Andrzej Sapkowski (pisarz znany chyba każdemu Polakowi z serii „Wiedźmin”) napisał kiedyś w „Rękopisie znalezionym w smoczej jaskini” bardzo ciekawą rzecz na temat niesprawiedliwości w traktowaniu płci. Przemyślenia tyczyły się ogólnie funkcji bohaterek żeńskim oraz procesowi, jakiemu są poddawane już po zawarciu związku. W wielkim skrócie przeważnie zaczynają jako urocze chłopczyce (wojowniczki, kapłanki, czarodziejki…), które następnie zostają przez partnerów „spacyfikowane” i przemienione w żony. Jak wiadomo, połowica wybawcy świata, nie może już latać z mieczem i w staniko-zbroi. Rodzi więc kolejne dzieciory, jest piękna, powabna, pilnuje ogniska domowego, ale o swoich własnych doświadczeniach z pola bitwy czy o potężnej magii powinna już zapomnieć.
Kobieta w takim układzie zawsze musi wybierać. Albo jest żoną – a wtedy wręcz gadżetem, uzupełnieniem męskiego protagonisty albo postacią niezależną – ale wtedy nie może wdawać się w relacje romantyczne, bo… nie i już. Bohaterce najzwyczajniej nie wolno bowiem mieć wszystkiego. Co w kuriozalny sposób pokazane jest w wielu powieściach fantasy, dla przykładu w świecie wykreowanym przez Andre Norton (pisarkę!), aby pozbawić czarownicę mocy, wystarczyło ją… przelecieć. (Nie muszę chyba wspominać, jak wyglądała tam walka między królestwami?).
Ogólnie, seksualność postaci to odrębny temat, ale również bardzo często łączony z dostępem do potęgi. Stąd kapłanki, czarodziejki, wojowniczki są przeważnie dziewicami, bo jak coś już je „zaliczy” to przemieniają się w opiekunkę ogniska domowego i koniec z przygodami. Lub wręcz przeciwnie – funkcjonują tylko jako boginie seksu. Ale co się w sumie dziwić, skoro większość klasycznej fantasy pisali wówczas panowie?
Możecie się jednak zastanawiać, po co w ogóle o tym mówię i skąd się wziął ten przydługi wstęp? Ano dlatego, że ścieżka Pashet to wręcz koronny przykład wpisujący się w spostrzeżenia Sapkowskiego. Ale nim się o tym przekonałam, była szczerze zaciekawiona postacią, przy której obiecywali mi „friendship route”. Coś, co w grach otome pojawia się niezwykle rzadko. Przeważnie bowiem MC otoczona jest stadem przystojniaków, a gdy już pojawi się na horyzoncie inna samica, to albo jest antagonistką, albo rodzicem bohaterki, albo pozbawioną znacznie i osobowości koleżanką z tła. Pashet nie pasowała jednak na pierwszy rzut oka do żadnej z tych kategorii. Była donną swojego własnego, mafijnego domu – Boots. Doskonale znała się na walce bronią białą. Brała udział w szkoleniu armii. Podejmowała ważne dla miasta decyzje… a przynajmniej z pozorów. Jak się bowiem dalej przekonamy: jej ścieżka, to w sumie dalej dość przykry dowód na to, w jaki sposób prezentuje się żeńskie bohaterki, gdy ktoś mentalnością utknął w XX wieku.
Zacznijmy jednak od błyskawicznego streszczenia głównego wątku. Fuka (domyślne imię) jest pozbawioną wspomnień, 16-letnią dziewczyną, która pewnego ranka budzi się w baśniowej krainie kontrolowanej przez mafijne rodziny. MC cudem udaje się uniknąć zamordowania już pierwszego dnia. Tym sposobem trafia pod opiekę dona Caramii – szefa familii Oz, którego koncept postaci nawiązuje do tchórzliwego lwa z klasycznej powieści o Dorothy i Czarnoksiężniku. Od tej pory Fuka żyje sobie na ich utrzymaniu i pod ich dachem, bez większym zmartwień i trosk. Jasne, na mieście dalej toczą się od czasu do czasu spory, ale dziewczyna jest jakby „obok” tego wszystkiego, a nie bezpośrednio zaangażowana.
