Caesar to postać, którą spotykamy na samym początku gry – już w scenie otwierającej. Tajemniczy typ o drapieżnych oczach oznajmia bohaterce, że będzie jego zwierzyną i rzuca się w pościg. Fuce (domyślne imię MC) nie pozostało zatem nic innego, jak uciekać i tym sposobem trafiła przypadkowo na dona Caramię oraz jego świtę, aby wkrótce znaleźć się pod opieką mafijnej rodziny Oz. I chociaż zdawać by się mogło, że na tym skończą się jej problemy, to tak się, niestety, nie dzieje. Caesar powraca, od czasu do czasu, za każdym razem z tą samą misją porwania i zjedzenia bohaterki przez czas trwania całego common route i praktycznie w wątku każdego z innych LI. Stąd cieszyłam się niepomiernie, że wreszcie będę mogła poznać jego motywacje. A przynajmniej tak jakby. Szybko bowiem odkryłam, że moje myślenie o nim jak o antagoniście było najzwyczajniej błędne. I niepotrzebnie wcześniej wieszałam na nim psy… bądź wilczusie, jak kto woli.
Caesar jest postacią próżną, śmieszną, naiwną, nieco dziecinną, aspołeczną i bardzo upartą. Czyli stanowi mieszankę wybuchową. To trochę tak jakby wziąć Kazamę Chikagę z „Hakuoki” i obedrzeć go z wszystkich cech, których spodziewamy się po antagoniście: zrobić z niego przygłupa, przegrywającego każdy pojedynek i nadętego wprost proporcjonalnie do swoich mizernych umiejętności. Stąd wydawać by się mogło, że taki projekt postaci w życiu się nie sprawdzi… a tu niespodzianka! Bo działa! Na dodatek, Caesar to zdecydowanie najfajniejszy LI i najsympatyczniejszy bohater z całej ekipy (a mówię to już po ukończeniu wszystkich wątków w grze. Więc tak jakby zespoilerowałam swój numer 1 😉). Kto inny miał tak urocze monologi?:
Zacznijmy od tego, że jego baśniowym pierwowzorem jest potwór, który od wieków pojawia się w tysiącach opowieści z całego świata i od zawsze spędzał sen z powiek ludziom podróżującym przez niegdyś porastające wszystkie kontynenty lasy: wielki, zły wilk. Znajdziemy go w „Czerwonym Kapturku”, spotkamy w „Trzech Małych Świnkach”, a współcześnie nawet w produkcjach Disneya. Wilk jest bowiem archetypem tak popularnym, że aż dziw, że Caesar nie brał pod uwagę kariery jakiegoś aktora… ale z drugiej strony, to nie tak, że pozostałe postaci żywią do niego sympatię.
Wręcz przeciwnie. Caesar jest przez baśniową społeczność z „Ozmafii” szczerze znienawidzony i dlatego większość czasu spędza w lesie w towarzystwie swojego „gangu”. Nie można ich nazwać zorganizowaną grupą przestępczą, bo to w zasadzie ludzie, którzy nie chcieli podporządkować się mafii, a samotne życie w slumsach stało się dla nich z czasem zbyt ciężkie. W efekcie z nowym szefem też łączą ich raczej słabe więzi. Caesara niewiele obchodzi, co się dzieje poza lasem i jedynie okazjonalnie wybiera się do miasta, zawsze aby sprawiać innym kłopoty. (Szczególnie pilnującej bram Pashet i familii Boots). Na dodatek nie potrafi o siebie czy o innych zadbać i to do Soha należy sprzątanie, gotowanie oraz zdobywanie informacji, by ich grupka w ogóle jakoś funkcjonowała.
Stąd z taką reputacją nic dziwnego, że nie miał wielu przyjaciół. Mimo jednak ogromnych obaw przed zjedzeniem, bohaterka postanawia odwiedzić Caesara w jego własnej kryjówce. Dlaczego? Bo się najzwyczajniej o niego martwi. Widziała przecież na własne oczy, jak został skopany w pojedynku. Wcześniej zaś była w lesie tylko raz, gdy Axel został uprowadzony i wskutek czego pozostałe rodziny mafijne musiały zrobić nalot na bazę „wilków”. I chociaż trudno do końca zrozumieć jej motywacje, dlaczego właściwie szuka kontaktu z kimś, kto grozi jej śmiercią, to cieszę się, że podjęła taką decyzją, a jako gracze zyskaliśmy możliwość poczytania kilku naprawdę zabawnych dialogów. Teoretycznie twierdziła, że po prostu nie żywi żalu do swojego niedoszłego porywacza. Czym zdołała zszokować nawet zwykle stoickiego Axela. Ale jak wiemy skąd inąd bohaterki gier otome mają wręcz nieprawdopodobnie dobre serduszka.
