Uwaga: Poniższa recenzja spoileruje całą ścieżkę i występują w niej trzy postacie – Dorian Gray, Alfani i Manboy – więc nie ma tu jednego, głównego LI.
Uwaga: w grze pojawia się motyw z gwałtem, przemocą, uzależnieniami i handlem ludźmi.
To nie będzie w zasadzie recenzja, a jedynie bardzo surowa krytyka, bo nie mam na temat tej ścieżki do powiedzenia niczego pozytywnego. Stąd, jeśli ktokolwiek mógłby poczuć się urażony, najlepiej pominąć dalszą część tekstu. A skoro uczciwie ostrzegłam, to zaczynamy, ale tytułem wstępu dodam jeszcze małe sprostowanie:
Jestem już osobą starszą, która nie jedno w życiu widziała, stąd dość ciężko mnie zszokować czy zniesmaczyć. Również w trakcie swoich studiów literaturoznawczym czytałam dosłownie wszystko. (Bo to nie tak, że masz wtedy wybór…). Musisz wiedzieć co pisano, jak pisano, co kogo bawiło, a co smuciło na przestrzeni wieków i nikogo nie obchodzi czy czujesz się danymi treściami obrażony, czy są sprzeczne z twoją ideologią. Stąd po prostu masz się ze źródłami zapoznać – i kropka. No to czytałam tony szmelcu, które są na poziomie jakości najgorszych fanfików z odmętów Internetu, ale z braku laku, stanowią cenne źródło badawcze – podobnie jak literackie arcydzieła. A po co o tym mówię? By tylko jasno podkreślić, że moje negatywne odczucia względem ścieżki nie wynikają z jakiejś dewocji, niebywałej wrażliwości, czy pruderii.
A dla lepszego uzasadnienia, posłużę się zresztą cytatem z „Portretu Doriana Graya”: „Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są tylko książki dobrze napisane i źle napisane”. Stąd, gdybyśmy mieli oceniać jedynie scenariusz „brothel route”, to jest on przykładem pisarskiego niechlujstwa, pójścia po linii najmniejszego oporu i taniego szoku. A chociaż lubię sobie od czasu do czasu zobaczyć slashera, to bezsensowna makabra mnie najzwyczajniej nuży, bo atakuje nas obecnie zewsząd – z każdego filmu, z reklamy, a ostatnio i z gier. Dlatego raz czy drugi uniosłam brew, w trakcie przechodzenia fabuły, ale przez większość czasu myślałam sobie po prostu (i z góry przepraszam za dosadność): jakie to słabe i jak scenarzysta wyraźnie wklepywał litery tylko jedną ręką, bo drugą miał cały czas zajętą.
Ale przejdźmy już do meritum, aby osoby, które nie zapoznały się z tym cudem, mogły dowiedzieć, w czym rzecz… Po staremu: główna bohaterka historii, obdarzona amnezją Fuka (domyślnie imię) trafia do nieznanego sobie świata, gdzie próbuje zabić ją jakiś tajemniczy typ. Na szczęście (bądź w tym wypadku nie) dla dziewczyny, przed śmiercią ratuje ją don Caramia i tak MC zostaje gościem mafijnej rodzinny Oz, która kontroluje miasto. I jakoś sobie tam od tej pory u boku przestępców żyje = zaprzyjaźnia się z trzema szefami donem Caramią (byłym tchórzliwym Lwem), consigliere Kyrie (byłym bezrozumnym strachem na wróble) oraz caporegime Axelem (byłym blaszanym drwalem – pozbawionym serca). Razem mają mniej poważne bądź śmieszne przygody, wszystko w baśniowej otoczce z elementami motywów gangsterskich (np. ataki innych familii), które tutaj funkcjonują jako komedia. Narracja utrzymana jest zatem w bardzo lekkim, żartobliwym klimacie (= konkurs piękności, gdzie rywalizuje się z kaczką), a Fuka daje się poznać jako dziewczyna dobroduszna, naiwna, wrażliwa na uczucia innych i łagodna.
