Alternate Story ~First Christmas~
Nigdy nie polubiłam wątku Van Helsinga w grze podstawowej. Jasne, uważam, że to świetny bohater, ale kompletnie nie nadawał się jako love interest. Przede wszystkim dlatego, że po tak traumatycznych przejściach jego osobowość była zbyt niestabilna i moim zdaniem on znacznie bardziej potrzebował wybaczenia czy przyjaciół od dziuni, do której mógł wtedy wzdychać. Z kolei Cardia zachowywała się tam, jak absolutna desperatka, która nie rozumiała słowa „nie”. Ilekroć Van Helsing ją odrzucał, to powracała – jak bumerang – narzucając mu się ze zdwojoną siłą. I tak od nowa, i nowa, aż łowca wreszcie się poddał. Mało to romantyczne i bardzo niepokojące. Ale cóż…
Na szczęście w Code: Realize ~Wintertide Miracles~ mroczną przeszłość mamy już za sobą, a role przyjemnie się odmieniły. Cardia nie wpatruje się już jak zahipnotyzowana w Van Helsinga, bo w tej alternatywnej rzeczywistości ma swoje własne cele i życie. Po uratowaniu Finisa, dziewczyna przeniosła się z bratem, aby zamieszkać razem w Walii i odbudować naderwane więzi rodzinne. Dla odmiany Abraham, również ma wiele na głowie. I nie jest to tym razem żadna zemsta, chociaż facet dalej walczy, tym razem przy pomocy dyplomacji, pomagając młodemu Delacroix bronić praw wampirów w całym Zjednoczonym Królestwie.
Dalsze życie toczy się więc dla nich spokojnym, możliwym do przewidzenia torem. I dopiero wtedy zaczyna ich uderzać tęsknota za przygodami, a podłoże do narodzin romansu nie wydawało mi się, aż tak wymuszone. Ot, zaczęło im najzwyczajniej brakować swojego towarzystwa. Co wyszło bardzo naturalnie i bez wcześniejszych patologii. Jedynym problemem pary pozostawało zatem przyznanie się przed samymi sobą do swoich uczuć oraz ubranie emocji w słowa.
Dlatego ta opowieść zaczyna się w pociągu, bo Van Helsing wciąż podróżuje z Dellym. Jednocześnie mężczyzna jest głęboko pogrążony w myślach. Niby wszystko się układa, a jednak czegoś mu brak. Słynny łowca wampirów nie posiada jednak tak dobrych zdolności analizowania własnych nastrojów, aby odpowiedź przyszła mu łatwo. Z pomocą przychodzi mu wtedy młody król wampirów. I muszę przyznać, że to chyba pierwszy raz, gdy ten blondwłosy krzykacz nie działał mi na nerwy. (Chociaż dalej nie przepadam za jego seiyuu). Delly dość bezlitośnie ciągnie Van Helsinga za język, próbując od niego wymusić odpowiedź, co Abraham w zasadzie czuje do Cardii. Ten jednak robi mało zręczne uniki, jak na przykład próbuje zmienić temat z subtelnością czterolatka, co bezlitośnie wykpiwa Delly. Następnie dzieciak namawia swojego ochroniarza, aby odwiedzili rodzeństwo w ich posiadłości w Walii. I chociaż ten plan początkowo wydaje się dobrym, to wielogodzinne czekanie na śniegu, bo gospodarzy jednak nie ma w domu, okazuje się prawdziwą katorgą. Mimo to panowie znoszą wszystkie niewygody bez słowa skargi aż do zmierzchu. Głównie dlatego, że Delly naprawdę chciał pomóc Van Helsingowi i nieco się dla niego w tym wypadku poświęcił. Podoba mi się więc jaką relację między nimi zbudowano. Wreszcie widzimy przyjaźń między królem a ochroniarzem, która wcześniej figurowało tylko jako zapowiedź w epilogu.
Kiedy Finis i Cardia wracają wreszcie do domu są, oczywiście, zaskoczeni na widok gości. Zwłaszcza gdy uświadamiają sobie, jak długo kazali na siebie czekać. Zmartwiona Cardia natychmiast zajmuje się zmarzniętą parą. Przy okazji zyskuje sposobność, aby porozmawiać nieco na stronie z Van Helsingiem. I tutaj akcja toczy się już bez niespodzianek. Parka nie potrafi dłużej udawać, że nie tęskniła za sobą, ale ich podejście jest znacznie dojrzalsze. Oboje najpierw musieli posprzątać cały ten burdel związany z traumatycznymi przeszłościami. Dopiero wtedy stali się silni i gotowi, aby zacząć poważnie myśleć o przyszłości i stanowić dla siebie wsparcie jako partnerzy. Strasznie podobało mi się takie podejście. I chociaż to jedyny alternatywna opowiastka, to w moim odczuciu powinna być kanoniczna. Po prostu znacznie lepiej wypadają na jej tle obaj główni bohaterowie. A o tym, jak fajnie potrafią teraz współpracować, przekonujemy się już w następnej scenie.
