Ryszard jest jedną z najważniejszych postaci w całym „Beast and princess” stąd poznanie jego wątku, to już w zasadzie odkrycie wielu niespodzianek z głównej fabuły. Jako koń, Ryszard towarzyszy Julii (domyślne imię MC) od momentu, gdy uratowała go przed rzezią. Stryj Hubert był tak wściekły, że dumny rumak nie daje się nikomu dosiąść, że wolał go nawet zabić niż pozwolić, by zwierzę mu się sprzeciwiało. (Btw. Ja nie wiem, co jest nie tak z tym królestwem Weg, ale wszyscy są tam wyjątkowo podli dla zwierząt!). Wtedy w obronie Ryszarda stanęła Julia, która zaczęła opiekować się rumakiem, a z czasem zdobyła jego zaufanie. Koń zamieszkał później wraz z dziewczyną we wieży (tak, to nie żart) i stał się jednym z jej najbliższych towarzyszy. Zawsze pozwalał się jej pielęgnować, zabierał na przejażdżki czy słuchał, kiedy czytała mu książki. (Co będzie miało istotne znaczenie w dalszej fabule).
Oczywiście, idylla nie mogła trwać wiecznie – a w tym wypadku kończy się już w prologu XD. Kiedy niecny stryj Hubert przybywa do dziewczyny, aby pozbyć się jej, tak jak wcześniej zamordował królewską parę, to właśnie Ryszard pomaga MC w ucieczce. Od tej pory, nawet pod postacią zwierzęcia, staje się jakby liderem drużyny. Zwłaszcza gdy wskutek użycia magicznego proszku przybiera postać srebrnowłosego młodzieńca. To on będzie decydował o dalszych krokach, wydawał polecenia, strofował resztę paczki czy nawet oznajmiał, kiedy wolno im stać się ludźmi, a kiedy muszą dalej pozostawać pod postacią zwierząt. (Bo na przykład grozi im niebezpieczeństwo). Nie będzie miał przy tym oporów, aby wystawiać się na pierwszy front, gdy dojdzie do konfrontacji z antagonistami. Niestety, w odróżnieniu od Matheusa z „Beastmaster and princes” nie jest mistrzem miecza i taka postawa szybko kończy się dla niego odniesieniem ran… Chociaż z drugiej strony, teraz jak sobie przypominam, Matheus również nie wyszedł ze swojego pojedynku bez szwanku… Szrama przez całe plecy pozostała mu na pamiątkę nawet w dodatkach.
Tak czy inaczej, kiedy drużynie udaje się znaleźć azyl w mieście przestępców – Piscis, to właśnie Ryszard będzie najbardziej nieufny względem lorda Bartholda, ale jednocześnie nie zawaha się oddać w zastaw rodowe pamiątki (o czym dalej za chwilę), byle tylko zdobyć środki na utrzymanie drużyny. Mimo więc nieco zadufanego sposobu bycia i ciągłej krytyki w kierunku Macieja, Józefa i Ludwika, nie można było odmówić mu opiekuńczości. Szczególnie w kwestii bezpieczeństwa Julii. Może nie był on pierwszą osobą, z którą chciałoby się spędzić wolny czas, ale z pewnością raz za razem udowadniał, że można na nim w 100% polegać.
Zresztą początkowo para nie dogaduje się między sobą najlepiej. Dla Julii nawet jako człowiek, Ryszard pozostaje dokładnie tak samo trudny do odczytania, jak gdy był zwierzęciem. Młody mężczyzna jest zresztą bardzo oszczędny w okazywaniu emocji, (nawet jeśli od początku daje nam sygnały, że jest zauroczony Julią), to już nie najlepiej radzi sobie ze zdobywaniem sympatii. Spotkało go bowiem w życiu zbyt wiele przykrości. Jak odkrywamy w następnych rozdziałach, Ryszard nie urodził się jako koń. Tak jak Julia był człowiekiem i następcą tronu z sąsiedniego królestwa — Alusia. Podczas niefortunnego polowania z sokołami, dwa lata wcześniej przed bieżącą fabułą, ktoś obsypał księcia proszkiem, co w efekcie nałożyło na niego klątwę i przemieniło w rumaka. Od tej pory młodzieniec borykał się ze swoim problemem w samotności, nie wiedząc kto jest jego wrogiem, a kto przyjacielem aż trafił do Weg jako prezent od jakiegoś lorda z pogranicza i o mało nie został zgładzony przez Huberta.
