Uwaga: jest to w większości recenzja zakończenia – stąd pełno w niej spoilerów!
Lavan jest charyzmatycznym dziedzicem klanu Wilka i starszym bratem Leviego. Początkowo, gdy MC została adoptowana do jego domu przez Franczeskę, chłopak nie był z tego powodu zadowolony. Matka nigdy nie okazywała mu zbyt wiele czułości, więc był świecie przekonany, że jest dla niej rozczarowaniem, a pojawienie się nowego dzieciaka (bękarta ojca?) mogło oznaczać, że zostanie zastąpiony i pozbawiony pozycji lorda w przyszłości. Im jednak więcej czasu ze sobą spędzali, tym bardziej Lavan przekonywał się, że nie ma powodów, aby obawiać się Jeda/Eiar, a wkrótce dzieci szybko się zaprzyjaźniły, bo zaczęły szanować swoją determinację.
Nie będzie również dużym spoilerem, bo w zasadzie można domyślić się tego już w prologu, że Lavan jest jedną z nielicznych postaci, które (spoiler) zna prawdę o płci Jeda/Einar (/spoiler). Ponieważ dziewczyna z jakiegoś powodu udaje chłopaka, to Lavan nie widzi powodu, aby zmuszać ją do ujawniania prawdy. Co bywa dla niego niekiedy bardzo męczące, zważywszy że zaczął darzyć swojego przybranego brata/siostrę uczuciami. Mimo to musi w jakiś sposób trzymać na wodzy swoje własne pragnienia, co będzie mu się udawało z różnym skutkiem.
Lavan będzie wsparciem dla MC, ilekroć zauważy, że czuje się ona niekomfortowo, np. gdy reszta będzie bardzo naciskać, aby napiła się z nimi piwa, a bohaterkę to przerazi, bo nie będzie pewna, czy nie ujawni wtedy przypadkiem swojego sekretu. Zauważymy wtedy, że Lavan praktycznie od razu interweniuje i pomaga jej w wymyślaniach jakichś kłamstw. Co nie znaczy, że sam nie korzysta z okazji, by ją trochę „po prowokować”. Dobrym przykładem jest tutaj scena w kościele, gdzie ksiądz Lawrence zaczyna wypytywać MC o jej doświadczenia miłosne. Bohaterka, udając Jeda, próbuje wtedy skłamać, że naturalnie ma jakieś, podobnie jak preferencje, a Lavan staje się wtedy nieoczekiwanym sojusznikiem księdza, by pociągnąć ją trochę za język. W innej scenie mężczyzna będzie opowiadał Jedowi o dawnych tradycjach brania ślubu w kościele… i tak się w swojej historii zapędzi, że zacznie odgrywać sceny z przysięgi małżeńskiej. Dopiero po chwili, przywołany po części do porządku przez Jeda, ochłonie nieco i dojdzie do wniosku, że jednak to nieco za daleko posunięta granica, jak na rozmowę dwójki facetów. XD
Jak wspominałam, kontrolowanie swoich uczuć nie będzie dla niego łatwe i najczęściej będzie dawał im upust, w momencie, gdy Jed/Eiar nie będzie świadoma jego obecności. Dobrym przykładem jest tutaj scena, gdy dziewczyna zasypia ze zmęczenia na kościelnej ławie, a mężczyzna znajduje ją przypadkiem i nie może sobie odmówić przyjemności, by jej wtedy nieco nie po dotykać. Zwłaszcza że nikt na nich nie patrzy. Podobnie jak gdy MC traci przytomność już tylko pod wpływem zapachu alkoholu, a Lavan zostaje z nią i opiekuje się aż do przebudzenia. Były to więc bardzo słodkie sceny i napisane ze smakiem, bo mężczyzna nigdy nie przekracza granicy przyzwoitości… no, prawie.
