Miłość jak z tragedii o „Romeo i Julii”? Wątek księcia wróżek – Falknera, skupia się na pokonywaniu przeszkód, które niekiedy rozdzielają na zawsze kochanków. To zdecydowanie najbardziej smutna i nieszczęśliwa ze wszystkich opisywanych miłosnych przygód Rosemary. Przypomnijmy, że bohaterka „Rose of Winter” pracuje jako ochroniarz i marzy o zastaniu prawdziwym rycerzem. To dlatego podejmuje się eksportowania księcia wróżek, który jak się okazuje… zmierza na swój ślub. Chociaż książę nie ma pojęcia, kim jest jego wybranka, to jako patriota i osoba w 100% poświęcona swojemu królestwu, traktuje korzystny ożenek jak swój najważniejszy obowiązek.
Początkowo Rosemary i Falkner nie przepadają za sobą. Książę jest bardzo arogancki, ubliża dziewczynie, śmieje się, że jej wielgaśne nogi przypominają kolumny, co bardzo ją boli, bo i bez dogryzania Rosemary ma sporo kompleksów. Na dodatek Falkner bardzo podoba się jej wizualnie (ah, ten wąs!), dlatego można uznać, że zauroczyła się nim od samego początku. Niestety nie zdawała sobie sprawy, że została zatrudniona, by robić za muła. Książę bowiem głównie używa jej jako środka transportu – siedząc sobie na ramieniu dziewczyny i oglądając dzięki temu świat z góry.
Kiedy jednak facet widzi ją w końcu w akcji, gdy bohaterka pokonuje ogromne wilki i nie boi się nawet śnieżnego lamparta, książę dochodzi do wniosku, że źle ją oceniał i próbuje przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie. Gdy jest się tak malutki, jak on, ciągle trzeba komuś udowadniać, że nie można traktować go pobłażliwie. Stąd początkowo wrogość.
A skoro bohaterowie zaczynają darzyć się sympatią, czas na kolejne zwierzenia. Jak się okazuje, królestwo wróżek jest w bardzo złej sytuacji finansowej. Co z tego, że wybudowali piękne miasto, skoro nie mogą zarabiać na turystyce? Nikt się tam nie zmieści. Podobnie z ich akademią i wynalazkami. Maszyny latające skonstruowane przez wróżki, to w rękach innych ras zabawki dla dzieci. Tym sposobem ich ekonomia legła w gruzach, a królestwo znalazło się na granicy finansowego upadku. Stąd pomysł bogatego ożenku z dziewczyną, która pochodzi z bogatej rodziny wróżek. Niegdyś osoby, które nie mieszkały w królestwie, traktowano jako zdrajców. Ślub ma więc dodatkowo wymiar symboliczny. Poprzez wzięcie za żonę dziewczyny spoza królestwa, książę udowadnia, że otwarci porzucić dawne urazy i przyjąć pobratymców z otwartymi ramionami. (Zwłaszcza ich pełne złota sakiewki…).
Niestety, Falknier obawia się, że nie będzie szczęśliwy. W końcu nie wybiera ślubu z miłości. Na domiar złego zaczął żywić uczucia dla Rosemary, stąd proponuje jej wspólne spędzenie nocy. I jeśli zastanawiacie się, jak to niby miałoby zostać zrealizowane (zważywszy na ich różnice w rozmiarze)… to się nie dowiecie, bo twórcy bardzo przewrotnie zostawili to naszej wyobraźni, przechodząc do czarnego ekranu w trakcie trwania sceny. XD
Jeśli przez czas trwania podróży nie udało nam się zyskać dostatecznej ilości wpływów u Falknera, to książę ma kryzys wiary i dochodzi do wniosku, że nie może uciec z Rosemary. To byłaby zdrada jego ideałów i królestwa. Dlatego, chociaż z ciężkim sercem, żegna ukochaną i udaje się spełnić obowiązek. Jeśli jednak para zdołała się pokochać, to Rosemary decyduje się poświęcić i przerwać ich romans. Dziewczyna dochodzi do wniosku, że właśnie tego wymaga prawdziwa miłość. W przeciwnym razie musiałaby żyć ze świadomością, że przyczyniła się do zniszczenia ojczyzny swojego ukochanego. Na dodatek wie, że sama nie potrafiłaby porzucić dla nikogo marzenia o zastaniu rycerzem, co czyniłoby w niej hipokrytę. Później Rosemary w oddali obserwuje ślub i choć wie, że Falkner ją obserwuje z oddali, to cieszy się, że dzielą razem sekret jednej spędzonej nocy…
Kolejny bardzo króciutki wątek, ale równie zabawny i z ciekawym plot twistem, jak pozostałe. Przyznam szczerze, że spodziewałam się happy endu, a tu taka niespodzianka. Cokolwiek bowiem nie wybierzemy, parze niedane będzie być razem… Na dodatek w żaden innej grze nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, by LI mógł siedzieć ukochanej na ramieniu, a jej dłoń służyła mu za koc. Twórcy dalej więc kpią sobie z konwencji z uroczym stylu. Bo chociaż te opowieści nie powalają, to pewnie dłużej utkną mi w pamięci, ze względu na swoją oryginalność, niż niejeden pełnoprawny tytuł. Na dodatek Rosemary wykazuje tu niesamowici dużo odwagi, by zdobyć się na poświęcenie i wyjść ponad egoistyczne pragnienia. A gdy już wszystko się dobrze kończy, oddala ku zachodzącemu słońcu, by podjąć swoją wędrówkę i wrócić do życia bohaterki… prawie jak postać z westernu lub honorowy ronin.