Poniższe teksty zawierają całą masę spoilerów i zdradzają główne plot twisty z fabuły. Nie zalecam ich czytania przed przejściem całej gry!
WOLF ENDING
Pierwsze z nieromansowych zakończeń i zdecydowanie moje ulubione ze wszystkich! Doskonale pasujące do przygnębiającego nastroju, panującego w całej grze. Jeśli Jed/Eiar nie zdoła znaleźć żadnego rozwiązania i sposobu, w jaki może wyplątać się ze swojej trudnej sytuacji po tym, jak zostaje oskarżona o bycie czarownicą oraz uwięziona przez Lugusa – w sensie nie poprosimy nikogo o pomoc i nie podejmiemy żadnych stanowczych kroków – to Wolf Brother’s End jest takim domyślnym zwieńczeniem całej historii.
Lavan i Levi postanawiają wziąć los Jeda/Eiar w swoje ręce. I bynajmniej nie zamierzają pozwolić wściekłej tłuszczy dokonać linczu na przybranym rodzeństwie. Zamiast tego używają mocy swoich kamieni… i dokonują rzezi na każdym, kto stanie im na drodze! O_o Tym sposobem uwalniają siostrę z więzienia, mordują strażników oraz mieszkańców, jeśli tylko ośmielą się uważać Jeda/Eiar za czarownicę i ogólnie topią całe, pogrążone we śniegu miasteczko we krwi. W efekcie popadają w całkowity obłęd, pozwalając się kontrolować mocy kamienia, a dziewczyna przelewa nad swoimi straconymi braćmi gorzkie łzy… Choć trzeba przyznać, że ich starania i tak na dłuższą metę nic nie dały. Nie uwolniły w końcu nikogo z Psychedelici. Co najwyżej powstrzymali egzekucję Jeda/Eiar i przerwali cykl polowań na czarownice.
Ale to zakończenie naprawdę miało powera! XD Przede wszystkim dlatego, że miałam okazje zobaczyć Lavana i Leviego w mniej biernym wydaniu, współpracujących i kompletnie poświęconych misji ochrony swojego ukochanego rodzeństwa. Bardzo wzruszający i smutny koniec, ale jak już powiedziałam – idealnie pasujący do klimatu panującego w „Psychedelica of Ashen Hawk”. W moim własnym, prywatnym rankingu wybieram go jako kanoniczny. 😉
BAD ENDING
Bardzo krótkie i nieciekawe zakończenie, w którym Franczeska (albo jej duch?), przekonują bohaterkę, aby zapomniała o wszystkim i pogrążyła się w otchłani. Poważnie nie jestem pewna, po co był ten koniec? Aby przypomnieć nam o niebezpieczeństwach trwania w tym fikcyjnym świecie? Aby nawiązać jakoś do poprzedniej części? Trudno powiedzieć… Ale nie wydarzyło się tutaj nic ciekawego. Ot, pewnie lepiej wyglądało w opisie gry, że ma tak wiele różnych epilogów.
HERO ENDING
Kolejne krótkie zakończenie, o którym nie da się wiele opowiedzieć. Wilczy bracia i Lugus maszerują wspólnie, aby rozprawić się z przywódcą klanu Jastrzębia, którego całkowicie ogarnęło szaleństwo. Na miejscu bohaterowie próbują pertraktować ze strażnikami, aby ci pozwolili odejść służbie, nim zaczną się walki. Jastrzębiowi podwładni dochodzą jednak do wniosku, że każdy kto ucieka jest po prostu zdrajcą i szlachtują niewinnych ludzi, tylko za to, że chcieli ratować swoją skórę.
W tym samym czasie Hugh pomaga dostać się bohaterce do środka posiadłości. A chociaż Lugus przyznał, że nigdy nie pokonał ojca w walce, a MC – jak pamiętamy – nie potrafiła nawet drasnąć Lugusa… to nie stoi to jej jakoś na przeszkodzie, aby zaatakowała Olgara, a nawet zdołała go zranić i żądać oddania pierścienia. Ten dochodzi jednak do wniosku, że woli z sobą skończyć niż się poddać. Co też ochoczo czyni, wyskakując przez okno. Może więc tak naprawdę od początku nie przykładał się do pojedynku? To w sumie jedyne, logiczne wyjaśnienie. Inaczej poważnie nie wiem jak ona zdołała go pokonać…
I chociaż wydawać by się mogło, że dostaliśmy happy ending, bo cała ekipa idzie wspólnie celebrować zwycięstwo, to Hugh jak typowy party killer przypomina, że ich szczęście nie będzie trwało długo. W końcu dalej tkwią w iluzorycznym świecie.
LORD ENDING
Ashen Hawk drażnił mnie niepomiernie przez większą część gry. Na początku jego lenistwo i rozmowy z Jedem/Eiar były nawet zabawne… ale szybko zaczęły się robić wtórne, a zachowania przypominające miłosne podchody nieźle mnie jako odbiorcę kołowały. Cały czas zastanawiałam się bowiem, czego ten typ naprawdę chce? Aż potem poznajemy prawdę o jego przeszłości i o tym, jak okazał się ojcem i mężem roku. Co przekreśliło moje resztki sympatii, jaką do niego czułam. Nie chodzi nawet o to, że okazał się wujkiem Eiar (te rodzinne motywy romansowe nawet mnie nie obchodziły, bo świat i czasy mogą rządzić się różnymi prawami), ale jak idiotycznie próbował rozwiązać sprawę z Olgarem. Zupełnie szczerze, w moim odczuciu, to on mocno sprowokował pogrążonego w rozpaczy po stracie żony przyjaciele do tego, aby skoczyli sobie do gardeł.
Gdy z kolei Jed/Eiar znajduje się w tragicznej sytuacji i jest oskarżona o bycie wiedźmą, to pomoc, jaką oferuje jej Ashen również nie należy do przyjemnych. Facet zabiera ją do wieży, gdzie dziewczyna istnieje odtąd w czymś w rodzaju letargu. Przebudzi się, posłucha trochę słodkich słów i pieszczot, po czym znowu zasypia. Ashena taka stagnacja nie rusza – w końcu już jest duchem, ale dla bohaterki to był istny bad ending. Tak naprawdę równie dobrze mogła umrzeć z rąk wieśniaków. Jedyne czego oszczędził jej bowiem jej wujek to bólu związanego z egzekucją. Cała reszta w niczym nie różniła się od śmierci.
Stąd wielka szkoda, że zmarnowano na niego aż tyle czasu antenowego. Albo, że Hugh nie zemścił się jednak na nim i nie pozbył w cholerę z fabuły. Wtedy nie musiałabym się z tym jęczącym bucem tyle scen męczyć… A jedyną zaletą obecności Ashena w historii były okazjonalnie ładne CG. Dlatego nie rozumiem, czemu nie mógł pozostać figurą przybranego ojca, a nie czymś… pomiędzy? Może twórcy nie potrafili się tak naprawdę zdecydować, co chcieliby zrobić z tą postacią. Niby nie był LI, a jednak niektóre motywy na to wskazywały. Romans z Ashenem przypominał tylko wątek Kagihy z poprzedniej części gry. Tam para również miała szanse na bycie razem w bardzo specyficznych warunkach. I bynajmniej nie nazywałabym ego happy endem.