Jeden raz mu się to nie udało. A konkretne, gdy spotkali się razem w posiadłości Wilków, gdzie Jed/Eiar wpadła na moment, aby się nieco ogrzać. Ich rodzinne miasto zawsze bowiem jest skryte we mgle i pokryte śniegiem. Początkowo Lavanowi dobrze idzie udawanie, że jest tylko troskliwym bratem, dlatego masuje dłonie dziewczyny. MC co prawda jest nieco tym skołowana i próbuje nawet dość nieudolnie zmieniać temat np. pyta, dlaczego Lavan ma na dłoniach zgrubienia od miecza. Wkrótce jednak mężczyzna traci nad sobą panowanie, przyszpila ją do ziemi i zaczyna szeptać… cóż, bardzo niepokojące dla niej rzeczy. To chyba był pierwszy raz, gdy Jed/Eiar zaczęła się poważnie zastanawiać, czy takie zachowanie jest u rodzeństwa na 100% normalne …a jak myślisz, młoda? Ja rozumiem, że jej brakowało doświadczenia, ale istnieje jakiś poziom naiwności. 😉 Zresztą, trudno powiedzieć jak daleko posunąłby się Lavan, gdyby nie udało mu się w porę oprzytomnieć.
I chociaż wyraźnie nie ma jej za złe, że ukrywa przed nim prawdę, bo rozumie, że dziewczyną kierują jakieś ważne powody, to nie znaczy, że się nie obraża np. gdy Jed/Eiar podczas udzielania żołnierzom miłosnych rad po służbie deklaruje, że nie wolno poddawać się pod żadnym pozorem i o ukochaną należy walczyć do końca, jeśli uczucie jest szczere. Widać wtedy, że dziedzic Wilka jest jej postawą mocno zirytowany. Zresztą bardzo szybko urywa dyskusję, odpowiadając tylko, że gdyby musiał wybierać pomiędzy miłością a klanem, to zawsze wybrałby to drugie. (Co jak wiemy z kilku innych endingów, gdy Lavanowi puszczają hamulce, w żadnym razie nie jest prawdą = przykład Ending Wolf).
Z drugiej strony jego umiejętność do dyscyplinowania samego siebie okazuje się nie zastąpiona, gdy MC odkrywa prawdę o kamieniach potrzebnych do uruchomienia kalejdoskopu. Lavan posiada jeden z potrzebnych okruchów, które jak wiadomo, potęgują negatywne emocje i potrafią zesłać obłęd na swoich posiadaczy. Wchodząc do umysłu mężczyzny przy pomocy „mocy wiedźmy”, dziewczyna odkrywa, że targają nim przynajmniej dwie potężne emocje. Pierwszą jest nienawiść do ojca, który porzucił rodzinę, wskutek czego matka Lavana zawsze była nieszczęśliwa, a jej syn wprost stawał na głowie, by pokazać, że zostanie dobrym lordem, szanowanym i odpowiedzialnym, w przeciwieństwie do swojego staruszka. Drugą okazuje się pożądanie, co nie jest żadną niespodzianką, do Jeda/Eiar. Lavan dość szybko zaczął bowiem darzyć swoje przyrodnie rodzeństwo uczuciami, a w efekcie musiał walczyć sam ze sobą, aby nie ulegać instynktom. Na szczęście dla MC, ten bohater ma na tyle silną wolę, że udaje mu się opierać wpływom kamienia i trzymać swoje żądze na wodzy. Chociaż muszę przyznać, że oba CG z tej podróży do wnętrza umysłu były bardzo ładne… (przykład poniżej).