A chociaż wydawało się, że odtąd będzie tylko gorzej, Ryszard z czasem polubił uwięzioną księżniczkę. Dlatego jej troski stały się jego własnymi i nie mógł jej, ot tak, opuścić tylko dlatego, że wreszcie znalazł sposób na odmienienie swojego stanu. Zresztą proszek i tak działał tylko krótkotrwale – a jedyną osobą, która potrafiła go przygotować była Julia, bo chociaż MC jest przedstawiana jako sierota na potęgę, to ma jakieś tam magiczne umiejętności. Ryszard potrzebował więc dziewczyny tak czy inaczej. W przeciwnym razie co z tego, że wróciłby do domu, skoro resztę dni spędziłby jako koń?
A jeśli się zastanawialiście, dlaczego nikt nie szukał zaginionego następcy tronu… to szukali. A w zasadzie głównie jedna osoba – instruktor szermierki i bezwstydny kobieciarz Ignacio. Cała reszta królestwa znalazła się bowiem pod wpływem zaklęcia złej Czarodziejki – Adele. Tej samej, z którą dogadał się Hubert, a która zamordowała nie tylko władców Weg, ale też króla Alusii i ojca Ryszarda. Btw. Ja rozumiem, że ten LI był pisany z myślą, by zrobić z niego wzorowego kuudere, ale chłopakowi nawet oko się nie zaszkliło, gdy usłyszał, że jego staruszek został zabity. Ba! Kompletnie go to nie obeszło. A skoro nie byli z ojcem w najlepszych relacjach… to czemu podobno król nie przeciwstawiał się Czarodziejce, bo stracił wole życia, po tym, jak jego pierworodny przepadł? To było bardzo dziwne i chyba mocno nieprzemyślane. (Chociaż jedna z podstawowych zasad tworzenia scenariuszy mówi, że żałoba nigdy nie służy fabule, bo blokuje akcje, to jakaś ludzka reakcja, choćby z 5 minut rozpaczy, by się przydało). O_o.
W każdym razie odnalezienie Ignacjo sprawia, że Ryszard dostaje motywacyjnego kopa i chce wrócić do Alusii, aby uratować jej mieszkańców. Na dodatek słowa Julii pomagają mu zrozumieć, że to nie kwestia książęcego obowiązku, ale jego własna wola. Widząc cierpienie uchodźców, nie chce dłużej zostawiać ich na pastwę losu. Dlatego – ze wsparciem przyjaciół – postanawia przygotować się do powrotu i pokonania Czarodziejki, a w następnej kolejności wesprzeć również Julię w jej staraniu o tron. Parka mocno angażuje się w pomaganie uchodźcom, czy to organizując im miejsce do zamieszkania, czy formułując nawet coś w rodzaju straży sąsiedzkiej.
W międzyczasie również romans kwietnie sobie w najlepsze, bo chłopak uczy Julię tańczyć (on ogólnie bardzo dużo pląsa, czy to tradycyjne tance dworskie, czy pokazowe sztuczki z mieczem) oraz przepisuje dla niej całą książkę. A ten nieoczekiwanie miły gest był przy okazji mrugnięciem oczkiem w stronę fanów serii. Nie muszę chyba mówić, że ulubioną powieścią Julii okazuje się historia o władczyni zwierząt i zaklętym księciu, spisana ręką niejakiego Klausa? 😉 Ryszard udowadnia przy tym, że ma pamięć praktycznie absolutną, bo nie tylko poświęcił masę czasu na przygotowanie prezentu (z czego pokpiwa sobie Ignacjo), ale musiał też jeszcze odtworzyć fabułę. Stąd liczyłam, że od tego momentu bohaterowie będą sobie wreszcie bliżsi i zaczną okazywać wsparcie…
…ale, nie! Niestety, Ryszard nie pozwala Julii sobie towarzyszyć i na finałową konfrontację z antagonistami zamierza wybrać się bez MC. Plany krzyżuje mu jednak lord Barthold, który daje dziewczynie wiadomość do przekazania = alibi, aby mogła popędzić za ukochanym. Ah, no tak, zapomniałam wspomnieć, że na tym etapie Julia już jest przekonana, że to, co czuje do Ryszarda, wykracza poza przyjaźń. A ponieważ, jak wspominałam wcześniej, jest absolutną niedojdą, to daje się uprowadzić, bo brakowało nam motywu panny w opałach. Poważnie… dlaczego nie mogli z niej zrobić zaradnej dziewuchy w stylu Tiany? Kto chce kibicować takim przegotowanym pierogom?! (Btw. w apce pojawia się sporo polskich potraw np. bigos, ale trudno było odszyfrować niektóre z nich po zobaczeniu angielskiego, fonetycznego zapisu… Wciąż w głowę zachodzę czym była „kishka”?).
