Przygodę z „The Charming Empire” postanowiłam rozpocząć od postaci, która nie miała jakiegoś wybitnego statusu społecznego. W końcu, jeśli ta gra kręci się wokół różnic stanowych, to po co sięgać od razu po ścieżkę imperatora? Lepiej podnosić poprzeczkę powolutku. W każdym razie ponury milczek wydawał się dobrym wyborem na początek. A muszę uczciwie przyznać, że nie spodziewałam się wiele. Dogenzaka Lab nie wywarło na mnie pozytywnego wrażenia swoimi wcześniejszymi tytułami. Tutaj mogły ich podratować głosy aktorów. I faktycznie, choć ścieżka nie była jakoś wybitnie długa, to starania seiyuu pozytywniej wpłynęły na mój odbiór. Ale tylko troszkę, bo nie był to jakoś wybitny wątek 😉
Tymczasem – przed marudzeniem — zacznijmy od króciutkiego wprowadzenia. Bohaterką „The Charming Empire” jest szesnastoletnia dziewczyna, która całe życie spędzała z dala od stolicy, na wsi, pomimo swojego pochodzenia i pokrewieństwa w linią królewską. Pewnego razu Kousaka Amane – bo tak też nasza MC domyślnie się nazywa – dostaje rozkaz od swojego przybranego brata, że ma odtąd wieść życie na dworze. Dziewczyna jest bardzo niepocieszona, że musi opuścić opiekunów. Na dodatek nic nie wie o tym, co działo się w tym czasie w stolicy, a wśród osób, którym przypada zadanie eskortowania księżniczki przebywa były samuraj — Sera Kouichirou, który odtąd będzie pełnił funkcje jej ochroniarza i który bynajmniej nie ma ochoty jej niczego tłumaczyć.
Powiedzieć, że Kouichirou jest milczący to obraza dla wszystkich żyjących w górach pustelników, którzy od lat nie spotkali innego człowieka i złożyli śluby trzymania gęby na kłódkę do końca swych dni. W każdym razie, początki ich znajomości nie są zbyt przyjemne, bo zielonowłosy mężczyzna zachowuje się jak absolutny gbur. To nie tak, że on jedynie mało mówi. Facet najzwyczajniej ignorował wysiłki MC, która próbowała dowiedzieć się czegokolwiek. W końcu nie wiedziała gdzie jedzie, dlaczego i co się z nią stanie. Wkrótce potem zostają zresztą zaatakowani przez bandytów i Kouichirou musi bronić swoją nową panią… przy mocy krótkiego mieczyka. Co wyglądało dość komicznie, ale co ja tam będę szydziła z umiejętności i determinacji prawdziwego bushi! Taki to i pewnie wykałaczką dałaby radę powalić całą grupę. Dlatego Amane szybko się przekonuje, że jest przy jego boku bezpieczna. Co najwyżej grozi jej śmierć ze znudzenia…
…bo w pałacu nie jest wcale dużo lepiej. Amazaki Soushi, czyli władca i zarazem przybrany brat bohaterki, nie ma dla niej w ogóle czasu. Zresztą nie jest nawet zainteresowany wspólnym spędzaniem dni, poza okazjonalnymi posiłkami. (Podczas których i tak tylko ocenia postępy siostry i przeważnie ją krytykuje). Amane nie ma też przyjaciół wśród służby. Jedynie co jej zatem pozostaje, to dalej nagabywać Kouichirou w nadziei, że gościu w końcu się otworzy… Wiecie, kto w końcu długo opierałby się przyjemności rozmowy z nastoletnią prawie wieśniaczką, która nie ma pojęcia o świecie?