Im bliżej końca fabuły, tym więcej kart zostaje wyłożonych na stół. Sekret MC w końcu wychodzi na światło dzienne, ale Lavan nie gniewa się, że go okłamywała. Skoro jednak już oboje nie muszą udawać, bo Lavan wie, że Jed/Eiar zajrzała do wnętrza jego serca i wie już wszystko… to stawia ją przed dość kłopotliwym wyborem. Gdy bohaterka prosi go, aby został z nią na noc, bo najzwyczajniej się boi, ten się zgadza, ale tylko pod warunkiem, że dziewczyna zaakceptuje to, co to oznacza i czego może domagać się w zamian. Nie było to najmilsze zagranie z jego strony, chociaż może po prostu to efekt wpływu okrucha? W każdym razie, jeśli celujemy w ścieżkę Lavana, to nie ma wyjścia jak przystać na propozycję, w nagrodę otrzymując kolejne CG z pocałunkami i obściskiwaniem.
Potem w ich wątku nie dzieje się już dużo więcej, aż do samego finału. Kiedy Lugus i mieszkańcy oskarżają MC o bycie wiedźmą i szykują się do jej ukarania, Lavan wymyśla plan, w jaki sposób uwolnić ukochaną z więzienia. A jest nim… kolejne kłamstwo. Mężczyzna przekonuje nowego lorda Jastrzębia (już po pokonaniu Olgara), że Jed/Eiar jest jego żoną tylko, trzymali to w sekrecie. Ponieważ Wilki straciły już jedną lady – Franczeska została przez Jastrzębie zamordowana – to pozbawienie ich drugiej będzie powodem do krwawej vendetty. Lugus ustępuje wtedy, bo chce uniknąć kolejnych konfliktów (chociaż chłopak jest nieco smutny, bo wyraźnie kochał się w bohaterce… ale i tak chciał posłać ją to stos), a MC ląduje w posiadłości Wilków już jako żona Lavana… Ale, szczerze mówiąc, to rozwiązanie było niesamowicie naiwne. Rozumiem, że wcześniejszy atak na Franczesce był czymś niespotykanym (i wynikał z tego, że Olgarem kierował obłęd), ale w tym mieście już wielokrotnie podnoszono łapy na szlachcianki, gdy uważano je za wiedźmy – przykład Arii. Czemu więc teraz coś tak błahego, jak groźby Lavana miałoby ich powstrzymać? Bo Lugus nagle odnalazł zdrowy rozsądek? Pojęcia nie mam!
Zakończenie Lavana ogólnie mocno mnie rozczarowało, bo po całym tym wcześniejszym dramatyzmie i odkryciu prawdy z „Psychedelicą”, bohaterowie zachowują się nieco tak, jakby nie zrozumieli albo zapomnieli, o czym mówił Hugh. Jed/Eiar czuje się w posiadłości Wilków niepotrzebna, a nie może łazić sobie już spokojnie po mieście, by nie wpaść w łapy przedstawicieli Jastrzębi. Lavana zaś chyba dręczyła coraz większą frustracja seksualna, bo staje się dla bohaterki niezwykle zimny i nieprzyjemny. Zupełnie jakby miał coś jej za złe, a naprawdę niby ma żal do samego siebie. Dziewczyna bowiem nic do niego nie czuje, więc facet dochodzi do wniosku, że niby chciał ją chronić, ale tak naprawdę to, kierując egoistyczną zachcianką, uwięził ją w posiadłości jak w klatce – co sprawia, że zaczyna porównywać się ze znienawidzonym ojcem. Kiedy jednak MC udaje się po poradę miłosną do Ashena Hawka (czyli ostatniej osoby na Ziemi, której pomocy bym w takim wypadku oczekiwała), Lavan przypadkiem podsłuchuje ich konwersacje i odkrywa, że Jed/Eiar wszystko sobie przemyślała i chciałaby zostać prawdziwą „żoną Wilka”. (Nic dziwnego, w przeciwnym razie pewnie by umarła z nudy!).