Cardia postanawia zrobić dla przyjaciół prezenty świąteczne i dla każdego z nich przygotować własnoręcznie zrobioną niespodziankę na drutach. Przy tylu osobach i braku czasu, Van Helsing zauważa, że nie będzie to łatwe. Prosi zatem dziewczynę, by nie marnowała sił na przedmiot dla niego, a nawet oferuje swoją pomoc przy pozostałych paczkach. Nie będzie żadną niespodzianką, jeśli powiem, że facet z drutami do szydełkowania w dłoniach jest równie zręczny, jak z bronią. Co więcej, Van Helsing postanawia wprowadzić pewne „usprawnienia” w technice, co pokazuje nam, jak w sumie niewiele się między bohaterami zmieniło. Sprawiają wrażenie, jakby znowu trenowali razem samoobronę w posiadłości hrabiego Saint-Germain. Na szczęście rozłąka z Cardią i towarzystwo Delliego wyszły facetowi w tym wypadku tylko na lepsze. A bez tej ciągłej goryczy, rozpamiętywania i pragnienia zemsty, Van Helsing ujawnia wreszcie słodkie cechy charakteru, bo ten scenariusz wprost ocieka od uroczych momentów, jakby był pokryty lukrem.
By the way, to w sumie zabawne, że tak jak największym suportem Van Helsinga okazał się Delly, tak w przypadku głównej heroiny – cała czarna robota przypadła jej bratu. Finis konfrontuje się bowiem z Van Helsingiem, by porozmawiać o ich mrocznej, smutnej przeszłości. Jakby nie było, łowca wampirów długo uważał go za mordercę swojej rodziny. Ale tak jak wspominałam, wewnętrzne demony zostały wreszcie pokonane. Dlatego pomiędzy byłymi wrogami nie ma już nienawiści. Jasne, nie wszystko staje się od razu różowe, ale są na dobrej drodze. Finis wspiera siostrę i wie, że będzie szczęśliwa u boku łowcy. Van Helsing idzie zaś za przykładem Delliego i raz na zawsze porzuca swoją krwawą krucjatę. Jak sam stwierdza, gdy przypadkiem zastaje Cardie drzemiącą na kanapie, teraz płonie w nim zupełnie inne uczucie. Dalej gorące, ale już nie złe i destrukcyjne. 😉
A choć ten scenariusz głównie koncentruje się na relacjach Cardii i Van Helsinga, to nie tak, że nie spotkamy również pozostałych przyjaciół. W końcu – z okazji świąt – dziewczyna chciała jeszcze wręczyć wszystkim prezenty. Po spotkaniu w Londynie reszta paczki jest wręcz wniebowzięta, że dostała przedmioty „wykonane dłońmi Cardii”. Nawet nie podejrzewają, ile pracy w to wszystko włożył sam Van Helsing. Ten bowiem postanawia trzymać gębę na kłódkę, aby nie psuć im radości.
Tymczasem Cardia bynajmniej nie zapomniała o swoim ukochanym. Dla niego przygotowała niespodziankę specjalną: nowy płaszcz, bo jakby nie patrzeć, ten poprzedni miał już swoje lata i niejeden raz został uszkodzony. Dlatego Cardia odnajduje Van Helsinga, gdy ten wyszedł podumać w samotności przed posiadłością, wręcza mu prezent i po raz pierwszy otwarcie mówi o swoich uczuciach. Początkowo nie potrafiła nazwać swoich emocji, ale Lupin i reszta wytłumaczyli jej, że to właśnie miłość. (Aaaah, jak miło z ich strony! Chociaż Impey się popłakał, a Arsène był dumny, jakby to była jakaś jego zasługa, że zeswatał łowcę i dziewczynę razem XD). Może dlatego Van Helsing nie może od razu odpowiedzieć, bo najpierw jest zbyt zażenowany, że stanowił przedmiot rozmowy. Potem jednak ma ochotę pobić przyjaciół, ale na prośbę Cardii odpuszcza z powodu świąt (wszystkim poza rudemu inżynierowi). Następnie Van Helsing przymierza wreszcie nowy płaszcz… i bierze ukochaną w objęcia. Przy okazji wręcza jej też prezent od siebie – parę nowych kolczyków. A poruszony wcześniejszym wyznaniem, dziękuje, że go wybrała, życzy „merry christmas” i prosi, by razem budowali wspólną przyszłość.