Pewnego, pechowego dnia Kyrie postanawia jednak pokazać jej ulicę Oscara Wilda, a tam pewien, nietypowym przybytek. Pasujący do reszty okolicy jak pięść do nosa. Okazuje się, że jest to dom rozkoszy… Chociaż nie, to zbyt poetyckie określenie. Miejsce ma wyglądać jak ekskluzywny pałacyk, ale to najzwyczajniejsza fabryka niewolników. Ludzie przetrzymywanie są tam na siłę, zmuszani do rodzenia dzieci po kontaktach płciowych z klientami (po co antykoncepcja dla prostytutek), a ich potomstwo potem odchowywane i znowu sprzedawane do nierządu. Ale o tych kwiatkach dowiemy się nieco później. Na zewnątrz, przy pierwszym rzucie oka, wszystko wygląda bardzo elegancko, a Kyrie jest stałym bywalcem tegoż miejsca. (Widać komuś bardzo zależało na tym, by jeszcze bardziej obrzydzić odbiorcom jego postać. Skoro Strach na wróble był tak super inteligentny, to raczej wiedział, co odstawia się w środku? Czy jakoś mu to, po prostu umknęło? A w obu wypadkach: wychodzi albo na ślepego głupca, albo zwyczajnego psychopatę).
Tak czy inaczej, Fuka postanawia się dowiedzieć odtąd nieco więcej na temat intrygującego miejsca, o którym nawet sama obsługa – Manboy, nie chcą mówić otwarcie i ściemniają, że to coś w rodzaju kawiarni, gdzie przychodzisz się zrelaksować. I chociaż pozornie normalny Manboy prosi ją, aby nie powracała, bo przyciągnie uwagę „oka Saurona” = właściciela burdelu Doriana, to dziewczyna ma na jego rady, delikatnie mówiąc, wylane, bo jak uzasadnia „nudzi ją rutyna”, więc szuka wrażeń. Hmm… bardzo to pasuje do kreacji Fuki, którą sprzedawali nam przez całe common route. Ale, co tam! Scenarzysta chciał się zabawić, to jedziemy dalej z tym syfem!
Podczas kolejnych wizyt Fuka poznaje męską prostytutkę Alfaniego, któremu udało się zdobyć tytuł najbardziej antypatycznej postaci całej „Ozmafii”. Poważnie… miałam wrażenie, że on nie tylko jest niewolnikiem, ale jeszcze upośledzony umysłowo, po sposobie myślenia i mówienia. A to już w ogóle sprawiało, że odbiorca może poczuć się nieco niezręcznie. Dziewczyna natyka się na Alfaniego przed wejściem do burdelu, ale też na mieście. Ich dialogi oraz interakcje ograniczają się jednak do pocałunków i pytań, czy MC woli być krzywdzoną stroną, czy sama sprawiać ból. Aha… Jeśli powiemy, że wolimy dominować, to wariat jest cały w motylkach, bo on z kolei woli być traktowany jak śmieć, więc zapowiada się „match made in heavens”. Od tego momentu zrozumiałam, że ta ścieżka nie będzie opowiadać o Manboy’u, którego obrazek był podstawiony chyba na podpuchę dla graczy, ale mam się szykować na zwykłą groteskę.
I tak też się stało, bo główny zły – który przy okazji jest księdzem, a co tam! – Dorian Gray we własnej osobie, upatrzą sobie wreszcie Fukę jako kolejny cel. A jeśli znacie jego literacki pierwowzór, to wiecie, że dziewczyna ma się czego bać. W końcu był on człowiekiem kompletnie zdeprawowanym, którego wszystkie grzechy i brzydotę (zarówno fizyczną, jak i psychiczną) skrywał magiczny portret. Dlatego facet zagaduje Fukę jak jej minęła noc z Alfanim (po tym jak już się przespali), a ta odpala: he’s good at what he does but it’s not enough. O_o …WTF? (Może jednak nie musi się obawiać. Może to była karma, że wpadła w ręce sadysty?).
