Są postacie, które się lubi, takie, których się nie lubi i trzeci typ, o którym nie wiadomo co myśleć. Reese zalicza się właśnie do ostatniego rodzaju, bo chociaż z jednej strony trudno było mi nie zauważyć, że ma skomplikowaną osobowość (co zasługuje na pochwałę), to przyznam szczerze, że nie budził mojej sympatii, stąd nie bardzo przejmowałam się jego losami. Obiektywnie należałoby jednak zaznaczyć, że twórcy przynajmniej się postarali, aby nie prezentować nam bohaterów jednowymiarowych. Dlatego byłoby niesprawiedliwym z mojej strony, aby tylko marudzić.
Zacznijmy jednak od podstaw. Bohaterem lub bohaterką (bo w tej grze, o dziwo, mamy wybór) „Hustle Cat” jest Avery Grey. Na potrzeby recenzji założę, że MC jest kobietą, bo w ten sposób przechodziłam ten wątek, ale fabuła dla obu płci jest dokładnie taka sama. Dziewczyna żyje w mieszkaniu ciotki i jest bezrobotna. Ogólnie sprawia wrażenie osoby bardzo nieodpowiedzialnej. Otacza się brudem, śpi do późna, nie chce jej się wkładać serca w szukanie pracy… Innymi słowy, jest jeszcze strasznie niedojrzała. Sytuacja zmusza ją jednak, aby wreszcie ruszyć tyłek i udać się do „A Cat’s Paw” – kociej kawiarni, gdzie poszukiwany jest pracownik.
Po kilku strasznie irracjonalnych pytaniach ze strony Gravesa – właściciela kawiarni, Avery dostaje robotę i trafia pod opiekę asystenta menadżera. Czyli właśnie Reese’a który jest bardzo młodym, ale zaradnym chłopakiem, poświęcającym się pracy z wielkim zaangażowaniem i bardzo szanującym swojego szefa. Co nie znaczy, że chłopak ma tylko same zalety… Reese jest bardzo cyniczny, by nie powiedzieć wprost, że zachowuje się jak straszny dupek w stosunku do reszty zespołu. Nie ma oporów, aby ich krytykować, a ze względu na swoją wysoką pozycję w kawiarni, lubi się trochę ze swoim stanowiskiem obnosić.
Już pierwszego dnia próbuje zrobić Avery „inicjacyjny” kawał – to znaczy zmusić do założenia głupiego uniformu, ale tej udaje się wykręcić i uniknąć ośmieszenia. Potem ich relacje długo pozostają… dość wrogie. Reese co prawda odpowiada na jej pytania, ale zwykle są to warknięcia albo pouczenia.
Sytuacja zmienia się, dopiero gdy dowiadujemy się wreszcie o klątwie. Wszyscy pracownicy restauracji, po opuszczeniu budynku, zmieniają się w koty. Nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje, ani jak pozbyć się zaklęcia. Dla niektórych jest to koszmar, dla innych – wręcz przeciwnie np. Finley uważa, że to fajna zabawa, a kocia forma pomaga jej zdobywać popularność na blogu. Oczywiście, Avery nie podchodzi do nowiny tak entuzjastycznie. Nie chce przemienić się w zwierzę, a fakt, że zaczynają jej wyrastać wibrysy, doprowadza ją prawie do zawału.
Dlatego pewnego dnia decyduje się śledzić Reese’a, który po opuszczeniu lokalu przyjmuje formę japońskiego bobtaila. A wtedy zwala się na dziewczynę cała masa innych prawd. Jej szef – Graves, jest czarownikiem (w oryginale. witch, ale nie mam pojęcia jak przetłumaczyć to na polski w męskiej formie, aby uniknąć „wiedźminów” czy „wiedźmaków” 😉). I to nie byle jakim, bo cholernie potężnym, co więcej Reese także ma magiczne zdolności i jest uczniem Gravesa. Chłopak pochodzi z bardzo znanej i silnej rodziny czarownic, a na dodatek jego ojciec i Graves przyjaźnili się za młodu, stąd zawsze byli ze sobą blisko.
