Gry otome kochają wilkołaki. Co tu dużo mówić, zaraz obok wampirów to prawdopodobnie najpopularniejsze z nadnaturalnych stworzeń, jakie możemy uraczyć w tego typu produkcjach. Nic zatem dziwnego, że nawet w „Enchanted in the Moonlight”, grze która podobno dotyczy ayakashi, musiały się pojawić jakieś podobne stwory. Ale nie będę narzekać, bo Kyoga to w sumie jedna z sympatyczniejszych postaci z całej paczki. Dla niepoznaki nazywany tutaj „ookami”, aby tak wprost nie obnosić się z tym wilkołactwem.
Przypomnijmy, że bohaterką „Enchanted in the Moonlight” jest młoda, pracująca w bibliotece kobieta, która pewnego dnia odkrywa, że jej ciało ma zdolność dawania mocy ayakashi. (Taki talent ujawnia się u ludzi raz na 1000 lat, a MC jest potomkiem/reinkarnacją jakiejś freaking potężnej, magicznej księżniczki *ziew*). W sumie wystarczy kontakt fizyczny: a tym więcej energii bohaterka przekaże, im dana osoba znajduje się „bliżej jej serca”. To właśnie dlatego MC zaczynają prześladować różne nadnaturalne stwory – w większości wypadków, aby ją po prostu zjeść i potrzebuje ochrony ze strony jednego z liderów wielkich klanów ayakashi. W zamian za bezpieczeństwo dziewczyna musi zawrzeć z obcym facetem kontrakt = urodzi potomka swemu bodygardowi (który ma zostać w przyszłości władcą wszystkich ayakashi) + do tego czasu będzie robiła za akumulator, czyli ilekroć ayakashi będzie potrzebował mocy, to może sobie używać jej ciała… W przeciwnym razie dziewczyna może się od razu posypać solą czy pieprzem i czekać na potwora, który ją pożrę.
Stąd to nie tak, że miała jakiś wybór. Ayakashi targowały się z nią na zasadzie „wóz albo przewóz”. Na szczęście wybranie Kyogi na obrońcę nie okazało się tragiczne w skutkach. Przede wszystkim dlatego, że lider klanu ookami ma bardzo wyluzowany sposób bycia. To nie tak, że od razu ją napastuje 24h na dobę (jak Miyabi), czy obraża (jak Chikage), czy odreagowuje traumy (jak Yukinojo), albo ma ją zasadniczo gdzieś i wypełnia tylko rozkazy tatusia (jak Kiryu) itd. Kyogę szczerze ucieszyła jej decyzja, ale też nie wywierał na niej żadnej presji. Jak się okazuje, nasz przyjacielski wilczy demon ma bardzo łagodną naturę. I to do tego stopnia, że postrzega swoje obowiązki lidera klanu, jako przede wszystkim strażnika pokoju.
Jeszcze gdy był małym dzieckiem Kyoga był świadkiem wyniszczającej wojny z klanem Tora (tygrysami). Po zobaczeniu ogromu zniszczeń młodzieniec postanowił, że zostanie liderem klanu ookami, aby raz na zawsze powstrzymać konflikty. Tym sposobem zdobył sobie szacunek innych demonów, a po wielu trudach zawieszenie broni zostało w końcu osiągnięte. Dlatego dla Kyogi pakt z MC, to tylko dodatkowa sposobność, aby zrealizować swoje największe marzenie. Zapewnić mieszkańcom wioski ayakashi długie i szczęśliwe życie. Co nie znaczy, że widzi w niej tylko narzędzie.
Chwile potem wyznaje również, że jego fetyszem jest zapach. Jak wszystkie wilcze demony, Kyoga ma bardzo silny węch. Do tego stopnia, że będzie umiał wyczuć obecność innych ayakashi np., z którymi bohaterka rozmawiała w pracy. (Szkoda, że nie używał tego, by na przykład szybciej zorientować się o obecności wrogów… Widać, że scenarzystom się czasami zapominało). Jego nadnaturalny dar będzie jednak bronią obusieczną. Nasza heroina dość szybko odkryje, że aby pozbyć się ookami wystarczy silny zapach środków do prania. Czuły węch Kyogi uniemożliwi mu wtedy korzystanie z futonu. Można go więc tak skutecznie zniechęcić do amorów.
