Uwaga: jest to w większości recenzja zakończenia – stąd pełno w niej spoilerów!
Wiadomo, że każda gra otome potrzebuje „chłopaka na plakat”, czyli tego, który najczęściej będzie ukazywany w materiałach marketingowych. Tym razem rola najważniejszego love interest przypadła Lugusowi – nieco dziwnemu dziedzicowi Klanu Jastrzębia, który w „Psychedelica of Ashen Hawk” ma aż dwa zakończenia. Jedno: standardowo słodko-gorzkie i drugie: które z powodzeniem można by uznać za kanoniczne. Nim jednak będę pisała o epilogach, cofnijmy się do samego początku i streśćmy wcześniej krótką historię relacji Lugusa z naszą MC. A będzie to dość burzliwa opowieść 😉
Lugusa po raz pierwszy poznajemy, gdy usiłuje zbierać podatki na placu głównym, czym nie przysparza sobie sympatii mieszkańców. Podczas krótkiej, ale ostrej wymiany zdań z dziedzicami Klanu Wilka jawi się on nam początkowo jako człowiek uparty i arogancki. Widać, że nie ustępuje pola, kiedy w grę wchodzi duma jego klanu. Co więcej, nie ma on dużej wyrozumiałości dla ludzi, którzy chcą się wykręcać od opłat, skoro tak funkcjonuje prawo. MC szybko więc dochodzi do wniosku, że lepiej po prostu trzymać się od niego z daleka. Zwłaszcza że nie chce mieszać się w konflikty pomiędzy klanami i ma dość swoich zmartwień. (Chociaż w tym konkretnym wypadku wtrąciła się aż za bardzo, upominając całą czwórkę klanowych dzieciaków, że zachowują się nieodpowiedzialnie, czym przyciągnęła uwagę przywódcy Jastrzębia). Ale nie trudno zauważyć, że gdyby sprawy potoczyły się inaczej, Lugus nie miałby najmniejszych oporów, by sięgnąć po miecz i ulec prowokacjom Leviego.
Następnie dni przebiegają dla Jeda/Eiar nawet spokojnie. Los jednak chce, że poszukiwania wskazówek o kalejdoskopie zmuszają ją do używania kobiecego ubrania. Inaczej – jako sojuszniczka Wilków – nie miałaby szans na rozmawianie ze zwolennikami Jastrzębi.
W efekcie dziewczyna „zaprzyjaźnia się” z prostytutką z tawerny (i nawet dostaje od niej perukę), ale w zamian za to kobieta prosi ją o przysługę. MC ma w jej imieniu spotkać się z wyjątkowo dziwnym klientem i oznajmić, że to już koniec. (Ja rozumiem, że twórcy potrzebowali „podłoża” pod wątek humorystyczny, ale poważnie… od kiedy ulicznicę muszą zrywać z kimkolwiek? Co tu się właściwie wydarzyło? XD). W każdym razie Jed/Eiar godzi się na spotkanie z typem, co to się „tylko na prostytutki patrzył i wydawał odwiedzinami w burdelu znudzony”, bo nie ma innego wyjścia. Boi się, że w przeciwnym razie prostytutka wygada komuś jej sekret o przebieraniu za faceta.
Dlatego dziewczyna udaje się nocą na miejsce spotkania w swoim nowym kostiumie blond piękności. Tyle że nim ma okazję przekazać obcemu wiadomość od koleżanki, tajemniczy facet ze zniecierpliwieniem bierze ją w objęcia i obsypuje pocałunkami. No dobra… To było faktycznie zaskakujące. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw… no i jeszcze to urocze CG! Wybaczam im w pełni irracjonalność tej scenki. W każdym razie wspomnianym jegomościem okazuje się właśnie Lugus, który dostaje za to całe nieporozumienie z liścia. Jed/Eiar jest bowiem po tym wszystkim w zbyt wielkim szoku i dosłownie wybucha gniewem. Wiadomość zostaje jednak przekazana, a MC ucieka, w nadziei, by jak najszybciej o całej pomyłce zapomnieć.