Reese dorastał w otoczeniu magii. Potrafił czytać runy, zanim poznał angielski. Jego ojciec jest projektantem popularnej linii modowej BOY LUCK, a jego matka – dyrektorem finansowym. Reese utrzymuje swoje pochodzenie w tajemnicy, ponieważ nie chce być traktowany inaczej przez swoich współpracowników, ale szczerze powiedziawszy średnio, mu to wychodziło, bo woził się niesamowicie. Mimo to Reese ma rozległą wiedzę na temat magii, ponieważ studiował ją przez całe życie. Dużo ćwiczył zwłaszcza „rysowanie magii” – aby pójść w ślady swojego ojca, mimo że nie ma do tego talentu. A chociaż jego wiedza na ten temat jest bardzo rozległa, to nie był w stanie złamać klątwy przemiany w kota, co stało się dla niego przyczyną frustracji i kompleksów.
Zwłaszcza że niedługo po poznaniu prawdy Avery odkrywa sekretny tom w piwnicy… i uwalnia się od swojego problemu! Okazuje się, że dziewczyna także ma talent do bycia czarownicą, ale w jej przypadku używanie umiejętności przebiega bardzo intuicyjnie. Przeważnie wykorzystuje w tym celu śmieci – zwłaszcza puszki, którymi często się otacza, ponieważ technika każdej czarownicy jest kompletnie indywidualna.
Wydawałoby się, że po tym, jak bohaterowie odkryją wspólne cechy czy zainteresowania, to zaczną zbliżać się do siebie. Nic bardziej mylnego! Co prawda Avery robi „podchody” i zaprasza Reese’a do siebie, gdzie chwali jego rysunki, wiedzę, a nawet z czasem „wymieniają ślinę”. Ale trudno mi było zrozumieć, co ona w nim widzi, bo Reese nie przechodził transformacji typowego tsundere. Nie robił się opiekuńczy czy miły, ale coraz bardziej uwypuklał się jego kompleks niższości. Niby Avery coś tam pobrzękuje, że przez swój brak doświadczenia i ciągłe rumienienie się, chłopak jest w jej oczach najzwyczajniej uroczy, ale osobiście wolałabym, by go raczej trzasnęła niż pocałowała.
Im dalej w las, tym Reese robi się o umiejętności Avery coraz bardziej zazdrosny, na dodatek złości go jego własny brak postępu z „magią rysowania”. Kolejne istotne wydarzenie, które tylko podkopie jego pewność siebie, ma zresztą miejsce chwile później odkąd parka oficjalnie zaczęła ze sobą „kręcić”. Do A Cat’s Paw przybywa jakiś dziwaczny typ w stroju Gotha, który domaga się pojedynku. Najwyraźniej w świecie czarownic i czarowników, można odebrać komuś prawo własności do lokalu, jeśli pokona się go w walce. Z tego powodu Avery chce bronić swojego miejsca pracy… i wmanewrowuje w walkę Reese’a. A ten bardzo szybko udowadnia, że nie jest w stanie poradzić sobie z „dzwoneczkową magią” gotyckiego dzieciaka. Wszystkie próby Reese’a są natychmiast powstrzymywane, aż nie obchodzi się bez interwencji policji, która zabiera drugiego czarownika, bo dostała zgłoszenie o zaburzającym spokój kliencie. I chociaż sprawa niby jakoś tam sama się rozwiązała, to Reese jest zły po części na siebie, a po części na Avery, że tak go wystawiła.
Nie był to jednak ostatni atak na kawiarnie. Chwile później Avery zostaje zaatakowana przez Nachta – jakiegoś arcywroga Gravesa, z kijem baseballowym, który również próbuje zdobyć dla siebie lokal. Graves poświęca się, aby ocalić dziewczynę, a gdy Reese przybywa spóźniony na miejsce, odkrywa, że nie tylko stracił mistrza, ale – co najgorsze – że ten przekazał wszystko, co posiadał (w tym prawo do A Cat’s Paw) właśnie Avery, a nie jemu, czyli swojemu najstarszemu i najwierniejszemu uczniowi. Nacht kpi sobie wtedy bezlitośnie z chłopaka, wystawiając jego lojalność na próbę. I powiem szczerze, nie byłam przekonana, co Reese zrobi. Emanował takim gniewem, że wcale by mnie nie zaskoczyło, gdyby odwrócił się od Avery, a gra sprezentowała mi nieoczekiwany „bad ending”. Zresztą, w tym konkretnym wypadku, jego zachowanie było nawet wiarygodnie umotywowane. Oczywiście, bohaterka nie czeka bezczynnie, ale raz za razem przypomina chłopakowi, że teraz przecież są parą, że wszystko jest wspólne, że muszą się wspierać, że bez Reese’a niczego sama, by nie osiągnęła etc.