Dlatego Fuka wybiera się do lasu w niedzielę. To właśnie tego dnia rodziny mafijne wprowadziły ogólne „zawieszenie broni” i ktokolwiek złamię to zasadę, spotka się z krwawą vedettą ze wszystkich stron. I właśnie dlatego Caesar nie ma w tym wypadku wyboru i musiał się jakoś dostosować. Nawet jeśli warunek nie jest mu na rękę, a on sam nie zwykł przestrzegać jakichkolwiek praw. Niemniej po wcześniejszym wybryku z Axelem, gang wilków odniósł zbyt wielkie straty (w tym ofiary śmiertelne), stąd dla odmiany postanawiają zagrać nieco ostrożniej. A to daje wreszcie szansę Fucę, by wymienić z nim kilka słów…
…i w zasadzie usłyszeć tylko obrazy w stylu „baka onna”, bo Caesar jest typem 100% tsundere. Na dodatek niezbyt wylewnym, stąd przynajmniej początkowo bardziej słucha, niż uczestniczy w dialogu. Kiedy Fuka przynosi mu „na zgodę” maść gojącą rany, facet nawet nie chce przyjąć od swojej „zwierzyny” prezentu. Co więcej, podejrzewa, że może to być pułapka i dziewczyna tak naprawdę wciska mu truciznę. Mimo to Fuka była gotowa zranić nawet własną rękę nożem i zademonstrować działanie maści, byle tylko zdobyć jego zgodę. (W porę jednak została powstrzymana przez Soha).
Kolejne spotkania wyglądają w miarę podobnie. Co niedziele Caesar powarkuje na Fukę i każe jej odejść, gdy tylko dziewczyna pojawi się na horyzoncie. Mimo to Fuka uparcie nie daje się zbyć i próbuje z wielkim, złym wilkiem rozmawiać o najróżniejszych rzeczach. A to o pogodzie (dzięki czemu dowiaduje się, że Caesar nie lubi deszczu), a to o rzeczach, które usłyszała na mieście (np. o tym, jak Ande próbował wcisnąć jej zapałki – podobnie jak Caesarowi, ale lider wilka potrafi sam krzesać ogień i nie posiada pieniędzy, więc niczego nie kupił), a to o konkretnych mieszkańcach (np. oboje myśleli, że Scarlet jest dziewczyną, a Caesar planował nawet pożreć caporegime familii Grimm, gdy ten stanie się już „większy i bardziej tłusty”).
Z czasem widać, że Caesar przyzwyczaja się do jej towarzystwa, a nawet zaczyna kolejnych spotkań wyczekiwać. Fuka trafnie bowiem zauważa, że wilk musi być bardzo samotny i podobnie jak ona nie ma wielu przyjaciół. Jedynie Soh zdaje się być jego prawą ręką, ale nawet on pełni raczej funkcje podwładnego niż powiernika. Stąd ich coniedzielne pogawędki stają się okazją do zwalczania nudy i nauczenia czegoś o sobie. Caesar nie przestaje jednak być, tak jakby, antagonistą, dlatego gdy tylko Fuka pewnego razu ośmiela się przyjść do niego innego dnia niż w niedziele, ten z miejsca przypomina jej o niebezpieczeństwie i o tym, że jeśli zaraz nie ucieknie, to zostanie pożarta. Z kąsającego wilka nie przemienia się zatem w oswojonego szczeniaczka, ale cały czas trzyma się na bezpieczny dystans.
To, co jednak spodobało mi się w tej parce najbardziej, to fakt jak bardzo pasowali do siebie. Co nawet podkreślali pozostali bohaterowie. Trudno nie zauważyć, że byli na podobnym poziomie inteligencji. Zarówno Fukę, jak i Caesara szalenie łatwo było oszukać. Oboje nie byli bowiem w pełni przystosowani i nie rozumieli skomplikowanych układów, w których tkwiły rodziny mafijne. (Co zostaje nieco lepiej objaśnione z Grand Finale). Zamiast tego znacznie częściej kierowali się intuicją i impulsom wynikającym z emocji. Gdy Fuka zaprasza Caesara na festiwal spadających gwiazd, ten nie myśli o konsekwencjach pojawienia się bez zaproszenia w mieście. Po prostu chce się z nią zobaczyć, a w efekcie dziewczyna musi go obronić przed wściekłym tłumem, który na widok wilka najchętniej od razu by się na niego rzucił. (Jeszcze nigdy wcześniej nie widziałam Pashet w tak fanatycznym wydaniu…). A przecież MC również nie zastanawiała się, co na widok Caesara mieliby do powiedzenia jej przyjaciele. Zamiast tego znacznie więcej uwagi poświęciła faktowi, jak zarąbiście lider wilka prezentował się w czarnym płaszczu. A ja, bez oporów, mogłam się z nią zgodzić, bo bohater prezentował się naprawdę fajnie.