Tyle że nie bardzo może, bo dziedzic Jastrzębia czuje się zobowiązany, aby ją odnaleźć i przeprosić. A to nie jest bynajmniej koniec ich historii. Najwidoczniej wcześniejsze doświadczenie głęboko wryło się w jego pamięć, gdyż od tej pory… facet twierdził, że jest zakochany. Co sprawiło, że Jed/Eiar jeszcze nie chętniej pokazywała się na mieście w obawie, że go przypadkiem zobaczy (np. w męskim stroju i zostanie rozpoznana!). Przy okazji dowiadujemy się, że Lugus faktycznie chodził do burdelu pod wpływem presji kolegów. Nie czuł jednak potrzeby, aby się tam do kogoś zbliżać. W końcu jednak uległ ich namowom, by chociaż spróbować – stąd nieszczęsny, przypadkowy pocałunek, który połączył ich los. Zaimponowała mu jednak silna wola dziewczyny i chciał ją odtąd bliżej poznać. (*Ziew*).
Na szczęście dla mojej tolerancji, ich późniejsze spotkania, choć zawsze przypadkowe, były wyjątkowo urocze. Dla przykładu: pewnego razu MC natrafia na Lugusa, gdy ten ma problemy z czytaniem mapy. Najwidoczniej ponury dziedzic Jastrzębia kompletnie nie radzi sobie z rozpoznawaniem kierunków. Początkowo dziewczyna chce go zostawić samemu sobie, ale widząc jak bardzo jest zagubiony, postanawia mu pomóc i udzielić kilku wskazówek. Od tego momentu dochodzi do wniosku, że to nawet słodka wada. Zwłaszcza że nie spodziewała się po nim żadnej słabości. Innym razem natrafia na niego w trakcie wspólnego spaceru z rodzeństwem po mieście. Lugus kupuje wtedy słodycze dla niej i dla swojej młodszej siostry, a Jed/Eiar jest zaskoczona tym, jak troskliwą i opiekuńczą osobą się okazuje. Jeśli bowiem chodzi o zajmowanie się Tee, to niewielu mogłoby się z nim równać w kategorii najlepszego brata roku.
Innymi razy bohaterka próbuje przed Lugusem uciec, ale pech chce, że temu udaje się ją zatrzymać… aby chwile potem wpaść na Lavana z Klanu Wilka. Przyrodni brat bohaterki jest przekonany, że dziedzic Jastrzębia się jej narzuca. Poza tym ma swoje własne powody, aby być zazdrosnym. (Nie bez przyczyny ten epizodzik zatytułowano „Love Triangle”). Jed/Eiar jest jednak wtedy w stroju kobiety i na dodatek nie ma pojęcia jak z tej sytuacji wybrnąć, żeby faceci nie skończyli sobie do gardła. W panice odpala więc, że Lugus jest jej ukochanym i to tylko schadzka… ku konsternacji obu panów. Lugus nie spodziewał się takiego kłamstwa, a Lavan (który rozpoznał ją pomimo kostiumu) kompletnie nie wie, co się odstawia przed jego oczami. Potem nieporozumienie zostaje, oczywiście, wytłumaczone. Chociaż sprostowanie kosztuje bohaterkę nieco upokorzenia. Ale mniejsza o to, bo przynajmniej gracze bawią się dobrze!
Lugus będzie poszukiwał także bohaterki w trakcie festiwalu. Przypomnimy, że dzięki wygranemu zakładowi (jako Jed), MC udało się wymusić na dziedzicach obu klanów zawieszenie broni na czas uroczystości. To zresztą bardzo ciekawe, jak odmiennie dziedzic Jastrzębia traktuje jej męskie wydanie = sojusznika wilków oraz żeńskie = swoją ukochaną. Dla Jeda ma coś na kształt respektu, ale bez oporów zabije go w przypadku jakiegokolwiek nieporozumienia. W końcu zrobi to dla dobra swojego klanu. Jest więc zwyczajowo zimny, zdystansowany i arogancki. W stosunku do Eiar okazuje jednak cieplejsze, bardziej nieporadne oblicze. Gdy udaje mu się ją odnaleźć na festiwalu, jest mocno zdesperowany, aby ujawnić swoje uczucia. Wyznaje, że nie potrafi przestać o niej myśleć i chciałby chociaż poznać imię kobiety, która skradła mu serce. Dlatego dziewczyna ostatecznie ulega „magii chwili” i jego namowom – wskutek czego Lugus jest jedynym bohaterem, który poza Franczeską, używa imienia MC nadanego jej przez matkę.