Ostatecznie przemawia do niego argument, że chce pomścić mistrza, a nie jakaś tam siła miłości. Ogólnie relacje romantyczne w tym wątku były nakreślone tak marnie, że faktycznie trudno byłoby mi uwierzyć, że zmienia zdanie tylko dlatego, że Avery go o to prosi. Dzieciarnia przenosi się do A Cat’s Paw, tam ostrzega innych o ataku i szykują się wspólnie do finałowego starcia z antagonistą. Przy okazji Reese odkrywa, że jego specjalną mocą nigdy nie była magia rysowania, ale teleportacja. To dzięki niej udaje mu się koniec końców uwięzić Nachta w „niebycie”. Co było dość okrutne, ale ten dzieciak w ogóle miał duży potencjał na zostanie antagonistą… W każdym razie, ku radości reszty grupy, okazuje się, że Graves także nie umarł, więc kawiarnia wraca do niego i konflikt został rozwiązany. Przy okazji para postanawia zostać ze sobą już oficjalnie i wspierać wzajemnie nie tylko w poznawaniu magii, ale i w rozwijaniu kariery Reese’a, aby także mógł zostać projektantem jak jego ojciec. (Nie wiem, co ma z tego Avery… ale widać, zgodnie z japońską zasadą pisania scenariuszy, MC nie potrzebuje własnych ambicji, skoro może kibicować LI).
A teraz, przechodząc do podsumowania, przyznam szczerze, że trochę dziwi mnie decyzja twórców, by to właśnie ścieżkę Reese’a uważać za kanoniczną. Przede wszystkim nie dowiadujemy się z niej niczego, co wyjaśniałaby główną fabułę np. o co chodziło z kocią klątwą, kim był Nacht i co tak naprawdę kombinował Graves? Niby mistrz przeklął Reese’a, aby chronić go przed innymi czarownikami i czarownicami oraz dać mu tym samym lekcje, ale wątek ten nie zostaje w żaden sposób pociągnięty, ani objaśniony.
Po drugie mam też ogromny problem, by w ogóle rozpatrywać to w kontekście historii miłosnej. Relacje Reese’a i Avery były po prostu zbyt chłodne. Jeśli z tak błahego powodu on się ciągle na nią wściekał i był zazdrosny, to potraficie sobie wyobrazić do jak pięknego, patologicznego związku, by to doprowadziło? Chłopak w pierwszej kolejności potrzebował długiej i solidnej terapii, aby przepracować swoje kompleksy, a dopiero potem powinien skupić się na randkowaniu! Mimo to właśnie wady Reese’a czyniły z niego postać ciekawą i wiarygodną. Rzadko spotyka się taki rodzaj bohaterów w grach otome, a nawet jeśli – to faktycznie są jakimiś wrogami z drugiego planu, a nie potencjalnymi love interest. Stąd trochę trudno było mi ogarnąć zamysł twórców i decyzję Avery.
…ale czy mogę w zasadzie ten wątek polecić? Nie wiem, mam bardzo mieszane uczucia. Miejscami nudziłam się jak cholera, Avery ze swoim nieodpowiedzialnym sposobem bycia głównie mnie irytowała, a jej żarty po rzekomej „śmierci” Gravesa były na poziomie rzucania się tortem, więc brawa za wyczucie dla scenarzystów. :/ Sam świat przedstawiony i główny problem potrafiły jednak zaciekawić, a Reese również podobał mi się za wielowymiarowość. Powiedźmy więc, że historia jest „taka sobie”… i jeśli nie macie aktualnie nic innego do ogrania, to nie będzie to strata czasu, ale gdybym miała cofnąć czas, to nie zależałoby mi też zbytnio na jej ukończeniu.