Tak czy inaczej, w zależności od naszych wpływów u LI, możemy następnie zobaczyć smutne albo szczęśliwe zakończenie:
W bad endingu okazuje się, że Ryszard także dał ciała i znalazł się pod wpływem zaklęcia Czarodziejki. Chce odtąd żyć z Julią w świecie z iluzji i przekonuje ją, aby zapadła w magiczny sen. Co było dość mroczne, ale nawet interesujące. Nie spodziewałam się aż tak ZŁEGO zakończenia. Szkoda tylko, że nie dowiadujemy się, na co antagonistom była w ogóle księżniczka? Po strzępkach informacji, można się tylko domyślać. Zwłaszcza że gadają coś o idealnej „ofierze”, a w grze dawno nie pojawił się jakiś smok.
W szczęśliwym zakończeniu Ryszardowi udaje się przybyć na czas, aby uratować Julię i przy okazji dokonać dziwnego odkrycia. Chłopak nie jest wybitnym wojownikiem, ale od dzieciaka uczony był tradycyjnego, tajemniczego tańca mieczy. (Nawet jego własny ojciec wyrzucił mu kiedyś, że Ryszard bardziej nadaje się na bankiety niż na wojnę). Czegoś, co wygląda jak walka, ale tak naprawdę jest rodzajem zaklęcia/rytuału, przekazywanego sobie w królewskiej linii Alusii, a umiejącego pozbawić czarodziejki mocy. Tym sposobem, zamiast się tłuc, Rysiek wywija breakdance na parkiecie, magiczna różdżka Adele zostaje zniszczona, a ona sama spacyfikowana i uwięziona w Pelua Castle wraz ze swoim pomagierem.
Trudno jednak uznać taki finał za 100% szczęśliwy, bo ze względu na polityczne trudności, parka nie może być razem. Julia powraca do Weg, aby zostać królową po udanej rebelii Henryka, a Ryszarda czeka z kolei koronacja w Alusii. I chociaż srebrnowłosy następca tronu radzi sobie świetnie i jest kochany przez swoich poddanych, to 16-letnia dziewczyna musi się w zasadzie uczyć wszystkiego od zera. W końcu całej życie spędziła zamknięta we wieży. (To na cholerę w ogóle przekazywać władzę dziecku?). Oczywiście, od czasu do czasu, i tak muszą się spotykać, ze względu na proszek, a Ryszard coś tam obiecuje, że znajdzie sposób, aby mogli być razem – co w efekcie prowadzi do dość słodko-gorzkiego finału.
A teraz, przechodząc już do oceny, trudno nie zauważyć, że Ryszard pełnił w fabułę rolę zastępcy Matheusa. I nie uważam, że wypadł na tym polu dużo gorzej. Panowie mieli podobną ilość wad i zalet. Nie byli też na szczęście swoimi wiernymi kopiami. Stąd wierze, że gdyby główna fabuła „Beast and princess” była ogólnie ciekawsza, to postać Ryszarda tylko by na tym zyskała. Niestety, tak się nie stało, więc wycofany kuudere przy ślimaczej akcji stanowiły połączenie średnio udane. I nie mogły tego nawet uratować poboczne postacie, bo Julia była najzwyczajniej mdła i irytująca, a z faktycznymi zwierzakami, księcia niewiele łączyło. (W odróżnieniu od Matheusa i jego braci). Ja rozumiem, że to był świat baśni, ale Ryszard dość dobitnie pokazywał, że nie stawia się na równi w miśkiem, psem i kanarkiem. Czego nie można mu mieć w sumie za złe, bo reszta z paczki, to jednak średnie wsparcie, gdy ktoś ma na barkach ciężar całego królestwa.
Bardzo przeciętny scenariusz, na dodatek nietani i pozbawiony dźwięku (jeśli zainstalowaliście wersję ze Story Jar). Jeśli nie macie dostępu do innej edycji, to przyznam szczerzę, że nie warto. Chyba że jesteście absolutnym fanami świata „Beastmaster and princes” i nie chce Wam się czekać na jakąś premierę na Switchu… Sam Ryszard jako postać nie jest taki zły. Jakiś recenzent napisał o nim, że „po co czekać na księcia na białym koniu, skoro można mieć oba w jednym”? I to było całkiem trafne podsumowanie. Myślę więc, że znajdzie się sporo ludzi, którym pomimo wymienionych wad może spodobać się ten wątek.
(To prawdopodobnie najbardziej kanoniczny wątek po Czarodzieju, ale niestety zdecydowanie od niego gorszy).