Wreszcie jednak pewnej niedzieli (kiedy panuje obowiązkowe zawieszenie broni), Fuka zagaduje z ciekawości wyglądającą jak kocica Pashet – przywódcę innej, wrogiej familii. Pashet daleko jednak do osób, które bezpodstawnie okazują agresje, stąd chociaż początkowo irytuje ją natrętność Fuki, to jednak kontynuuje z nią rozmowy, aż ich coniedzielne chit-chaty stają się tradycją.
Dzięki temu dowiadujemy się więcej o słabościach, jak i o silnych stronach donny. Dla przykładu kocica ma pod swoją kontrolą ogromną, świetnie zdyscyplinowaną armię, która pomaga jej w głównym zadaniu rodziny Boots – czyli pilnowaniu bram miasta. Jednocześnie kobieta ma kompleks na punkcie swojego wyglądu. Wolałaby być „normalna” tj. mieć zwykły kształt uszu, jak Fuka, aby nie przyciągać ciekawskich spojrzeń. Co prowadzi zresztą do zabawnego dialogu na temat doktora Robina. Wychodzi bowiem na to, że Fuka była przekonana, że to jego normalny wygląd, a nie maska. I chociaż zazwyczaj ubolewałabym nad jej głupotą, to w tym wypadku podane przez nią argumenty mają wyjątkowo sens. Skoro wszyscy w mieście wyglądają jak cudaki, mają ogony, kły, skrzydła itd. to, czemu doktorek nie miałby wpasowywać się w ten trend? Prawda, że sprytnie to sobie wytłumaczyła?
Przez namowy Fuki, Pashet zaczyna również brać udział w typowo „babskich” zajęciach, a jak wiadomo, wszystkie kobiety zajmuje się tylko jednym: chodzeniem do cukierni, by żreć tam urocze słodycze, kupowaniem sukienek i strojeniem się oraz gadaniem o facetach. Z tym ostatnim było najtrudniej, bo Fuka jest domyślna jak ziemniak, a Pashet zbyt wstydliwa, aby paplać otwarcie, co jej leży na sercu, ale wątek romantyczny w tej ścieżce będzie miał istotne znaczenie dla finału. Stąd nawet miło się zaskoczyłam, gdy odkryłam, że to tym razem Pashet jest zakochana w Axelu i może potrzebować wsparcia koleżanki. W 99% przypadkach jest na odwrót – to skrzydłowa dopinguje MC. Spodziewałam się więc czegoś nowego, oryginalnego i słodkiego… ale, niestety nie. Bo w tej grze ciekawe rozwiązania i kompletne rozczarowania są na porządku dziennym.
Stąd, gdy Pashet zaczyna się dla swojego kawalera stroić, pojawiają się przynajmniej dwa, dość niefajne motywy.
Po pierwsze, kocica zaczyna powtarzać, jak nie czuje się w tym ubraniu sobą. Czyli jej jedyną naturalną wersją jest ta z mieczem i w spodniach (= niezależna chłopczyca *ziew*). Inaczej nie może pełnić swoich obowiązków donny. (Przypomnijmy tutaj jeszcze raz o teorii, że kobieta zawsze musi wybierać: albo romans z Axelem, albo bycie szefem. Nie ma, że dasz sobie radę w obu tych funkcjach!). Co więcej, jak już się staje choć minimalnie trochę atrakcyjna – czyli niebezpiecznie zbliża się w stronę „strażniczki ogniska domowego” bądź „seks demona” – to dziwnym trafem traci też swoje inne cechy charakteru: stanowczość, zdyscyplinowanie, silny zmysł sprawiedliwości, charyzmę itd. Pashet w sukience potrafi tylko wzdychać, rumienić się, jąkać i nieudolnie flirtować.