Niestety, burzliwe zmiany i nieunikniona tragedia musiały w końcu nastąpić. Jak wiemy z głównego wątku: Franczeska zostaje przez Jastrzębie zamordowana jako czarownica, a wszyscy potencjalni sojusznicy są na wszelki wypadek ścigani i likwidowani. Zrozpaczona i pełna gniewu Jed/Eiar trafia w trakcie ucieczki z posiadłości na Lugusa, który traktuje ją jak każdego innego „wilka”. Po krótkim pojedynku dziewczyna ujawnia mu wreszcie prawdę, wykrzykując prosto w twarz, że jest „Eiar” (i przy okazji czarownicą) oraz jak nienawidzi wszystkich Jastrzębi za to, co zrobili jej przybranej matce. Mężczyzna jest w wystarczającym szoku, aby pozwolić jej odejść. Zwłaszcza że w trakcie pojedynku uszkodził jej strój i zdołał potwierdzić, że faktycznie był okłamywany. A niedługo potem Jed/Eiar dołącza do wilczych braci, więc ogólnie cała sprawa z przebierankami wychodzi na jaw.
Do kolejnego spotkania pary dochodzi dużo później. Już po tym jak Jedowi/Eiar udaje się niby pogodzić Lavana i Leviego, ale wskutek innych okoliczności zostaje ranna. To właśnie Lugus ratuje jej wtedy życie, wyławiając z rzeki i opiekując aż do odzyskania przytomności w wieży Ashena Hawka. Początkowo dziewczyna jest oczywiście nastawiona do niego tylko antagonistycznie. Z czasem jednak jej podejście się zmienia, zwłaszcza że poznaje jego historię. Lugus nie jest prawdziwym synem Olgara. Został przez głowę Jastrzębia adoptowany, gdy ten rozpaczliwie potrzebował dziedzica. Tak naprawdę był sierotą (prawdziwy ojciec Lugusa zginął z ręki Olgara – o czym dowiadujemy się później). A z Tee też nie łączą go więzy krwi, ale przywiązanie. W sumie to było jak transakcja wiązana. Lugus zgodził się zostać zabrany przez Olgara, jeśli ten adoptuje też Tee. Ręce chłopaka znaczyły już wtedy wypalone piętna, które były świadectwem zbrodni jego prawdziwego rodzica, a które zakryto później tatuażami. W końcu, w pewien sposób, zmył hańbę ze swojej rodziny i był od tej pory bezgranicznie lojalny Jastrzębiom.
Koniec końców Jed/Eiar wybacza mu wcześniejszą sytuację. (Widać beznadziejnie przygotowane jedzenie zmiękczyło jej nastawienie). Kilkudniowa opieka Lugusa uświadomiła jej, że zbyt szybko go oceniła. W końcu nie wygadał nikomu, że jest wiedźmą, stąd powoli odzyskał jej zaufanie. A niedługo potem i tak zawiązuje się sojusz, mając na celu pokonanie oszalałego Olgara. Lugus nie zamierza bowiem zaprzeczać, że zachowanie jego staruszka jest irracjonalne. Tylko co z tego, jeśli po odkryciu już całej prawdy o Psychedelice oraz przejęciu władzy nad Jastrzębiami, to właśnie Lugus jest pierwszym, który oskarża MC o bycie czarownicą i wrzuca ją do lochu? Rzekomo dlatego, że chce ochronić miasto i zapobiec w ten sposób dalszym walkom. Ale, powiedzmy sobie szczerze, to całe wydarzenie było słabo uargumentowane. Dlaczego Lavan w swoim wątku mógł, ot tak po prostu, zapewnić Jedowi/Eiar bezpieczeństwo, a Lugus nie może zrobić tego samego? Ogólnie poziom kontroli, jaką głowy klanów miały nad mieszkańcami zmieniał się co chwila – jak scenarzystom było wygodniej. Stąd trudno było mi to kupić i zrozumieć. Zwłaszcza że zakończenie Lugusa przechodziłam już po Lavanie i Levim… A tam dosłownie wszyscy zapomnieli o problemie z czarownicą!
Stąd przejdźmy teraz do epilogów. Jeśli MC zdecyduje się mu mimo wszystko zaufać, to facet znajdzie sposób jak pomóc jej się z całej sytuacji wykręcić. (Sam ją w to bagno wpieprzył, więc trudno, żeby umywał ręce…). I teraz w zależności od tego, co zdecydujemy się zrobić z papą Jastrzębiem, może wydarzyć się jedno albo drugie.