Mężczyzna nie daje wtedy długo na siebie czekać. Praktycznie od razu napatacza się jej „przypadkiem”, aby mogła szybko przejść do wyznania miłosnego, a on do obściskiwania. Stąd parka ląduje ponownie w kościele, gdzie jeszcze raz odtwarzają scenkę, którą odgrywali, gdy Jed/Eiar jeszcze udawała chłopaka. Teraz jednak nie muszą się już powstrzymywać ani obawiać. Powiedzmy więc, że dostają swój happy end, chociaż jak wiemy, świat, w którym żyli, i tak był skazany na zagładę i to tylko takie odwlekanie nieuniknionego…
I teraz powiem szczerze, że mam bardzo mieszane uczucia po tym wątku. Zacznę od tego, że zwykle nie lubię bohaterów w stylu Lavana, czyli takich „pozbawionych skazy liderów”, bo poważnie na jego temat trudno powiedzieć cokolwiek złego. Był opiekuńczy, spostrzegawczy, odważny, waleczny, mądry, sprawiedliwy… i och, i ach… Ale to będzie guilty pleasure tym razem, bo naprawdę polubiłam skurczybyka. Może to przez głos Hino Satoshi? Nie wiem! Nawet jego mroczne myśli nie były znowu takie straszne. Nienawiść do ojca? A kto na jego miejscu nie byłby wściekły na tak leniwego i beznadziejnego starego? Ja z pewnością potrafiłabym to zrozumieć. Pożądanie do Jeda/Eair? Przecież to była bardzo ładna fantazja, potwierdzająca tylko, że jest młodym i zdrowym facetem. Nie zobaczyliśmy tam ani czego strasznego, ani upokarzającego czy nienaturalnego… Dlatego trudno było mu cokolwiek zarzucić. Był świetnym synem, bratem, mężem i głową klanu. Co bardzo mnie drażniło i żałowałam tylko, że nie dali mu czegokolwiek – nawet najgłupszej słabostki czy wady, aby przestał być taki miałki. (Ale widać wszystko, co złe, odziedziczyło się Leviemu).
Na dodatek, w tym nieszczęsnym zakończeniu, mam wrażenie, że Lavan był nieco out of character. Może gdyby częściej fochował się na MC byłoby to dla mnie łatwiejsze do zrozumienia, ale on zupełnie nagle przestał z nią gadać i unikał kontaktu… ot tak. A wcześniej, przez całą fabułę, wybaczał jej dosłownie wszystko. Niczym oaza zrozumienia. Więc co się stało? Bo go nie kochała? Wiedział o tym, gdy składał jej propozycję! Bo chciał ją zaszantażować? No to się udało, ale trochę to niefajnie wypaczyło i przedstawiło ich dalszą relację, która na początku była bardzo urocza i zdrowa. Zresztą, sam początek opowieści, gdy my wiemy, że on wie itd., ale się ukrywa i jest w swoim uczuciu taki nieszczęśliwy czy osamotniony, był naprawdę ładny. Osobiście szczerze żałowałam chłopaka i kibicowałam mu w każdej scenie, gdy dosłownie inicjował i skradał te krótkie, romantyczne momenty…
Jako lord Wilków staje się jednak dla mnie zupełnie niezrozumiały, podobnie jak nie podobało mi się, jaka zastraszona i smutna jest w tym epilogu MC. Ona poważnie boi się wychodzić chociaż za próg posiadłości, a ten pacan nie chce z nią nawet chwile porozmawiać, bo niby jest zajęty. Na dodatek wcześniej cały czas szanował ją za ciężką pracę, to dlatego podobno się w niej zakochał, ale teraz odmawiał jej brania udziału w jakichkolwiek zajęciach. Zupełnie jakby go nie obchodziło, czy ona tam siedzi w pokoju i patrzy na ściany cały dzień… (Witamy w świecie japońskich żon!). A przynajmniej tak długo, póki faktycznie nie zgodzi się spełniać swoich małżeńskich obowiązków, bo wtedy ma już pomysł, jak im wspólnie zorganizować czas 😛 Stąd, niestety, ale wielka szkoda, co finalnie zrobiono z tą postacią. Mam zresztą wrażenie, że początkowo to Lavan był kierowany na „chłopca z plakatów”, ale ktoś gdzieś po drodze zmienił zdanie i dlatego tak niezręcznie się z tego wyplątano. Widać to zwłaszcza podczas festiwalu, gdy jako jedyny z LI ma przyjemność tańczyć z MC, czyli spełnić funkcje faktycznego partnera, gdy innym przypadają znacznie krótsze scenki.