Po drugie: zmienia się też nastawienie chłopaków względem pań. Caramia niby jest uprzejmy, bo komentuje, że Pashet w nowym wydaniu bardzo do twarzy… ale po chwili ględzi coś o tym, że samotne dziewczyny nie powinny same wracać nocą, bo coś im się stanie. No bogowie, przecież to Pashet! Mistrzyni miecza, donna familii Boots, mająca pod swoją kontrolą całą armię, z którą on normalnie prowadzi obrady przy stole! Czemu tym razem robisz z niej skończoną sierotę, Caramia, tylko dlatego, że założyła szpilki? Patrzysz na wszystkie kobiety przez pryzmat zdziecinniałej Fuki? I tak chwała mu za to, że przynajmniej zauważył, co się z Pashet i Axelem święci i nie próbował się w to wtrącać. I jedynie humorystyczne wątki z jego udziałem, ratowały mi nieco wcześniejsze komentarze:
Tak czy inaczej, historia toczy się dalej, to musiała pojawić się jakaś tragedia. Pashet robi więc pieczołowicie słodycze dla swojego przyszłego ukochanego, który oczywiście jest na jej starania równie ślepy, jak Fuka. Mimo to Blaszany Drwal wpierdala cały cukier, jaki kocica mu na wspólnym pikniku podtyka, aby pewnego dnia dać jej kosza. Dlaczego? Bo gdy po raz kolejny donna familii Boots odwiedza go w rezydencji z prezentami, Axel przypomina jej nagle, że są z wrogich rodzin i nie zamierza przyjmować łapówek. A to kompletnie łamie serce kobiety, więc od tej pory… zaczyna unikać Fuki. Zupełnie jakby obwiniała przyjaciółkę, za jej wcześniejsze dopingowanie w zalotach. Co ma sens, tylko jak masz jakieś 16 lat, a wydawało mi się, że Pashet jest starsza od MC. Ale co ja tam wiem o dojrzewaniu emocjonalnym antropomorficznych kotów…
Zraniona Fuka próbuje, naturalnie, odzyskać swoją jedyną i prawdziwą BFF, ale wtedy na drodze staje jej powrót Hamelina – gościa, który lata temu doprowadził do straszliwych walk w mieście, bo dzięki magicznemu fletowi potrafi kontrolować dzieci i zwierzęta. Tym sposobem familia Boots traci swoich popleczników (również kotoludzi), a Pashet pod wpływem przemowy Fuki, że ma zeżreć snikersa i znowu być sobą, bierze się wreszcie w garść. Dziewczyna wypomina jej bowiem, że przyjaciółka, którą zna i ceni, nigdy nie zostawiłaby swoich poddanych na pastwę losu i skrywała się w posiadłości. Dlatego zmotywowana Pashet rzuca szpilki w kąt, chwyta za miecz i… grzecznie idzie poprosić Caramię oraz familię Oz, czy nie udzieliłby jej wsparcia. …No niech, że mnie ktoś zastrzeli! Ah, ten feminizm w japońskim wydaniu. XD
W każdym razie zakończenia w obu wypadkach są dla mnie pośrednimi happy endingami. To znaczy: nikt nie umarł — poza moją nadzieją, że da się uratować ten scenariusz. W obu z nich Pashet wreszcie godzi się z Fuką, a także leczy serce po niefortunnej przygodzie z nieodwzajemnionym zauroczeniem. (Chociaż cholera wie, jakby to się potoczyło, gdyby Axel wreszcie poznał jej motywację. Ale tego, niestety, nigdy się nie dowiemy). I albo – w wersji A – zostaje dalej donną swojego domu, ale postanawia skupić się na pracy, bo tylko wtedy „naprawdę jest sobą” (co potwierdza nawet jej były obiekt westchnień, który przy