Ku mojej uldze i zmęczeniu powarkującymi LI, od początku Kyoga była dla MC bardzo sympatyczny. Czasami mówił jakieś niepokojące albo lamerskie rzeczy, ale zawsze okazywały się żartem. (Np. zaraz po wybraniu go na ochroniarza, Kyoga stwierdził, że MC chce po prostu tak rozpaczliwie mieć z nim dziecko. Eeeh… O_o Albo, że będzie z nią nocować, bo tylko tak ochroni ją od creepów, gdy sam zachowywał się jak największy z nich).
Żarty Kyogi służą przy okazji do podkreślania innej części jego osobowości. Kyoga tak bardzo nie lubi konfliktów, że stara się je bardzo szybko rozwiązywać. I nie mam tu na myśli wielkich, politycznych afer, ale nawet drobne sprzeczki między kumplami. Ookami nie jest przez to szczery ze swoimi uczuciami. W całej opowieści zdarzało mu się być bardzo pasywnym. A gdy już nawet raz powiedział, co naprawdę myślał, to chwilę później rzucał jakimś kiepskim żarcikiem, aby ukryć swoje intencje. W efekcie MC dość szybko zaczyna mu mieć za złe, że nie jest z nią zupełnie fair. Nigdy bowiem nie pokazuje, czego chce i bardzo szybko się poddaje, byle tylko uniknąć konfrontacji. Czasami zaś te zabawy słowne sprawiają, że dziewczyna jest mocno skołowana, bo nie wie, o co mu tak naprawdę chodzi np. jak powiedział, że uwielbia, gdy kobieta błaga „poczekaj!” albo „wypuść mnie!”, bo to normalne dla „każdego zdrowego faceta”. Czym szczerze ją wystraszył, nim dodał swoje typowe „I’m kidding!”. Poważnie, gościu? To miało być zabawne?
W wątku Kyogi pojawia się jeszcze jeden, istotny motyw. Jest nim rywalizacja. Wkrótce po zawarciu paktu i po tym, jak parka zaczyna się nawet lubić, Kyoga zabiera MC do wioski ayakashi, aby przedstawić ją klanowi. Początkowo dziewczyna jest podekscytowana, ale szybko przychodzi rozczarowanie, gdy Kyoga prezentuje ją starszyźnie. Słowa lidera ookami brzmią tak bezosobowo, że bohaterka ponownie przypomina sobie, że ayakashi potrzebują jej, tylko aby urodziła potomka. W końcu, jako osoba, nie ma dla nich żadnego znaczenia. Dlatego jej budzące się zauroczenie Kyogą, jest tak naprawdę naiwne…
A wtedy na scenę wkracza Aoi. Facet jest przyjacielem-rywalem Kyogi od dzieciństwa, który różni się od lidera ookami, niczym przysłowiowy ogień od wody. Kyoga jest pasywny, miły i pozbawiony ambicji, Aoi jest porywczy, pełen pasji i łatwo wpada w gniew. Z miejsca wyznaje MC, że się w niej zakochał i zamierza ją odbić. Co więcej, planuje także zdobyć posadę przywódcy klanu. Nie podoba mu się bowiem pobłażanie klanowi Tora i nie ma nic przeciwko, by ponownie dać im nauczkę. (…czy ktokolwiek traktował tego faceta poważnie? Z niego nie był żaden rywal, tylko chodząca parodia love triangle…)
I to chyba najdziwniejsza część wątku Kyogi, bo MC zaczyna się nagle zachowywać jak w miłosnej dramie o nastolatkach. Niby zdaje sobie sprawę, że wyznanie Aoi wzięło się znikąd, ale imponuje jej na tyle, że nie każe facetowi od razu spadać. Zamiast tego prowokuje nieco Kyogę, sprawdzając jego reakcję, a kiedy ten wytyka, że nie zamierza w tej komedii uczestniczyć, to bohaterka z miejsca się obraża i potem powtarza, jak została zraniona (i to przez kilka rozdziałów!).