Mimo to zdarzały się w sytuację, w których Fuka nawet przewyższała wilczusia dojrzałością, jak np. gdy Caesar ukradkiem podrzucił jej warzywa na talerz (bo sam wolał wyjeść mięsko), a ona grzecznie je zjadała albo gdy kłamała, że Caramię przestraszyło wyzwanie na pojedynek, bo chciała Caesarowi sprawić przyjemność i nie miała serca, tak prosto z mostu, mu powiedzieć, że wszyscy mają na jego ataki… wylane. Dlatego próbowała to przekazać najłagodniej jak potrafiła. Arogancja i naiwność Caesara nie pozwalała mu jednak dostrzec najprostszych rzeczy. A sami przyznacie, być przechytrzonym przez Fukę, to nie lada wyczyn! A już w ogóle być z jej perspektywy postrzeganym jako „simple guy”. Podobało mi się również, z jaką życzliwą obojętnością podchodziła w późniejszym etapie do jego gróźb. Gdy Caesar wypowiada do gwiazd życzenie, że chciałby w końcu dopaść Fukę i rozerwać ją na strzępy, MC życzy mu najzwyczajniej… powodzenia. XD Nawet jeśli zaznacza, że nie czuje się zbyt dobrze, wypowiadając: „I hope it comes true” w tej sytuacji. Stąd śmiałam się serdecznie praktycznie przy każdej ich interakcji, bo pełne były takich zabawno-uszczypliwych wymian zdań.
Również motywów romantycznych, jest tutaj aż nad wyraz sporo. Caesar nie ma bowiem oporów, aby robić dla „swojej kobiety” (jak ją później nazywa) biżuterii, zabierać na przechadzki po lesie, a nawet skraść pocałunek w biały dzień. Co jak wiemy dla Japończyków jest dość szokujące. Podobnie jak dla Fuki, która nie potrafi się jednak na swojego chłopaka za to gniewać, a wręcz przeciwnie, angażuje Soha w wyciąganie informacji na temat tego, jak Caesar się czuje i co u niego słychać, gdy Caramia i spółka zabraniają jej widywać się z wilkiem – rzekomo dla jej własnego dobra. Choć ten i tak wpada do miasta, by np. popracować jako kelner i zarobić u Soha nieco gorsza na prezenty.
W ścieżce Caesara możemy zobaczyć przy tym dwa zakończenia (a trzecie, prawdziwe, znajduje się dopiero w Grand Finale, ale temu epilogowi poświęcę osoby tekst – stąd możemy o nim na ten moment zapomnieć).
W wersji A: Caesar przez przypadek trafia na gościa, który jest drugim antagonista serii – Hamelina. Ten niegdyś wygnany za morderstwo były don rodziny Grimm posiada niezwykłą moc, która pozwala mu przy pomocy muzyki kontrolować ludzi i zwierzęta. Hamelin używa zatem magii fletu również na wielkim, złym wilku, co początkowo pozwala mu siać zniszczenie w mieście. Caesarowi udaje się jednak wyrwać spod wpływu hipnozy dzięki najzwyczajniejszej sile miłości do Fuki. Co więcej, pomaga pokonać Hamelina i w zamian za to zostaje wreszcie oficjalnie zaakceptowany przez mieszkańców, a nawet zaczyna pełnić funkcję kogoś w rodzaju kapitana strażników miejskich. Do jego obowiązków należy bowiem patrolowanie slumsów, co czyni z typowym dla siebie mieszanym zaangażowaniem. I tylko wobec Fuki staje się grzecznym, pokornym wilczusiem, który nie myśli o kąsaniu głaszczącej ręki.
W wersji B: sytuacja wygląda dość podobnie, z tym że to nie Caesarowi udaje się pokonać Hamelina, więc nie ma, co liczyć na nagrodę. Zamiast tego powraca do swoich powtarzających się prób uprowadzeniu Fuki z domu familii Oz. Co staje się nieoczekiwanie źródłem niekończącej zabawy dla Kyrie. Jak tłumaczy Strach na wróble: nie zamierza oddać córki byle komu. Dlatego montuje pułapki, planuje obronę i ogólnie robi wszystko, by Caesar wyniósł się z posiadłości z podkulonym ogonem. I chyba tylko Axel miał tego powtarzającego się spektaklu serdecznie dość. Ale tak komiczne zakończenie doskonale pasowało do naszego nieudolnego antagonisty. Stąd ja, zupełnie jak Kyrie, bawiłam się w trakcie lektury świetnie.
I jeśli już koniecznie muszę się czegoś przyczepić, to żałuje, że tych interakcji nie było więcej. Niestety Caesar to bohater, którego opowieść należy zostawić raczej „na koniec gry”. A to oznacza długą mordęgę z innymi LI, nim w końcu dane nam się jest trochę pośmiać i docenić najfajniejszą ścieżkę „Ozmafii”.
Miejsce w rankingu: numer 1. Bardzo świeży pomysł na postać. Antagonista i love interest w jednym, który tak naprawdę budził politowanie i to nie w wyniku smętnej, traumatycznej przeszłości, ale po prostu za sprawą swoich akcji. Trudno było mi go zatem nie polubić. Zwłaszcza że do postaci wielkiego, złego wilka mam ogromną słabość od czasu poznania kapitalnego „The Wolf Among Us” od Telltale. A chociaż Caesarowi daleko do Bigby – m.in. za sprawą różnic w poziomie inteligencji i podejścia do życia – to i tak zgarnął w moim odczuciu pierwsze miejsce na podium. Co chyba miło by połechtało jego próżność, bo w fabule przegrywał dosłowni ze wszystkimi. Nie wspominając nawet o Fucę…