W wariancie, gdy skłaniamy się ku pozbyciu Olgara: Lugus upozoruje śmierć „czarownicy” z nieoczekiwaną pomocą Olgara, który wreszcie uzna swoją córkę i popełni samobójstwo, aby pomóc tym samym dzieciom (= użyje trucizny). Od tej pory Jed/Eiar będzie mieszkała na strychu posiadłości Klanu Jastrzębia niczym duch. Lugus oczywiście, od czasu do czasu, przybędzie, aby odwiedzić ukochaną, ale wyjść na zewnątrz będzie jej wolno tylko w masce, w trakcie corocznego festiwalu. Niby więc powinniśmy się cieszyć, bo zostali razem, choć dla mnie to był bardzo przykry i przygnębiający finał. Uwielbiałam Jeda/Eiar za jej aktywność, zaradność, to jak gawędziła z mieszkańcami czy sprzeczała się z Levim i Lavanem… stąd potraficie sobie wyobrazić jej wegetacje na strychu? Toż równie dobrze dalej mogła dalej siedzieć w lochu! To już nie była postać, jaką polubiłam. Jedynie jej cień. Na dodatek żyjący w „Psychedelicę”, która w każdym momencie mogła się rozpaść w cholerę. A wszystko dlatego, że niby musiała ukrywać się przed mieszkańcami. Eeeh…
Drugim zakończeniem jest tzw. „Girl Edning”. Jed/Eiar bierze w nim los w swoje ręce i decyduje się zginąć jako czarownica. Tylko w ten sposób mogą zdobyć ostatni okruch potrzebny do uruchomienia kalejdoskopu. Stąd Lugus staje się jej sojusznikiem w tym potwornym planie. To on, własnoręcznie, zabije ukochaną po tym, jak doprowadzi do jej procesu… a wkrótce potem sam skończy ze sobą, aby podążyć w jej ślady. Pomimo jednak – zdawać by się mogło – tragicznego finału, wszystkich bohaterów spotykamy ponownie. Już w prawdziwym świecie. Okazuje się, że Eiar zostaje koleżanką Ai (znanej nam z poprzedniej części gry). Że bohaterki się przyjaźnią i chodzą do tej samej szkoły. Ba! Przewijają się też inne postaci np. możemy usłyszeć nieco o Akim, bliźniętach czy Hikage, a także o nowej ekipie np. Lavanie. Wisienką na torcie okazuje się jednak spotkanie z innym uczniem, który podejrzanie przypomina Lugusa. Wychodzi więc na to, że wszystkim udało się uwolnić, przenieść do innej rzeczywistości i tam już kontynuować normalne życie…
Tyle że co z tego, skoro mi cholernie było szkoda miasta? Może to była tylko fikcja, ale uwielbiałam świat przedstawiony, w którym żyła Jed/Eiar. Oba walczące klany, pseudo fantasy otoczkę, place pokryte śniegiem… Stąd poznanie „kanonicznego” epilogu wywołało u mnie tylko wzruszenie ramionami. Ok, czyli teraz wszyscy są jedną wielką szczęśliwą rodzinką? Słabe. I gdyby nie kapitalna gra seiyuu ze scen, w których MC przyznaje się do bycia czarownicą, pewnie bardziej bym narzekała na ten finał. Tymczasem rozpacz obu wilczych braci, samobójstwo Lugusa i poświęcenie bohaterki potrafiły wycisnąć łezkę czy dwie. Nawet u tak zimnej ryby, jak ja.
Dlatego, obiektywnie rzecz biorąc, polubiłam Lugusa. Może jego zakończenia nie wzbudziły mojego entuzjazmu, ale to już chyba nieuniknione w przypadku tej gry. Prawdopodobnie cieszyłabym się znacznie bardziej, gdyby po uwolnieniu świata z „Psychodelici” wysilono się na coś więcej niż pokazanie nam grupki uczniów i szkoły. Albo gdyby ofiara MC okazała się ostateczna. W sensie – naprawdę trafiłaby do otchłani, a nie dostała tak przesłodzony ending. To prawdopodobnie utkwiłoby mi w pamięci i serduszku na dłużej. A tak? Szkoda, szkoda…
Gdybym miała go podsumować jednym słowem, to użyłabym „słodki”. Niestety, podobnie jak Lavan, Lugus cierpi na skutek niedopracowanych epilogów. Choć trzeba przyznać, że całkiem wzruszająco wypadł jako zabójca swojej ukochanej w zakończeniu – Girl End. Lubiłam też to jak gburowaty, a przez to zabawny się miejscami stawał. I właśnie przez te dodatkowe emocje, jakich dostarczyła jego postać w scenach komediowych, trudno byłoby mu nie dać wysokiego miejsca na podium!