Niemniej, to nie tak, że zupełnie nie podobał mi się jego wątek. W pierwszej części ma najlepszą relację z bohaterką i zgarnia wszystkie najsłodsze sceny. A jak dodamy do tego wszystkiego bardzo ładny projekt postaci i kapitalnego seiyuu, to wydaje się, że dostaliśmy przepis na sukces. Niestety, samo zakończenie, było już mocno rozczarowujące. Nie wiem co się stało i czy scenarzystom zabrakło pomysłu. Lavan pozostaje jednak moim ulubieńcem w całej grze.
Mój Boże, ale piękne są te arty… Z kupowaniem gry sie wstrzymałam z prostej przyczyny – teraz wszystkie właścicielki blogów o otome będą nad nią siedzieć i ją opisywać. Uznałam, że oddam pałeczkę pierwszeństwa, żeby nie powielać tematu, ale aż mnie skręca jak widzę te piekne grafiki. Polecasz tak ogólnie tę produkcję?
Bardzo podobała mi się główna bohaterka i świat przedstawiony… ale fabularnie bywało różnie. Niektóre wątki są mocno takie se (chyba najgorzej wypadł w tym zestawieniu Levi). Mimo to polecam, bo to wciąż jedna z lepszych gier dostępnych po angielsku na PC. No i arty faktycznie są śliczne. Nabiłam w sumie chyba z 35 godzin – więc mocno wciągnęło. 😉
Tak swoją drogą mnie zastanawia jak Ty to robisz, że w zasadzie codziennie coś publikujesz. Wakacje i dużo czasu czy po prostu zabójcze tempo czytania? A może połowę rzeczy przeszłaś dawno temu i piszesz z pamięci? Mi osobiście przejście jakiejś visualki zajmuje 2 razy więcej czasu niż zakładają twórcy (wolno czytam i czasami muszę sprawdzić słownik), ale nawet gdybym robiła jak chcą twórcy, to z grzecznym słuchaniem dialogów przejście jednego wątku w topowej grze zajęłoby mi pół dnia. Mam wrażenie, że jakaś magia się wydarza w Twoim pokoju i na blogu.
Hej, dziękuję za ponowne odwiedziny i komentarz! Odpowiedź jest w sumie prosta: z wykształcenia jestem literaturoznawcą, więc pisanie analiz i recenzji przychodzi mi dość naturalnie. Zawodowo również jestem związana w pewnym stopniu z pracą nad fabułą/tekstem. (A bloga założyłam po części z sentymentu za czasami, gdy pisałam znacznie więcej niż obecnie). Pewnie dlatego moje recenzję powstają dość szybko, a sporo gier faktycznie przeszłam w przeszłości i teraz je sobie tylko „odświeżam”. Co jest o tyle ciekawe, że mogę porównywać to, co zapamiętałam z tym, jak te wątki podobają mi się po latach i jak oceniają je inni ludzie. Dlatego kompletnie nie przejmuj się, tym ile czasu zajmuje Ci przejście gry! Te statystyki zawsze są niemiarodajne. A dzięki grom cieszę się, że miałam okazję poznać również Twojego bloga. 😊
To ciekawe, bo zawodowo też miałam wiele wspólnego z pisaniem tekstów (copywriting). Mimo to, gdy chcę bardzo dopieścić swój tekst, napisanie mi takiej recenzji jaką u siebie umieszczam zajmuje mi kilka godzin. Nauczyłam się je odkładać na jeden dzień (można się opatrzeć z własnym tekstem i nie zauważać już błędów) i dopiero wtedy publikować wśród miliona poprawek. Pewnie miałybyśmy sobie wiele do powiedzenia ^_^