Na pewno nie Kouichirou! I tak też się dzieje, ku mojemu zaskoczeniu, bez specjalnej przyczyny. Ot mężczyzna wyjaśnia, że wolał trzymać się wcześniej na dystans, bo służba i państwo nie powinni się bratać. Zachowanie zdrowych granic przy tak różnych stanach jest bowiem bardzo ważne. Ostatecznie jednak zmienia zdanie i podejście (co będzie mu się zdarzać często w tym wątku, bo naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam tak niekonsekwentnie napisaną postać). Facet nie tylko zaczyna wreszcie z MC gadać, ale też spędzają razem coraz więcej czasu np. Amane zaczyna pobierać lekcje walki. Jak można się jednak domyślić, nie jest w tym za dobra. Okazuje się również, że Kouichirou lubi czytać i posiada naprawdę sporą kolekcję książek w swoim pokoju, którą to zresztą chętnie się z dziewoją dzieli. Innymi słowy, zaczyna ją postrzegać inaczej, bo jak sam mówi, zaskoczyła go swoim dobrym sercem i podejściem do innych ludzi – zupełnie odmiennym od swojego brata.
Przy okazji na jaw wychodzi, że samuraj nie jest zbyt lubiany przez resztę służby – właśnie ze względu na swój trudny charakter. To dlatego zdecydował się podjąć zadania pilnowania księżniczki, bo rola pałacowego strażnika stawała się dla niego z powodu tych napięć zbyt uciążliwa. Nie podejrzewał również, że tak szybko i łatwo polubi Amane. (No, mnie też to zaskoczyło – miał jednak ukryty motyw). Tak czy inaczej, będąc na służbie, Kouichirou poświęca się swojemu obowiązkowi w 100%. Do tego stopnia, że nie jada razem z księżniczką, gdy ta go o to prosi, bo musi być „zawsze gotowy do walki”, a sam wcina tylko ryż, bo taki posiłek zajmuje mu najmniej czasu… (Ciekawe ile by tak pociągnął jedynie na ziarenkach O_o). Potrafi też grozić innym osobom, tylko dlatego, że ktoś przypadkiem potrącił jego panią. Co w sumie bardziej przeraża niż cieszy Amane, która jak typowa bohaterka gier otome chce, aby na Ziemi panował pokój i wszyscy się kochali.
Oczywiście, musiał się też pojawić motyw z nauką tańca, bo nie po to MC pobierała lekcje, aby nie mieli przynajmniej jednej, sztampowej scenki. Tym bardziej Amane najzwyczajniej męczy fakt, że jej ochroniarz nie jest przez innych lubiany i nie rozumie tego przyczyny. W końcu im bardziej go poznaje, tym widzi w nim jedynie miłego, opiekuńczego człowieka. No, co najwyżej nieco stoickiego. A już zwłaszcza w scenkach, gdy MC się rozchorowała i należało ją „nakarmić”. Jak wiadomo, scenarzyści otome kochają motyw przeziębienia i podawania papki z łyżeczki. Do tego stopnia, że znajdziemy go w prawie każdej grze.
Jeśli jednak myślicie, że ścieżka Kouichirou to opowieść o tym, jak zjednuje on sobie przychylność innych ludzi i jak zmienia się jego charakter pod wpływem siły miłości, to bardzo się mylicie. Nie, tak naprawdę to opowieść o rebelii. Wkrótce bowiem wychodzi na jaw, że nasz samuraj jest mocno zaangażowany w ruch, który ma na celu pozbawienie władzy Soushiego. Ba! Połowa służby zamieszana jest w spisek, a facet był jednym z tych, który pomagał rebeliantom w przedostawaniu się na zamek. Skoro zaś już zaczął do naszej MC czuć miętę, to nie ma oporów, by przestawić jej swój plan. Zamierza się pozbyć Soushiego, a wtedy Amane zdobędzie koronę. Ochroniarz jest przekonany, że 16-letnie dziecko z głębokiej wsi poradzi sobie z tą funkcją świetnie, bo w końcu ma dobre serce. (Lubi kwiatki, motylki i tęczę…). Czego jeszcze więcej potrzeba, aby rządzić krajem?
Dlatego stawia przed MC ultimatum. Ma wspomóc rebeliantów albo będzie nią mocno rozczarowany. Stąd niepomiernie drażniło mnie jak bardzo napastliwy się nagle stał. Ot, wymarzył sobie, że Amane ma być królową i nic go obchodziło, co ona na ten temat myśli. Zwłaszcza że dziewczyna nie potrafiła z głośnym „huuura!” na ustach odpowiedzieć: Jasne, chodźmy wspólnie zamordować mojego brata, a potem będziemy się kochać przy jego zwłokach do świtu. Ja będą imperatorową, a ty moją szarą eminencją, Kouichirou-kun!