Stąd bez zbytniego cackania się (bo na cóż tracić czas?), Dorian aplikuje MC afrodyzjako-narkotyk, a potem uczy „zabaw dorosłych”. (Do jednej z nich nawet zmusza Manboya – bo jakże to tak, bez trójkąciku?!). Ale na tym etapie, twórcy jeszcze litościwie „zaczernieją” obraz przy odpowiednich scenach. Potem nie będą mieli już oporów, by pozwalać nam czytać co, kto i gdzie komu wsadza, jak w opowiadaniu pisanym przez napalone nastolatki. Podobnie jak nie mieli hamulców, by pokazywać obrażenia na ciele Alfaniego, po jego igraszkach z Fuką…. Dlaczego… dlaczego, pytam?
Mijają jednak kolejne dni, więc Kyrie robi się w końcu podejrzliwy i pyta Fukę, gdzie to ona sobie tak łazi, co niedziele. No jak to gdzie? Do księdza! XD. Ale jeśli wchodziliśmy mu w tyłek przez całe common route, co normalnie prowadziłoby do ścieżki romansowej, to nie ma bohaterce niczego za złe, a nawet obiecuje, że odtąd będzie płacić jej rachunki, więc może sobie zaszaleć i kupić kartę VIPa. (Mniejsza o to, że w swojej własnej ścieżce zarzekał się, że gdyby Fuke dotknął ktokolwiek z burdelu, to zrobiłoby się krwawo). Z kolei, jeśli za nami nie przepadał, to wytyka dziewczynie kłamstwa, a potem rzuca kilka filozoficznych bzdur na temat tego, że szukanie przyjemności jest ogólnie normalne, ale świat jest zbutwiałym miejscem itp. itd.… *ziew*. Innymi słowy, nic szczególnego. Już dość podobnych nonsensów usłyszeliśmy wcześniej od Doriana.
I tym sposobem docieramy wreszcie do jednego z dwóch zakończeń, z czego oba są tak samo niesmaczne.
W wersji A: Fuka zatraca się w poszukiwaniu przyjemności do tego stopnia, że jest jej już wszystko jedno czy sypia z Dorianem, Alfanim, Manboyem, a może z nimi wszystkimi naraz. (Tak, szykujecie się też na takie sceny). Nawet gdy ten ostatni leje gorzkie łzy nad utratą jej niewinności i wciąż szuka możliwości, jak ją ocalić. (Przy okazji dowiadujemy się, że jego prawdziwe imię brzmi Saucedo, a jego postać nawiązuje do jaskółki z bajki „Szczęśliwy Książe” – również autorstwa Oscara Wilda. Czyli w sumie bardzo smutnego i skierowanego do dorosłych tekstu).
Tyle że Fuka wyraźnie uciekać nie chce, bo stała się zbyt uzależniona. Czemu towarzyszą dialogi i opisy żywcem przeniesione z filmów dla dorosłych – ale to wciąż gra otome. Tak czy inaczej, dziewczyna zgadza się wreszcie przyłączyć do planu zemsty na Dorianie pod warunkiem, że Manboy stanie się potem jej własnością. Dlatego ekipa podtruwa narkotykami szefa, odnajdują jego obraz i szantażują, że ma ustąpić z funkcji. (Ah, i podduszają go jeszcze od czasu do czasu, co wesoło komentuje dla nas Alfani, krytykując przy okazji Doriana za bycie mięczakiem – w końcu wcielał się tylko w rolę dominanta, stąd łatwo tracił przytomność przy torturach. Naprawdę ta wiedza nie była mi potrzeba do szczęścia… Dzięki, Alfani!). Cała ta intryga nie ma jednak zbyt wielkiego sensu, bo Dorian dochodzi do wniosku, że w sumie nowy układ sił mu odpowiada. Skoro sam nie potrafi odczuwać radości i nic go już nie ekscytuję, to równie dobrze Fuka może być jego panią (na dowód czego dostajemy możliwość zmiany imienia tego bohatera, ale nie wiem, czy ten dodatkowy feature cokolwiek graczom zrekompensował). Potem zaś cała czwórka wesoło wita odwiedzającego ich Kyrie, który był pewien, że Fuka przepadła i nie miał pojęcia, że gdzieś po drodze stała się boginią seksu. Ciekawe czy pochwalił się swoim odkryciem reszcie chłopaków z familii Oz?