Jakby tego było mało, to motyw z zazdrością powtórzy się jeszcze dwukrotnie: najpierw z przyjaciółką-ninja, która będzie pomagała Kyodze rozwiązać pewną sprawę, a która okaże się chodzącą seksbombą, (więc oczywiście MC ma kompleksy i śledzi partnera, a Aoi jej w tym pomaga), a potem z udziałem ayakashi z gatunku satori – Tsugumim, który będzie próbował zabrać MC dla siebie. A to znowu, zamiast kazać mu iść w cholerę, będzie się nad nim litować i dyskutować…
Koniec końców, gdy wojna z klanem Tora znowu zawiśnie na włosku, Kyoga wreszcie się przełamie. Nie tylko zacznie mówić otwarcie o tym, co naprawdę czuje i czego chce, ale też zawalczy o MC, nie godząc się po prostu z faktem, że ich relacja miałaby się, ot tak, po prostu rozpaść, po wszystkim, co przeszli. Dodatkowo zaimponuje mu odwagą bohaterki, odkąd ta będzie próbowała popierać jego pacyfistyczne ideały. Szkoda tyle, że tyle czasu jej zajęło, aby stać się heroiną z rodzaju znośnych, a nie tych, co tylko irytują swoimi dziecinnymi zagrywkami…
W kontynuacjach parkę czekają na szczęście znacznie ciekawsze wyzwania (i te były znacznie bardziej interesujące od fabuły głównej – pokazywały bowiem jakieś nowe problemy, a nie wałkowały ciągle te same motywy, jak ścieżki pozostałych panów). Jednym z nich jest przemiana w charakterze Kyogi pod wpływem pełni księżyca (w końcu jak jest się wilkołakopodobnych stworem, to do czegoś to obowiązuję). Innym wątkiem jest potrzeba MC, by jej chłopak dogadywał się też z jej ludzkimi przyjaciółmi. Wreszcie na głowę pary zwali się też matka Kyogi: polująca na zwierzynę babuszka-ayakashi, która nie widzi różnicy pomiędzy małym chłopcem a dorosłym mężczyzną, w którego zmienił się jej syn.
Należy przy tym podkreślić, że wątek Kyogi to kolejna z niedokończonych opowieści od Voltage. Urywa się, nim w ogóle dochodzi do ślubnej ceremonii. Dlatego tym razem nie zobaczymy epilogu ani nie dowiemy się jak finalnie MC połączyła fakt, że sama jest słabym śmiertelnikiem z życiem z długowiecznym demonem. Niby nie przeszkadza to tak bardzo w odbiorze, ale jednak szkoda, że firma porzuciła kolejną aplikację. To bardzo zniechęca to kupowania jakichkolwiek historii, gdy nigdy nie ma pewności, czy warto w nie inwestować. Zwłaszcza że nie kosztują mało.
Kyoga to jednak fajny bohater i wyjątkowo w porządku LI. Na tle pozostałych panów był aż podejrzanie złożony. Miał od nich znacznie więcej zalet, wad, ale i rozterek, jak na przykład śmieszny kompleks za dzieciaka, że jego ogon jest zbyt kudłaty i wielki XD. Podobnie jak Yukinojo nie zapominało mu się, po co w ogóle przybył do MC, ale nie traktował jej równie podle. Dlatego został zaprezentowany jako idealny przywódca klanu, który zawsze kierował się dobrem ogółu i był gotowy poświęcić swoje szczęście, ale bez przesadnego patosu. (Tzn. jakiś był, ale na strawnym poziomie). Na dodatek, gdy występował gościennie w innych wątkach, to zawsze był dobrym kumplem MC i udzielał jej rad. Czy to na temat ayakashi, czy ogólnie życia. Stąd to zdecydowanie jedna z najbardziej dopracowanych postaci w „Enchanted in the Moonlight”!