Stąd nagłe zachowanie mężczyzny i to jak się obrażał za wahanie czy odmowę było bardzo dziwnym ukazaniem tej postaci. Poważnie zaczynało się wątpić w jego intencje. Czy on w ogóle był zainteresowany Amane? Czy może od początku chodziło tylko o jej pochodzenie? W końcu, jakimś cudem, Kouichirou jest w posiadaniu dowodów, że tak naprawdę Soushi ma gówniane prawa do tronu i pozbawił swoją siostrę jakoś należnej jej pozycji. Co więcej, jest tylko marionetkowym władcą, bo za tym całym złym zarządzaniem i okrucieństwem stoi kto inny… Szkoda tylko, że Kouichirou nie wspomina o żadnym pomyśle jak pozbyć się przy okazji tych master mindów. Ale, co tam! Viva la revolution!
Jeśli jednak zależy nam na szczęśliwym zakończeniu, musimy spełniać jego kaprysy o reformacji państwa i grzecznie pozwolić się ukoronować. Dzięki mocy narratiwum Amane stanie się, oczywiście, dobrym władcą. Naprawi wszystkie błędy swojego brata i ogólnie dostaniemy tysiące potwierdzeń, że Kouichirou miał po prostu rację. Dlatego znacznie ciekawiej historia się toczy, jeśli mu się sprzeciwimy i go najzwyczajniej rozczarujemy (= bad ending). Wtedy samuraj faktycznie da nam kosza. Na dodatek mało elegancko. Wrócimy do stanu z samego początku, od ignorowania, po absolutne zerwanie kontaktu. I ponownie możemy się zastanowić, czy on do niej cokolwiek czuł? (Choć chyba i tak dobrze, że nas nie zabił, bo wobec Soushiego miał znacznie bardziej krwawe plany… Zastanawiam się teraz, czy to dlatego nie gadał z MC na początku. Może wersja „alfa” jego pomysłu zakładała, że pozbędzie się całej rodziny królewskiej? I może nie chciał przez to przypadkiem „polubić” Amane, by sympatia nie kolidowała mu z postanowieniami? Ambitny typ…).
Szybko więc doszłam do wniosku, że pomimo w porządku oprawy wizualnej i naprawdę dobrej obsady aktorskiej, to był mocno średniawy wątek. Cała ta intryga polityczna nie miała najmniejszego sensu. Była bardzo po łebkach i na szybko napisana. (Oh, biedny Soushi, chlip chlip… nic nie mógł poradzić! Zły Minister sterował wszystkimi jego poczynaniami! Gdyby tylko buntownicy wiedzieli, jakim faktycznie jest cudownym człowiekiem!). Na dodatek większość z wydarzeń toczyła się na zasadzie absolutnego deus ex machina. Stąd mogę sobie tylko wyobrazić, że ktoś ze scenarzystów wymarzył sobie wielką rebelię jako tło dla romansu, ale w efekcie wszystko wyszło bardzo nienaturalnie, by nie powiedzieć, że ja ogólnie nie pojmuje, dlaczego oni się w sobie niby zakochali? Bo spędzili razem te kilka chwil? Bo Kouichirou miał już dowody i mu się to opłacało? I czemu ktokolwiek chciał widzieć u władzy siostrę znienawidzonego Soushiego? Bo parę razy była całkiem uprzejma dla służby czy aby nie podpaść samurajowi? Zbyt wiele dziur w tym wszystkim. I to takich, których nawet nie wysilano się łatać… Na szczęście to tylko jeden wątek. Dlatego niesprawiedliwym byłoby na jego podstawie skreślać całą grę.
Miejsce w rankingu: Numer 3. Ah, uwielbiam dawać miejsce na podium z powodu braku alternatyw. To zwykle samo w sobie stanowi najlepsze podsumowanie całej gry. I tak też się stało w tym wypadku. Plus za seiyuu, CG i moją słabość do samurajów. 😉