chciało się wkładać serce w ten wątek. I chociaż zaczęło się nawet obiecująco: motyw z kopalnią nie był taki zły i zwrócono przynajmniej uwagę na bezsensowne okrucieństwo względem zwierzą, to już relacja Juli i Macieja, rozwój romansu, zaangażowanie bohaterów w późniejsze wydarzenia, a nawet projekt postaci były mocno rozczarowujące. A to nawet nie tak, że mam coś do archetypu shota. Jasne, nie przepadam za nimi, ale dla przykładu Eric z „Beastmaster and prince” to był mój ulubiony LI. Tymczasem Maciej nie zdołał ani przykuć mojej uwagi, ani chociażby zyskać zainteresowania. Stąd jedyny moment, w którym naprawdę dobrze się bawiłam, to jego początkowe próby z uwodzeniem, gdy jeszcze nie rozumiał różnic pomiędzy zwierzętami i ludźmi, przez co zaproponował Julii by była jego samicą. Parę gagów to jednak zdecydowanie za mało, aby uznać jego historię za dobrą opowieść.