okazji, w trakcie walk na mieście, oczywiście, musiał przybyć kocicy z pomocą, bo sama nie potrafiła nawet poradzić sobie w starciu. Taka z niej mistrzyni walki, jak ze mnie lekkoatleta…), albo – w wersji B – w ogóle rzuca wszystko w cholerę, bo po tym, jak zaczęła obsesyjnie gotować dla Axela odkryła, że to jej prawdziwe powołanie i odkąd, zamiast być mafiosą, woli prowadzić restauracje… A Blaszany Drwal korzysta jeszcze z okazji i wpada do niej na ostatni sparing (prawie taniec), nim donna na zawsze odłoży miecze, które – jak sama przyznała – dalej kochała. No, ale nie można mieć wszystkiego, czyż nie? 😉
Stąd naprawdę przeżyłam ogromne rozczarowanie tymi rozdziałami, bo dosłownie wszystko poszło tam źle. Zaprezentowano nam historie o kobiecej przyjaźni w najgorszym wydaniu, wręcz prześmiewczym, stereotypowym, takim, który ostatecznie i tak zaprowadził je do kuchni (a wcześniej do cukierni, butików i facetów). Ja nie rozumiem, czemu faktycznie nie mogli zaszaleć i zeswatać Pashet z Axelem, dzięki Fucę? To byłoby w końcu coś nowego! A graczki raczej nie byłyby zazdrosne, bo „Axel jest tylko ich”… Eeeh… Mielibyśmy za to okazje zobaczyć potencjalnego LI w relacji z inną bohaterką i poznać go z nowej strony. Na dodatek Pashet mogłaby wtedy „mieć ciastko i zjeść ciastko”, a nie podążyć śladem całych armii innych bohaterek fantasy klasy Ź = nie ma chłopaka, jak jest robota. To ja już bym nawet wolała zwykłą ścieżkę yuri. I choć nie jestem docelowym odbiorcą takich opowieści, to potrafię sobie wyobrazić, że sporo graczy takie rozwiązanie by najzwyczajniej ucieszyło. Z perspektywy scenariusza wydaje się zatem korzystniejsze. Zwłaszcza że Pashet nie brakowało niczego, aby być fajnym, odważnym i oddanym partnerem. Aż dziwne, że nikt poza Fuką tego nie zauważał…
I chociaż tyle z tego dobrego, że MC była w tej ścieżce wyjątkowo mało wkurzająca. Podobało mi się, że miejscami sprawiała wrażenie nawet bardziej dojrzałej niż kocica, np. gdy rozmawiały o niechęci do Kyrie i Fuka bardzo logicznie stwierdziła, że póki jej jeszcze nic nie zrobił, to nie ma powodów, aby pluć na niego jadem. Albo gdy dowiedzieliśmy się, że Pashet panicznie boi się żab czy igieł, a Fuka pomagała jej to jakoś przetrwać w trakcie badań lekarskich. (Choć koniec końców to obecność Axela odwróciła uwagę kocicy od zabiegu. Zabrał więc Fuce jej 5 minut chwały).
Co zaś się tyczy baśniowego pierwowzoru, postać Pashet nawiązywała po prostu do włoskiej bajki o „Kocie w butach”. O ile jednak tamten był przebiegłym kłamcą i manipulantem, o tyle donna familii Boots to osoba praworządna do szpiku kości. Czyli stanowili swoje dokładne przeciwieństwo. Podejrzewam jednak, że scenarzystom zależało jedynie na wprowadzeniu uroczej neko-chan i nie kłopotali się zbytnio literackim źródłem. A szkoda. Zaradna, inteligentna Pashet, która mogłaby rzucić intelektualne wyzwanie Kyrie, podobałaby mi się znacznie bardziej od tego, co dostałam w finale. A tak znowu zostało mi tylko narzekanie, ale wszystko i tak jest lepsze od tego koszmarnego „brothel route”!