W zakończeniu B: Fuka orientuje się wreszcie, że tkwi po uszy w gównie i jednak próbuje się jakoś tam ratować. Szkoda tylko, że ponownie polazła do burdelu nawet po tym, jak została otruta. Tyle że jest już dla niej za późno, a kontrola Doriana jest zbyt silna. Dlatego dziewczyna ląduje uwięziona na łańcuchach, po nieudanej próbie ucieczki. Na dodatek spryty właściciel przybytku finguje jej śmierć (w końcu jego rodzina kontroluje też biznes pogrzebowy w zamian za niewtrącanie się sprawy mafii), a kolejne tortury i doświadczenia przemieniają MC w bezmyślną lalkę. O czym dowiaduje się podczas przypadkowej wizyty Kyrie i nawet on wydaje się zszokowany. Dorian kpi zresztą wtedy bezlitośnie z jego rzekomej inteligencji, skoro tak łatwo dał się oszukać. Z kolei Fuka na pytanie, czy została w burdelu z własnej woli, nie potrafi odpowiedzieć inaczej niż twierdząco, bo jest już tylko pustą skorupą i zabawką w rękach Doriana. Innymi słowy, dostajemy kompletnie depresyjny, dziwny i wykolejony bad ending. I nawet to nie byłoby najgorsze, bo czasami smutne zakończenia bywają lepsze od szczęśliwych… gdyby prowadziły do niego logiczne elementy przyczynowo skutkowe. Tymczasem nie mamy pojęcia, czemu Fuka nie szukała pomocy, czemu wróciła do burdelu, skoro już raz ją tam zmanipulowali, dlaczego Kyrie się nie domyślił, a wreszcie czemu wszyscy tolerują wybryki Doriana, skoro każdy wie, co się odstawia w środku i rzekomo mają reputację praworządnych np. Caramia, Scarlet czy Pashet? Toć Hamelin oberwał surowiej za znacznie mniejsze przestępstwo niż posiadanie od wieków plantacji niewolników i torturowanie mieszkańców! Na domiar złego MC jest tutaj kompletnie out of character. Nie mówiąc już o sprzeczności z wcześniejszą narracją.
Dlatego byłam zniesmaczona tym wątkiem, faktem, że zmuszono mnie, aby go ukończyć (dla prawdziwego endingu) oraz tym jaki był prymitywny i niedopracowany na każdym polu. Na początku może i zapowiadało się ciekawie: na grę z konwencją oraz sposób na zszokowanie odbiorcy, ale im dalej w las, tym robiło się tylko gorzej. Stąd najpierw się śmiałam, potem tylko krzywiłam, a teraz marzę jedynie, by ktoś sięgnął po broń, gdy tylko widzę szurniętego Doriana albo tego creepa Alfaniego na ekranie. A skoro to gra o mafii, to byłoby miło, gdyby ktoś ich zastrzelił. Kyrie? Hamelin? Gretel? …kaczka? Ktokolwiek? I tęsknie za dniami, gdy myślałam, że najgorsze co „Ozmafia” ma do zaoferowania, to nudnawa ścieżka Caramii czy romans z Hamelinem. Mea culpa! Tymczasem jeśli naprawdę chcecie dobrnąć do ukrytych epilogów, to polecam opcje „skip”, by nie tracić życia i czasu. Mnie moich zmarnowanych godzin już nikt nie zwróci, ale może zdołam ostrzec innych…
Podsumowując: ogromne nieporozumienie i absurd – zwłaszcza, gdy już poznamy wszystkie sekrety wynikające z Grand Finale. Ta opowieść najzwyczajniej nie miała sensu!