Stąd przechodząc do podsumowania: to zdecydowanie był jeden z bardziej uroczych i nastrojowych scenariuszy. Wreszcie miałam okazje zobaczyć Van Helsinga i Cardię w normalnym wydaniu – bez tych wszystkich skrajnych huśtawek emocjonalnych, tragedii czy zagrywek w stylu romansów szkolnych. Nie raz uśmiechnęłam się pod nosem na widok CG. Podobało mi się również, że dano im tak wiele czasu antenowego „tylko dla siebie”, dzięki czemu narracja mogła przebiegać spokojnej, bez pospiechu, powolutku pokazując nam jak dojrzali i fajni stali się obaj bohaterowie. A kolejną miłą niespodzianką było wsparcia przyjaciół, nie tylko z głównego gangu, ale bardziej pobocznych – jak Delly i Finis, którym przypadła rola swatek. Co wyszło nawet zabawnie, bo przypomnijmy, że oboje zaczynali jako antagoniści. Kto by tam wtedy przewidział, że tylko parę lat później, będą pierwszymi, którzy chcieliby Van Helsinga i Cardię poprowadzić do małżeńskiego ołtarza!
Dlatego to naprawdę fajny dodatek. I chyba pierwszy w tym rozszerzeniu, o którym nie myślałam, że jest niepotrzebny. W końcu zamiast jakiś alternatywnych wersji wydarzeń zawsze wolę otrzymać tradycyjną kontynuację. Tymczasem tutaj naprawdę nie było na co narzekać i po rozczarowaniu jakim był „Alternate Story ~First Christmas~ Arsène Lupin” spokojnie mogę polecić tę historię.
Secret Epilogue
Dostępny po zobaczeniu całej pozostałej zawartości gry.
Epilog Van Helsinga zaczyna się od wspólnego wyboru sukienki. Oczywiście, według niego Cardia jest piękna we wszystkim, ale potem jednak daje mały pokaz zazdrości i woli sukienkę z mniej odsłoniętymi plecami. Resztę przygotowań kobieta kontynuuje już w tajemnicy i to Shirley pomaga jej walczyć z gorsetem – bo jak chce się wyglądać, to trzeba cierpieć. Według słynnej, babskiej zasady. No, a że dzień ślubu wreszcie nadchodzi, to Cardia postanawia poćwiczyć chodzenie na szpilkach. Co w sumie nie było dobrym pomysłem, gdyż tuż przed kościołem, gdy jest w białej sukni, uprowadzają ją jakieś typy w czarnych garniturach.
W tym czasie Van Helsing jest w towarzystwie gangu i żartują sobie z ceremonii, która go czeka. Głównie jednak – jak zawsze – paczka kpi sobie z Impiego. Np. Lupin zauważa, że panna młoda pewnie by mu zwiała, bo poszłaby po rozum do głowy, a Van Helsing grozi, że do niego strzeli, jeśli spróbuje „po przyjacielsku” pocałować Cardię w policzek. (Tak, on poważnie zabrał ze sobą spluwy). Chłopaki docierają wreszcie na miejsce, a tam zmartwiony Delly i Shirley informują ich, że nigdzie nie mogą znaleźć panny młodej. Potrzebna jest więc natychmiastowa misja ratunkowa.
I cóż powiedzieć, Cardia faktycznie trafiła do innego kościoła, bo pozostała pomylona z jakąś aktorką. Nim jednak sprawa ma okazje wyjaśnić się pokojowo, „Ludzka Żywa Broń” wpada już na miejsce — i dosłownie — rzuca towarzystwem po ścianach (a raczej przez okna), aż dociera do ukochanej. Dopiero wtedy, przerażony „drugi” pan młody tłumaczy, że ich zamiarem nigdy nie było porwanie Cardii.
Van Helsing jest potem nieco sfochowany. Nie podoba mu się, że nie był pierwszą osobą, która widziała narzeczoną w sukience ślubnej, ale Cardia daje mu pocieszającego całusa i ceremonia przebiega bez większych zakłóceń.
To był dość uroczy epilog, w którym, oczywiście, musiało pojawić się sporo akcji, bo w końcu o łowcy wampirów mowa. Znacznie lepszy niż historia Van Helsinga z wcześniejszego fandiscu i jedyne, co mnie rozbawiło, to fakt, że Cardia dalej mówiła mu po nazwisku. W końcu teraz nosili wspólne, a jego imię to Abraham. Byłoby miło, gdyby ktoś dziewczynie o tym przypomniał. Ale cóż zrobić, japońska gra. 😉